Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5 Stalker


              

  Czerwonowłosy wrócił zadowolony z powrotem do gildii i pierwszy raz w jego karierze życiowej został powalony dosłownie przez drzwi. Mruknął nieprzytomnie chcąc się podnieść trzymając zakrwawiony nos, kiedy usłyszał z góry głos.

— Hej.. nic ci nie jest? — Najbardziej przejebane pytanie życia. Dostajesz w mordę DRZWIAMI. Krwawi ci nos, a pytanie jakie pada to czy nic ci nie jest? NIE KURWA NIC TO TYLKO WINO LEJE MI SIĘ Z NOSA!

— Żyję — Zdenerwowany uniósł głowę i zmrużył oczy ponieważ słońce niemiłosiernie świeciło mu po oczach. Pomrugał parę razy, gdy zobaczył wyciągniętą dłoń w jego stronę. Ręką, która nie trzymała tego pięknego potoku podał drugiej osobie i został podźwignięty do stanięcia.

Teraz wreszcie poznał te postać, która trzepnęła go drzwiami. To był ten białowłosy chłopak, którego widział wcześniej w gildii jak przyszedł z Yuki. Mag uśmiechnął się do niego lekko. Znaczy chyba próbował, bo jego twarz tylko nawiedził grymas. No cóż chociaż szczery.

— Niesamowite ty umiesz mówić.

— A ja właśnie dostałem dowód, że koty nie zawsze spadają na cztery łapy — Brew Yoty drgnęła. O ty chuju jeden! Co wszyscy w tej gildii mają do kotów? — radziłbym ci przejść się do Polyrusici dopóki jest jeszcze w budynku.

Nie dodając nic więcej szybciej podreptał w bliżej nieokreśloną stronę zostawiając chłopaka samego z zakrwawionym nosem. Zaraz po tym z drzwi wyjrzał rudowłosy patrząc pierw w stronę odchodzącego Lucio by zaraz zatrzymać się na zakrwawionym koledze, który dalej nieudolnie próbował zatamować nosny krwotok.

— Widzę, że się polubiliście.

— Wal się Loke — Minął Lwa, który zaśmiał się pod nosem by zaraz dobiec do chłopaka ruszając w stronę wejścia na piętro, gdzie jak myśleli sprawował siedzisko mistrz.

— Jak poszła misja?

— Cudownie! Udało mi się wszystko naprowadzić na dobry tor — Przewrócił oczami po czym dodał — ale jak widzisz z drzwiami już nie miałem tyle szczęścia.

Z prawej strony wypadła zdyszana Yoru machając w stronę czerwonowłosego, który widząc jak dziewczyna próbuje jego uwagę ściągnąć na siebie odwrócił się szybko w drugą stronę. O nie! Dopiero wrócił z jednej misji. Krwawi, śmierdzi i boli go łeb. Chce wrócić do domu i odpocząć jak każdy szanowany kot. Tak! Usiądzie w gorącej wannie i nic nikomu do tego. Nie zdążył zrobić nawet kroku, kiedy został złapany za ramię przez Shadowmore.

— No nie powiem stary masz branie — Gwiezdny duch uśmiechnął się złośliwie widząc jak nastolatka uporczywie się na nim uwiesiła, a błagający wzrok zatrzymał się na okularniku. — bym powiedział moja szkoła, ale ty chyba masz w sobie taki zwierzęcy magnetyzm.

— Yoru ja krwawię, teraz nie mam czasu na..

— Chodź ze mną na misje Oni chan! — Czarnowłosa nie miała zamiaru mu popuścić. Nikt z nią nie chce iść, a samej jest nudno. Wie, że ostatnia historia z tym jak na siłę wyciągnęła go do Sabertooth nie zakończyła się tak jak powinna. Lecz skąd mogła wiedzieć, że oni się znają? — potrzebuje naprawdę pomocy!

Czerwonowłosy policzył do dziesięciu i zmuszając się do naprawdę przymilnego uśmiechu poczuł jak jego nos rozpada się na kawałki. Nienawidzę cię Ryusaka. Ciebie i tych pieprzonych drzwi. W tej samej chwili jak odłożył rękę od nosa chcąc pokazać jak jest poszkodowany ciecz spadła na kawałek bluzki dziewczyny, która bez słowa puściła go i odwróciła się idąc gdzieś w gildie. DOBRY BOŻE ZROZUMIAŁA! Jednak nie było mu dane się cieszyć zbytnio z tego zwycięstwa, bo zaraz wróciła ciągnąc za rękę Wendy. No nie... Chciał już uciec do tyłu, ale zapomniał całkiem o rudowłosym, więc uderzył w niego by we dwóch polecieli na ziemię rozwalając stół, który koło nich był. Piwo stojące na meblu zleciało prosto na nich wylewając się na leżące postacie.

— WALKA! — Gildia podłapała temat i wszyscy złapali za jakiś przedmiot, który mieli najbliżej by włączyć się do walki.

_______________

— Przepraszam Oni-chan... — Yoru szła obok przemoczonego od piwa, rozczochranego i wściekłego dwudziestopięciolatka. Wystarczyło, że spojrzał na nią wzrokiem bazyliszka od razu czuła, że kuli się w sobie.

— Dobra pójdę z tobą.. — Westchnął niepocieszony. Nie potrafił odmówić tym błagającym oczętom. Chociaż bardziej chyba bał się, że nastolatka spierze mu dupę. Owszem oboje byli smoczymi zabójcami, ale Shadowmore wyglądała na bardziej ogarnięta niż on kiedykolwiek będzie — ale daj mi chociaż odpocząć jeden dzień.

— Tak! — Ucieszona smocza zabójczyni podskoczyła w miejscu — to wybiorę coś dla nas!

Odwróciła się szybko i pognała z powrotem do gildii. Oby tego tylko nie żałował. Podszedł do budynku łapiąc już za klamkę, gdy otworzyły się drzwi przez które chciała przejść Heartfila z Erzą. Zapadła krępująca cisza przy czym szkarłatnowłosa pociągnęła nosem.

— Czyżbyś zaczął pić jak reszta tamtego towarzystwa? — Brew Lucy niebezpiecznie zadrżała. No jeszcze brakowało mu wściekłej baby!

— Raczej wątpię by chcąc pić piwo pierw bym się nim całym wymazał — Chciał jak najszybciej je minąć, jednak Scarlet zablokowała mu drogę — no zapytajcie Lokego. Ja nic nie zrobiłem!

Bystre brązowe oczy obejrzały go jeszcze podejrzanie się mrużąc od góry do dołu po czym mruknęła w stronę towarzyszki by się pośpieszyły, bo nie zdążą na pociąg i ruszyły pędem przed siebie zostawiając lekko zdezorientowanego chłopaka. Popatrzył jeszcze jak dwójka magin znika za rogiem i podrapał się po głowie by zaraz ruszyć po schodach w stronę swojego mieszkania. Tylko on i... ciepła wanna. Idealny związek! Właśnie łapał za klamkę od mieszkania, kiedy zobaczył za sobą cień i jego ciało zadrżało jak poznał ten okropny jak dla niego zapach. Pierdolona lawenda. Bardzo powoli odwrócił głowę spotykając się ze wściekłą właścicielką.

— Em...dzie-dzień dobry? — Dopiero co przeżył koszmar widząc wściekłą maginie gwiezdnych duchów i rycerza. Co jeszcze do kurwy go dzisiaj spotka?

— Tak właśnie się zastanawiałam, co tak śmierdzi alkoholem.. — Na litość wszystkich smoków tego świata. CZEMU WSZYSCY TAK NAGLE ZAINTERESOWALI SIĘ TYM PIEPRZONYM PICIEM?!

__________

Smoczy zabójca jak tylko wpadł do pokoju zamknął drzwi na klucz i zjechał po drewnie wzdychając załamany. To jest zły dzień. Naprawdę zły dzień.. Popatrzył w prawo widząc rzucony płaszcz, którego on na pewno nie miał. Podźwignął się do stania i podszedł do krzesła dotykając. Przedmiot był dziwny w dotyku i miałeś wrażenie jakbyś dotykał wody niż namacalnego bytu. Popatrzył w stronę kuchni, gdzie usłyszał stukanie naczyń i najciszej jak potrafił zaczął się tam skradać zaciskając w dłoni już odrobinę swojej magii. Może i jest pacyfistą, ale nawet on nienawidzi włamywaczy. Zajrzał do pomieszczenia, ale nikogo tam nie zobaczył, więc zdziwiony wszedł do środka widząc szeroko otwarte okno.

— Co jest kurwa..? — Poczłapał do okna wyglądając przez nie i uniósł zdziwiony brew widząc skaczącą po budynkach postać. Mógłby ruszyć za tą dziwną marą, ale jest prosta zasada: Jeśli chcesz nie mieć problemów udawaj, że nie żyjesz. Zamknął drzwi odwracając się już do łazienki. Jutro ma misję powinien się wyspać. Ta czarnowłosa dziewoja na pewno nie zrozumie jego braku niechęci do życia.

Podszedł jeszcze do salonu patrząc kolejny raz na podejrzany płaszcz unosząc go odrobinę do góry i jego oczy otworzyły się szeroko widząc pod nim notatnik. Czyżby włamywacz był jakimś zagorzałym lekarzem? Uniósł przedmiot obserwując z każdej strony drapiąc się po głowie. Rzecz była z dobrego rodzaju skóry z lekkimi pęknięciami na zagięciach co mogło mówić, że wiele razy ktoś to czytał. Powinien to wywalić do śmietnika — ta to najlepszy pomysł. Jednak nie potrafił się opanować by chociaż na chwilę nie zajrzeć do środka. Jak tylko uporał się ze swoją ciekawością wciągnął dwa wdechy by spojrzeć, ale... tylko na chwilkę.

— Co to kurwa jest? — Właściwie każda strona była zamazana rysunkami tego dziwaka, co wiecznie się rozbierał w gildii. Jak mu tam było... Grunt, Grot, Greta...a nie Gray! Tak Gray. Może powinien mu to oddać? Kawałek dalej zobaczył uroczy napis „ Juvia Lockstar Fullbuster" i serduszko na końcu. To on ma żonę? Łupnęło okno i podskoczył miaucząc głośno oraz patrząc w jego stronę.

Patrzyły na niego niebieskie wściekłe ślepia i zamarł z notatnikiem w dłoni. To coś było babą, ale... nagle kobieta po prostu przepłynęła sobie dołem zamieniając w wodę i Taidana zapiszczał odskakując na biurko kuląc się w swojej zwykle siedzącej pozycji. Prychnął jak rozjuszony kot w jej stronę, co miało oznaczać z jego strony „wpierdalaj z mojej ziemi".

— Juvia przyszła tylko po swój notatnik — Wyciągnęła dłoń przed siebie ponaglając chłopaka by oddał jej przedmiot. I WŁAZI KURWA JAK DO SIEBIE?!

— To, że jesteś żoną tego zboczeńca wcale nie znaczy, ze możesz...

— OCH KTOŚ NAPRAWDĘ WIERZY, ŻE JA I PANICZ GRAY! OCH! — Lockstar zrobiła się czerwona chyba zamykając w swojej wyobraźni i chłopak skrzywił się. Kurwa... Do jego mieszkania wpieprzyła się jakaś stalkerka! — co tu tak śmierdzi alkoholem?

W GILDII WSZYSCY CHLAJĄ NA POTĘGE! NIE, JĄ INTERESUJE TYLKO CO TU TAK JEBIE ALKOHOLEM?! LUDZIE SERIO?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro