16. W Dalszą Drogę
~Callum~
Jak zwykle z Raylą spaliśmy ze sobą, mimo że mieliśmy do dyspozycji dwa łóżka. Było nam w ten sposób wygodnie, i oboje czuliśmy się bezpiecznie.
Zaczynało już świtać, gdy do pokoju ktoś wszedł. Byłem już na pół przebudzony, więc zdołałem ten fakt wyłapać.
- Wstawać gołąbeczki! Pobudka!
To była mała Ellis i Ava.
- Piękny dzień dziś mamy! Kwiatki kwitną, ptaszki śpiewają... Aż szkoda by było żebyście to przespali...
- Oooommmm - ziewnąłem wstajac - Htóła hodzina? - przeciagnąłem się i usiadłem na brzegu łóżka. Chwilę po mnie wstała Rayla.
- Eść Ellis! - powiedziała ziewając
- Jak wam się spało? Ezran mi powiedział że jesteście parą. Pokażesz mi swoją magię Callumie? Pokaż jak latasz... Prooooooszeeeeee...
Ciekawość dziewczynki była nieposkromiona. Zaśmiałem się i pogłaskałem Raylę.
- Nie wszystko na raz. Najpierw daj nam się obudzić i zjeść śniadanie.
Ellis wyszła a ja z Raylą zaczęliśmy się ubierać. Oboje musieliśmy tak naprawdę założyć tylko buty.
Nie mieliśmy okazji się przebierać ani nawet kąpać, więc chodziliśmy ciągle w tych samych ubraniach.
Wyszliśmy na zewnątrz. Wcale nie było tak pięknie jak mówiła Ellis.
Lało jak z cebra.
Osłoniłem naszą trójkę przed deszczem, i poszliśmy do Lujanne.
Nad stołem był rozstawiony baldachim, więc nic nie było mokre i mogliśmy w spokoju zjeść pierwszy posiłek.
Jedząc oglądałem mapę. Było na niej zaznaczone sześć punkcików - sześć splotów. Wczoraj Lujanne pokazała mi który to jest księżycowy, ale reszty nie wiedziała, bo nie były podpisane.
- Nad czym tak myślisz? - zapytała mnie Rayla.
Odpowiedziałem nadal patrząc w kartkę.
- Będziemy mieli tyle drogi... Musimy sprawdzić wszystkie sploty po kolei. To zajmie nam mnóstwo czasu...
- Nie musisz tego robić. Opanowanie wszystkich arkanów nie jest twoim obowiązkiem. Naszym jedynym zadaniem jest złapać i unieszkodliwić Virrena.
- I jak chcesz tego dokonać? Powiedzieć mu że jest złoczyńcą i kazać mu dać się zabić? On został WSKRZESZONY Z MARTWYCH! - zacząłem mimowolnie krzyczeć na Raylę - muszę opanować magię na tyle dobrze by móc się z nim mierzyć. On również miał czas by się szkolić w magii!
- Nie krzycz na mnie! Nic ci nie zrobiłam! - Rayla położyła dłoń na moim ramieniu - Będziemy tam razem. Razem się z nim zmierzymy. Ja fizycznie ty magicznie. Nie musisz umieć wszystkiego, ani wszystkiego robić sam.
- Przepraszam. To, ta perspektywa... Perspektywa, że będę musiał się z nim zmierzyć... Zmierzyć się z nim, a może nawet go... zabić... To... To mnie przeraża... Nie wiem, czy dam radę, czy będę na tyle silny by go zabić... Czy nie okażę się zbyt słaby...
- To że nie jesteś kogoś w stanie zabić, to wcale nie jest słabość. To jest siła. Ezran mi to powiedział. I ma rację. Zabijanie jest złe. Ale. Niestety w tym wypadku konieczne...
Wszyscy zamilkli. Wydawałoby się nawet, że deszcz ciszej uderzał o baldachim.
Po śniadaniu poszliśmy do komnat zbierać swoje rzeczy. Rayla miecze, ja kostkę i książki.
Mieliśmy wyruszyć zaraz po obiedzie do którego było jeszcze mnóstwo czasu.
Usiadłem na łóżku i zacząłem przerysowywać mapę, żeby nie musieć jej brać ze sobą i móc oddać ją Lujanne.
Zajęło mi to niecałe 15 minut. Jak tylko skończyłem poszedłem do czarodziejki oddać jej oryginał.
- Dziękuję. Przerysowałem sobie mapę.
- Czyżby?
- Tak.
- Możesz mi pokazać?
Wyjąłem ze swojej torby swój szkicownik i zacząłem kartkować strony. Kartkowałem przez jakiś czas, ale nie umiałem nigdzie znaleźć swojej pracy.
- Niepotrzebnie to przerysowywałeś Callumie. To jest specjalne zaklęcie, które sprawia, że informacja o splotach może być tylko na specjalnie przygotowanym papierze. O ile się nie mylę tak samo jest w przypadku Aavarosa.
- Ciekawe. Jak to się robi?
- To wymagające zaklęcie wymagające wielu potężnych magów aby je utrzymać. Zostaw proszę sobie moją mapę.
Do obiadu nadal było dużo czasu, a przed śniadaniem Ellis chciała zobaczyć moją magię. Poszliśmy razem nad jezioro.
- Co konkretnie chcesz zobaczyć? - zapytałem dziewczynkę
- Pokaż mi jak latasz. Proszę, proszę, proszę, prooooooszeeee...
Nie miałem przeciwwskazań, żeby się nie zgodzić. Użyłem już dobrze wyćwiczonego zaklęcia i kucnąłem przed Ellis.
- Wskakuj na barana.
- Serioo?!
- Jasne.
Dziewczynka wyskoczyła mi na plecy i chwyciła się szyi.
- Staraj się mnie nie podduszać i nie spaść spoko?
- Dobrze.
Wystartowałem tak szybko jak tylko potrafiłem.
- ŁIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!! JA LAAATTAAAAAAAM!!! WOHOOOOOŁ!!!
To była prawdziwa radość. Lataliśmy tak przez chwilę, aż nadeszła pora obiadu.
Wylądowaliśmy bezpośrednio przy stole.
- Ale było EXTRA!! Musisz mi obiecać że jeszcze kiedyś polatamy!
Zgodziłem się i usiedliśmy do posiłku. Na obiad była przygotowana przez Rayle kiełbasa z pomidorami i cebulą. Do tego mieliśmy jeszcze chleb.
Wszystkim smakowało, jak zwykle gdy gotuje Rayla.
Zjedliśmy i nadeszła pora by wyruszyć w dalszą drogę. Ellis poszła z nami przez las w kierunku miasta przy którym się z nami rozstała.
Czekała nas długa podróż. Pierwszy splot który postanowiliśmy odwiedzić był w głębi Katolis.
Reszta była w Xadii.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro