Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Stephanie

Lecieliśmy nad miastem, potem nad polami, aż w końcu wylądowaliśmy w lesie, z dala od wszystkich ludzi. Byliśmy teraz prawdziwymi potomkami smoków, nie mogliśmy tak po prostu wrócić do domu, musieliśmy unikać ludzkiego wzroku, dla własnego bezpieczeństwa. Dlatego znaleźliśmy sobie ustronne miejsce w lesie, wśród drzew i śpiewu ptaków. Musieliśmy z powrotem udać się do Angles do wieszczki, by ta otwarła dla nas portal byśmy mogli tym razem z własnymi ciałami dostać się do Angles.

Było już późno więc wygodnie ułożyliśmy się na trawie, by odpłynąć w sen i tym samym pozwolić naszym duszom odwiedzić magiczną krainę. Znalazłam sobie kawałek leśnego podszycia pełnego mchu, umościłam się na nim wygodnie, po czym przykryłam się swoim smoczym skrzydłem niczym kocem i pozwoliłam moim powiekom opaść, a ciału usnąć.

Już po chwili ocknęłam się i odkryłam, że stoję przed drzwiami do chatki wieszczki, a tuż obok mnie stał Henry, który tak jak ja przeniósł się do Angles swoją astralną wersją. Teraz kiedy nasze prawdziwe ciała posiadały już skrzydła, nasze dusze również przyjmowały ich postać.

Spojrzałam na stara chatynkę. Miło, że wylądowaliśmy od razu przed drzwiami staruszki, dokładnie w miejscu w którym chcieliśmy się znaleźć. Zapukałam do drzwi.

- Wejdzie moi drodze – rozległ się głos wieszczki, jakby doskonale wiedziała, że przyjdziemy. Zapewne tak właśnie było.

Otworzyłam zatem drzwi i zwijając skrzydła na plecach, weszłam do środka. Nagle za mną rozległ się głuchy huk. Kiedy obejrzałam się przez ramie, zobaczyłam Henry'ego zablokowanego w przejściu. Przechodząc przez próg, nie złożył skrzydeł przez co się nie zmieścił i zaklinował. Spojrzał na nas speszony i zakłopotany, po czym ręką przyciągnął do piersi swoje skrzydło, dzięki czemu w końcu udało mu się wejść do chatki.

- A więc się udało – powiedziała na nasz widok staruszka, uśmiechając się do nas dobrodusznie.

- Tak, udało się – odpowiedziałam.

- Zatem kolejny punkt na waszej liście do odhaczenia to uratowanie Angles - Mówiła to takim tonem, jakby to nie było nic trudne czy wielkiego, jakbyśmy tylko odhaczali kupione produkty na liście z zakupami.

- Jak mamy tego dokonać? Nawet jak mamy skrzydła pokonanie zwolenników Maluma wydaje się niemożliwe – powiedział Henry.

- Bo sami sobie nie poradzicie, potrzebujecie wsparcia.

- Ale kto nam pomoże? Mieszkańców podły los i tak potraktował już wystarczająco okrutnie, w nich nie znajdziemy oparcia – powiedziała, nie wiedząc co mamy robić.

- Bo to nie oni przyjdą wam z pomocą – powiedziała zagadkowo wieszczka uśmiechając się leniwie. - Pomogą wam wasi przodkowie.

- Co masz na myśli? - zmarszczyłam brwi totalnie nie rozumiejąc tajemniczych słów staruszki.

- Pomyśl dziewczyno – powiedziała łagodnie.

Tak też robiłam. Nasi przodkowie...

- Mówisz o smokach? Tych prawdziwych? - zapytałam niepewnie.

Wieszczka pokiwała głową.

- Ale wszystkie smoki zostały zabite dawno temu podczas wojny z Malumem, żadne nie przeżyły, zostali tylko ich potomkowie, czyli my – zauważył trzeźwo Henry, który wiele godzin spędził na buszowaniu w królewskiej bibliotece w zamku w stolicy Angles.

Staruszka uśmiechnęła się tylko do niego z politowaniem.

- Naprawdę myślisz, że grupa ludzi, nie ważne jak duża i dobrze zorganizowanych była by w stanie pokonać wielkie, potężne smoki? I to za pomocą paru dzid i mieczy? Smoki zioną ogniem i potrafią latać.

- Sugerujesz, że one wcale nie wyginęły? - zapytałam powoli, próbując poukładać sobie to wszystko w głowie.

- Wcale tego nie sugeruje, ja to wiem.

Patrzyliśmy na nią z Henrym z rozdziawionymi ustami nie potrafiąc uwierzyć w jej słowa.

- Wiesz to? - zapytał mój brat, wyglądając na nieźle zdezorientowanego i chyba ciut nieufnego.

- Tak – odparła wieszczka, nic sobie nie robiąc z jego braku zaufania w jej słowa. - Nie mam ciała, jestem nieśmiertelna i mogę podróżować po całym Angles gdzie tylko zechce, więc tak, wiem to.

- Ale jak to możliwe? - dopytywałam. - Przecież wszystkie legendy mówią, że smoki wymarły, czemu nigdzie nie ma wzmianki o tym, że wciąż mogą żyć?

- Naprawdę myślisz, że po masakrze na smokach jakiej dokonał Malum, a która stała się sławna i pamiętając o jego pysze i chciwości, pozwolił by kronikarzom napisać w księgach, że nie wybił wszystkich smoków? Och nie, on wolała żeby cały świat myślał, że ukończył swoje planowe od lat dzieło i kazał spisać we wszystkich księgach swoją wersję zdarzeń, a ludzie byli zbyt przerażeni władza jaką zyskał by się mu przeciwstawić.

Jej słowa miały w sumie trochę sensu, nawet dość dużo sensu. Wszystko wydawało się takie logiczne i oczywiste.

- Ale co się w takim razie naprawdę stało z smokami? - zapytałam, bo tego fragmentu układanki mi brakowało.

- Po tym jak rozpoczęła się żeś wszczęta przez Maluma uciekły, schowały się gdzieś i zaszyły z dala od ludzi. Jak dotąd żyły z dala od nas, gdzieś dobrze ukryte, więc wszyscy myślą, że wyginęły.

- A ty wiesz, gdzie one są? - zapytał Henry.

- Mam swoje podejrzenia – powiedziała staruszka kładąc na stole mapę Angles. Wskazała na północną część krainy, która cała była pokryta wysokimi górami. - Ten nie sprzyja ludziom w zakładniku osąd. Jest zbyt stromy, mnóstwo tam skał i kamieni, więc nie da się tam zakładać pól uprawnych, a klimat jest bardzo srogi, więc ludzie się tam nie zapuszczają, co rozumnym tokiem myślenia oznacza, że to idealne treny dla smoków. To tam właśnie przebywają.

- I chcesz byśmy je odnaleźli i poprosili o pomoc w pokonaniu zwolenników Maluma? - spytałam, przyglądając się mapie i słuchając uważnie słów wieszczki.

- Dokładnie.

- A co jeśli nie zechcą nam pomóc? Perzcież ludzie przed wiekami okrutnie ich potraktowali, czemu więc mieli by teraz im przyjść z pomocą?

- To właśnie jest wasze zadanie, przekonać ich by wam pomogli.

- Ale to się wydaje nie realne, znaleźć ich i prosić by podali nam pomocną dłoń, czy tam łapę, skoro to smoki – powiedział Henry, który najważniej widział to wszystko w lekkich czarnych barwach.

- Nikt nie mówił, że ratowanie Angles będzie proste – powiedziała starsza kobieta.

Miała rację. Ale ja obiecałam sobie, że zrobię wszystko by ocalić tą krainę i dotrzymam słowa.

---------------------------

Jakby ktoś znalazłby jakieś błędy w tekście czy literówki, to będę wdzięczna za zwrócenie uwagi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro