Samotność
Cześć!
Jako że mam dobry humor i widziałam, że chcecie najpierw blacharki, postanowiłam je wrzucić! Nie mówię czy są szczęśliwe, czy nie, jednak piosenka, gdy ją się przesłucha mówi sama za siebie. Tak, to kolejny shot z tekstu piosenki. Nie jestem z niego bardzo dumna, jednak nie jest aż taki zły.
Za wszystkie błędy przepraszam i zapraszam do komentowania i gwiazdkowania, bo to motywuję mnie do dalszej pracy, oraz uszczęśliwia!
Miłego czytania miśki :3
------------------------------------------------
Zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem, od razu popatrzyłem na telefon leżący w rogu. Przyłapywałem się na tym coraz częściej, bo czekałem. Podświadomie wiedziałem na co, ale nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli. Czemu już nie dzwonisz? - zapytałem sam siebie automatycznie. Zawsze pytałem, chociaż dobrze wiedziałem dlaczego. Wiedziałem, ale nie chciałem tego przyznać, bo miałem cholerną nadzieję, że jednak się odezwiesz. Ona ulatywała z każdym dniem po trochu. Gdy już słyszałem wibrację i w moim gardle powstawała gula, sprawdzałem tylko, czy to ty. Gdy widziałem inny numer, nie zamierzałem nawet odpisać, czy oddzwonić, aby dowiedzieć się, o co chodzi. Obchodziłeś mnie tylko ty. Tylko że późnym wieczorem zawsze, gdy kładłem się do łóżka, uświadamiałem sobie jedną rzecz.
Kiedyś dzwoniłeś, tylko gdy byłem jedyną opcją, bo teraz już nawet nią nie jestem.
Wtedy po moim policzku spływa, chociaż jedna łza. Jedna jedyna, która miała upieczętować wieczór tak jak zawsze. Czasami słonych kropel spłynęło więcej, a moje ciało ogarniał szloch. A w takich dniach jak wczorajszy, który ponawiał się coraz częściej, po moim bladym policzku spływała jedna kropla. Jedna jedyna. Później zamykałem oczy i myślałem. Niedługo, bo nie chciałem wracać do ciebie myślami, chociaż same bezwładnie tam płynęły. Siedziałem do późnych godzin, a później zasypiałem, leżąc w łóżku do południa.
Dzisiaj jednak złapałem za komórkę i spojrzałem na wyświetlacz, który rozjaśnił się pod wpływem przychodzącej wiadomości. Odblokowałem urządzenie i zatrzymałem palec tuż nad ikonką aplikacji.
Czy chciałem znów zobaczyć twoją twarz? Uśmiechniętą na naszych wspólnych zdjęciach, których nie usunąłem aż do teraz?
Nawet nie wiem, czy od czasu naszego ostatniego spotkania spojrzałeś, chociażby na moje zdjęcie, bo zobaczyć mnie na ulicy nie mogłeś. Nie wychodziłem ze swojej bezpiecznej strefy od miesięcy. Nie wyszczubiłem stąd nosa, bo nie chciałem się na ciebie natknąć. Nie wychodziłem ze swojej bezpiecznej strefy, przez co straciłem pracę i przyjaciół. Ty się pewnie z nimi bawisz w najlepsze. Mnie została jedna osoba, ale ona niewiele tu zagląda. Ma swoje życie, którego nie zamierzałem tak bardzo mieszać. Tak to byłem tu tylko ja. Samotny.
Ciekawe czy ty w ogóle jeszcze mnie pamiętasz? Czy pamiętasz mój śmiech podczas naszych rozmów? Czy pamiętasz mój płacz po tym jak ci się wyżalałem? Czy pamiętasz dotyk moich ust na twoich wargach lub policzkach? Czy pamiętasz mój uśmiech albo oczy? Czy chociaż zapamiętałeś kształt mojej twarzy albo to jak układałem fryzurę?
Bo ja pamiętam.
Ja pamiętam każdy twój gest. Każdy ruch, dotyk, który przyprawiał mnie o ciarki. Pamiętałem głos, który samym tonem wprawiał mnie w zadumę i pamiętam twoje oczy. Niebieskie. Topiłem się w nich. Twoje włosy? Ciemne, jednak nie tak jak noc. Szerokie barki, wysportowana sylwetka, sześciopak i te usta, które znają każdy zakamarek mojego ciała... Tylko że ty pewnie nie pamiętasz. To było, zanim cię zostawiłem, bo byłeś inny. Zmieniłeś się. Za bardzo.
Tyle razy mnie przepraszałeś za to co zrobiłeś, tyle razy podchodziłeś na mojej zmianie, chociaż sam powinieneś odsypiać swoją... Aż w końcu zacząłem cię unikać. Nie chciałem tego. Nie chciałem twojego błagalnego wzroku, nie chciałem swoich łez i jej chytrego uśmiechu, a jednak to wszystko się pojawiło.
Chciałem tylko szczęścia, ale zniszczyłeś je w jedną noc. Jeden wieczór, który podobno nic nie znaczył. W pieprzone piętnaście minut. Zniszczyłeś mnie w kwadrans, pieprzony kwadrans! Zniszczyłeś nas związek i moje życie w jedną chwilę. Nie wiem, czy było warto. Może dla ciebie owszem.
Jestem zmęczony, tym ciągłym oczekiwaniem, bo po tym wszystkim i tak całym sobą jestem oddany tobie, a nie chcę. Ty pewnie już nic nie czujesz. Jesteś z nią szczęśliwy...?
Nie zauważasz mnie? To przykre, bo tyle razem przeżyliśmy. Mijamy się na korytarzach, zupełnie przypadkowo, bo ja nie mam ochoty cię widzieć. Do tej pory nie powiedziałeś nawet zwykłego przywitania. Kilka miesięcy temu użalałem się nad sobą, nie potrafiłem podnieść się na nogi, w sumie wciąż nie potrafię, ale udaję, by jedyna rodzina, jaka się mną zajmuje, nie musiała się mną martwić. Przecież mój kuzyn miał własne życie. Własny związek, własny dom, własne szczęście. Nie chciałem mu tego niszczyć.
Z każdym kolejnym dniem czułem coraz większy dystans, który stosowałem w twoją stronę. Specjalnie podchodziłem do ściany, gdy tylko przechodziłeś obok, by minąć cię szerokim łukiem. Widzę po tobie tę obojętność. Ona nie była wystarczająca? Uświadomiłeś sobie to, czy po prostu o mnie zapomniałeś?
Mam jedno nasze zdjęcie. Tylko jedno. Siedzieliśmy wtedy na masce twojego audi i patrzeliśmy w obiektyw, uśmiechając się szeroko. Pamiętam, że to było po tym jak wyznałem ci, co czuję. Nie wiem czemu, akurat ono przetrwało i nie spłonęło w kominku wraz z innymi. Mimo wszystko nie patrzę na nie. Jest schowane głęboko w szafie pod stertą ubrań i na samym dnie. Gdyby mnie podkusiło, by przypomnieć sobie tamtego ciebie, miałem chwilę, by zrezygnować. By odpuścić. Zawsze to robiłem. Zamykałem szafę i oddalałem się w jak najdalszy kąt pokoju, bo w ostatniej sekundzie rezygnowałem.
Jednak nie to jest najgorsze. Zabrałeś mi życie. Dosłownie. Nie potrafię funkcjonować. Uzależniłem się od ciebie. Mijam cię tylko dla ciebie, bo wychodzę na zakupy, a ty mieszkasz niedaleko sklepu, do którego chodzę. To jedyny w okolicy. Kiedyś, gdy płaciłem, spojrzałeś na mnie zdziwiony. Pewnie z pytaniem w swojej głowie, skąd mam pieniądze? Po każdej akcji trochę odkładałem na "w razie co". Jak widać, się przydało. Nie muszę się martwić pracą przez najbliższe kilka lat. Sprzedałem samochody, jedyne co zostało w mojej kolekcji pojazdów to rower, na którym nie jeździłem od lat.
To, co mówiłeś, to były same kłamstwa. "Umarłbym bez ciebie" - Jak widać, świetnie sobie radzisz bez mojej obecności. Nie to, co ja. Ja codziennie przechodzę załamanie. Tylko się zastanawiam, gdy dowiedziałem się o zdradzie... Czy byłem tak bardzo zdziwiony tak jak myślałem? Od zawsze miałem tyle obaw, więc z tyłu głowy zawsze miałem myśli o możliwej ucieczce ode mnie w taki sposób, jednak zawsze odpychałeś te myśli, gdy zjawiałeś się obok.
Gdy do tego doszło i widziałem jej twarz pełną przyjemności i słysząc jej imię w twoich ustach... Nie byłem tak bardzo zdziwiony. Po prostu moje obawy i lęki się sprawdziły.
"Nie poświęcałeś mi w ogóle czasu!"
A co ja mam powiedzieć o tobie? Nocne wymykanie się z mojego mieszkania. Ciągłe ucieczki ode mnie. To ty nie miałeś dla mnie czasu, ja to po prostu akceptowałem i pozwalałem iść ci przez życie tak, jak chcesz. Teraz widzę, że to był błąd.
Pamiętam nasze rozmowy pod rozgwieżdżonym niebem. Specjalnie jeździliśmy za miasto, z daleka od miastowych świateł, by widzieć jak najlepiej te małe światełka na ciemnym niebie. Wciąż czasami mam wrażenie, że to, co się stało to sen.
- Ufasz mi? - To pytanie odbiło się w moich uszach. Nie wiem, czy mogę.
- Oczywiście, że tak. - odpowiedziałem ci zdecydowanie. To, że ci znikomo ufałem, nie oznaczało tego, że nie posiadam braku pewności siebie. Brak pewności, że jestem wystarczający, więc miałem obawy. Tylko że ja już wiedziałem.
- Zawsze będę dla ciebie, ale muszę ci coś powiedzieć...
Wtedy ty jeszcze nie wiedziałeś, że ja wiem. Że widziałem to wszystko. Te pocałunki, te uśmiechy i jęki. Nie miałeś pojęcia.
- ... Zdradziłem cię
- Wiem - odpowiedziałem ci twardo, a twoje oczy rozszerzyły się jak spodki. - Wiem, bo was widziałem. Dobrze, że chociaż się przyznałeś - zaśmiałem się gorzko i ze łzami w oczach zacząłem stawiać kroki w tył. - Nie chcę cię znać Vasquez, nie chcę cię już w moim życiu.
- Przecież mnie kochasz! Nie możesz mnie zostawić!
- To, że cię kocham, nie ma znaczenia. Zraniłeś mnie, zbyt mocno. - Obróciłem się i zacząłem powoli stawiać kroki, jak w transie.
- W porządku - Twój cichy głos odprowadził mnie do drzwi.
Do tych samych drzwi, przy których teraz stoję. Zostałem sam, ale przywykłem. W dzieciństwie też byłem olewany przez rodziców, bo to, że mieli pieniądze, nic nie znaczyło. Pamiętam gdy zadzwoniłeś na drugi dzień. Odebrałem, ale wiem, że nie tych słów się spodziewałeś.
- To był pierwszy raz? Czy było ich więcej? - powiedziałem, od razu po przyłożeniu słuchawki do ucha. Po policzkach spływały mi łzy, a po drugiej stronie słyszałem tylko twój oddech, który był wystarczającą odpowiedzią. - Już nie musisz odpowiadać. - Rozłączyłem się. Oczywiście, że byli inni. Co ja sobie myślałem...
Jako jedyny nagle się mną zainteresowałeś. Wtedy myślałem, że to czysty przypadek. Pomyślałem, że może los w końcu się do mnie uśmiechnął. Jak bardzo się wtedy myliłem...
- Kocham cię - szepnąłem do ciebie, a ty nagle poderwałeś się i pocałowałeś mnie. Delikatnie, jakby z uczuciem. Czułem się magicznie.
Jako jedyny zacząłeś się ze mną spotykać. Każdy inny mnie odtrącał, teraz wiem, że nie byłem twoim chłopakiem. Byłem zadowoleniem chwilowych potrzeb, tylko wiesz... Ja też miałem i mam uczucia.
Pamiętam, jak do ostatniego telefonu próbowałeś mi powiedzieć, że to nie tak. Chciałeś mnie odzyskać, żebym znów był twoim pocieszeniem, tylko że ja już nie chciałem się nabrać.
Drewniane drzwi nagle się otworzyły, a ja ujrzałem cię, tylko że to nie byłeś ty... Wzrok, który kiedyś patrzył na moje ciało z rozczuleniem, teraz ma w sobie tylko zimno. Twój zarost nie jest już tak zadbany jak kiedyś, a wyraz twarzy nie posiada uśmiechu. Jesteś zbyt obojętny, by być nim... Tym dawnym nim.
Patrzysz mi prosto w oczy, a ja widzę zupełnie inną osobę. Mówią, że z kim przystajesz, tym się stajesz, więc czy to moja wina...? To ja cię tak zmieniłem? Jeżeli tak, to chyba dlatego czuję się, jakbym właśnie był w największym niebezpieczeństwie. Jakbyś zaraz miał wyjąć broń i mnie zabić. Tak po prostu.
- Speedo proszę...
- Mam wrażenie, że jesteś kimś innym Vasquez. Dlaczego mnie zraniłeś, chociaż wiedziałeś, co czułem? Czemu mnie wykorzystałeś? - Cisza. Cholerna cisza, której zawsze się trzymałeś, gdy nie potrafiłeś mi odpowiedzieć. - Jesteś żałosny tym, że jeszcze próbujesz coś ugrać.
Powiedz mi, proszę, czy widziałeś w sobie tę zmianę? Czy widziałeś mnie w planach na przyszłość? Czy twoja dusza odeszła tak daleko stąd, że już nie wróci? Bo teraz mnie nie widzisz, straciłem wtedy kontrole. Ty masz ją nad swoim życiem, ale jak widać ja nie. Nagle drzwi zamknęły się przed moim nosem.
Bo ty już mnie nie potrzebujesz. Tak samo jak ja kiedyś ciebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro