13. Ezran [2]
~Ezran~
Obudziłem się jak zwykle w wozie na sianie.
- Aaa!!! - nade mną stała Ellis, której na początku nie zauważyłem
- Wybacz nie chciałam Cię wystraszyć...
- Skąd się tu wzięłaś? - szturchnąłem Ellis po przyjacielsku - to był atak znienacka.
Do wozu wszedł Sorren
- Wybacz. Ja ją tu wpuściłem. Pomyślałem że noo...
- Spoko. Nic się nie stało.
Poszliśmy śniadanie. Nalegałem żeby Ellis usiadła obok mnir.
Ja byłem już częściowo przyzwyczajony do tego, że ludzie mi we wszystkim usługują, ale dla Ellis to była nowość.
Za każdym razem, gdy wyciągała po coś rękę ktoś ją uprzedzał i jej podawał.
- Jak ty to wytrzymujesz Ez?
- Co?
- No to że wszyscy robią to wszystko za ciebie?
- Od małego tak miałem. Teraz jak jestem "królem" to bardziej mi usługują, ale trzeba się przyzwyczaić. - nachyliłem się i niby szepnąłem dziewczynie na ucho, ale zribiłem to tak, żeby wszyscy słyszeli - oni chyba naprawdę nie rozumieją że mam swoje ręce, i mogę to wszystko sam robić.
Oboje zaczęliśmy się śmiać.
Po śniadaniu podszedłem jak zwykle w każdym mieście na rynek opowiadać ludziom o smokach, elfach i nowo zawartym pokoju.
- Niesamowite! - Ellis nie kryła zdumienia - Naprawdę istnieją inne elfy niż księżycowe?
- Gdyby nie było innych elfów to wystarczyłoby powiedzieć że to elfy, i nie potrzebna byłaby część "księżycowe"
- No w sumie to masz rację. - Ellis przez chwilę myślała - A pokażesz mi inne elfy?
- Są poza miastem. Nie chcieliśmy ryzykować rozdrażnienie ludzi, zanim nie przekonamy ich że elfy tak naprawdę są dobre.
- Oh, to szkoda...
Musiałem, się chwilę zastanowić, ale raczej nie zrobimy nic złego idąc ich odwiedzić
- Chyba możemy iść poza miasto się z nimi spotkać...
- To super! - krzyknęła zadowolona dziewczyna
Postanowiliśmy że pójdziemy razem z Sorrenem po obiedzie.
Oczywiście nie zapominając o Avie i Robalu.
Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy. Chwilę trzeba było przekonywać Sorrena, ale w końcu się zgodził pójść z nami.
Ellis pokazała nam boczną uliczkę którą się udaliśmy. Nie chcemy żeby ktoś za nami poszedł.
Elfy były kwadrans drogi od miasta. Była u nich ciocia Amaya, która poszła ich uprzedzić o wizycie.
~Ellis~
- Witaj królu Ezranie. - powitała nas Janai. Złota rycerka Lux Aurei - Witaj Ellis. Miło jest mi cię poznać.
Nigdy nie widziałam żadnych elfów poza Raylą i Lujanne, i tylko upewniłam się w przekonaniu że elfy są piękne.
- Awwww.... Mogę Cię dotknąć? - zapytałam elfkę która nas przywitała
- Odradzam. Jestem słonecznym elfem. Mogę Cię oparzyć w gniewie.
- Ale teraz się nie gniewasz? - zmartwiłam się
- Nie
- To znaczy, że teraz nie patrzysz?
- Nie
- To dlaczego nie mogę Cię dotknąć?
- Ahhh - elfka odpuściła - ewentualnie możesz...
Ciało elfki było ciepłe, ale nie gorące.
- Niesamowite... Gdybyś była człowiekiem to podejrzewałabym że masz gorączkę. Taką baaaardzo gorąca gorączkę
Zaczęliśmy się śmiać.
Byliśmy u elfów jeszcze przez godzinę, po czym Sorren powiedział że musimy wracać do obozu.
- Jutro wyjeżdżamy - powiedział Ezran - ale jeśli chcesz, to ty i twoi rodzice możecie jechać z nami. Twoi rodzice mogą pracować na zamku.
- Nie Ezranie. Tutaj jest mój dom, wspomnienia i przyjaciele. Nie mogę stąd odejść. Jeszcze nie. Ale będę Cię odwiedzać.
Ezran posmutniał i resztę drogi szliśmy w milczeniu.
Przechodząc koło mojego domu pożegnałam się z Ezranem i poszłam do domu. Opowiedziałam rodzicom i wrażeniach dnia, po czym poszłam spać.
Następnego ranka jak wstałam Ezrana już nie było.
Niepotrzebnie tak długo spałam . Nawet z nim się nie pożegnałam...
Zeszłam do salonu. Ava skakała wokół mnie, i drapała w drzwi.
- Chcesz wyjść na dwór mała?
Otworzyłam drzwi i zobaczyła przed nimi mały pakunek i kwiatek.
W środku była sakiewka pełna monet i list
"Droga Ellis!
Musieliśmy już jechać. Nie pozwolono mi zaczekać żeby się z tobą pożegnać. Ale zdążyłem szybko napisać list. Nie żywię do ciebie urazy że nie chciałaś jechać. Rozumiem cię. Zostawiam Ci tą sakiewkę monet, bo mówiłaś że macie ciężko. Możesz teraz należycie dbać o Avę i nie musieć jej nigdy w życiu zostawiać. Trzymaj się ciepło i pamiętaj o mnie.
Czekam na wizytę,
Ezran"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro