Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział*23

Przed Zofią rozciągało się morze. Fale delikatnie gładziły piasek, porywając jego drobinki, a inne zostawiając. Tuż obok stopy kobiety leżała muszelka. Podniosła ją delikatnie, jakby nie mogąc uwierzyć, że naprawdę jest nad morzem. Schowała ją do torby, jednocześnie zdając sobie sprawę, że zupełnie nie sprawdziła, co dostała od kapłanek poza sztyletem, amuletem i pieniędzmi. Uklękła na piasku i zajrzała do środka. Kobiety ze świątyni zadbały nie tylko o prowiant, który składał się w głównej mierze z owoców, ale również o zioła na najczęstsze przypadłości. Zofia w myślach podziękowała za to siostrze Hildegardzie, gdyż to ona według niej je dodała.

Zofia wstała z piasku, otrzepała suknię i zastanowiła się, w którą stronę powinna pójść.

– Znajdź czarny żagiel – odezwała się Amori.

Kobieta zadrżała, gdyż statki tylko jednej nacji szczyciły się tym kolorem – mrocznych elfów, liczyła, że zdoła ich uniknąć.

– Ale to szaleństwo! One mnie zabiją – zaprotestowała

Amori tym razem zamiast słów posłużyła się obrazem. Przesłała wprost do głowy kobiety wizerunek jej ojca w celi. Przestraszonego i otoczonego ciemnością.

– On znajduje się na ich statku, ale jakim cudem? – zapytała zaskoczona Zofia.

– Sam ci o tym powie, a teraz ruszaj. Nie masz wiele czasu – odparła Amori.

Kobieta szła plażą, wypatrując wspomnianego czarnego żagla. Stopy zapadały się w piasku, utrudniając stawianie kolejnych kroków. Jednak się tym nie przejmowała, bardziej martwiła się spotkaniem z mrocznymi elfami. Nie bez przyczyny krążyły o nich przerażające historie, sama również straszyła nimi Henia, gdy chciała, aby zjadł warzywa.

Strach wzbudzany opowieściami stał się prawdą, gdy ujrzała czarny żagiel po kilku minutach wędrówki. Właściwie były trzy, ale dwa zostały złożone. Domyśliła się, że to właśnie na największym statku znajduje się jej ojciec. Na myśl, co mogły mu zrobić, poczuła dreszcze na całym ciele. Jednak, jak sądziła, jeszcze żył, lecz nie wiedziała, jakim cudem. Liczyła, że nie pożywiły się jego energią. Wiedziała, że wtedy mógłby nie chcieć z nią pójść. Te myśli towarzyszyły jej, gdy zmierzała wprost na wrogi okręt. Wiedziała, że jej obecność przez żeglarzy zostanie zauważona. W myślach modliła się, by Amori miała jakiś plan, inaczej czarno widziała swoje szanse.

Mroczne elfy spostrzegły kobietę, nim ona zauważyła je. Spuściła głowę, gdy się zbliżyły, by się jej przyjrzeć. Spoglądała na piasek przed sobą i buty niezwykłych istot, o których słyszała jedynie opowieści.

– Co tu robisz, człowieku? – zapytał, siląc się, by jego słowa zostały zrozumiane.

– Wyjmij sztylet – poleciła Amori, a gdy ta spełniła polecenie, kontynuowała – powtarzaj za mną: Jestem wysłanniczką Amori, przebywając poza swoimi terenami, narażacie się na gniew bogini. Jeśli zgodzicie wypuścić zakładnika, oszczędzę was i dam ten oto sztylet.

Zofia powtórzyła słowo w słowo wypowiedź, starając się jednocześnie brzmieć pewnie. Nawet uniosła wzrok, jednak nadal nie spoglądała na ich twarze. Ci popatrzyli po sobie, wymienili kilka słów między sobą, ku swojemu zdziwieniu Zofia zrozumiała ich wypowiedzi. Wiedziała, że nie powinna wiedzieć, o czym mówią, ale uznała, że to bogini dała jej taki dar.

– I co teraz zrobimy? Jeśli mówi prawdę bogini, ześle na nas przekleństwo, ale z drugiej strony rozkaz władcy, którego nie możemy zignorować.

– Spójrz na nią, nie wygląda na tyle godnie, by być wysłanniczką Amori. Zabijmy ją i po kłopocie – stwierdzić drugi z elfów.

– Obnaż ostrze sztyletu – rozkazała Amori. Zofia nie wiedziała, co planuje bogini, jednak usłuchała polecenia, kiedy tylko jego ostrze zalśniło w słońcu, spojrzeli na kobietę. – Oddaj mu kontrolę, nie powstrzymuj tego.

Zofia czuła, że sztylet chce przejąć nad nią władze. Początkowo się opierała, jednak po słowach bogini pozwoliła mu wykonać ruch. Nie spodziewała się, że ostrze przebije serce elfa, który opadł na piasek. Krew wsiąkała w ziemię, gdy kobieta spoglądała na trupa. Ten zaczął rozpadać się w pył.

Zofia czuła się okropnie, jakby jej serce zostało zabrudzone i już nie należało do niej. Była wściekła na boginię, chciała wyrzucić sztylet z ręki, ale Amori ją powstrzymała. Elf patrzył na nią, jakby chciał odczytać, co myśli kobieta. Zofia zdziwiła się, gdy ten po chwili klęknął przed nią. Nie rozumiała się, co się dzieje.

– Wybacz, Wysłanniczko Amori, że nie wierzyłem. Oszczędź mnie – szepnął.

Zofia nie rozumiała jego zachowania. Nie zaatakował jej za śmierć towarzysza, to bardzo ją zdziwiło. Chciała zapytać boginię o to, lecz ta zamiast wyjaśnić sprawę wydała kolejne polecenie.

– Powiedz mu, że ma przyprowadzić zakładnika i to natychmiast.

– Przyprowadź tu zakładnika, byle szybko – rozkazała.

W środku trzęsła się, uspokoiła się, dopiero gdy elf ruszył wykonać polecenie. Kiedy zniknął na statku opatrzonym w czarne żagle, odważyła się odezwać do bogini.

– Dlaczego uznał mnie za wysłanniczkę dopiero po śmierci towarzysza? – zapytała.

– Zapomniałam, że ludzie nie wiedzą, że mroczne elfy się zwykle nie rozpadają w pył. Tego dokonać może tylko mój wysłannik, właśnie dlatego dostał potwierdzenie, że jesteś moją służebnicą i działasz na mój rozkaz – wyjaśniła znudzonym tonem.

Zofia nie zamierzała się z nią kłócić, gdyż jej słowa miały sens. Jednak dalej czuła się okropnie z myślą, że właśnie zabiła elfa. Gdyby chociaż uczyniła to w samoobronie, lecz ona zaatakowała go właściwie bez powodu. Nawet jeśli to nie ona kierowała sztyletem, to nie zmieniało faktu, że na to pozwoliła. Nagle ujrzała elfy oraz zakładnika, którym był jej ojciec. Spoglądała na Artura z radością.

Nie podnosił głowy, więc nie mógł jej ujrzeć. Kiedy mroczne elfy się do niej zbliżyły, spojrzała na nie, starając się opanować, by nie uśmiechnąć się szeroko i nie rzucić mu się na szyję.

– Przekazuję wam ten oto sztylet, mroczne elfy, w imieniu Amori. Jednocześnie nakazuję byście poinformowali króla o woli Amori, jaką jest wasz powrót w rodzime strony – rzekła Zofia, kierując się wskazówkami od bogini. – Jeśli tego nie zrobicie, spotka was gniew bogini.

Elfy pokłoniły się przed nią, jeden z nich otrzymał od Zofii sztylet, który ta przekazała mu, trzymając go poziomo. Artur został uwolniony, a gdy usłyszał głos córki, nie mógł uwierzyć, że po niego przybyła. Jednak powstrzymał się przed zbyt dużym uśmiechem, dopóki go obserwowały te istoty.

– Dziękujemy, to dla naszego ludu zaszczyt – odezwał się jeden z elfów, którego Zofia kojarzyła, jako tego z którym wcześniej rozmawiała. Lekko schyliła głowę na znak zgody, po czym obserwowała, jak oddalają się w kierunku statku.

– Nie sądziłem, że po mnie przybędziesz – rzekł Artur.

– Poprowadziła mnie do ciebie Amori.

– Bogini? Jak to? Nic nie rozumiem – odezwał się.

Zofia wzięła głębszy oddech, nim zaczęła opowiadać o świątyni i o jej odkryciu. W miarę toku opowieści oczy ojca kobiety stawały się coraz większe. Nie mógł uwierzyć, że coś takiego mogło się naprawdę przydarzyć.

– Podziękujmy Amori za to, że cię do mnie przyprowadziła.

Zofia spojrzała na ojca, który klęknął na ziemi. Kobieta miała sprzeczne uczucia co do Amori, podobnie jak wielu innych przed nią, gdyż bogini o dwóch twarzach zawsze budziła ambiwalentne emocje. Teraz jednak poszła w jego ślady. Uklękła na ziemi i zaczęła się modlić, a właściwie próbowała. Słowa modlitwy plątały jej się przez myśli, które nie dawały jej spokoju. W oczach kobiety zebrały się łzy, gdy przypomniała sobie twarz elfa, tuż przed tym jak rozpadł się w pył. Ojciec spojrzał na nią i od razu odgadł, że coś jest nie tak.

Zofia nie wyznała mu, że musiała zabić elfa. Ominęła tę część celowo, bo nie była w stanie wypowiedzieć na głos, tego co zrobiła. Artur zakończył modlitwę, wykonując znak na czole. Ujął w ramiona Zofię, która zaczęła trząść się coraz bardziej. Po jej skórze ciekły kolejne łzy. Usta drżały, a z nich wyszedł szloch.

– Czegoś mi nie powiedziałaś, prawda? – zapytał, gładząc kobietę po włosach.

Ta zdołała tylko kiwnąć głową. Na więcej się nie zdobyła, nie mogła przyznać się ojcu, co takiego uczyniła. Artur nie naciskał na córkę, wiedział, że potrzebuje teraz jego uścisku, a nie kolejnych pytań.

***

Elfy leśne przybyły na wezwanie królowej. Ustawione w szyk czekały na dalsze rozkazy. Władczyni spojrzała na oddział, większość dzierżyła w ręce łuk, a na biodrach mieli kołczany pełne strzał. W drugiej natomiast włócznie o lśniących grotach, które dopełniały ich wizerunku. Każdy z nich wyglądał inaczej, jednak wszyscy byli gotowi zginąć za swoją władczynię, która podobnie jak oni lekką zbroję. Nie krępowała jej pełnych gracji ruchów, ale zapewniała bezpośrednią ochronę przed grotami strzał czy płaskimi cięciami miecza.

Nie uśmiechała się, jej twarz nie wyrażała emocji, ale w oczach płonął ogień, gotów w każdej chwili wybuchnąć. Zaczęła tworzyć portal, przez który mieli przejść jej wojownicy na czele z nią. Brak znajomości miejsca mocno jej utrudniał zadanie, ale wykorzystał aurę Ksawiera, by znaleźć odpowiednią lokalizację. Jako pierwsza weszła w światło. Pod stopami poczuła ziemię, łydki łaskotała jej trawa poruszana przez wiatr. Kolejne elfy przechodziły przez portal i dołączały do swojej władczyni. Ta niewzruszona czekała, aż wszystkie przejdą. Dopiero kiedy ostatni z jej wojowników znalazł się w odpowiednim miejscu, zamknęła portal, nie chciała, aby ktoś niepowołany dostał się do Elfickiego Lasu.

Królowa nie liczyła na pokojowe rozwiązanie, znała na tyle dobrze historię, by wiedzieć, że szykuje się walka. Czuła, że Zofia wykonała już swoje zadanie, mówiła to jej intuicja. Właśnie wtedy dała sygnał do wymarszu. Stopy nie wydawały dźwięku, gdy szli na spotkanie z elfami tak odmiennymi od nich. Słońce oświetlało im drogę, a cień poruszał się wraz z nimi.

Właśnie w namiastce ciemności, jaką dawała góra, ujrzeli elfy. W asyście ledwie kilku elfów królowa ruszyła na spotkanie z władcą mrocznych istot. Nie musiała długo czekać na reakcję, w jej kierunku ruszył król Darknes, za którym podążyły dwa inne elfy.

– Królowa Klarion, dlaczego spotyka mnie tak wielki zaszczyt? – zapytał mężczyzna.

– Wiesz doskonale dlaczego, swoim przybyciem na ziemie Fantazji zakłóciłeś równowagę.

– Czasy się zmieniają, powinnaś o tym wiedzieć, nadchodzi czas mroku, rośniemy w siłę, a gdy Połączona ze Smokiem straci swoją energię, zacznie się wiek, na który tak długo mój lud czekał – rzekł.

– Do tego nie dojdzie. Stoimy na straży harmonii, wysłała nas bogini Amori byśmy o nią walczyli. Wycofaj się – zażądała twardo.

Darknes spojrzał na nią. Pokręcił głową, po czym rzekł:

– Nie, zbyt długo już czekaliśmy, by wreszcie przejąć władzę. Dzisiaj to będzie pierwszy krok na drodze do nowej, mrocznej przyszłości. – Odwrócił od królowej i ruszył do swoich elfów, które ustawiły się na rozkaz w szyk bojowy.

Ksawier patrzył na to wszystko z przerażeniem, ale również fascynacją. Stał obok strażnika, który nie zamierzał spuścić z niego wzroku.

– Nie próbuj żadnych sztuczek, inaczej twój przyjaciel zginie – rzekł do niego.

– Nie będę próbował – zapewnił, chociaż jedyne, o czym marzył to ucieczka od mrocznych elfów. Jednak nie mógł tego zrobić, dopóki mieli w swoich rękach Artura. Westchnął zrezygnowany.

Razem z elfem oddalili się od miejsca starcia. Zrobili to dosłownie w ostatniej chwili, gdyż leśne elfy ruszyły wprost na mroczne istoty, które nie zamierzałby być dłużne. Ksawier obserwował początkowe ruchy. Ujrzał, że po obu stronach nastąpił podział sił. Łucznicy ustawieni w bezpiecznej odległości zaczęli wypuszczać pierwsze strzały, które nie zrobiły jednak większych szkód po obu stronach. Dopiero po chwili zorientował się, co tak naprawdę było ich celem, a mianowicie rozproszenie sił wroga. Kolejne strzały zostały wypuszczone, dopiero kiedy nastąpiła właściwa walka.

Ksawier nie był w stanie śledzić ruchów poszczególnych elfów, gdyż te poruszały się z niebywałą szybkości. Dźwięki stali i krzyki przedzierały się do jego uszu, przez co właściwie nie zauważył, kiedy strażnik obok niego został unieszkodliwiony przez leśnego elfa.

– Za mną – polecił sucho.

– Ale ja nie mogę. Oni zabiją Artura, jeśli ucieknę – odpowiedział Ksawier.

– Nie mamy na to teraz czasu. Zaufaj bogini – rzekł elf niecierpliwie.

Chłopak kiwnął głową, licząc, że faktycznie Amori ma jakiś plan, inaczej zapłaciłby za ten błąd Artur, a wolał tego uniknąć. Odgonił myśli o nim, by skupić się na nie zgubieniu elfa, który prowadził go w bezpieczne miejsce z dala od bitwy, która dla obserwatora mogła wyglądać jak taniec stali.

Elfy poruszały się z gracją, broniąc się i atakując, nie zatrzymywały się nawet na chwilę, od czasu do czasu w powietrzu latały strzały, które trafiały w dokładnie wyznaczone miejsca na ciele mrocznych elfów. Łucznicy wykorzystywali każdą możliwą szparę, by zranić przeciwników, niespodziewających się nawet ataku z ich strony. Leśne istoty miały przewagę liczebną, jednak to mroczne elfy słynęły ze swoich zdolności walki, nie miały żadnych skrupułów, by stosować nieczyste zagrania, jak rzucanie piasku w oczy przeciwnika, czy atakowanie elfa odwróconego plecami.

Tymczasem Ksawier wędrował za elfem, który rozglądał się uważnie, jakby wypatrywał zagrożenia. Domyślał się, że za niedługo istoty mroku zorientują się, że ich więzień zniknął. Potwierdziły to krzyki, gdy znaleziono ogłuszonego strażnika. Sprawiły, że Darknes dał znak, przesyłając ciemny kształt, który dla niezaznajomionych z kulturą elfów był niezrozumiały, ale królowa od razu zrozumiała przekaz i wysłała odpowiedź w postaci tego samego symbolu. Oznaczał on rozmowę pokojową. Jednocześnie władcy wydali rozkaz zaprzestania walk.

Ksawier słysząc poruszenie, chciał zobaczyć, co się stało, ale poganiany przez elfa nie miał na to czasu. Ten wskazał mu niewielką norkę.

– Wejdź do środka i pod żadnym pozorem się nie odzywaj, jeśli życie ci miłe – rzekł.

Chłopak wykonał niechętnie polecenie, tyłem wsunął się do niewielkiego otworu, czuł ziemię, która pod wpływem ruchu osuwała się na niego, dodatkowo wyczuł, że po jego nogach coś chodzi, ale liczył, że nieznane stworzenie jest niejadowite. Kiedy znalazł się w otworze cały, elf zaczął kształtować przy pomocy magii zasłonę z roślin, która z zewnątrz wyglądała jak trawnik. Nikt, kto by nie wiedział, że tam się ktoś ukrywa, nie zorientowałby się, o obecności młodzieńca, który dodatkowo został zamaskowany zaklęciem, które ukrywało jego energię przez mrocznymi elfami.

W czasie, gdy Ksawier był ukrywany, na polanie, gdzie wcześniej odbywało się starcie, władca i królowa stanęli naprzeciw siebie, w przeciwieństwie do swoich podwładnych nie brali wcześniej udziału w walce, po której widoczne były ślady w postaci kilku elfów, którymi właśnie zajmowali się towarzysze. Jednak władcy nie zwracali na to uwagi, zbyt zajęci rozmową.

– Twoje elfy stoją za zabraniem mojego zakładnika, wiesz, że nic, co należy do mnie, nie może według starego prawa zostać mi skradzione bez konsekwencji.

– Zapomniałeś o drugim prawie, nic co nie jest z tobą powiązane, do ciebie nie należy, a z tego, co czuję, ten młodzieniec nie oddał ci swojej energii. Miał prawo sam się oddalić, czyż nie? – zapytała, wzrok utkwiła w posępnej twarzy przeciwnika. – A skoro go już nie masz, pora abyś wrócił na swoje ziemie, dość już elfów ucierpiało przez twoją chęć przejęcia energii Połączonej ze Smokiem.

– Jeśli myślisz, że odpuszczę, to się mylisz. Ksawier sam do mnie wróci – odparł chłodno. – Ksawierze, jeśli do mnie nie wrócisz w tej chwili, wyślę ptaka, a wiesz, co to oznacza! – krzyknął wprost do głowy chłopaka. Liczył, że ten się pokaże.

Ksawier faktycznie usłyszał te słowa, jakby były wypowiedziane tuż przy jego ucho. Na myśl o Arturze i o tym, co go może spotkać, chciał wstać i jak najszybciej wrócić do władcy, licząc, że zdąży, nim ptak wzniesie się w powietrze, jednak zanim zdołał, chociażby się poruszyć, rozległ się drugi głos. Ten jednak brzmiał przyjemnie, rozpoznał głos władczyni.

– Zaufaj mi i Amori, nie wychodź pod żadnym pozorem. Nad morzem jest Zofia, córka Artura. Domyśliłam się, że go uwięził, jednak teraz nic mu nie grozi. Zaufaj, Ksawierze, dziedzicu Karolingów – powiedziała głosem tak pewnym i spokojnym, że chłopak został w kryjówce, licząc, że władczyni ma rację i Artur jest bezpieczny.

Darknes nie mógł uwierzyć, że chłopak się nie pojawiał. Dał znak, do wysłania kruka na statek, chciał, żeby Ksawier zrozumiał, że nie żartuje. Liczył, iż głośne krakanie i sylwetka czarnego ptaka sprawią, iż wyjdzie z kryjówki, chcąc ratować przyjaciela.

– Przegrałeś, nie przyjdzie, wracaj do mroku, gdzie twoje miejsce. Rozkazuje ci w imieniu Amori, jeśli będzie trzeba, wznowię walkę. Twoja decyzja.

– Wygrałaś, wrócę na swoje ziemię – rzekł, lekko się jej kłaniając.

Ta z satysfakcją odwróciła się i na czele swoich elfów powędrowała, w kierunku drzew. Zostawiła trzech zwiadowców, nie ufała na tyle Darknesowi, by go pozostawić bez nadzoru. 

Hejka, Słodziaki! Tak oto przybył rozdział 23. Trudno w to uwierzyć, że już napisałam ponad 63 tysiące słów Smoczej krwi, a dalej nie jesteśmy w połowie, natomiast Ruda zmierza do końca, co udowodni rozdział, który wrzucę prawdopodobnie jeszcze dzisiaj. Już się nie mogę doczekać końca!  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro