Rozdział 10
Stephanie
Kilka myśli cały czas nie dawały mi spokoju. Po pierwsze cała ta sprawa z Angles wydawała się dziwna i miałam wrażenie, że tu chodzi o coś więcej niż tylko o moje przypadkowe wędrówki dusz. Po drugie Henry. Co on ma z tym wszystkim wspólnego? Co łączy go ze mną? Te myśli przez całą noc kołatały mi się w głowie nie dając spać. W końcu nad ranem zasnęłam z postanowieniem by się czegoś dowiedzieć. A jaki był na to najprostszy sposób? Kręcić się koło Henryego.
Dziś przyszłam pierwsze do klasy, kiedy go jeszcze nie było, więc zajęłam swoje miejsce w ławce. Henry przyszedł chwilę później, wyglądał na dość zmęczonego. Dla niego to też nie była łatwa noc?
- Ciężka noc? - pyta go kiedy siada obok mnie.
- Można tak powiedzieć - mówi unikając tematu.
Lekcje dzisiaj ciągną się w nieskończoność, a ja ciągle kątem oka przyglądam się Henryemu. On na pewno ma coś wspólnego z Angles, nie mam pojęcia co, ale tak mi mówi przeczucie, a ono mnie jeszcze nie zawiodło. W końcu ku mojej uldze możemy opuścić szkołę, bo lekcje dobiegły końca.
- Wracasz pieszo do domu obok parku miejskiego? - pytam Henryego kiedy pakujemy się po ostatniej lekcji.
- Tak, ty też? - spogląda na mnie.
- Owszem, może pójdziemy razem? - Może to będzie okazja by dowiedzieć się czegoś nowego, zawsze watro spróbować.
- Okej, czemu nie – mówi i razem ruszamy do drzwi wyjściowych.
Droga do domu mija w przyjemnej atmosferze i na miłych pogawędkach. Dawno z nikim tak dobrze mi się nie gadało, rozumiemy się idealnie, jakbyśmy znali się od lat. Dziwne jest to wszystko.
Gdzieś w połowie drogi, tuż na wysokości parku, znów czuje zawroty głowy. Próbuje się pozbyć tego uczucia potrząsając głową, ale nic to nie daje. Z każda chwilą coraz bardziej mi się kręci świat i czuje się słabo, a powietrze ulatuje mi z płuc. No nie, tylko nie to, nie mogę zaś zemdleć. To nie jest normalne tak często tracić przytomność. Zanim zdążę zareagować, znów osuwam się na ziemie. Henry zapewne ma mnie za jaką delikatną dziewczynę o słabym sercu.
Jak tylko tracę świadomość, moja dusza od razu ląduje w Angles. Czemu mnie to już w ogólnie nie dziwni? Dzisiaj jestem tam dość krótko. Tym razem znów ładuje w sali tronowej w której już kiedyś byłam. Ale dzisiaj zauważam coś co mi ostaniom umknęło. Tuż obok pustych królewskich tronów, w gablotkach schowane i chronione są korony królewskie. Są niesamowite. Całe zbudowane z jakby matowych kamieni szlachetnych, ale wcale nie wyglądają kiczowato jakby można się spodziewa bo tak dużej ilości klejnotów. Tuż obok nich wisi ramka z napisem.
- Według legendy, kiedy prawowici władcy powrócą do Angles i włożą korony na głowy, te zaświecą się jasnym blaskiem i od tej pory wszystko będzie lepiej... - przeczytałam po cichu.
Nie miałam czasu by pomyśleć nad tym tekstem, bo obraz mi się zamazał i wróciłam do swojego ciała. Zobaczyłam wpatrujące się we mnie oczy Henryego, lecz nie z niepokojem jak ostatnio tylko tym razem z zastanowieniem.
- To nie są zwyczajne utraty świadomości, prawda? Za tym stoi coś więcej.
Zaskoczyło mnie, że praktycznie oświadczył ten fakt, jakby był tego pewien. Nie miało sensus temu zaprzeczać, skoro i tak się już domyślił. Więc skinęłam delikatnie głową. On wziął głęboki oddech wpatrując się w jakiś nieznany mi punkt w przestrzeni, po czym pomógł mi wstać. Lekko się zachwiałam, ale szybko odzyskałam równowagę.
- Wydaje mi się, że każde z nas ma jakieś tajemnice. Myślę też, że przyszedł czas by rozwiązać parę zagadek i wyciągnąć je na światło dzienne.
Każde z nas wiedziało, że to drugie coś ukrywa i taka wymiana informacji mogła nam obojgu pomóc. Zresztą, co może się złego stać? Najwyżej weźmie mnie za wariatkę która gada głupoty o jakiś wędrówkach dusz, a miałam okazje dowiedzieć się czegoś o nim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro