Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. W Dalszą Drogę

~Callum~

Jak zwykle z Raylą spaliśmy ze sobą, mimo że mieliśmy do dyspozycji dwa łóżka. Było nam w ten sposób wygodnie, i oboje czuliśmy się bezpiecznie.

Zaczynało już świtać, gdy do pokoju ktoś wszedł. Byłem już na pół przebudzony, więc zdołałem ten fakt wyłapać.

- Wstawać gołąbeczki! Pobudka!

To była mała Ellis i Ava.

- Piękny dzień dziś mamy! Kwiatki kwitną, ptaszki śpiewają... Aż szkoda by było żebyście to przespali...

- Oooommmm - ziewnąłem wstajac - Htóła hodzina? - przeciagnąłem się i usiadłem na brzegu łóżka. Chwilę po mnie wstała Rayla.
- Eść Ellis! - powiedziała ziewając
- Jak wam się spało? Ezran mi powiedział że jesteście parą. Pokażesz mi swoją magię Callumie? Pokaż jak latasz... Prooooooszeeeeee...

Ciekawość dziewczynki była nieposkromiona. Zaśmiałem się i pogłaskałem Raylę.

- Nie wszystko na raz. Najpierw daj nam się obudzić i zjeść śniadanie.

Ellis wyszła a ja z Raylą zaczęliśmy się ubierać. Oboje musieliśmy tak naprawdę założyć tylko buty.

Nie mieliśmy okazji się przebierać ani nawet kąpać, więc chodziliśmy ciągle w tych samych ubraniach.

Wyszliśmy na zewnątrz. Wcale nie było tak pięknie jak mówiła Ellis.

Lało jak z cebra.

Osłoniłem naszą trójkę przed deszczem, i poszliśmy do Lujanne.

Nad stołem był rozstawiony baldachim, więc nic nie było mokre i mogliśmy w spokoju zjeść pierwszy posiłek.

Jedząc oglądałem mapę. Było na niej zaznaczone sześć punkcików - sześć splotów. Wczoraj Lujanne pokazała mi który to jest księżycowy, ale reszty nie wiedziała, bo nie były podpisane.

- Nad czym tak myślisz? - zapytała mnie Rayla.

Odpowiedziałem nadal patrząc w kartkę.

- Będziemy mieli tyle drogi... Musimy sprawdzić wszystkie sploty po kolei. To zajmie nam mnóstwo czasu...

- Nie musisz tego robić. Opanowanie wszystkich arkanów nie jest twoim obowiązkiem. Naszym jedynym zadaniem jest złapać i unieszkodliwić Virrena.

- I jak chcesz tego dokonać? Powiedzieć mu że jest złoczyńcą i kazać mu dać się zabić? On został WSKRZESZONY Z MARTWYCH! - zacząłem mimowolnie krzyczeć na Raylę - muszę opanować magię na tyle dobrze by móc się z nim mierzyć. On również miał czas by się szkolić w magii!

- Nie krzycz na mnie! Nic ci nie zrobiłam! - Rayla położyła dłoń na moim ramieniu - Będziemy tam razem. Razem się z nim zmierzymy. Ja fizycznie ty magicznie. Nie musisz umieć wszystkiego, ani wszystkiego robić sam.

- Przepraszam. To, ta perspektywa... Perspektywa, że będę musiał się z nim zmierzyć... Zmierzyć się z nim, a może nawet go... zabić... To... To mnie przeraża... Nie wiem, czy dam radę, czy będę na tyle silny by go zabić... Czy nie okażę się zbyt słaby...

- To że nie jesteś kogoś w stanie zabić, to wcale nie jest słabość. To jest siła. Ezran mi to powiedział. I ma rację. Zabijanie jest złe. Ale. Niestety w tym wypadku konieczne...

Wszyscy zamilkli. Wydawałoby się nawet, że deszcz ciszej uderzał o baldachim.

Po śniadaniu poszliśmy do komnat zbierać swoje rzeczy. Rayla miecze, ja kostkę i książki.

Mieliśmy wyruszyć zaraz po obiedzie do którego było jeszcze mnóstwo czasu.

Usiadłem na łóżku i zacząłem przerysowywać mapę, żeby nie musieć jej brać ze sobą i móc oddać ją Lujanne.

Zajęło mi to niecałe 15 minut. Jak tylko skończyłem poszedłem do czarodziejki oddać jej oryginał.

- Dziękuję. Przerysowałem sobie mapę.

- Czyżby?

- Tak.

- Możesz mi pokazać?

Wyjąłem ze swojej torby swój szkicownik i zacząłem kartkować strony. Kartkowałem przez jakiś czas, ale nie umiałem nigdzie znaleźć swojej pracy.

- Niepotrzebnie to przerysowywałeś Callumie. To jest specjalne zaklęcie, które sprawia, że informacja o splotach może być tylko na specjalnie przygotowanym papierze. O ile się nie mylę tak samo jest w przypadku Aavarosa.

- Ciekawe. Jak to się robi?

- To wymagające zaklęcie wymagające wielu potężnych magów aby je utrzymać. Zostaw proszę sobie moją mapę.

Do obiadu nadal było dużo czasu, a przed śniadaniem Ellis chciała zobaczyć moją magię. Poszliśmy razem nad jezioro.

- Co konkretnie chcesz zobaczyć? - zapytałem dziewczynkę

- Pokaż mi jak latasz. Proszę, proszę, proszę, prooooooszeeee...

Nie miałem przeciwwskazań, żeby się nie zgodzić. Użyłem już dobrze wyćwiczonego zaklęcia i kucnąłem przed Ellis.

- Wskakuj na barana.

- Serioo?!

- Jasne.

Dziewczynka wyskoczyła mi na plecy i chwyciła się szyi.

- Staraj się mnie nie podduszać i nie spaść spoko?

- Dobrze.

Wystartowałem tak szybko jak tylko potrafiłem.

- ŁIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!! JA LAAATTAAAAAAAM!!! WOHOOOOOŁ!!!

To była prawdziwa radość. Lataliśmy tak przez chwilę, aż nadeszła pora obiadu.

Wylądowaliśmy bezpośrednio przy stole.

- Ale było EXTRA!! Musisz mi obiecać że jeszcze kiedyś polatamy!

Zgodziłem się i usiedliśmy do posiłku. Na obiad była przygotowana przez Rayle kiełbasa z pomidorami i cebulą. Do tego mieliśmy jeszcze chleb.

Wszystkim smakowało, jak zwykle gdy gotuje Rayla.

Zjedliśmy i nadeszła pora by wyruszyć w dalszą drogę. Ellis poszła z nami przez las w kierunku miasta przy którym się z nami rozstała.

Czekała nas długa podróż. Pierwszy splot który postanowiliśmy odwiedzić był w głębi Katolis.

Reszta była w Xadii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro