Rozdział 8
Stephanie
Kiedy znów otwarłam oczy i odzyskałam jasność myślenia, spodziewałam się zobaczyć wpatrującego się we mnie Henryego, ale zamiast tego widziałam niebieski szklany sufit. Angles. Podniosłam się z podłogi na której leżałam i zaczęłam rozglądać się po zamku. Nie ma wątpliwość, że to jest Angles. Już przestawałam wierzyć, że ta kraina istnieje, już zaakceptowałam, że to nie było prawdziwe, a tu proszę. Czyli to wszystko jednak jest prawdą. Nie wiem co o tym myśleć.
Kiedy tak stałam na środku olbrzymiego korytarza, a wokół mnie ciągle ktoś przechodzi, dostrzegam ochmistrzynie. Ostatnio jak tu byłam, była dla mnie bardzo miła i życzliwa. Ale teraz wpatrywała się we mnie z zastanowieniem i... niechęcią? Nie bardzo wiedziałam, co ona sobie o mnie myślała, ale byłam pewna, że nie jest już tak przyjaźnie do mnie nastawiona jak ostatnio.
- Coś się stało? - usłyszałam cichy głos po mojej lewej stronie. Kiedy się tam obróciłam dostrzegałam pokojówkę z naręczem pranie, niewiele młodszą ode mnie – Wygląda panienka na zamyśloną i czymś zmartwioną – mówi.
Uśmiechnęłam się do niej.
- Nie, wszystko w porządku, po prostu... Nie bardzo rozumiem o co chodzi z tą krainą.
Dziewczyna chyba zauważyła, że wpatrywałam się w ochmistrzynie, bo jej wzrok też powędrował w tamtą stronę.
- Ochmistrzyni jest ostatnio bardzo podenerwowana i niespokojna – powiedziała.
- Dlaczego? - zapytałam zainteresowana.
Pokojówka wąchała się przez chwile, zanim cokolwiek powiedziała.
- W Angles nie dzieje się ostatnio dobrze....
- Jak to? - byłam zaskoczona – Przecież tu wszystko wygada idealne – rozglądałam się po wielkim, pięknym i bogatym zamku. Ale dziewczyna tylko pokręciła głową.
- Dzieją się tu złe i niepokojące rzeczy panienko, a ochmistrzyni najwyraźniej nie jest zadowolona twoim pobytem tutaj. Rzadko kiedy jedna osoba trafia tu więcej niż raz w swoim życiu. No i jeszcze jest ten chłopak, co tu często bywa....
- Jaki chłopak?
Lecz ona potrząsa głową.
- Nie powinnam mówić, już i tak za dużo powiedziałam. Życzę panience dobrego dnia – po czym oddaliła się szybkim krokiem, zanim zdążyłam zapytać o coś jeszcze.
Zanim zdążę przemyśleć słowa dziewczyny, poczułam jak kręci mi się w głowie, po czym zrobiło ciemno przed oczami. Chwilę późnię obudziłam się z powrotem w szkole. Kiedy się rozejrzałam, zdałam sobie sprawę, że jestem w gabinecie pielęgniarki szkolnej. Rozmawiała właśnie ona z Henrym, który opowiada jej jak zemdlałam. Miło z jego strony, że mnie tu przyniósł i się mną zajął kiedy byłam nieprzytomna. Kiedy zauważają, że się ocknęłam pielęgniarka zadanie mi kilka pytań czy wszystko w porządku i wypytuje jaki mógłby być powód tego, że zemdlałam. Ale nie dochodzi do żadnego sensownego wniosku, bo tak naprawdę przed tym czułam się naprawdę dobrze i nie spodziewałam się, że takie coś się wydarzy nie wiedziałam dlaczego tak się stało.
Henry
Przypatrywałem się uważnie Stephanie kiedy ta siedziała na klozetce u pielęgniarki i z nią rozmawiała. Wyglądało, że dobrze się czuje i nic nie wskazywało, że jeszcze chwile temu była nieprzytomna. Dziwne. Tak samo był wcześniej, ni z tego, ni z owego tak po prostu zemdlała. Nie wiem czemu tak się stało, ale nic wcześniej nie wskazywało, że źle się czuła. A parzcież ludzie nie mdleją bez powodu, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro