Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Zaskoczona

   Krzątałam się między stołami. Mirajane poprosiła mnie dziś o pomoc w gildii. Nie dziwiłam jej się. Tego dnia panował jeszcze większy chaos niż zwykle. Z tego, co mi powiedziano, festiwal był formą podziękowania gildiom za pomoc w walce ze smokami. I niby one były dobre? Nie wierzyłam w to, pomimo zapewnień, że jeden z nich był wujkiem Natsu, a reszta kontrolowana.

   Fairy Tail było głównym gościem podczas tej uroczystości. Oraz gildia Sabertooth, kimkolwiek oni byli. Natsu mówił o nich ciepło i serdecznie. Jak o dobrych kumplach. Choć z początku byli wrogami. Wydawało mi się to być ciekawą historią, nikt jednak nie opowiedział mi jej w całości. Głównie z braku czasu. Nie miałam zamiaru tak łatwo odpuścić. Chciałam poznać historię mojej gildii.

   Nie wiem, co mistrz planował zrobić na festiwal, ale wydawało mi się, że coś w rodzaju platformy. To mogło być ciekawe, oczywiście dla obserwatora.

   — Och? Ty jesteś Rina, nie? — zapytała mnie dziewczyna o brązowych włosach, która miała na sobie tylko spodnie... i stanik. — Cana Alberona, miło mi. — Podała mi dłoń i skinięciem głowy zaprosiła, bym usiadła naprzeciw niej. — Napijmy się!

   — Nie wiem, czy Mirajane nie będzie zła... miałam jej pomóc...

   Cana machnęła lekceważąco dłonią.

   — Nią się nie martw! — parsknęła i podsunęła mi pod nos kufel z pomarańczowym płynem. — Do dna!

   Przychyliła całą beczkę i zaczęła głośno żłopać. Powąchałam zawartość kufla, nie żebym posądzała kogokolwiek tutaj o próbę otrucia mnie (poza Gajeelem). Nie bałam się go tak bardzo, ale mroził krew w żyłach.

   Zapach płynu mnie odrzucał; duszący i nieapetyczny, ale z grzeczności wypiłam go w czterech haustach. Ależ się we mnie zagotowało! To było mocne, a jednocześnie takie... dobre. Nie sądziłam, że jakikolwiek alkohol może tak smakować, pomimo ohydnego zapachu.

   — Nie pomagasz w przygotowaniach? — zapytałam, odsuwając na bok kufel. Cana przygryzła policzek, zastanawiając się nad czymś.

   — E, nieważne. Pewnie już ktoś tam przygotował za mnie — odparła obojętnie, dolewając sobie alkoholu. — Swoją drogą... tym razem to nie platforma, na której trzeba siedzieć. Zwykła figura. Także tego... Masz jakieś plany?

   — Plany? — przychyliłam głowę. — Czyli, że co?

   — No wiesz... ciuszki, jedzonko albo alkohol. Chcesz coś zobaczyć? Na koniec ma być pokaz fajerwerków.

   — Fajerwerków?! — uniosłam się. Uwielbiałam sztuczne ognie. Jejku! Cana spojrzała ponad mnie. Ktoś nade mną stał, a ona tylko się głupio uśmiechała. Nie wytrzymałam i odwróciłam się. Tuż za mną stał Laxus. Na szczęście jego gniewne spojrzenie nie było skierowane w moją stronę.

   — Te, co ty odpierdalasz tak właściwie, co? — Skrzyżował ręce na piersi. Jego blizna w kształcie błyskawicy trochę mnie przerażała, a z drugiej strony intrygowała. — Czy nie miałaś się czymś zająć? — Cana mruknęła coś pod nosem. — Oczywiście, że nie. Wolisz opijać siebie i tę nową.

   — Wiesz, ja tu jestem... — przypomniałam o sobie. Prychnął tylko. Co za arogancki dupek! Zupełnie jak Gajeel! — A zresztą...

   — Ruszaj dupsko i do roboty. A ty... — zwrócił się do mnie, ale na chwilę się ,,zawiesił" — zrób coś ze sobą. — Odwrócił wzrok.

   Teraz na siebie spojrzałam i zrozumiałam, o co mu chodzi. Trochę było mi wstyd. Nie wiem, kiedy, ale bluzka trochę mi się zsunęła, pokazując piersi. Od razu się poprawiłam. Laxus przewrócił oczami i odszedł od nas. Cana westchnęła z rezygnacją i wstała, by zrobić, co powinna.

   Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie było przyjaznych twarzy. Gildia mnie tolerowała, lecz wciąż czułam się jak intruz. Cholera.

*****

   Dochodziła godzina rozpoczęcia się festiwalu. Wendy pokazała nam się w uroczej yukacie. Erza, oniemiała od razu użyła swej magii podmiany i również nosiła różową w białe kwiaty yukatę. Ja i Lucy nie miałyśmy pod rękom tego. Ja w szczególności... Lucy jednak miała na sobie strój ponoć ze świata Gwiezdnych Duchów. A ja... pożyczyłam od Lisanny niebieską sukienkę do kolan. Brak ramion mnie odrzucał, więc na to narzuciłam jeszcze biały sweter. Poczułam się lepiej.

   Szkoda, że Lisanna, Elfman nie mogli być tu razem z nami. Chciałam poznać tę, której ubrania nosiłam. Po chwili podeszła do nas jeszcze niebieskowłosa dziewczyna z ozdobną zimową czapką.

   — Juvia! — Pomachała jej Lucy.

   — Rywalka w miłości! — powiedziała nieprzyjemnym głosem. Nie wnikałam. Wendy w skrócie wyjaśniła mi, że Juvia kocha Gray'a. Końskie zaloty, bo on ślepy o tym nie wie.

  Wydawała się być miła. Ciekawiło mnie, jaką ma magię. W końcu Mirajane nas zawołała i w towarzystwie dziewczyn opuściłam gildię. Ulice były pięknie ozdobione serpentynami, kwiatami. Wszędzie stały różnorakie stoiska. Słodkie zapachy kusiły. Nawet nie byłam pewna, a zgubiłam swoje towarzyszki. Raczej mnie nie szukały. Ale odnalazłam Natsu i niebieskiego kota.

   Odwiedziłam z nimi dwa kramy, gdzie zjadłam smażoną rybkę — to był pomysł Happy'ego. Oraz malutkie stoisko ze słodyczami. Wciąż czułam ten smak ciasta czekoladowego. Potem dołączyła do nas Lucy.

   Mijaliśmy księgarnię. Zatrzymałam się, znów gubiąc się w tłumie. Nie mogłam oderwać wzroku od szyby wystawy. Piękne, kolorowe okładki i wspaniałe tytuły siedziały mi w głowie. Nagle poczułam szarpnięcie i oderwałam się od ziemi. Zabrano mnie od witryny i niesiono nie wiadomo gdzie. Wierciłam się i krzyczałam na kretyna, który mnie porwał.

   — Gajeel, idioto, puszczaj!

   Nie odpowiedział mi. Gdzie ta menda mnie niosła?

   Po chwili ryknął głośno, stając w końcu.

   — Salamander!

   Przed nami dostrzegłam Natsu.

   — Och, Gajeel. Znalazłeś Rincie — zachichotał. Metalowy Zabójca Smoków burknął coś pod nosem i puścił mnie.

   Podszedł do dwójki chłopaków, z którymi stali moi znajomi. Jeden był blondynem, a drugi miał czarne włosy. Obok nich stały Exceedy. Nie wydawali się źli.

   — Jestem Sting, a to Rogue — powiedział blondyn.

   Uśmiechnęłam się lekko.

   — Hej... Jestem Rina.

   Sympatyczni, pomyślałam. Jednak zmieniłam o nich zdanie, gdy Natsu się odezwał.

   — To nasi kumple z Sabertooth. Dwójka Smoczych Zabójców.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro