Rozdział 2
Henry
Znów jestem w Angles, to się robi naprawdę nudne. Ochmistrzyni już kilka miesięcy temu mi wyjaśniła, o co w tym wszystkim chodzi, a ja dalej tu tkwie. Dzień w dzień, podczas snu się tu przenoszę.
Na początku byłem zafascynowany tym światem i tym, że prawie co noc mogę je odwiedzać, choć nie chciałem dawać wiary w to wszystko. Co wieczór nie mogłem się doczekać by iść spać i się tu znaleźć. W końcu mało kto doświadcza tak często wędrówek dusz. Byłem zaintrygowany tym wszystkim, tym jakie to daje mi możliwości, że mam dostęp do czegoś czego niewielu może zobaczyć.
Uwielbiałem to miejsce i jego magiczny urok. Chętnie zwiedzałem cały zamek, lecz niestety nie pozwolono mi wyjść na zewnątrz mówiąc, że tam może być niebezpiecznie. Niechętnie przyjąłem to do wiadomości. Kiedy już wszystkiego dowiedziałem się o tym świecie i zwiedziłem calusieńki zamek, od deski do deski, z biegiem czasu moja fascynacja zaczęła spadać, aż w końcu doszedłem do momentu kiedy zaczęło mnie to nudzić.
Przez to, że odwiedzam Angles nie miewam już normalnych snów i moje nocne wędrówki duszy zaczęły być monotonne. Teraz bym już najchętniej zrezygnował z wizyt tutaj i mógł śnić sobie spokojnie o różnych rozmaitych rzeczach, ale nie mam na to wpływu i tkwię teraz tutaj w tym zamczysku ze szkła. Czuję się tu w ostatnich czasach jak więzień.
Ochmistrzyni która jest jednocześnie strażniczką spadkobierców tronu i pilnuję królewskich klejnotów, nie może się nadziwić, że tak często ich odwiedzam. To ponoć nie jest normalne.
Idę powoli korytarzami ubrany w flanelową piżamę w groszki. Już dawno przestałem zwracać uwagę na to jak w tym świecie wyglądam. Nie raz spotkałem osoby w bardziej kompromitujących ubraniach.
Przypominam sobie co ochmistrzyni mówiła o tym świecie. Nie mają teraz jednego władcy, krainą rządzi rada. Ale wierzą, że prawowity władca wkrótce powróci, więc klejnoty koronne cały czas na niego czekają. To strażniczka o nie dba i ma obowiązek dopilnować by trafiły w ręce prawdziwego króla bądź królowej i by to oni zasiedli na tronie. Lud podobno nie może się tego doczekać tego momentu. Nie jestem pewny czy to nie są tylko legendy.
Idę w stronę pałacowej biblioteki, to jedyne miejsce które podtrzymuje mnie jeszcze na duchu i sprawia, że jeszcze tu nie zwariowałem. Niestety część ksiąg napisana jest w starym języku Angles, którym kiedyś się posługiwali i jest dla mnie nie zbyt zrozumiały. Inna część to książki naukowe, nudne jak flaki z olejem, próbowałem je czytać, ale w końcu się podałem. No i w końcu zostaje kilka fajnych tomów do czytania. Mój ulubiony to historia Angles, dlatego to właśnie na nią po raz kolejny się dziś decyduję. Ściągam ją z półki. Jest stara, mocno zniszczona i niektóre strony są wyblakłe, ale da się ją jeszcze czytać. Ruszam z nią w stronę salonu gościnnego i tam zasiadam na jednym z fotelów z lekturą w ręce.
Rozpoczyna się kolejna noc w tym, jak dla mnie oziębłym pałacu. Na pierwszy rzut oka wydaję się piękny, ale z czasem staję się zimny. Wielki przepych, duża przestrzeń i ogromna ilość szkła wpływają onieśmielająco. Ciągle przechodzą mnie tu ciarki po plecach i nie czuję się tu już komfortowo.
Wiele bym oddał, by moje wędrówki dusz podczas snu się już skończyły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro