Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział*13

Efilias klęczał na ziemi ukryty pośród drzew. Jego głos wznosił się i opadał. Oczy miał zamknięte, gdy wrzucił do ognia magiczny proszek. Otworzył je i spojrzał na wirujący dym w powietrzu. Dla niewtajemniczonych wyglądał dziwnie, lecz mag widział coś więcej w tej szarości, unoszącej się nad ogniskiem. Potrafił odczytać z ruchów dymu potrzebne mu informacje. Pośród jego szarości dopatrywał się znanej mu sylwetki dziewczyny.

Jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, gdy ujrzał Astrid pod wodą. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Nie była sama. Obok niej stał Ksawier i jakiś nieznany Efiliasowi mężczyzna. Uśmiechnął się lekko. Wyglądało na to, że upieką dwie pieczenie przy jednym ogniu. Otrzepał kolana, gdy wstał z ziemi. Ruszył w stronę oddziału. Czuł na sobie przestraszone spojrzenia rycerzy. Bali się go. Efiliasowi się to podobało. Lubił władzę, a dzięki strachowi zyskał ją. Podszedł do dowódcy.

– Są w oceanie – poinformował go. – Jeśli się pośpieszymy damy radę dotrzeć na plażę, nim wyjdą z wody.

– To na co czekamy? Rycerze na koń – rozkazał.

***

Astrid patrzyła zafascynowana na kłębiące się dookoła smoki. Wśród nich był mały Fallon, który machał dwa razy szybciej ogonem niż jego dorośli kompani, żeby nie zostawać z tyłu. Obok niej Ksawier otwierał usta zadziwiony.

Woda pod wpływem ich ruchów burzyła się i wirowała. Astrid musiała chwycić kolumnę, by nie dać się porwać prądowi, który się utworzył. Powstał wielki wir, w którego centrum znalazł się Fallon.

Z wszystkich smoków wystrzeliły dziwne promienie, które trafiły w Fallona. Astrid nie wiedziała czego się spodziewać. Z serca wyszła dusza smoka, która zaryczała. Jednocześnie morze się uspokoiło.

– Co się właśnie stało? – zapytała Artosa.

– Została uwolniona dusza smoka wodnego. Musisz wiedzieć, że trafiła ona do oceanu, gdzie pływać będzie wraz z innymi duszami. To właśnie dlatego smoki wodne są bezpośrednio połączone z morzem. – Zamilkł na chwilę. – Podam ci przykład. Gdyby teraz rozpętał się sztorm, smoki stałyby się nerwowe i poirytowane. Nie byłyby tak przyjazne, jak teraz – wyjaśnił. Astrid kiwnęła lekko głową, rozumiejąc, o co mu chodzi. Dziękowała, że morze było tego dnia wyjątkowo spokojne.

– A działa to też w drugą stronę? – zapytała.

– Tylko w niektórych przypadkach. Kiedy ludzie skradli ich jajo, sztorm trwał dziesięć dni bez przerwy.

Podpłynął do niej Fallon. Był bardzo szczęśliwy. Promieniował tą pozytywną energią. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.

– Jak się czujesz jako prawdziwy morski smok? – zapytała.

– To było wspaniałe. Szkoda, że nie możesz spróbować – powiedział swoim uroczym głosem.

– Nie mogę, ale sam widok był cudowny – zapewniła.

 Nagle coś się zmieniło. Dziewczyna czuła to całą sobą. Smoczek najwyraźniej też, gdyż jego łuski stały się bardziej matowe. Popłynęła za nim.

Ujrzała Ksawiera, który mierzył się wzrokiem z morskim smokiem. Nie wiedziała, co się stało, ale podejrzewała, że nic dobrego.

– Co się stało, Wielki Morski Smoku? – zapytała zmartwiona króla. Ten spojrzał na nią.

– Tuż po ceremonii twój towarzysz dotknął łusek Neptisa. Gdyby przeprosił, byłoby to do wybaczenia, lecz nawiązała się między nimi kłótnia, która doprowadziła do wyzwania – wyjaśnił pokrótce.

– Da się jakoś zażegnać konflikt? – spytała władcę. Ten jednak nie miał dobrych wieści.

– Dla morskich smoków łuski to najcenniejsza rzecz. Dotkniecie ich bez zgody, jest równoznaczne z obrażeniem smoka – wyjaśnił. Dziewczyna kiwnęła głową, rozumiejąc. Była koszmarnie zła na Ksawiera.

– Co dokładnie się stanie?

– Będą się ścigać na torze przeszkód – wyjaśnił.

– Ale Ksawier nie ma szans! Z nogami jest za wolny, Wielki Morski Smoku.

– Jeśli jakiś smok pozwoli mu siąść na grzbiecie, będzie miał szansę – odparł.

Astrid była załamana. Żałowała, że zgodziła się, by z nią poszli. Na dodatek nie miała nawet jak się z nimi porozumieć. Podpłynęła do Ksawiera. Ten najwyraźniej właśnie dowiedział się, co ma zrobić, gdyż miał zmartwiony wyraz twarzy. Złapała go za dłoń.

– Artosie, przekaż mu, że spróbuję znaleźć mu smoka, na którym będzie się ścigał.

– Jesteś pewna?

– I tak już wie, że cię w sobie mam – wyjaśniła. Chłopak otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Kiwnął głową. Dziewczyna uśmiechnęła się i puściła jego dłoń. Podpłynęła do pierwszego smoka.

– Witaj, mam prośbę... – zaczęła, lecz nim zdążyła dokończyć, smok odpłynął, zostawiając ją samą. Podpływała do kolejnych osobników, lecz żaden nie chciał się zgodzić. Z każdą kolejną chwilą jej irytacja rosła.

– Astrid, uspokój się. Gniewem nic nie zyskasz – polecił Artos.

Dziewczyna policzyła do dziesięciu. Emocje trochę opadły. Podpłynęła do smoczycy. Nie zdążyła się nawet odezwać, gdyż ta odwróciła się do niej tyłem. To dla Astrid było za dużo. Nie wiedziała, kiedy z niej wystrzelił płomień. Był większy niż ostatnio. Otaczał całą dziewczynę.

Smoki spojrzały na nią zaskoczone. Nigdy nie widziały płomieni pod wodą. Jej oczy zmieniły kolor i teraz lśniły złotym kolorem.

– Posłuchajcie mnie, morskie smoki. Jestem Astrid. Dzisiaj przybyłam do was, by zwrócić jednego z was. Przez zupełny przypadek mój przyjaciel Ksawier, dotknął łuski Neptisa, żeby miał jakąś nawet najmniejszą szansę wygrać w wyścigu, musi płynąć na grzbiecie któregoś z was – rzekła. Była naprawdę wściekła. Płomienie wciąż wypływały z jej ciała, tworząc ognistą kulę wokół niej. – Ale wy! Nawet nie chcieliście mnie wysłuchać. Przyjaciele powinni sobie pomagać, a skoro ja zostałam dzisiaj uznana za waszą przyjaciółkę, zasługuję, chociaż na wysłuchanie. – Przerwała na chwilę. – Ksawier to szlachetny człowiek, który uratował mi życie. Gdyby nie on NIGDY Fallon, by się nie wykluł. Pytam zatem, czy chociaż jeden z was okaże się szlachetny i pozwoli być jeźdźcem Ksawierowi?

Astrid poczuła, jak siły opuszczają jej ciało. Nim jej oczy się zamknęły, usłyszała głos Artosa, lecz nie potrafiła zrozumieć, co do niej mówi. Była na to zbyt zmęczona. Ksawier spojrzał na nią ze strachem. Podpłynął bliżej, lecz nic nie mógł poradzić.

– Zużyła zbyt dużo energii – odezwał się władca morskich smoków wprost do głowy chłopaka. – Morskie smoki, ta dziewczyna ryzykowała własne życie, by Fallon mógł do nas wrócić. Zawiedliście mnie. Sam wezmę Ksawiera na grzbiet, to będzie zaszczyt.

Morskie smoki nie wiedziały jak zareagować. Były widocznie zawstydzone swoim zachowaniem. Tylko Neftis spoglądał dumnie na Ksawiera. W jego szkarłatnych oczach nadal panował gniew.

Władca smoków pozwolił Ksawierowi zasiąść na swoim grzbiecie. Chłopak zdziwił się uczuciem, jakie poczuł po zajęciu miejsca. Było dziwne i niespotykane, ale bardzo przyjemne. Ksawierwi wydawało się, że jest z nim w jakiś sposób powiązany, lecz gdyby miał określić, jakiego typu jest ta więź, nie potrafiłby określić. Wiązała ich serca, umysły jakby stali się jednym. Każdy ruch smoka był przedłużeniem myśli chłopaka. Uśmiechnął się lekko.

– Przypomnę zasady. Każdy z zawodników musi pokonać przeszkody, wygrywa ten, który przepłynie pierwszy przez kamienny łuk. Fallonie, dasz sygnał do startu – odezwał się władca. Podpłynęli do linii, utworzonej z glonów. Obok nich Neptis uśmiechał się szyderczo. Król był już starym smokiem, siłą i gracją nie mógł dorównywać młodzikowi, lecz cechowała go wytrwalość oraz inteligencja, który wyrównywały te różnice.

Fallon w swojej przedniej płetwie, a właściwie łapie z błonami między szponami, trzymał dziwny kryształ. Opuścił go, kiedy tylko przedmiot dotknął dna, wystartowali. Przewagę miał Neftis, który manewrował między koralowymi kolumnami. Ksawier był tuż za nim.

Przed sobą ujrzeli pierścienie kamienne. Nie były zbyt duże. Neptis mieścił się w nich bez problemu, zwiększał tym samym przewagę. Król był sporym smokiem. Wiedział, że się nie zmieści. Ksawier również zdawał sobie z tego sprawę. Władca przesłał do jego głowy obraz. Przedstawił w nim, jak zamierza pokonać tę przeszkodę. Miał tego dokonać sam Ksawier. Chłopak nie zamierzał protestować. Zszedł ze smoka.

 Po chwili poczuł uderzenie, gdy potężny ogon smoka pozwolił mu przelecieć przez pierścienie. Znalazł się, znów był na grzbiecie króla. Plecy bolały go od ciosu ogona, ale w ten sposób nadrobili odległość. Dogonili Neftisa, który miał problem z kolejną przeszkodą. Były to kule z kamienia, które turlały się w tę i z powrotem.

Władca, który od razu ujrzał wzór, przepłynął przez przeszkodę jakby to była zabawa dla małego dziecka. Skalny łuk był coraz bliżej. Ksawier uśmiechnął się lekko i pospieszył władcę. Tymczasem Neftis właśnie pokonał ostatnią kulę.

Płynęli łeb w łeb. Raz jeden, raz drugi miał przewagę. Władca wyraźnie dobrze się bawił, gdyż szczerzył zęby w uśmiechu. Skalny łuk był coraz bliżej. Ksawier dostał kolejny przekaz od smoka. Chciał, by wszedł mu na głowę, a tuż przed metą skoczył. Chłopak zdziwił się. Zaczął jednak się piąć po smoku. Znalazł się na jego głowie, gdy byli metr od łuku. Skoczył. W pędzie ujrzał wściekłą minę Neftisa. Wylądował na piasku. Podpłynął do króla.

– Dziękuję, to był zaszczyt – rzekł, kłaniając się nisko. Podpłynął do niego Neftis. Nie był zadowolony z przegranej, jednak podał pazur chłopakowi i wybaczył dotknięcie łuski.

***

Zofia potarła zaspane oczy. Całą noc przewracała się z boku na bok. Zza drzwi dochodziły dziwne dźwięki. Gdyby miała je opisać, powiedziałaby, że to było warczenie i drapanie pazurów o drzwi. Ale to przecież nie było możliwe Cała świątynia otoczona była murem i nie widziała żadnych zwierząt za dnia.

Wstała z łóżka, gdy usłyszała dzwon. Zapowiadał się męczący dzień. Chciała ubrać się w swoje rzeczy. Już mocno śmierdziały, wiedziała, że przydałoby się je uprać. Wzięła drugą suknię, którą przywiozła ze sobą. Była prosta, jasnozielona. Na dole znajdowały się plamy, których nie dało się wyczyścić, a próbowała wszelkimi znanymi sobie metodami.

Przepłukała twarz zimną wodą. Spojrzała ostatni na mały pokoik o pobielanych ścianach. Znajdowało się w nim tylko łóżko, przy którym stał kufer i niewielka szafka nocna, a jedyne okno było bardzo małe i znajdowało się tuż pod sufitem.

Ruszyła do świątyni. Tam zmierzali również inni ludzie.

– Cześć, jesteś tu nowa, prawda? – usłyszała za sobą głos.

Spojrzała na jego właścicielkę. Była to drobna kobieta, która uśmiechała się do niej, szczerząc zęby. Na jej głowie panowała burza rudych loków.

– Tak. Zofia – przedstawiła się, podając jej dłoń.

– Merida. Jestem tutaj już od kilku tygodni – wyjaśniła. – Co cię sprowadziło?

– Nie chcę o tym mówić – rzekła. Jej nowa towarzyszka nie przejęła się odpowiedzią kobiety, wzruszyła tylko ramionami.

– Ja zostałam uznana za czarownicę. Oczywiście nią nie jestem, ale rude włosy nie pomogły – stwierdziła. – Tutaj znalazłam schronienie.

Weszły do świątyni. Zofia zauważyła, że róże z wczoraj zniknęły. To ją zaskoczyło. Tym razem modlitwa była krótsza od wieczornej, właściwie już po pięciu minutach mogli ruszyć na śniadanie.

– Ta modlitwa, co była wczoraj wieczorem, należy do rzadkości. Zazwyczaj to są straszne nudy. Tylko poranne modły są takie krótkie, bo i tak nikt by nie wytrzymał o pustym brzuchu – powiedziała radośnie. – Mogę się założyć, że na śniadanie będzie owsianka.

– Czyżby była codziennie?

– W sumie to tak. Czasami dodają jakieś owoce, ale rzadko. Można się przyzwyczaić.

Merida nie myliła się, kiedy tylko usiadły, dostały owsiankę. Była gładka, a nad nią unosiła się para wodna. Odszukała wzrokiem Henia, lecz ten siedział ze swoimi kolegami kilka stołów dalej. Pomachał mamie, lecz nie podszedł się przywitać.

– Syn?

– Tak, Heniu. Tylko, jak widać, teraz ważniejsi są koledzy – powiedziała z przekąsem, spoglądając w stronę chłopca.

– Na pewno nie. Zobaczysz, zatęskni i wróci – zapewniła, uśmiechając się szeroko. – Jedz, zimna jest niejadalna – rzekła, wskazując na owsiankę.– Wiem z doświadczenia.

Zaraz po śniadaniu Zofia pożegnała się z nową znajomą i ruszyła do siostry Hildegardy. Ta nie przywitała się, tylko od razu kazała związać jej zioła w bukiety i powiesić do wysuszenia. Sprawne dłonie Zofii bez problemu poradziły sobie z tym zadaniem.

– Skończyłam – oznajmiła. Hildegarda spojrzała na jej pracę i kiwnęła głową.

– Ujdzie. Zrób porządek w składziku. Zioła mają być poukładane alfabetycznie. Dasz radę, prawda?

– Żaden problem – zapewniła. Siostra Hildegarda uśmiechnęła się lekko.

– Ja wychodzę. Muszę zanieść leki potrzebującym – poinformowała ją.

Po chwili kobiety już nie było. Zofia została sama. Weszła do małego pomieszczenia. W środku panował absolutny chaos. Większość pojemników pokryta była grubą warstwą kurzu. Te częściej używane znajdowały się w głównym pokoju.

Zapach, jaki w środku panował, był dla Zofii przyjemny. Kochała wonie roślin, a te były bardzo intensywne. Mieszały się ze sobą i tworzyły niezwykłą kompozycję dla nosa kobiety.

Zofia zakasała rękawy. Zaczęła zdejmować słoiki ze wszystkich półek. Nie liczyła ich, ale podejrzewała, że jest ich prawie setka. Starła delikatnie kurz. Zajęło jej to blisko godzinę. Przez kolejne dwie usiłowała ułożyć je w kolejności alfabetycznej.

Otarła pot z czoła, gdy ostatnie naczynie znalazło się na swoim miejscu. Przyglądnęła się z dumą swojej pracy. Składzik był nie do poznania. Słoiki aż błyszczały, a etykiety stały się dobrze widoczne.

Podejrzewała, że miała jeszcze godzinę do obiadu. Wyszła na zewnątrz małej chatki. Rozglądnęła się dookoła. Postanowiła przespacerować się po ogrodzie. Wcześniej nie miała na to czasu.

Zauważyła, że był dobrze zorganizowany. Ścieżki zostały wyłożone kamieniami, dzięki czemu nawet w deszczowy dzień nie trzeba było chodzić w błocie. Niedaleko chatki, a właściwie tuż za nią znajdowały się grządki z ziołami, a jeszcze dalej z warzywami. Rozpoznawała charakterystyczne liście pomidorów i wijące się pędy ogórków. Tam właśnie pracowały trzy kobiety, usuwając chwasty. Zofia pomachała im.

Kilkadziesiąt metrów znajdował się dalej sad. Nie należał do wielkich, ale rosły w nim różnorodne gatunki drzew. Począwszy od jabłoni, a skończywszy na drzewkach ze śliwkami. Zauważyła na niektórych pniach ślady pazurów. Dotknęła ich delikatnie. Były głębokie i dosyć szerokie.

Podejrzewała, że stworzenie, które je zostawiło w nocy, wydawało te dziwne odgłosy. Nie wiedziała jednak, jak się tu dostało i dlaczego go nie widzi w ciągu dnia. Rozmyślania i spacer Zofii przerwał dzwon. Pora na modlitwę.

Po drodze spotkała znowu Meridę, która była rześka jak skowronek.

– Jak praca? – zapytała z uśmiechem.

– W porządku. Zajmuję się ziołami, a u ciebie?

– Przepisuję księgi. Strasznie nudne zajęcie, przynajmniej na razie. Kiedyś przepisywałam bestiariusz, ale skończyłam i teraz dały mi nudne jak flaki z olejem modlitwy. Wszystkie są takie do siebie podobne. Usnąć można – rzekła. – Na szczęście dzisiaj lub jutro powinnam skończyć, bo książka nie była zbyt długa.

– To dobrze. Co ciekawego było w tym bestiariuszu?

– Trudno wybrać. Tam były informacje o wszystkich możliwych istotach i potworach. W sumie zielonego pojęcia nie mam, po co to kapłankom.

– Może chciały rozszyfrować zagadkę stwora, grasującego w nocy – powiedziała szeptem. – Też słyszałaś te dziwne dźwięki? To dlatego zakazują wychodzić z pokoi po zmroku. Kiedyś próbowałam się wymknąć, ale drzwi były zamknięte – wyjaśniła.

Musiały przerwać interesującą rozmowę, gdyż modlitwa się właśnie zaczynała. Przewodziła jej matka przełożona, która opowiadała o dobroci i miłości, których uczy Amori. Dziękowała bogini za dar, który im ofiarowała i prosiła o opiekę.

Po zakończonej modlitwie podeszła do niej Merida.

– Po obiedzie będzie przerwa, więc wtedy porozmawiamy. Spotkamy się tutaj.

– Chyba powinnam wtedy odwiedzić syna.

– Daj mu trochę wolności, jak będzie cię potrzebował, sam przybiegnie. Zobaczysz – stwierdziła, kiwając głową, jakby przyznawała sobie rację.

– Pewnie masz rację. Do zobaczenia – rzekła Zofia.

W chatce czekała na nią już siostra Hildegarda. Oglądała właśnie efekty pracy Zofii. Nie przyznałaby tego, ale naprawdę dobrze się spisała. Była, póki co najlepszą asystentką, jaką miała.

– Nieźle – mruknęła, gdy Zofia weszła do środka.

– Dziękuję, starałam się.

– Widzę. Musisz teraz sprawdzić, których ziół brakuje – poleciła. Zofia kiwnęła głową w odpowiedzi. Ruszyła do składzika i zaczęła po kolei otwierać pojemniki.

Hejka, Słodziaki! Wpadł kolejny rozdział. Zaczyna się rozkręcać akcja z Zofią. Jak wam się podobają morskie smoki? Mi bardzo. Szczególnie ich związek z morzem. Nadal nie wierzę, że ja to wymyśliłam. Przypływ weny działa cuda. 

P.S. Znalazłam świetną stronę do sprawdzania błędów interpunkcyjnych, gramatycznych i literówek. Czyli będzie ich mniej :D Oczywiście, jak jakiś znajdziecie, dajcie znać. Autor, też człowiek, ma prawo coś przeoczyć ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro