54. ... Mat
~Rayla~
Usłyszałam co się stało w legowisku i nie zwracając uwagi na sprzeciw Melereona szybko zbiegłam na dół. Co mnie obchodzi moja kostka, jeżeli na szali leży życie Calluma!?
- Callum, skarbie, trzymaj się, proszę... - klęknęłam w kałuży krwi własnego męża.
Wstążka na moim nadgarstku była już tak luźna, że mogłam ją zdjąć, ale bałam się, że jak to zrobię to on odejdzie na zawsze.
- Trzymaj się proszę, wiesz że Cię kocham... Nie zostawiaj mnie samej...
- Za chwilę odejdzie - powiedziała do mnie Królowa - Chcesz jeszcze z nim porozmawiać?
- Tak - powiedziałam połykając własne łzy
- Przeniosę twój umysł, więc usiądź pod ścianą bo przez chwilę będzie bezwładne.
Zrobiłam tak jak powiedziała królowa, i po chwili byłam w dziwnej czarnej pustce
~Callum~
Moje wspomnienia się skończyły i znalazłem się w dobrze znanej mi czarnej pustce. W moim umyśle.
- Callum? - usłyszałem głos Rayli, i odwrociłem się w jego stronę
- Callum?! - głos się powtórzył.
Znalazłem Raylę stojącą niedaleko ode mnie. Od razu gdy mnie zobaczyła pobiegła do mnie szybciej niż mógłbym o tym pomyśleć.
- Callum ja... Proszę trzymaj się... Nie odchodź...
- Bardzo bym chciał ale nie mam na to wpływu...
Przytuliłem płaczącą dziewczynę i pozwoliłem jej się pierwszy i ostatni raz w życiu we mnie wypłakać. Miałem zawsze nadzieję, że będę mógł z nią spędzić więcej czasu.
Miałem nadzieję że poznam nasze wspólne dziecko, że zobaczę jak dorasta... Że nauczę go jego pierwszych zaklęć i pomogę w czymkolwiek gdy będzie to potrzebne...
- Rayla? - zapytałem, gdy płacz ucichł
- Tak? - zapytała odsuwając się i ocierając łzy
- Wiem jakie imię będzie pasowało naszej córeczce - powiedziałem - Luna... Księżyc... Śliczne, prawda?
- Tak - powiedziała elfka uśmiechając się przez łzy - Będzie Luna, córeczka tatusia
Jeszcze raz się do siebie przytuliliśmy. Nawet, jeżeli jesteśmy tylko w moim umyśle, to chcę spędzić z moją Raylą jak najwięcej czasu.
- Muszę już wracać - powiedziała elfka - Jeżeli będę tutaj kiedy umrzesz, to to samo spotka i mnie.
- Trzymaj mnie za rękę do samego końca... Proszę...
- Tak...
Rayla opuściła mój umysł i zostałem sam. Już nie wrócę. Nie zobaczę świata pokoju bez wojen. Najwidoczniej nie było mi to pisane...
~Rayla~
Gdy tylko wróciłam do swojego ciała, elfka która pojawiła się dopiero dzisiaj uklękła obok Calluma a w jej rękach pojawiły się błękitne blyskawice.
Co się dzieje? Co ona robi Callumowi? Dlaczego? Leczy go? Dobija, żeby nie cierpiał?
W sumie wszystko mi jedno. Albo Callum przeżyje, albo nie. Nie ma innej opcji. Ja nie mam na to żadnego wpływu, więc dlaczego mam się tym martwić?
Elfka coś powiedziała, ale nawet nie słuchałam patrząc na Calluma. Wszyscy na niego patrzyli. Był w centrum uwagi. Jak każdy umierający bohater na przestrzeni dziejów.
Ktoś mną potrzasał mówiąc coś do mnie.
Wszystko mi jedno...
Uratujcie Calluma. Tylko tego teraz potrzebuję...
~Rotlea~
- Rayla? Jesteś tam? - potrząsnęłam osłupiałą przyjaciółką która przed chwilą wróciła do swojego ciała - Proszę, odezwij się...
Mała Rayla zawsze miała słabszą psychikę od innych Księżycowych elfów, ale nie sądziłam że kiedykolwiek zobaczę ją w aż tak opłakanym stanie.
Po jej policzkach płynęły dosłownie strumienie łez, o których pewnie nawet nie miała pojęcia, a włosy miała rozczochrane, i leciały jej do oczu.
Wogóle nie słyszała co się do niej mówi. Zupełnie nie zwracała uwagi na to, co się wokół niej dzieje. Może nie powinna była rozmawiać z Callumem w jego umyśle?
Spróbowałam odwrócić jej głowę w moją stronę, ale jej oczy zostały wpatrzone w chłopaka.
- Ray skarbie, ja Cię błagam... Wracaj do nas...
Przytuliłam przyjaciółkę dając jej jedyne wsparcie na jakie byłam w tym momencie w stanie.
~Astoria~
- Ile można? Dziewczyno! - powiedziałam gdy Elfka opuściła umysł chłopaka - W końcu możemy zaczynać...
Kiedy Rayla była w umyśle Calluma i podtrzymywała go na duchu, Melereon tamował mu na ile tylko może krwawienie.
Czarna magia jest, była i zawsze będzie zakazana, więc gdyby królowa wiedziała co chcę zrobić nigdy by mi nie pozwoliła. Powiedziałam jej tylko jak mogę uratować mu życie bez poświęcenia żadnej istoty.
Gdy Callum opowiedział Aaravosowi, jak użył czarnej magii bez esencji życiowej żadnej istoty jedynie tracąc przytomność, to zrozumiałam kilka rzeczy.
Po pierwsze elf potrafiący korzystać z energii pierwotnej może korzystać z czarnej magii bez użycia esencji żywych stworzeń, o ile potrafi używać arkanu któremu dane stworzenie odpowiada.
Mistrz Aaravos tworząc magię dostępną dla ludzi nie myślał o tym, jak dostosować ją na potrzeby elfów, bo potrafił korzystać z wszystkich pierwotnych arkanów.
Dopiero Callum który nie znał ogólnie znanych zasad czarnej magii i jej rzekomych ograniczeń mógł je przekroczyć.
Wszak wiadomo, że jeśli coś jest niewykonalne to wystarczy kazać to zrobić komuś, kto o tym nie wie...
Wypowiedziałam odpowiednie słowa czarnej mowy, nawet jakoś specjalnie o tym nie myśląc, i czerpiąc ze znanych mi czterech źródeł pierwotnych. Wokół moich rąk pojawiły się błękitne pioruny zdolne przekazać komuś energię życiową.
Uklekęłam obok Calluma i skierowałam zgromadzoną magię w jego stronę w celu jego uleczenia.
- Nie umrę od tego, ale będę przez jakiś czas mieprzytomna - powiedziałam do dwójki elfów które były na tyle świadome tego co się dzieje, żeby nie zapomnieć o moich słowach w natłoku wydarzeń dzisiejszego wieczoru - Zaopiekujcie się mną gdy skończę.
Nie użyłam do zaklęcia esencji żadnej żywej istoty poza samą sobą, więc królowa nie powinna mnie ukarać. Zwłaszcza że w zamian za uratowanie życia bohaterowi będę przez raczej dłuższy czas nieprzytomna.
~Callum~
Poczułem jakąś zmianę. Coś, jakby potworny ból, ale jednocześnie przyjemne uczucie odzyskiwania sił.
Spróbowałem wrócić do mojego ciała sprawdzić, co się dzieje.
Uchyliłem oczy. Leżałem w kałuży krwi.
Czyli jednak przeżyłem? Ktoś mnie uleczył?
Chwilę później czyjeś silne ręce podniosły mnie i poszły w nieznanym mi kierunku.
Wszystko widziałem jak przez mgłę, więc nie byłem w stanie poznać do kogo należała twarz.
Odwrociłem powoli głowę w drugą stronę, i spróbowałem wytężyć wzrok.
Zobaczyłem jak jakiś elf podnosi Raylę z Ziemi, i idzie za tym który niesie mnie. Wyglądała na przypomną, więc dlaczego trzeba było ją nieść?
Za Raylą jeszcze jeden elf niósł nieprzytomną postać, ale nie widziałem kto to jest.
Odwrociłem głowę z powrotem i zamknąłem oczy.
***
Obudziłem się wypoczęty w wygodnym łóżku, na którego brzegu siedział Ezran.
- Obudziłeś się w końcu?
- Jak długo byłem nieprzytomny?
- Nie wiem ile dokładnie, ale cztery dni temu dostałem wiadomość że wykonaliście misję i oboje z Raylą jesteście w Szpitalu Księżycowych Elfów. Podobno byłeś w ciężkim stanie, więc od razu przyjechałem i jestem tutaj już drugi dzień.
- Co z Raylą? Widziałem jak ktoś ją niósł tutaj.
- Nie mogę się z nią spotkać. Jest w ciężkim stanie psychicznym. Nie chce uwierzyć że żyjesz, i prawie wogóle nie rozumie co się wokół niej dzieje. Odpowiada tylko na informacje o Tobie.
- Muszę się z nią spotkać - powiedziałem wstając z łóżka
- Na pewno masz dosyć siły?
- Nie wiem, ale mnie to nie obchodzi. Idę do Rayli i kropka.
- Zawiozę Cię na wózku jeżeli Ci tak zależy. Nie przemęczaj się jeszcze.
Zgodziłem się na tą opcję i usiadłem w wózku przystawionym mi przez Ezrana. Był dosyć zimny, a ja byłem w samej koszuli nocnej.
Zrobiło mi się aż głupio, że ktoś musiał mnie przebierać, ale tamto ubranie było całe w krwi.
Dotarliśmy przed drzwi sali z napisem "Rayla. Stan: ciężki. Nieupoważnionym wstęp wzbroniony."
Czy aby na pewno powinienem tam wejść? Nie pogorszę stanu Rayli po prostu tak wchodząc? Nie zaburzę jej światopoglądu tym, że jednak żyję?
- O, Pan Callum! - powiedziała pielęgniarka która właśnie wyszła z pomieszczenia - Rozumiem, że chce się Pan spotkać z Panią Raylą?
- Tak
- Proszę za mną, najpierw muszę powiedzieć panu kilka ważnych rzeczy.
Weszliśmy do pomieszczenia zaraz obok pokoju Rayli. Był tam monitor na którym widać było Raylę w opłakanym stanie.
- Po pierwsze proszę nie poruszać narazie z panią Raylą żadnych trudnych tematów. Narazie musi wrócić do stanu optymalnego, i powinna przez jakiś czas zostać pod obserwacją. Po drugie...
Pielęgniarka mówiła, a ja słuchałem patrząc w ekran na moją biedną księżniczkę. Po około pięciu minutach zostałem zaprowadzony do pokoju obok.
Drzwi za mną się zamknęły, ale wiedziałem że wszystko co robię widać na telewizorze w pokoju obok.
Wstałem z wózka i podszedłem do łóżka w którym siedziała Rayla. Usiadłem obok niej i przytuliłem ją wkładając w to całe moje serce.
- Przepraszam, że skończyłaś w takim stanie - powiedziałem starając się to przekazać jak najdelikatniej i czule
- Callum? Ty żyjesz?
__________________________
Trochę późno wrzucam, ale to dlatego, że chciałam dopracować jak najlepiej ten rozdział przed jego opublikowaniem, bo według mnie jest najciekawszy spośród wszystkich.
Nie wiem czy jutro będę miała czas na pisanie, ale prawdopodobnie będzie jeszcze tylko jeden rozdział, a potem epilog.
Miałam trochę inne plany na utrzymanie Calluma przy życiu które trochę by przedłużyły książkę, ale zawsze jak piszę to robię to pod wpływem impulsu i tak jakoś różni się to co napiszę od planu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro