Rozdział 2
Ruby, nie zważa na nic, po prostu biegnie. W tej chwili jedyne czego pragnie to ponownie znaleźć się w ciepłych ramionach Einara Hallssona. Przeciska się przez nie mały tłum gapiów, aby dotrzeć do środka zbiegowiska. Gubi po drodze Michaela, ale na razie jest to dla niej mało istotne. To co zobaczyła sprawiło, że się zlękła. Przy wyjściu z sektora, trzech lekarzy zabierało pięciu ciężko rannych myśliwych. Wśród nich nie było głównego łowcy. Po policzkach rudowłosej skapują łzy. Ruby załamana możliwą stratą, chciała szukać dalej, ale poczuła jak ktoś łapie ją za ramię.
- Tu jestem córcia - mówi wysuszonym głosem, uśmiechnięty Einar.
- Tato! Nigdy więcej tak nie rób! - krzyczy wkurzona, a za razem niewyobrażalnie szczęśliwa i przytula go z siłą swojej ogromnej tęsknoty.
Na jej gest mężczyzna cicho syczy z bólu. Przestraszona, odskakuje od niego i dopiero teraz zauważa ogromną szramę, sięgającą od klatki piersiowej aż po brzuch.
- O matko, nie chciałam - mówi skruszona.
- Spokojnie nic mi nie jest - uspokaja córkę. - Ale o reszcie naszych nie mogę tego powiedzieć.
- Nie obwiniaj się - odzywa się, chociaż wie, że to i tak nic nie da. - Ilu z Was przeżyło? Pamiętam, że wziąłeś ze sobą czterdziestu siedmiu w tym Astriela Kenvetcha.
- Przeżyło dziewięciu - mówi zmęczonym tonem. - Przykro mi... Astriel był wspaniałym wojownikiem. Gdyby nie on zgubił trop smoków, wszyscy by zginęli.
Po jego słowach Ruby zapala się w głowie lampka.
- To znaczy, że nie widzieliście śmierci brata Michaela? - pyta z udawaną obojętnością.
- Nie, ale to niemożliwe, żeby tak długo przeżył w naturalnym środowisku tych potworów - oznajmia Einar. W oku córki zauważa tajemniczy błysk i już wie co to oznacza. Wystraszony tym co głupiego może zrobić jego jedyne dziecko, zaczyna. - Nawet nie myśl, żeby...
Mężczyzna niedokańcza, gdyż ktusi się własną krwią.
- No nie wydaje mi się, żebyś był zdrowy, jak ryba - stwierdza zirytowana rudowłosa, wiecznym udawaniem twardziela przez ojca. - Lekarza!
Znani dziewczynie z widzenia ludzie, podchodzą do nich i nie obdażając jej nawet jednym spojrzeniem, podnoszą na nogi łowcę. Kiedy znikają za rogiem szpitala, młoda Hallsson szuka wzrokiem jednej osoby, która napewno zgodzi się z jej planem. Widzi Michaela Kenvetcha, kłócącego się z najmniej rannymi ognistej wyprawy.
- Gówno mnie obchodzi, że się poświęcił! Dlaczego go nie zatrzymaliście?! - krzyczy na nich przygnębiony. Ruby aż skręca w środku na ten widok. Tak bardzo chciałaby mu pomóc. - Dlaczego go zostawiliście? - dodaje załamany Michael.
- Tylko on się zgłosił, nikt nie chciał iść zamiast niego. To wielki bohater. - odpowiadają.
Dziewczyna brata zaginionego, widząc, że chłopak zaraz wybuchnie na Bogu winnych łowców, podbiega i odciąga go od tłumu.
- Słyszałaś? Gdybym tam był nie pozwoliłbym mu iść, już sam wolałbym zginąć za niego - stwierdza twardo.
Gdy Ruby jest pewna, że są na tyle daleko, że nikt ich nie usłyszy, odzywa się.
- Ale nie mogłeś tam być tak samo, jak ja - mówi smutno. - Mamy dziewiętnaście lat o rok za mało.
- Wiem - dodaje rozgoryczony. - Ale co jeśli przez to już nigdy go nie zobaczę, nie porozmawiam, nie pośmieje się z nim? - dodaje z lekkim uśmiechem, wracając do tych chwil wspomnieniami. Jednak szybko sobie przypomina o zaistniałej sytuacji i jego twarz wyraża piętrzący się ból.
- Mam plan - oznajmia dziewczyna. - Dzisiaj w nocy idziemy na poszukiwania twojego brata. Obiecuje Ci, że go znajdziemy.
Ruby może i jest nieostrożna i nazbyt odważna, jednak każdy wie o niej jedno. Nigdy nie łamie danych obietnic.
----------------------
Komentujcie i gwiazdkujcie to naprawdę duża motywacja!❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro