Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

Henry

Wziąłem głęboki wdech. Nie ma czasu na wątpliwości czy niepewność. Musieliśmy wykonać swoje przeznaczenie. Nikt nie mówił, że obędzie się bez trudu i poświęceń. Byliśmy potomkami smoków, to byłą nasza misja do wypełnienia.

- Zatem nie traćmy czasu, jeśli mamy odnaleźć prawdziwe smoki – oznajmiłem z całą stanowczością i odwagą jaką miałem, choć były one podszyte lekkim strachem.

Wieszczka skinęła głową, a na jej twarzy malował się lekki uśmiech zadowolenia.

- Zatem wracajcie do swoich ciał, musimy was przenieść do Angles. Otworze dla was portal, który was tu przenosie z świata ludzi – powiedziała spokojnie kobieta.

Ją naprawdę nic nie ruszało? Cały czas była taka spokojna, kiedy świat był na krawędzie zagłady. Choć z drugiej strony, skoro jest nieśmiertelna, już pewnie nie jedno w życiu widziała.

- Ale jak mamy to zrobić? Zazwyczaj po prostu czekaliśmy jak się obudzimy i wtedy samoistnie wracaliśmy, nigdy nie musieliśmy tak nagle wracać – powiedziała Stephanie i widziałem jak na jej czole pojawiły się zmarszczyli zaniepokojenia i konsternacji.

- To bardzo proste. Musicie po prostu zamknąć oczy i zapragnąć powrotu do swojej cielesnej powłoki, a dusza znajdzie ku niej drogę.

Stephanie spojrzała niepewnie po wieszcze, ale poszła za jej poradą i zamknęła oczy. Po chwili moja siostra znika mi z oczu. Jeszcze przez chwile patrzyłem zdezorientowany na miejsce, w którym przed chwila stała, po czym spojrzałem na wieszczkę.

- No i działa. Teraz twoja kolej. Widzimy się za chwilę z powrotem, tym razem z waszymi prawdziwymi ciałami.

Pokiwałem głowa i również zamknąłem oczy. Wziąłem głęboki wdech i pomyślałem, że znów chciał bym być w lesie, w swoim ciele. Poczułem jak coś mnie szarpnęło w mostku, a powietrze obok mnie jakby zawirowało. Po chwili czułem pod sobą trawę, mech łaskoczący mnie w twarz i jakiś kamyk wbijający mi się żebro.

Kiedy otwarłem oczy odkryłem, że rzeczywiście otacza mnie las w którym zasnąłem, a ja znów mam swoje ciało . Tuż obok mnie na ziemi siedziała Stephania z uśmiechem na twarzy. Rzeczywiście się udało. Siostra wstała z trawy i otrzepała ubranie z leśnej ściółki.

- Wieszczka mówiła, że otworzy dla nas portal między światami, musimy być gotowi – powiedziała.

- Skąd ona w ogóle będzie wiedziała, gdzie ma nam ten portal otworzyć? Jak nas znajdzie? - zapytałem, sam też wstając z niemi.

- Nie mam pojęcia, ale to wiedźma, na pewno zna jakieś sposoby, o których wolelibyśmy nie wiedzieć.

Pokiwałem głową, co racja to racja. Rozejrzeliśmy się uważnie po otaczającym nas lesie. Wśród drzew śpiewały ptaki, zapewne kilometry od nas nie było żadnego innego człowieka, a słońce chyliło się już ku zachodowi zwiastując noc. Mimo, że tutaj już lada moment zapadnie zmierzch, w Angles pory dnia wyglądały inaczej i tam raptem było południe.

Kiedy już miałem zapytać, gdzie ten portal i zacząć wątpić w słowa wieszczki, rozwiał się silny wiatr, który raczej nie można było nazwać naturalnym. Był silny, gwałtowny i przynosił ze sobą woń czegoś niepotkanego, jakby z innego świata. Wtedy jakby powietrze przed nami zaczęło się iskrzyć i marszczyć. Po chwili w tym miejscu pojawiła się jakby wyrwa, dziura w krajobrazie lasu.

Cóż, to chyba właśnie był ten portal, który miał nas zabrać do Angles. Poczułem an sobie wzrok Stephani i kiedy na nią spojrzałem, odkryłem, że patrzy na mnie uważnie.

- Gotowa? - zapytałem, widząc na jej twarzy lekką niepewność, ale też i determinację, by to zrobić.

- Angles na nas liczy, nie możemy go zawieść.

Jej słowa utknęły mi w głowie i odtwarzały się tam raz po raz. Miała rację. Ktoś w końcu musi ocalić Angles z łap chciwej szlachty, która obecnie nieudolnie rządzi krajem i powstrzymać zwolenników Maluma, którzy doprowadzają państwo do upadku. Legenda mówiła o powrocie potomków smoków i oto powróciliśmy. Uratujemy Angles, obiecałem sobie.

Uda nam się, damy radę – powiedziałem do siostry z pewnością siebie.

Stephanie uśmiechnęła się do mnie szeroko i skinęła głową na znak, że się zgadza.

Potem oboje podeszliśmy ostrożnie do portalu, który wciąż falował, niczym czarna dziura.

- Stresujesz się? - zapytała moja siostra, próbując wypatrzeć co jest po drugiej stronie portalu.

- Trochę – przyznałem. - Ale kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje.

Stephanie roześmiała się, po czym zrobiła krok na przód w stronę wyrwy. Następnie wzięła głęboki wdech, a następnie weszła w portal. Dziura zdawała się ją wessać i moja siostra ponownie tego dnia zniknęła mi z oczu. No dobra czas i na mnie, nie ma co zwlekać.

Nadal przepełniony lekką obawą, podszedłem do portalu, po czym zrobiłem decydujący krok, zanurzając się w nim. Poczułem jak ściska mnie w mostku i powietrze ulatuje z płuc, a ziemie osuwa się spod nóg. Prze chwile miałem wrażenie, że się unoszę w powietrzu, nie wiedząc gdzie jest góra, a gdzie dół. Po chwali jednak to wszystko minęło i znów poczułem twardy grunt pod nogami i mogłem swobodnie oddychać.

Jednak nie znajdowałem się już w lesie. Stałem w drewnianej chatce wieszczki.

------------------------------

Mam silne postanowienie zamknąć się kiedyś w pokoju na cały dzień i w końcu napisać tą historie do końca. Trzymajcie za mnie kciuki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro