Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Stephanie

Kiedy wreszcie wraca obraz, widzę, że nie jestem już w szpitalu. Szczerze mówiąc w ogóle nie wiem gdzie jestem. Wszystko wokół mnie jest z niebieskiego, lecz nie prześwitującego szkła. Jestem w jakimś dużym pomieszczeniu z sufitem tak wysokim, ze ledwo je widać. Czy to sala tronowa? Przyglądam się podwyższeniu i stojącym tam dwóm tronom. Potem widzę niebieskie gobeliny na ścianach i już wiem, że możliwe, że jetem w jakimś zamku. A co ja tu w ogóle robię? I przepraszam bardzo gdzie ja jestem? Umarłam? Boże, tylko nie to!

Ruszam spokojnie w stronę wyjścia z komnaty i znajduję się w przestronnym holu niczym nie różniącym się od sali tronowej. Dziwne jest te miejsce. Z korytarza odchodzi wiele rożnych drzwi, a ludzie chodzą tu tam i z powrotem. Lecz nikt mnie nie zauważa, mijają mnie tak jakby mnie tu nie było. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, ruszam przed siebie zatłoczonym korytarzem. Widzę jak jedna z pokojówek niosąca pranie robi wielkie oczy z wrażenia widząc mnie, lecz szybko mnie mija nie zwracając na mnie większej uwagi. Potem znów zauważam na sobie kilka ukradkowych spojrzeń, lecz nikt nie zatrzymuje się by ze mną porozmawiać.

Niepokojące jest to miejsce czymkolwiek ono by nie było. Niepewność zaczynała we mnie narastać. Ale jedno trzeba przyznać na pewno, ten kto dekorował ten pałac nie szkodził sobie pieniędzy. Zamek jest pełny przepychu i wszędzie wiszą kosztowne ozdobny i obrazy. Za te bogactwa można by wyżywić wielki kraj przez rok lub dwa.

Dopiero jedna z pokojówek dostrzega mnie na tyle, by się zatrzymać i ze mną porozmawiać.

- O matko! Co ci się stało drogie dziecko? - pyta przyglądając się mi uważnie.

Podążam za jej wzrokiem na mój ubiór. Kiedy widzę to co ona przestaje się dziwić czemu niektórzy mi się tak przyglądali. Moje ubrania są całe potargane, praktycznie w strzępach i jest na nich cała masa zaschniętej krwi. Wszędzie na moim ciele widać rany, stłuczenia i różne urazy. Musze wyglądać strasznie. Ale to właśnie tak musiałam wyglądać po wypadku, to stąd ten wygląd. Zostałam poważnie potrącona przez rozpędzony samochód. To za pewne jest powód dlaczego jestem w takim stanie, taka poturbowana, cała w siniakach, skaleczeniach, w potarganych włosach. Ale nie czuję bólu. Nic mnie nie boli. Wtedy nasuwa mi się nieprzyjemna myśl.

- Czy ja... umarłam? - pytam, zadając pytanie stojącej przede mną kobiecie, na które tak bardzo boję się odpowiedzi.

- Co? Nie! Skądże znowu. Co za bzdury gadasz.

- To dlaczego tu jestem i w ogóle gdzie ja jestem? Co tu robię? Przecież powinnam być w takim stanie w szpitalu! To wszystko...

- Spokojnie moje dziecko, przystopuj z pytaniami, za dużo ich na raz. Najpierw doprowadzimy cię do porządku. Nic się nie martw, żyjesz.

Kobieta bierze mnie pod rękę i wydaję różnym pokojówką rozmaite polecenia. Dalej nieufna i niepewna tego wszystkiego, nie mająca pojęcia co się tu dzieje poddaje się jej poleceniom. Wszyscy słuchają się stojącej obok mnie kobiety, więc chyba musi być kimś w rodzaju ochmistrzyni. Mnie zaprowadza do jednej z królewskich łazienek. Tu również wszystko jest z niebieskiego szkła i widać bogactwo tutejszych władców. Zaczynam podejrzewać, że cały zamek tak wygląda. Już chwile później zmywam z siebie całą krew i delikatnie omywam rany. Woda w wannie jest krwiści czerwona, musiałam stracić wiele krwi, lecz mimo to nie czuję bólu i nie jestem osłabiona. Potem kobieta zajmuję się moimi włosami i daje mi nowe ubranie. Kiedy jestem już w pełni odświeżona, nie mogę już więcej czekać i zalewam ją falą pytań.

- Gdzie ja jestem? Czemu tu jestem? Co się ze mną dzieje? Czemu... - jestem zrozpaczona, teoretycznie powinnam pewnie być martwa, więc przemawia prze zemnie niepokój co do obecnej sytuacji.

- Jesteś w Angles, jest ona czymś kształt tajemniczej krainy, którą odwiedza tylko niewielu ludzi i to nigdy fizycznie.

Patrze na nią jakby postradała zmysły. Czy ona sobie ze mnie żartuję? Ja mam kupić taką bajeczkę? To totalne wariatkowo.

- Ale przecież ja tu jestem i jestem człowiekiem – uświadamiam jej ten fakt by obalić jej bezsensowną teorie.

- Twojego ciała tu nie ma moja droga, leży ono teraz zapewne mocno poturbowane w szpitalu, w świecie ludzi i wygląda tak jak ty jeszcze chwilę temu. Tu jest tylko twoja dusza.

Patrzę na nią oniemiała. Chyba mocno oberwałam w głowę. A może to wszystko jest halucynacją spowodowaną mocnymi lekami które dali mi w szpitalu?

- Więc żyjesz w swoim świecie, jesteś tam tylko nieprzytomna, prawdopodobnie w śpiączce farmakologicznej sądząc po twoim stanie – ciągnie cierpliwie dalej kobieta, niewzruszona tym, że jej nie wierzę. Jakby była po prostu pewna, że ma rację. A jeśli rzeczywiście tak jest....? Nie, to niemożliwe.

- Ale dlaczego moja dusza tu trafiła? - mimo całej niechęci i niewiary w to wszystko, nie mogę się powstrzymać przed zadaniem pytania.

- Tak się czasem zdarza, nasze światy, czyli wasz i nasz, są położone bardzo blisko siebie. I ludzkie dusze czasem do nas wędrują kiedy ich ciała śpią, mdleją lub są nieprzytomne czy w śpiączce. Takie wędrówki dusz, które nas na chwile odwiedzają i wracają potem do swojego właściciela.

- Ale ludzie mimo wszystko nie wiedzą o waszym istnieniu.

- Bo niby jakie mają dowody na to, że Angles istnienie? Odwiedzili ją duchowo we śnie? Przecież nikt im w to nie wierzy, a większość myśli, że im się to po prostu przyśniło, więc nasz świat jest bezpieczny i nie mamy czego się obawiać z waszej strony. Takie wędrówki dusz trwają już od dawien dawna, od wieków. To normalne, taka codzienność.

Kiwam głową na znak, że rozumiem, choć nie chcę mi się w to wierzyć. Zastanawiam się czy wszystko tutaj rzeczywiście jest prawdziwe, czy to co ta kobieta mówi jest prawdą, czy to tylko urojenia. Głowa mi pęka od tego wszystkiego.

- To dlatego jak się tu pojawiłam to nikt nie zwrócił na mnie większej uwagi, jesteś przyzwyczajeni do takich odwiedzin - zaczynam rozumować idąc torem tych stek bzdur i próbować je chociaż go zrozumieć - Ale jak odróżniacie duszę od mieszkańca? Przecież ludzie wyglądają tak jak wy.

- Przyjrzyj się sobie dziecko, jesteś na pół przezroczysta.

Patrzę na swoje ręce. Ma rację. Widzę przez nie podłogę lecz nie przenikam przez ściany i nowe ubranie nie przeleciało prze zemnie, lecz zaczęło być tak samo jak ja mało widoczne. Doprawdy interesujące.

- No i zazwyczaj dziwnie jesteście ubrani na przykład w piżamy lub, tak jak ty, cali w krwi – mówi.

Potem przerywa na moment, lecz zaraz potem kontynuuje dalej, a mnie zaczyna coraz bardziej intrygować to co mówi.

- W sumie dziwię się się, że jeszcze tu jesteś. Zazwyczaj wizyty ludzi w naszym świecie są dość krótkie, nawet jak leżą w śpiączkach kilka dni, bywają tu tylko przez chwile. Jak na razie jesteś jedną z osób które były u nas najdłużej. Choć nikt jak na razie nie przebił chłopaka który pojawia się tu prawie co noc, we śnie. Biedaczysko, wydaję się już mocno znudzony tym wszystkim.

- Kim wy w ogóle jesteście. Bo mówisz, że nie ludźmi?

- Jesteśmy dziećmi smoków.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro