Zamówienie 5
Zamówienie KarmazynTheQueen ship Cinngale. Powiem jedno: to. było. trudne. Zachęcam do zapoznania się z piosenką. Jakoś skojarzyła mi się z tym one shotem. Jest krótka, acz smutna JAK CAŁY TEN SHIP. Przepraszam za długość ok.
Tekst dla ciekawych:
Every day I just feel so much, god fuckin dammit i just bleed so much,
I know i plead too much but i need your touch, cause without it I wont be someone
Wake up I wish I was dead, you were there when noone cared,
now my lifes full of despair, shaking and scared, i wasnt prepared,
THESE DEMONS ARE ALL IN MY HEAD
NEVER EXPRESSED, IT'S ALWAYS CONSTRAINED,
THESE THOUGHTS ARE JUST HAUNTING MY BRAIN, I JUST CANT EXPLAIN
All of this pain, going through each and every single one of my veins
The past is done, I cant change that,
I think it's time for me to just face facts,
All red is gone, my heart aches black,I might just go and blow my brains blank,
*coughing* why cant It just end? *gunshot* *gunshot* *gunshot*STOP, STOP IT, JUST GO AWAY, PLEASE!
pain...pain...pain..pain....pain...pain..NOTHING WILL EVER BE THE SAME
I CANT ESCAPE, THIS IS MY FATE,
WHY CANT THINGS JUST BE SO SIMPLY EXPLAINED,
WHY ARE YOU FADING, FLOATING EVADING, GOING ESCAPING,
YOU KNOW I CANT TAKE IT,
I JUST WANT TO LIVE IN PEACE, I JUST WANNA LIVE WITH EASE,
I JUST WANNA LIVE AND BREATHE, I JUST WANNA LOVE MY QUEEN.
-----------------------------------------------
Zachód słońca padał wprost na wysokie góry. Śnieg mienił się tysiącami kolorów, niczym łuski Lodoskrzydłych, leżących na wysokich szczytach. Nieboskrzydła Cynamon widziała tylko kilka razy osobników tej rasy. Nie wydali jej się zbyt ciepli. Jednak nie chciała o nich myśleć, kiedy dookoła niej panowało tyle serdeczności, zabawy i swobody. Odetchnęła głęboko, napełniając nozdrza zapachami zwiędłych liści, szeleszczących pod jej stopami i mnóstwem rozmaitego jedzenia, które czekało na języki i zęby.
Czuła się najszczęśliwszym smokiem na świecie, oglądając mnóstwo świętujących jesień Nieboskrzydłych. Na scenę nieopodal wchodzili muzykanci, z drewnianymi instrumentami w łapach, które za chwilę miały stworzyć cudowną melodię przywitania nowego roku. Po lewej stronie stały stragany z słodkimi plackami, pieczonymi krowami i cukrowymi żabimi nóżkami, z dołu rzeki. Z prawej zaś czekały na nią rozmaite pamiątki z tego cudownego zlotu Nieboskrzydłych. Drewniane statuetki, ozdoby, naszyjniki, malutkie instrumenty, lusterka, płaszcze z wyszytymi napisami. Cynamon nie mogła doczekać się, by obejrzeć po kolei każdy skarb, dotknąć go, poczuć jego fakturę i zapach. Chciała, by ten dzień był idealny.
I taki też będzie.
Bo w tym wszystkim potowarzyszy jej najprzystojniejszy, najsłodszy, najlepszy smok pod słońcem. Słowik. Cynamon wiedziała, że w całej Pyrri nie znajdzie drugiego takiego samego smoka, jak on. Słowik. To imię wywoływało w niej dreszcze rozkoszy, zachwytu, miłości. Mogłaby słuchać go bez końca, a i tak nigdy by się tym nie znudziła. Jego głos był sto razy przyjemniejszy, niż najbardziej utalentowani Nieboskrzydli śpiewacy. Mogłaby patrzeć w jego cudowne, iskrzące oczy, jak w najpiękniejsze klejnoty. Dotykać tych ciepłych łusek, wtopić się w jego silne objęcia i wsłuchać się we wspólny rytm ich serc.
Cinn uśmiechnęła się, a jej serce podskoczyło. Ten wieczór zapowiadał się przepełniony wspólną zabawą, ale festyn, to nie wszystko co ich czekało. Cynamon przygotowała dla Słowika małą niespodziankę... Będzie to ich pierwszy pocałunek.
Spojrzała w niebo, na pomarańczowe chmury. Były tak podobne do jego łusek.
Nagle coś zakryło jej oczy, a ona podskoczyła z okrzykiem. Znajomy śmiech wcale nie uspokoił jej dreszczy. Ciemność znikła, zastąpiona przez jasność światła. Cynamon odwróciła się i pisnęła, tym razem z wielkiego szczęścia.
- Cześć! – przywitał się, dokańczając chichot. Złożył z powrotem odbijające słońce skrzydła. Nieboskrzydłą otoczył przez chwilę zapach bzu, a potem z rozczarowaniem musiała się z nim rozstać.
- Myślałam, że nie przyjdziesz – pożaliła się Cynamon, udając złość. – Znowu się spóźniłeś.
- Spóźnianie się jest ostatnio w modzie – powiedział niewinnie Słowik. – Smoczyce to lubią.
- Tak? Ale nie ja. – Cynamon odeszła parę kroków.
- Słoneczko, daj spokój. – Słowik dogonił ją i stanął przed nią.
Smoczyca w ostatniej chwili zdusiła uśmiech. Kochała, gdy tak ją nazywał. Kochała, gdy tak na nią patrzył.
- Kto ci takich bzdur ze spóźnianiem naopowiadał? – spytała.
- Moja siostra. – Nieboskrzydły podrapał się po szyi.
- Nie przewidziałeś, że być może robi z ciebie głupka?
- No już, skończ z tymi fochami.
- Pod warunkiem, że nie będziesz się więcej spóźniał. – Smoczyca podniosła ogon do góry i ściągnęła nim pysk Słowika na dół. – Obiecaj.
- Obiszujsz – wymamrotał Słowik z jej ogonem na pysku. Gdy Cynamon go uwolniła, on zaczerwienił się cały.
- Niech będzie – mruknęła Cynamon.
- Popatrz, co mam – zagaił Słowik.
Cynamon dopiero teraz zauważyła, że Słowik trzyma coś za plecami. Wyprostował łapę, a w niej leżał bursztynowy naszyjnik, otoczony metalową obręczą.
- To dla mnie? – spytała smoczyca, gdy Słowik włożył ozdobę na jej szyję.
Słowik pokiwał głową i łagodnie spojrzał w jej oczy. Smoczyca poczuła, jak cała płonie.
- Dziękuję, kochanie – ucieszyła się.
Kochanie, kochanie, kochanie!
- Jest naprawdę cudowny – Wzięła błyszczący kamień w szpony. Promienie słońca przenikały przez bursztyn na wskroś, rzucając złote blaski na jej szyję. – Prześliczny.
- Cieszę się, że ci się podoba. Dobrałem kolory do twoich łusek, ale nie spodziewałem się takiego efektu. Chociaż nigdy więcej nie chcę bawić się w zaplatanie rzemyków – wyznał wyraźnie zadowolony Słowik i objął ją. – A więc, jak mi się odwdzięczysz?
Cynamon puściła naszyjnik, który uderzył leciutko o jej szyję. Spojrzała na niego przekrzywiając głowę na jedną stronę.
- Ahaaaa, rozumiem – powiedziała przeciągle. – Czyli do tego to wszystko zmierzało?
- Nieboskrzydła natura. – Słowik wzruszył ramionami. – Nie ma nic za darmo, promyczku.
- A jaka jest cena za naszą miłość? – spytała podejrzliwie Cynamon, chcąc wydusić z niego odpowiedź.
- Cóż... - mruknął Słowik, odwzajemniając jej przebiegle spojrzenie. - Jest ktoś, kto mógłby ją odkupić? Albo coś, za co byś nas oddała?
Smoczyca poczuła niepokój. Niepokój, że gdzieś w głębi serca Słowik podejrzewa ją o coś takiego. Ale dlaczego? Co robiła nie tak? Za mało czasu spędzali ze sobą? Może Słowik nigdy do końca jej nie ufał. Nie mogła wyobrazić sobie życia bez niego. To by było, jak życie bez skrzydeł.
Przełknęła ślinę, starając się, by jej głos pozostał niezachwiany.
- Oczywiście, że nie! – stanowczo sprzeciwiła się jego pytaniom.
- Czyli wygląda na to, że nasza miłość jest bezcenna.
Słowik uśmiechnął się, a Cinn zmusiła się, by odwzajemnić jego gest.
A co, jeśli mnie nie kocha? Co, jeśli mnie oszukuje? Albo jest ze mną z litości?, myślała gorączkowo.
To nie mogło się skończyć. Od kiedy pierwszy raz go zobaczyła, wiedziała że powstanie z tego coś więcej. Znali się przecież od czasów szkolnych. To nie mogło się skończyć.
Promienie słoneczne prześlizgnęły się po brązowych oczach Słowika, gdy ten poruszył się przed jej zamglonym wzrokiem.
- Wracając do zapłaty – powiedział po chwili. – Kiedy zamierzasz spłacić dług?
Cynamon słysząc jego lekki głos, rozpogodziła myśli. Dopóki byli razem, nic nie mogło pójść nie tak, prawda?
- Niedługo – odpowiedziała tajemniczo, łapiąc go za łapy. Wzdrygnęła się, gdy poczuła nierówność.
Obróciła opiekuńczo jedną z nich i przyjrzała im się. Dostrzegła małe cięcie.
- Co ci się stało? – spytała zaniepokojona.
Widok krwi od zawsze napełniał ją odrazą i strachem.
- To? To nic, zaciąłem się. – Wyślizgnął się z jej zatroskanych łap. – A co? – Jego głos przybrał szyderczy ton. - Mamusia się zmartwiła? Pocałujesz mnie w łapkę? Bo się rozpłaczę...
- Sam się pocałuj – prychnęła obruszona, a naszyjnik zabrzęczał na jej szyi.
- Oj, Cinn, nie tak ostro – zarechotał Słowik. – Ej, czekaj!
Dogonił ją przy stoisku z zapiekaną kukurydzą i wspólnie zaczęli obchodzić wszystkie wystawy. Otaczały ich tłumy, szum rozmów i zachęcających głosów sprzedawców, zapraszających do degustacji ich jedzeniowych wyczynów lub zakupu wymyślnych pamiątek. Cinn nie mogła zliczyć, ile smoków znajdowało się w tej małej dolinie. Z pewnością cała jej wioska i okoliczne wsie. Łąka była otoczona górami ze wschodu, na południe rozciągała się delta rzeki, za to na północ można było dolecieć do sławnej kryjówki smocząt przeznaczenia. Ile to już lat minęło, odkąd „ratują" świat? Pięć?
Skoczna muzyka zagłuszyła wszystkie inne dźwięki. Światła wielu pochodni dawały magicznie wyglądające iskierki, latające po niebie w kolorze mocnej czerwieni i ciemnego błękitu. Pomarańczowe łuski smoków zgromadziły się teraz blisko sceny i zlały się ze sobą, tworząc złudzenie wielkiego, wirującego ogniska. Był śmiech i taniec, nic nie wskazywało na to, że za górami toczy się właśnie kolejna bitwa. Nie słychać krzyków, zgrzytu zębów czy jęków agonii.
Przez głowę Cinn przeszła myśl, że nawet w tej dolinie, otoczonej zwykłymi wioskami, nie są do końca bezpieczni. Nikt przecież ich nie ochraniał.
Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak obecności żołnierzy. Sztandarów, włóczni, nieprzejrzystych spojrzeń? Jednak w powietrzu było zbyt lekko, by znajdowały się tu ciężkie ciała wojennych smoków.
Zapach bzu znów uderzył w jej nozdrza i na swoich plecach poczuła przyjemne ciepło. Jej oczy zetknęły się z piwnymi źrenicami ukochanego. Iskry z pochodni odbiły się w nich, chociaż myślała, że one same tak błyszczą. Tuż obok niego przystanęła inna smoczyca. Była większa, umięśniona... Zupełnie inna od Cinn. Jednak smoczyca uśmiechnęła się od niej, jakby znały się od lat.
Na początku oszołomiona Cynamon nie rozpoznała jej, ale po chwili krzyknęła radośnie.
- Nefryt!
- Cześć, Cinn – przywitała się większa smoczyca z uśmiechem. – Zmieniłaś się przez te dwa lata.
- Już myślałem, że nie rozpoznasz mojej siostry. – Słowik zwrócił się do Cynamon. – Wróciła wczoraj ze służby na pustyniach.
- Cieszę się, że wróciłaś cała i zdrowa.
- Pomyślałam, że wpadnę i zobaczę coś innego, niż stertę zakrwawionych trupów – dodała Nefryt, po czym roześmiała się z asystą Słowika.
Cinn nerwowo spojrzała na łapę Nieboskrzydłego, po czym na strudzone ciało swojej mentorki. Zastanawiała się, czy Nefryt kiedykolwiek zapomni to, co zobaczyła podczas bitew.
Pamiętała dokładnie dzień, kiedy ją poznała, a przy okazji Słowika. W zasadzie znała ją wcześniej. Była znana w szeregach wojska Czerwieni. Najlepsza wojowniczka, która znajdywała czas by przyjeżdżać do wiosek i pokazywać sposoby walki, kształcić najmniejsze smoczęta. W oczach Cynamon rosła z każdą wizytą, przypominała sobie jej słowa, gdy wzdrygała się na widok krwi.
Lecz pewnego dnia Nefryt przyprowadziła do JEJ szkoły swojego brata. Jakaś nieznana jej śmiałość nakazała jej przywitanie Słowika, a ich znajomość trwa do dziś. Ale dopiero od niedawna zdecydowali się pójść o krok dalej.
Kiedy Nefryt wyjeżdżała na swoją pierwszą wyprawę poza królestwo, poprosiła Cinn o opiekę nad jej bratem. Nieboskrzydła dotrzymywała obietnicy aż do dziś.
- Dobrze cię znów widzieć – powiedziała, z gorzkim posmakiem w ustach.
- Ciebie również. – Nefryt puściła do niej uśmiech, za którym kryło się inne zdanie, niż to wypowiedziane.
Dotrzymałaś obietnicy?
Cynamon przytaknęła, jakby w uznaniu dla Nefryt, znowu przekazując ukrytą wiadomość. Potem między smokami zapadła cisza, zagłuszana przez gwar tłumu i muzyki.
- Idziemy? – spytał Słowik w swój wesoły, choć trochę wyzywający sposób. – Muzyka jest porywająca.
Cynamon poczuła, jak oblewa ją rumieniec. Tańczyć? A co, jeśli wszystko zepsuje? Wolała patrzeć, jak robią to inne smoki.
- Zostawię was samych – rzuciła Nefryt i odeszła w swoją stronę.
Słowik wziął ją za łapę i pociągnął bliżej ognistego tornada smoków. Uśmiechnął się zachęcająco i splótł z nią ciasno ogon. Cynamon dała się wprowadzić między wesoło pokrzykującą gromadę.
Wkrótce niebo zaszło gwiazdami, a pochodnie rozjarzyły się. Tańczący skupili się w kręgu, a grajkowie zagrali kolejną, głośną i skoczną piosenkę. Słowik przyciągnął ją i zaczął rytmicznie przesuwać łapami w szybki rytm, tak zgrabnie, że Cinn ledwie mogła uchwycić wszystkie ruchy.
- To proste – zachęcił ją, przekrzykując wrzawę. – Patrz.
Powtórzył cały układ, wystukując rytm. Smoczyca zerknęła na inne pary. Partner kręcił łapami, podobnie do Słowika, za to partnerka wślizgiwała swoje między jego ruchy. Ich ciała idealnie zlewały się ze sobą, lecz oni nie zdawali się tego zauważać. Patrzyli na siebie, śmiejąc się i rozmawiając.
Cinn zaczęła powoli powtarzać ruchy, które pokazał jej ukochany. Wsłuchała się w muzykę. Nagle jej ciało zaczęło samo łapać melodię, a łapy podrygiwały niekierowane jej wolą. Taniec stał się płynny i pełen... szczęścia. Taniec na uczczenie nowego roku. Zdziwiona własnym powodzeniem skierowała oczy ponownie na Słowika. Obdarzył ją uśmiechem i parsknięciem.
- Szybka jesteś – zażartował i przyłączył się. – I zdolna.
Gdy ona stawiała krok w tył, Słowik natychmiast uzupełniał pustkę, przesuwając się w przód. Wspólnie uskoczyli w bok, lecz nie na długo, bo muzyka kazała im skoczyć na drugi. Zatoczyli koło, nie puszczając swoich ogonów, a muzyka nakazała Cynamon wskoczyć w środek koła, tak samo jak innym smoczycom. Poczuła, jak Słowik przyciąga ją z powrotem, toteż poddała się mu. Zrobił to tak szybko, że Cinn wstrzymała przez chwilę oddech. Migająca czerwień oszołomiła ją na chwilę i nim zdążyła rozpoznać każdy otaczający ją szczegół, znów znalazła się naprzeciwko swojego partnera. Smoki krzyknęły wesoło i tupnęły o ziemię. Pary zawirowały ponownie, przesuwając się w prawo. Słowik podniósł oba skrzydła i uformował niby dach, więc Cynamon podświadomie zrobiła to samo. Ich skrzydła złączyły się, tworząc przytulny namiot.
- Hej! – tłum powtórzył, tańcząc coraz szybciej.
Cinn zamknęła oczy, czując że ilość dźwięków jest zbyt przytłaczająca. Bała się powonnie uchylić powieki, z obawy przed czymś strasznym. Wyobraziła sobie pustynne pole walki. Wszędzie powykręcane ciała...
Nie myśl o wojnie!, upomniała siebie po raz kolejny, otwierając oczy. To najpiękniejsza chwila w twoim życiu.
Jednak zobaczyła jedynie orzechowe oczy jej wybranka, patrzące się głęboko w jej duszę. Niepokojące uczucie w klatce piersiowej stało się żywym płomieniem. Ciepło rozlało się po całym jej ciele.
Cynamon przestała rozumieć samą siebie.
Muzyka zwolniła tak, że Cinn myślała że to już koniec. Jednakże pary tańczyły dalej, tym razem bliżej siebie i oddzielnie, niczym dwa płynące na wietrze płatki róży. Słowik delikatnie przyciągnął partnerkę do siebie czując jej spięcie, a ta wpatrzona w jego iskrzące oczy nie mogła zrozumieć, co dzieje się w jej głowie.
- Cinn... - wymruczał Słowik, gdy tak pogrążyli się w milczeniu.
Zamglony wzrok smoczycy nie odpowiedział mu.
Słowik odczekał chwilę, jednak gdy smoczyca nie dała mu znaku życia, przycisnął ją jeszcze mocniej do siebie, co wydawało się niemożliwym. Cinn poczuła, jak ich łuski zgrzytają i ocierają się o siebie; ocucająca iskra przeszła przez jej ciało.
- Przepraszam... – szepnęła nieco zdezorientowana, zapadając się w głębię jego oczu, w które cały czas patrzyła.
- Gapisz się na mnie przez cały czas – upomniał ją żartobliwie, lecz trochę surowo.
Cynamon zdawała się speszona całą tą sytuacją, a jego słowa doprawiły tylko rumieniec na jej cynamonowych policzkach.
- Czy naprawdę smakujesz jak cynamon? – spytał z nieukrytą ciekawością.
- Masz zamiar mnie zjeść? – zażartowała, jednak nie spuszczała z niego uważnych, okrągłych, świecących gwiazdami oczu.
- Rozważam taką opcję.
Wyzywający uśmiech zagościł na pyskach obojga. Między ich sercami przeszła nić porozumienia, jakby każde z nich wiedziało co zrobi ich druga połówka. Gwieździste niebo zaczęło dziwne drgać, jakby chcąc okryć ich swoją powłoką światła.
Zarówno Słowik, jak i Cynamon mieli wrażenie, że czas zwolnił, a oni unoszą się ponad ziemią, otoczeni gwiazdami. Cinn wtuliła się w niego, po raz pierwszy tego dnia czując prawdziwy spokój i... bezpieczeństwo. Zapomniała, co to wojna i cierpienie. Co to oceniające spojrzenia innych. Co to nieuważne słowa, ukryte przekazy. Nic nie znaczyło tyle, ile ta chwila.
- Cinn?
Cynamon podniosła głowę z jego ramion i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, bzowy zapach Słowika zaatakował jej nozdrza, a jego oczy znalazły się bliżej, niż kiedykolwiek. Nieboskrzydłej zaparło dech w piersiach, gdy Słowik nieśmiało zbliżył pysk do jej. Zaskoczona wytrzeszczyła oczy, jednak chwilę potem przymknęła powieki, oddając się swojemu partnerowi. Starała się opanować drżenie, gdy odnaleźli wspólny rytm, dokładnie tak jak w tańcu. Wargi Słowika były gorące i słodsze, niż jakikolwiek łakoć. Czuła energię przechodzącą między nimi oraz ciepło z jego gardła, drażniące jej zmysły. Mogłaby całować go bez końca, jednak Nieboskrzydły odsunął się, dając smoczycy czas na złapanie oddechu.
Nieboskrzydła otworzyła oczy, czując że nogi uginają się pod nią, a jednocześnie serce bije jak szalone. Spojrzała czule na swojego wybranka, który uśmiechał się równie opiekuńczo.
- Słowiku, ja... - Cynamon znowu poczuła ogromne zmieszanie.
- Ci, ci, wiem... - uciszył ją delikatnie. – Ja też cię kocham.
Pierś smoczycy eksplodowała tysiącami uczuć naraz. Właśnie wtedy dotarło do niej, co się właśnie stało. Chciało jej się śmiać, chociaż trzęsła się cała. To było najwspanialsze uczucie. Pragnęła go jeszcze bardziej.
Muzyka ucichła zupełnie, a pary zaklaskały zmęczonym muzykantom i koło smoków rozeszło się w swoje strony.
Słowik patrzył na nią jeszcze przez chwilę, również przetwarzając w głowie wcześniejsze wydarzenia.
To dopiero pierwsza piosenka., dotarło do niej, zaraz po pierwszych myślach. Noc jeszcze młoda. Cierpliwości, Słowiku.
- Chodźmy coś zjeść – zaproponował w końcu wspomniany w jej myślach i odwrócili się od sceny, ciągle trzymając swoje ogony i skrzydła. – Ja zapłacę.
Cinn ochoczo przystała na tę propozycję i z nową energią ruszyła w stronę straganów. Czuła, jak rozpiera ją jakaś nieznana siła, wszystko wydało jej się jeszcze bardziej kolorowe. Tak wyśmienitego nastroju nie miała od czasu poznania Nefryt.
Spojrzała ponownie w niebo; lubiła to robić. Gwieździste światła mieniły się niezmiennie. Chmury zniknęły na wschód, słońce dawno zniknęło na zachodzie. Cynamon pokochała zapach ciast i ognia, ten widok, to miejsce. Euforię na moment stłumił przebłysk niepokoju. Jakiś czarny kształt przemknął wzdłuż nieba, przysłaniając gwiazdy.
Co to było? Nie wyglądał na Nieboskrzydłego... Ktoś nas obserwuje?, pojawiło się w jej głowie.
Zaraz potem zbeształa siebie, za kolejne zadręczanie się myślami o wojnie. Musiała cieszyć się chwilą.
Zwróciła roześmiane oczy na słowika i zbladła. Słowik osłupiały wpatrywał się w niebo, podobnie jak ona przed momentem. Rozwarł szczęki, jakby krzyk z jego piersi nie mógł się wydostać. Zaraz potem w oddali rozległ się wrzask, a po nim kolejne i kolejne. Spokojne rozmowy i śmiechy przerodziły się w chaotyczną rozpacz.
- MORSKOSKRZYDŁE! – wydarł się Słowik, a w jego oczach odbiło się czyste przerażenie.
Cinn nie rozumiejąc całej sytuacji zwróciła oczy w górę. Morskoskrzydli zbliżali się całą grupą, sycząc już z daleka. Pierwsza włócznia rzucona z nieba trafiła w namiot, dziurawiąc go i burząc całe stoisko. Kolejne wbijały się w ziemię, scenę, darły flagi i stragany.
Do głowy smoczycy uderzyły słowa Słowika, jednak nie mogła ruszyć się z miejsca. Słyszała tylko swoje serce i pustkę obijającą się o ściany jej umysłu. Zamknięta między szklanymi ścianami nie docierały do niej żadne zapachy i dźwięki. Z jej oczu powoli zaczęły ciec łzy.
Barierę rozbiła siła, która zepchnęła ją za jeden z namiotów. Smoczyca zatoczyła się, po raz kolejny nie mogąc poskładać myśli.
- Mówię ci, uciekaj! – darł się Nieboskrzydły, który dopiero teraz puścił jej ogon. Na jego bladym pysku uformowały się głębokie zmarszczki. – UCIEKAJ!
Nieboskrzydła starała się zaczerpnąć powietrza; wytrzeszczała oczy na niego. Czerwona, rozmyta sylwetka po raz kolejny brutalnie nią potrząsnęła. Pomimo słyszanych krzyków i szczęku metalu, zapomniała jak uformować własne zdania. Zaszlochała gorzko.
- Nie zostawię cię! – krzyknęła nagle, stanowczo przyciągając go z powrotem. – Nie dasz im rady!
- Nie zamierzam z nimi walczyć! – wrzasnął na nią wzburzony Słowik. – Muszę znaleźć siostrę.
Cinn pociągnęła nosem, próbując zetrzeć łzy. Za plecami słowika Nieboskrzydła smoczyca trafiona włócznią osunęła się na ziemię.
- Pomogę ci... - zaszlochała.
- Nie. Zaprowadź innych do bezpiecznego miejsca. Dobrze znasz te okolice – rozkazał Słowik, tym razem panując nad strachem.
- Słowiku, NIE! – Cynamon rzuciła się na niego, próbując powstrzymać go na wszelkie sposoby. – Nie mogę cię stracić.
- Zostaw mnie, muszę ratować siostrę!
Morskoskrzydli wylądowali i natychmiast rozpierzchli się na wszystkie strony. Zielone łuski migały między czerwonymi. Buchnął ognień, a namioty zapaliły się własnym płomieniem. Ktoś wołał czyjeś imię. Ktoś rozdarł materiał flag. Potem tylko miarowe uderzanie metalu o łuski.
Słowik wyszarpnął się Cinn i odepchnął ją. Szlochająca smoczyca upadła na ziemię. Nieboskrzydły wstrzymał oddech i pomógł jej wstać. W jego oczach znów zamigotała zgroza.
- Nie mogę cię stracić – powtórzyła Cynamon.
- Nie stracisz mnie, obiecuję – powiedział Słowik. – Odszukam siostrę i razem uciekniemy. Schowaj się.
- Nie zostawiaj mnie – lamentowała smoczyca. Ostry zapach krwi dotarł do jej nozdrzy, wywołując wstrząsy jej ciałem. Wszystko wymykało się spod kontroli.
Słowik wysunął się z jej objęć i zmusił się, by uśmiechnąć się do niej. Tymrazem to on zakomunikował jej: Wrócę.
Cinn przestała walczyć. Łzy ciekły strumieniami o jej policzkach, a zdrętwiałe nogi jakby wrosły w ziemię.
Nieboskrzydły odwrócił się i wyskoczył zza namiotu, przy którym zostawił ukochaną. Obejrzał się w prawo, a czerwień zamigotała w jego gardle, jednak za późno by cokolwiek wskórać. Morskoskrzydły, którego zobaczył Słowik znajdował się zbyt blisko. Przygniótł go i jednym ruchem wbił trzymaną włócznię w jego odsłoniętą pierś.
Cynamon widząc to wszystko usłyszała siebie krzyczącą imię Słowika. Jednak on nie reagował, patrząc na swojego zabójcę. Krew trysnęła z jego pyska, zmieszana z rykiem rozpaczy. Morskoskrzydły z demonicznym uśmiechem opierał całą siłę na włóczni. Słowik miotał się, przygwożdżony do ziemi. Jego źrenice uniosły się w górę, a mięśnie zastygły sztywno.
Ogromny smok wody zerknął na wąski tunel między namiotami. Złowrogi błysk jego ciemnych oczu oślepił Cynamon. Ze śmiechem wyciągnął broń z piersi Nieboskrzydłego pod nim, a krew rozlała się po całej alejce. Zakrwawione ostrze skierował w stronę płaczącej smoczycy, która patrzyła jedynie na ciało Nieboskrzydłego.
Zaraz potem inny czerwony kształt znalazł się za plecami Morskoskrzydłego o morderczych oczach. Jednym ruchem pozbawił go wylotu skrzela na szyi. Po dolinie rozniósł się skowyt zielonego smoka. Złapał się za krwawiące miejsce, a drugą łapą zamachnął się włócznią. Sylwetka zablokowała cios, a z jego paszczy buchnął ogień. Morskoskrzydły szarpnął się, przyciskając łapy tym razem do oczu. Jego rozdzierający krzyk przynosił jeszcze więcej trwogi. W końcu upadł na piach, obok swojej ofiary, tarzając się. Czerwony smok stanął nad cierpiącym i popatrzył na niego niewzruszenie. Morskoskrzydły błagał go o litość, plując krwią i jęcząc. Wtedy Nieboskrzydły w ataku złości mu skręcił kark.
Cynamon szlochała, znowu czując jak zapada się w swoim umyśle. Szlochała, płakała, zdawała się wylewać cały swój smutek na wierzch, jednak robiło jej się jeszcze ciężej. Nie była w stanie patrzeć na nic innego, niż tylko na Słowika. Dziura w jego klatce piersiowej oraz wykręcony kark i zakrwawiony pysk powodował w niej wstrząsy. Cynamon spróbowała postawić choć jeden krok w jego stronę, jednak ponownie upadła. Ziemia zmieszała się z jej łzami i krwią. Rozpacz zabierała jej duszę.
***
Cinn oparła się o ciało Słowika. W jego rozwartych oczach odbiły się jej zapuchnięte i całe przekrwione. Z trudem nabierała powietrza, na wpół ze szlochem i kaszlem. Wtuliła się w jego sztywne ramiona, próbując złowić jego zapach. Przyciskała głowę do jego ciała, jednak czuła jedynie metaliczną woń.
Słowik nasiąkł dymem i krwią. Słowik nie był już słodki jak bez. Słowik nie żyje.
Zapas łez Cynamon był na wyczerpaniu. Przesunęła łapą po jego szyi, potem brzuchu, aż dotarła do ogromnej rany, z której wciąż sączyła się krew. Nieboskrzydłą znów dopadły nudności, chociaż pozbyła się już chyba wszystkiego z jej żołądka.
Dochodził świt. Żołnierze królowej Korali spustoszyli dolinę i okoliczne wioski, po czym odlecieli w swoją stronę. Z festynu zostały zgliszcza i pełno ciał cywilów. Drewniana scena została zniszczona, a odłamków użyto do przygniatania smoków.
Morskoskzydły obok miał głowę zwróconą w stronę słowika. Jego oczy zostały wypalone, jednak zdawał się wciąż patrzyć z nienawiścią na dwójkę Nieboskrzydłych. Nefryt go zabiła. Teraz odeszła kawałek od zwłok i rozpaczającej Cinn i patrzyła na wszystko dookoła.
Cynamon brakowało sił na dalszy płacz. Dusiła się.
Objęła ukochanego tak mocno, jak płakała.
- Błagam... - modliła się do niego. Była gotowa oddać mu swoje życie, byleby tylko usłyszeć jeszcze raz jego głos. Jego śmiech, jego oddech, jego serce. – Błagam cię, obudź się!
Zaczęła krzyczeć na niego, wygarniając mu to co zrobił. Potrząsała nim, jednak on uporczywie spoglądał w górę, wytrzeszczonymi z przerażenia oczami.
- Miałeś wrócić! Mówiłeś, że wrócisz! Obiecywałeś mi, że będziemy razem! Mieliśmy być razem! I co teraz, kłamco?!
Jej klatka piersiowa bolała z każdym słowem, potem z powodu kaszlu, który zastąpił płacz.
- I co teraz? – powtarzała między oddechami.
Jego oczy wypełnione pustką nie odpowiadały Cynamon.
- Nie wiesz... - wymamrotała smoczyca, obserwując jego oczy. – A przecież zawsze wiedziałeś.
Po raz kolejny popatrzyła w górę. Gwiazdy zniknęły, a zastąpiły je szare chmury, przez które przenikały pierwsze promienie słońca. Wojna trwała nadal.
Kolejny dzień cierpienia ogarnął Pyrrię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro