Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Rayllum

~Rayla~

Był chłodny, wiosenny wieczór. Siedzieliśmy z Callumem na szczycie iglicy, a z legowiska królowej słychać było głośne rozmowy i śmiechy.

Nie ma co się dziwić - Zym został odniesiony do domu, a wojna między królestwami ludzi a Xadią zakończona.

Słońce już się schowało pod chmurami, przez co te nabrały barwy shake'a karmelowego.

- Jak tu z tobą siedzę, to aż mam wrażenie że mogę zwyczajnie wyciągnąć rękę, i spróbować jak smakują chmury. - powiedziałam

- Tak w sumie, to czemu nie? - Odpowiedział Callum.

- Co masz na myśl... Aaaaaa...

- No nie mów że zapomniałaś... Smutno mi będzie...

Rzeczywiście zapomniałam o tym, że Callum cudem nauczył się latać kiedy skoczyłam z Iglicy, żeby pokonać Virrena.

- To jak? Hę? - Zapytał Callum wstając. - Czy wybranka mego serca ma ochotę na lot w blasku zachodzącego słońca? - Zapytał wyciągając rękę

- Będziesz stał aż się całkiem ściemni, czy może jednak zrobisz to swoje czary-mary i sobie polatamy? - odpowiedziałam sarkastycznie chwytając się wystawionej ręki żeby łatwiej mi było wstać.

Chłopak puścił moją dłoń i rozłożył szeroko ręce

- Manus Pluma Volantis - powiedział kładąc specyficzny "magiczny" nacisk na każde poszczególne słowo - Ręce Calluma się jakby wydłużyły i wyrosły z nich brązowawe pióra
- Przytul się mocno, bo nie chcę Cię musieć łapać.

Wtulilam się w Calluma, a ten odbił się od ziemi i poleciał.  Moje pierwsze wrażenie było takie, że zaraz spadniemy w dół.

Przeszło mi przez myśl że to może strach, ale momentalnie uświadomiłam sobie że to nie jest to - dużo gorzej było jak plynelismy razem z Ezranem łodzią. Nigdy więcej...

Teraz to była raczej ekscytacja.

- Ale tu jest... - zaczęłam

- Niesamowicie, nieziemsko, cudownie...? - Wtrącił Callum z miną dziecka które dostało wielki czterowarstwowy tort czekoladowy przekładany kremem waniliowym wraz z pozwoleniem na zjedzenie całego samemu.

- Mam wrażenie że to większa atrakcja dla Ciebie niż dla mnie. - Odpowiedziałam równie zadowolona

- Jestem tu z tobą, wolny, latam co istotne na własnych skrzydłach, Zym jest ze swoją matką, bo udało nam się razem odprowadzić go całego do domu, wojna została zakończona, elfy i ludzie są razem... Nie muszę o nic się martwić. Mam wszystko czego pragnąłem od momentu gdy Ciebie poznałem...

Przymknął oczy i pocałował mnie nawet nie zauważając, że wznosi się coraz to wyżej, i wyżej. Oboje czuliśmy w tym momencie dokładnie to samo co zawsze podczas pocałunku - wewnętrzne uniesienie, euforię płynącą z bycia jednością ze sobą nawzajem.

Otworzylam oczy, spojrzalam w dół i mocniej wtulilam się w Calluma

- Chyba... powinniśmy wracać na dól... Ziemia tak daleko... Jeszcze się o nas martwić będą...

- Przyznaj - po prostu się boisz

- Ty to się bój powrotu na Ziemię jak nie zrobisz tego teraz - odwarknelam, po chwili namysłu dodając - Tak, boję się i chcę już wracać na ziemię, proszę...

Chłopak skierował głowę w dół, i leciał z niewiarygodną szybkością w dół niemal w ostatniej chwili odwracając się nogami w dół i wychamowując

- Więcej mi tak nie rób - powiedziałam Rayla puszczając się i zostawiając na szyi chłopaka czerwone od wbitych ze strachu palców kręgi - chyba że chcesz żebym zwymiotowała w trakcie lotu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro