Rozdział 8
Ruby zauważyła podejrzanie ludzki gest u białego i ponadprzeciętnie dużego smoka. Chłodny wiatr muskał łuski, ustawiających się w krąg gadów, co dodawało im tajemniczości. Wyglądały jakby tworzyły swego rodzaju mroczną sektę, a ich syki można było uznać za podstępne szpety. Michael poruszył się niespokojnie. Przez jego głowę cały czas plątały się myśli, dotyczące słów dziewczyny.
- Podejdźmy bliżej. Nie zauważa nas. - oznajmij Michael, który z tej odległości nie był w stanie prawie nic dostrzec.
- Zauważą - odpowiedziała Hallsson. - Już dawno by nas wyczuły, gdyby nie sprzyjający nam wiatr.
Dziewczyna sama nie wiedziała dlaczego, ale wyczuwała charakterystyczny zapach dla gadziej skóry. Słyszała również ich wymianę zdań, co prawda nie rozumiała za wiele w niej sensu. Wcześniej była niemal pewna, że z powodu utarty krwi ma halucynacje. Aczkolwiek teraz jest zaczyna uważać, że jej zmysły na prawdę polepszyły się kilkukrotnie.
- Skąd masz tę pewność? - zapytał zdziwiony chłopak.
- Nie wiem - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Chłopak posłał jej wkurzone spojrzenie, którego nie zauważyła. Wpatrywała się tylko w odległy punkt, zupełnie go ignorując. Podczas spędzania wspólnego czasu często ją przyłapywał na myśleniu o niebieskich migdałach. Irytowało go to. Czuł, że zaczyna tracić do niej zaufanie. Bo przecież skoro dziewczyna przy nim się zamyśla to może oznaczać, że ma innego. Oczywiście to nie prawda, jednakże Michael coraz mocniej utwierdzał się w przekonaniu o rzekomej zdradzie Ruby.
Tymczasem stary smok stanął skrzydłami do Hallsson. Przez co Astriel przestał był w jej polu widzenia, zasłonięty ogromnym cielskiem. Nagle stwór zamachnął się prawą łapą w miejscu, gdzie powinien być brat heh ukochanego.
- Nie! - krzyknęła Ruby, podrywając się z miejsca.
- Co ty robisz?! - syknął jej towarzysz, ale było za późno.
Zostali zauważeni.
Nie mieli wyjścia i musieli uciekać, kiedy kilku z wrogów oddzieliło się od reszty oraz poleciało w ich stronę.
- Odbiło ci?!
- Nie, po prostu...
- Co nie?! Co nie?! Tam mógł być mój brat! Może mógłbym go uratować. Ale nie, ty nie pozwoliłaś mi tego sprawdzić, bo.. no właśnie bo co?! Bo takie było twoje przeczucie! A teraz się wydarłaś na cały las! Odkryły nas i...
Pierwszy smok zionął ogniem. Ledwo zdążyli tego uniknąć, chowając się za drzewami. Teraz niewinne rośliny zajęły się morderczym ogniem.
- Musimy wrócić do wioski. - stwierdziła z wyrzutami sumienia Ruby.
- PRZEZ CIEBIE NIE MAMY INNEGO WYJŚCIA
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro