Empty, stuffy room.
Patrzę na ciebie smutno, kiedy po raz kolejny podajesz mi wypełnioną strzykawkę do ręki i przyglądasz się temu, co robię. Siła wyższa nie pozwala mi na sprzeciw, choć bardzo chcę zakończyć tę facjatę najprędzej jak się da i po prostu z tobą uciec do innego świata, w którym nie będzie wszystkiego, co nas wyniszcza. Mógłbym wtedy z czystym sercem powiedzieć, że cię kocham i że jestem tu tylko dla ciebie, nie dla bezsensownych proszków i adrenaliny. Że jesteś dla mnie wszystkim i niczym jednocześnie, że gdy próbuję złapać cię za rękę a ty uciekasz, łamiesz mi tym serce, że zatracam się w tobie z każdą chwilą i nie chcę, żebyśmy nawzajem doprowadzali się do śmierci.
Ten wieczór nie różnił się od pozostałych niczym, był jak kolejna kropla wody w kałuży, kolejne ziarnko piasku na plaży i promyk słońca na niebie. Taki sam, zwyczajny, przewidywalny.
Mimo wszystko Jungkook czuł, że dzisiaj będzie inaczej. Nie wiedział nawet czemu, każda czynność, którą wykonywał, wydawała się być odbiegająca od normy i zaskakująca. Jak niespodziewany opad śniegu w środku jesieni. Zauważał detale, jakich wcześniej nie zdołał odkryć, mimo że wieczorów takich jak ten było niezliczenie wiele. Coś musiało się dziś wydarzyć, czuł to całym sobą.
Po raz kolejny słyszał miliony głosów w jego głowie, szum oceanu w uszach, dzwony kościelne, dźwięk ostatniej nuty którejś z symfonii i wiele innych nieskategoryzowanych odgłosów. Lekko przygaszona lampka wydawała się niesamowicie razić w przymknięte, opuchnięte oczy Jeona, a to wszystko przyprawione ogromem dreszczy i zimna, jakie wywoływało otwarte na oścież okno, wpuszczające ostre podmuchy wiatru i siedzący przy nim Taehyung.
Już miał do niego podejść swoim chwiejnym krokiem i ubłagać, by zamknął dopływ mroźnego powietrza i pozwolił, by jego ciało ogarnęło ciepło i odpowiednia temperatura, jednak nim ruszył się z miejsca, owy Taehyung spojrzał mu głęboko w oczy z zamiarem wydobycia z siebie słów.
- Jedźmy na plażę - powiedział i wstał z dotychczasowego miejsca, w którym przebywał i zlustrował wzrokiem zmieszanego, zaskoczonego Jungkooka.
To właśnie był ten dzień. Niezliczoną ilość razy wyobrażał sobie chwile, kiedy w końcu wyjdą z domu nie po kolejne gramy heroiny i innych substancji a właśnie tak po prostu, jak każdy inny człowiek, by zaczerpnąć świeżego powietrza, nacieszyć się sobą i trzymając swoje dłonie podziwiać fale morskie, czy nawet drobny piasek pod stopami.
Był jednak zszokowany propozycją Taehyunga i nie mogąc uspokoić swoich myśli, stał w osłupieniu patrząc na starszego.
Ten złapał go za rękę i pociągnął do wyjścia bez żadnych słów.
------------------------------
Niewielkie krople opadały z impetem, mieszając się z drobnym piaskiem pod ich stopami. Padał deszcz. Nie przeszkadzało im to, nadal leżeli obok siebie na ziemi i podziwiali gwieździste niebo. Cokolwiek miałoby im przeszkodzić, prawdopodobnie nie dałoby rady, byli w swoim własnym, wyimaginowanym, bezkresnym świecie, w którym kompletnie się zatracili.
Upajali się ciszą, szumem morza, może nawet i sobą, ale to nie miało teraz znaczenia. Po prostu byli jednymi z siedmiu miliardów ludzi na Ziemi, mających potencjalne marzenia i cele, chociaż na jeden moment w ich bezsensownym życiu.
Ich relacje były jednoznaczne. Dla młodszego Taehyung był wiecznym znakiem zapytania, niezrozumiałym wiązadłem komórek i emocji. Właśnie to go przyciągało do niego, działało jak magnes, nawet jeśli tak naprawdę nigdy go nie znał, natomiast starszy mógł czytać z Jungkooka jak z książki. Wiedział, kiedy był zaskoczony, kiedy był zmieszany i miał ochotę płakać. Widział jego strach i obawy i nawet jeśli nigdy nie zobaczył uśmiechu młodszego, cieszył się w duchu że przy nim jest. Bo nie miał nikogo innego, oprócz kruchego Jungkooka.
Choć na ten krótki, ulotny moment.
I know you, I walked with you once upon a dream
I know you, that gleam in your eyes is so familiar a gleam
And I know it's true, that visions are seldom what they seem
Rozdźwięczało w samochodowym radiu.
- Wyłącz to - szepnął Jungkook, gdy starszy powrócił z pojazdu, by ponownie ułożyć się tuż obok niego.
Nienawidził muzyki. Nie przemawiała do niego żadna choć najdelikatniejsza nuta, słowo melodyjnie wypowiedziane przez nawet najcudowny głos. Czuł odrazę do jakiegokolwiek dźwięku i nie potrafił zdzierżyć czegoś różnego od ciszy.
Lub bicia jego serca.
- Wracajmy już - zignorował prośbę Jungkooka i wstał, otrzepując się z ziaren piasku i przetrzepując wilgotne od kropli spadających z nieba włosy. Zauważył, że jemu wcale się nie spieszy by ruszyć do samochodu, więc wyminął go, wsiadł do pojazdu i czekał.
Mijały sekundy, minuty, kwadrans. A oni oboje czekali na siebie nawzajem nie dając ustępstwa.
W radiu nadal rozbrzmiewała raniąca Jungkooka muzyka. Gniew ich obojga rósł z każdym momentem, wzdychali niecierpliwie i wydobywali z siebie niemy krzyk, niesłyszalnie kłócili się ze sobą i lustrowali wzrokiem.
As I walked out on the ledge
Are you scared to death to live?
I've been running all my life
Just to find a home that's for the restless
And the truth that's in the message
Making my way, away, away
A po chwili Taehyung ruszył, poirytowany zachowaniem młodszego.
Zostawił go samego z szumem morza i łzami, zalegającymi w opuchniętych oczach.
---
Ten rozdział jest i ma być dziwny.
Mam nadzieję, że zrozumieliście co chciałam nim powiedzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro