Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Skierowałem się w stronę molo. Mogłem dostrzec sylwetkę dziewczyny na nim. Siedziała na jego końcu, pochylając się lekko nad wodą. Wszedłem na pomost i przeszedłem po całej jego długości. Usiadłem obok dziewczyny.

- Zwiałaś - odparłem. Dopiero teraz zauważyłem, że moczyła stopy w wodzie.

- Twoi znajomi są strasznie głośni. Dziwnie się czułam, kiedy wciąż na mnie patrzyli. Calum... - zaczęła niepewnie, jakby chciała się upewnić, że wybrała właściwe imię. - Ten brunet.

- Calum, tak.

- Powiedział, że jak mi się znudzisz to mogę przyjść do niego.

- Idiota. Jest pijany nie słuchaj go, pewnie myślał, że zabrzmi zabawnie.

- Śmiał się z tego, więc to możliwe - westchnęła. - Więc tak wygląda normalne życie?

- Normalne?

- Znajomi, imprezy, dziewczyny...

- Co oni Ci nagadali?

- Zakładali się czy wrócicie do siebie z Tris, tyle że oboje byli na nie i zaczęli się sprzeczać.

- Zadaje się z idiotami - zaśmiała się krótko.

- Są nawet zabawni, ale zdecydowanie za głośni jak dla mnie.

- Zaśmiałaś się.

- Tak, Michael, potrafię się śmiać - mruknęła.

- I tak wciąż czekam na wielki, szczery uśmiech.

- Głupek.

- Który przepadł dla ciebie.

- Michael... - spojrzała na mnie. - Zachowując się tak jak teraz sprawisz, że się przywiążę, że ty przywiążesz się do mnie - odwróciła wzrok w stronę wody. - Ludzie przychodzą i odchodzą. Nie ma sensu się do nich przywiązywać, a ja nie chcę Cię zranić.

- Dlaczego tak mówisz?

- Ludzie porzucają to co jest dla nich niewygodne, co ich spowalnia i blokuje, a ja jestem czymś co sprawi, że staniesz w miejscu. Może teraz uważasz, że to kłamstwo, że i tak będziesz do mnie przychodził i próbował gdzieś wyciągnąć, ale... w końcu znudzi Ci się to ciągłe namawianie mnie do wyjścia i utrzymywanie kontaktu ze mną.

- Wcale nie - prychnęła.

- Za nim zachorowałam miałam całkiem spore grono znajomych - zacisnęła powieki i nabrała powietrza w usta, po czym powoli je wypuściła. - Cóż... z każdym dniem pogłębiania się mojej choroby, ubywało ich, aż w końcu nikt nie został. Wiem, że nie mogę ich za to winić, depresja zabija wszelkie relacje, więc mogli mieć dość tego, że ich odtrącam, ale koniec końców jestem sama.

- Widocznie to nie byli prawdziwi przyjaciele, powinni chcieć ci pomóc, a nie zostawić. I nie jesteś sama, twoi rodzice...

- Oo tak. Ojca praktycznie nie ma w domu, a matka traktuje mnie jak jajko i boi się cokolwiek powiedzieć, bo jeszcze źle się przez to poczuję - prychnęła. - Myślisz, że nie widzę, że marnuję im życie? Kiedy byłam normalna ojciec wracał normalnie na obiad, spędzał z nami weekendy, a teraz bierze nadgodziny i często służbowo wyjeżdża, a moja matka jest po prostu nieszczęśliwa. Lepiej byłoby gdyby mnie nie było.

- Nawet tak nie myśl.

- Już próbowałam się zabić, dwa razy, ale nawet to mi nie wyszło - zauważyłem łzę na jej policzku. - Po prostu jestem beznadziejna - pociągnęła nosem.

- Nie jesteś - odwróciłem się w jej stronę i objąłem ją ramionami. - Udowodnię Ci to.

- Możesz zawieźć mnie do domu? - szepnęła.

- Oczywiście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro