Rozdział 15 Przemiana Lucio
Dzień przerwy od zawodów pozwalał uczestnikom jak ich gildiom cieszyć się z wolnego dnia. Mimo wielkich starań Fairy Tail dalej było na jednym z dolnych miejsc.
— Ale jeszcze im dokopiemy! — Brew Taidany uniosła się do góry widząc napalonego Natsu skaczacego na drewnianym stole czemu skandynowała tak samo pewna tego gildia.
Czerwonowłosy westchnął załamany przypominając sobie skrawki różnych walk jak każdy był pomiatany niczym lalki na arenie.. I on znowu miałby w tym uczestniczyć miau?!
— Słyszałam, że jutrzejsze zadanie to będzie coś — Maya usiadła obok chłopaka kładąc przy okazji dwa duże kielichy piwa — już nie mogę się doczekać.
Yota popatrzył w bursztynowy płyn nerwowo przełykając ślinę. Nie podobało mu się to. Zwłaszcza, że on szedł na pierwszy ogień — A na dodatek jego partnerem ma być Maya. Przecież to będzie rozbój w biały dzień!
— Ja za to mam nadzieję, że jutro pojawi się jakaś inwazja smoków i będą musieli to przerwać..
Dziewczyna pokręciła zrezygnowana głową, kiedy dosiadł się do nich rozchochocony Gaajel. Złapał za wolne piwo właściwie wypijając je jednym łykiem.
— Strasznie marnie wyglądasz dachowcu.
— Też byś tak wyglądał jakbyś miał jutro zaczynać walki parami — Redfox wybuchł głośnym śmiechem i zaczął klepać Taidane po plecach.
— Masz w parze Queen. Każdy zazdrościł by ci takiego partnera — Maya słysząc to poczuła jak zaczynają ją piec policzki. Za to czerwonowłosy poczuł jakby miał się porzygać. Za dużo flirtu tutaj. Jeszcze trochę, a będzie musiał odpychać od siebie latające motylki.
— Idę się przewietrzyć.
Nim któreś z nich się odezwało szybko wstał kierując w stronę wyjścia. Nie lubił stawać między brązowowłosą, a czarnowłosym. Lubił ich owszem, ale... Miał czasami wrażenie, że robi jako przyzwoitka. Wypuścił zrezygnowany powietrze zaraz czując jak go skręca na myśl o zbliżającej się walce.
Usłyszał tupanie jakby ktoś szybko przebiegał ulice, a czujne oczy uchwyciły postać znikającą już powoli za rogiem. Mógłby ruszyć w odwrotną stronę, ale nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że poznawał ten zapach — ten sam wydzielała Lucy. A to przecież niemożliwe, bo siedzi z resztą w barze prawda?
Niepewnie ruszył w tamtą stronę będąc przygotowany w razie, co do ucieczki. Powoli zakradł się wyglądając zza ściany nie widząc już tutaj nikogo. Wypuścił z ulgą powietrze stając normalnie, kiedy ktoś położył mu rękę na ramieniu.
— Cześć.
Zbladł poznając głos to był jeden z tych bliźniaczych smoków. Do tego śmierdział alkoholem na kilometr. Bardzo powoli jak w spowolnionym filmie odwrócił głowę widząc pierw blondwłosą czupryne by zaraz wzrokiem zatrzymać się na błękitnych oczach.
— C... Cześć — Nie wiedział czego on od niego chce i tym bardziej nie miał ochoty się tego dowiadywać. Próbował strząchnąć rękę chłopaka, która ku nieszczęściu czerwonowłosego dalej zaciskała się na jego ramieniu.
— Tak pomyślałem czy może nie masz ochoty przejść się ze mną do mojej gildii?
— Nie, dzięki. Muszę sprawdzić czy Yoru wróciła do łóżka — Chuj, że Shadowmore siedzi i pije w barze. Ten blondwłosy nie musi tego wiedzieć. Poczuł szarpiecie i nerwowo przełknął ślinę. Może powinien zacząć krzyczeć i ktoś z jego gildii zainteresuje się krzykiem.?
Kiedy planował wcielić swój plan w życie koło nosa obu chłopców przeleciało ostrze wbijając się w ścianę. Sting w odruchu puścił czerwonowłosego, który czując jak jego nogi robią się jak z waty opadł na kolana patrząc w stronę z której przyleciała broń.
Wysoka zakapturzona postać patrzyła w ich stronę trzymając wyciągniętą dłoń z której wystawał łańcuch. Taidana wpatrywał się w niego jak ciele w wymalowane wrota dopóki nie dotarł do niego znajomy zapach, który wyczuwał nie raz w gildii.
— L... Lucio..?
Zakapturzona postać uniosła głowę i smoczy zabójca spokojnie mógł się przyjrzeć jego twarzy, która zmieniła się od momentu ich ostatniego spotkania. Jedynie żółty kolor oka został taki sam. Ryusaka z Yoty popatrzył na Eucliffa, a usta chłopaka wykrzywiły się w niezbyt miłym uśmiechu przez którego Taidane przeszły ciarki po plecach.
— Proponuję Eucliffe byś nas zostawił samych — Głos Lucio był pusty. Wyprany że wszystkich emocji i oczy smoczego zabójcy robiły się coraz większe. O co tutaj kurwa chodzi?! — daje ci na to minute zanim ostrze zamiast w murze wyląduje w twoim brzuchu.
— Jest zakaz walki poza are..
Blondyn nie dokończył, bo ostrze chłopaka uderzyło tym razem obok jego głowy ścinając odrobinę grzywki. Yota zbladł jeszcze bardziej o ile to możliwe i nerwowo obejrzał się na Ryusake.
— Lucio opanuj się, prawie go zabiłeś!
— Trzydzieści sekund — Druga dłoń powoli była wyciągana z kieszeni i przerażony czerwono włosy nie wiedział czy powinien skoczyć i zatrzymać białowłosego czy też chronić własny tyłek.
Miał o tyle szczęścia, że Sting zrozumiał wreszcie, iż to nie są żarty i wycofał się szybko z pola walki zostawiając dwóch mężczyzn przy uliczce. Lucio zrobił krok w stronę Taidany, który dalej klęczał w brei mając chyba nadzieję, że zaraz w nią wsiąknie. Ryusaka podszedł do niego wyciągając dłoń chcąc pomóc mu wstać.
— Widzę przeżyłeś tamta sytuację z jaskinią. Gratuluje — Yota niepewnie złapał za dłoń wiedząc, że i tak nie ma innego wyjścia — zapraszam cię na małą randkę. Chyba mi nie odmówisz, co?
Widząc świdrujące spojrzenie i mając świadomość jak białowłosy potrafił się posługiwać swoją bronią kiwnął zdenerwowany głową, a usta Ryusakiego rozszerzyły się przez co przypominał rasowego psychopatę. Smoczy zabójca dał się zaprowadzić do jakiejś speluny dość daleko od ich aktualnego miejsca zamieszkania i usiadł przy obdrapanym stole patrząc na stojącego przy barze białowłosego.
— Strasznie wolno się tutaj ruszają — Podskoczył na krześle słysząc huk od postawienia dwóch kielichów na stole i spojrzał na bursztynowy płyn.
— Emm... Lucio nie gniewaj się. Ja nie pije.
— Lucioza — Hę? Popatrzył na chłopaka wyraźnie zdezorientowany — jestem Lucioza. Nie Lucio. I będziesz pić, bo po to tutaj przyszliśmy. Zresztą mam do ciebie parę pytań Taidano.
Ale on nie ma ochoty na nie odpowiadać.. Ryusaka usiadł na przeciwko niego ściągając kaptur i czerwonowłosemy prawie wrzasnął widząc średniej długości czarne rogi. Białowłosy widząc minę Yoty spojrzał na swoje rogi i zaśmiał się, co z jego wypranym emocji głosem brzmiało tak przerażająco, że mało co smoczy zabójca się nieposzczał.
— Co.. Co.. CO..
— Ale ty się jąkasz. Uroczy kociak z ciebie niż smoczy zabójca — Twarz Taidany zrobiła się czerwona i zacisniął dłonie na kolanach modląc się by Queen jednak zdecydowała się go poszukać — Co się ze mną działo po sytuacji z księgą? Cóż zostałem pojmany przez radę i zamknięty w więzieniu. Ale uciekłem i trafiłem tutaj.
Złapał za kufel wypijając część alkoholu i kładąc przedmiot z powrotem na stole.
— Przyszedłem tutaj za śladami Zerefa. Oglądałem twój pojedynek z Obrą — Oczy Yoty spojrzały z piwa na Lucio — gratuluję. Pokonałeś jednego ze sług Zerefa z taką łatwością, że aż sam byłem w szoku. Magia podziału. No, no Taidana. Rzadko, kto potrafi tak zaawansowaną magię. Można nawet powiedzieć, że to zapomniana umiejętność.
Czerwonowłosy nieświadomie zaciskał dłonie na siedzeniu wpatrując się w oko Ryusaki, które było odkryte czując jak serce mu niespokojnie bije. Czego ten człowiek od niego chce?! Mężczyzna odsunął swój napój podnosząc się z krzesła i opierając na stół nachylając tak, że Yota odsuwając się czuł plecami oparcie drewnianej ławki.
— Siedząc w więzieniu usłyszałem o amnezji pewnego smoczego zabójcy — Taidana zacisnął kły tak mocno, że zaczęły mu krwawić usta — i co ciekawe padło twoje imię...
— C...cz...ego chcesz..? Ja... nic...
— Spokojnie. Jakbym chciał już dawno bym wyciągnął z ciebie informacje i raczej po tym sposobie byś tego nie przeżył jest zbyt brutalny i prasuje mózgi — Oczy smoczego zabójcy otworzyły się szeroko, a białowłosy odsunął się od niego wciskając zaraz chłopakowi kufel z piwem w ręce — ale z jakiegoś dziwnego powodu widząc twoją zrozpaczoną minę prędzej mam ochotę cię chronić niż robić ci pranie mózgu. Pij, bo inaczej wleje ci kufel do gardła na raz.
Czerwonowłosy szybko upił trochę piwa nie spuszczając wzroku z chłopaka. Ryusaka oparł się o oparcie patrząc na żyrandol wiszący nad nimi.
— Jesteś numerem jeden wśród łowców nagród. Interesują się tobą nie tylko emerytowani członkowie rady, ale także mroczne gildie czy też zwykli łowcy skarbów. Taki skarby klasy S co najmniej. Masz szczęście, że niewiele ludzi wie jak wyglądasz.
— Dzięki, że mi streszczasz jak mam przejebane...
— Nie musisz się przejmować tyloma sprawami — Brew Taidany uniosła się lekko widząc spokojną minę osoby z naprzeciwka — wiele osób usunąłem idąc do tego miasta.
CO, MIAU?!
— A może widziałeś w mieście mojego mistrza Zerefa, co?
— Taidana?! — Chłopcy spojrzeli na drzwi w których stał Laxus. Gromowładny ruszył w ich stronę zaraz będąc przy ich stoliku — wyszedłeś z baru by przyjść do drugiego?
Widząc bladą twarz Yoty popatrzył w lewo, gdzie siedział Ryusaka i Dreyar jak w odruchu położył dłoń na ramieniu smoczego zabójcy mierząc wyzywającym wzrokiem byłego członka gildii.
— Czego chcesz od Taidany?
Białowłosy patrząc na blondyna wziął swój kufel i opróżnił go jednym haustem by za chwile położyć go na stole oraz wstać od niego przez co Laxus zacisnął mocniej dłoń na ramieniu czerwonowłosego jakby takim sposobem chciał mu pokazać, że go obroni.
— Już się dowiedziałem czego chciałem — Wzruszył ramionami po czym narzucił kaptur na głowę ukrywając twarz — tak, więc pilnuj się Taidano, bo to dopiero początek twoich kłopotów. Swoją drogą nie uważasz, że osoba znikająca za rogiem zanim przyszedłem pachniała znajomo?
Odwrócił się na butach mijając Dreyara, który nie mógł drgnąć. Nie wiedział czemu tak się dzieje, ale miał wrażenie, że jego ciało jest czymś sterowane. Białowłosy zatrzymał się na chwile oglądając na wnuczka mistrza swojej byłej gildii i usta chłopaka rozszerzyły się psychopatycznie.
— Jeszcze się spotkamy, a wtedy... możesz nie mieć tyle szczęścia Dreyar.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro