Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział drugi. Gorzka czekolada i słodkie rozmowy.

Od tak dawna nic nie mówił

A teraz może mieć słowa prosto z mych ust

Pink Floyd - Wearing the Inside Out

Wciągnęłam z sykiem powietrze do płuc, a następnie po prostu załkałam. Bo co innego mi pozostało? Rodzice nie dadzą mi pieniędzy na nowego walkmana, a ja nie miałam wystarczających oszczędności.

Gdy tylko wyobraziłam sobie, że będę musiała przemierzać szkolne korytarze bez mojego ukochanego urządzenia... Z piersi znów wydobył mi się szloch.

Nagle przed moimi oczami wyrósł Nicholas. W jednej ręce trzymał The Division Bell, które musiałam wypuścić z dłoni, upadając.

Nie miałam walkmana, nie miałam albumu. Zwiesiłam głowę, a łzy zaczęły spływać mi po policzkach.

Poczułam, jak Nicholas nachyla się, ale nie zareagowałam na to, co chciał zrobić. Spodziewałam się, że trzepnie w głowę, zaśmieje się i sobie pójdzie.

On jednak złapał mnie delikatnie pod pachy i podciągnął. Zachwiałam się i oparłam o niego, łapiąc w garść jego kremową koszulę. Pozwolił mi na to, a nawet objął delikatnie ramieniem, pomagając złapać równowagę.

- Przepraszam - wyszeptał. Głos miał roztrzęsiony, jakby poczuł mój ból.

Ale wiem, że nie poczuł. Nikt na świecie nie mógł sobie wyobrazić, jak się w tej chwili czułam. Mój walkman, który wszędzie mi towarzyszył... Wiązało się z nim tyle cudownych wspomnień. Zarobiłam na niego własnymi rękoma, pracując podczas zeszłorocznych wakacji.

Gdy Nicholas upewnił się, że złapałam równowagę i nie runę jak długa, zrobił kilka dużych kroków w stronę rozbitego urządzenia i je podniósł. Nie wiedziałam, po co mu ono. Z walkmanem nic już się nie dało zrobić. Moje ciało zadrżało, gdy zobaczyłam oderwany kawałek plastiku, spod którego prześwitywała elektronika. Zamknęłam oczy, by na to nie patrzeć.

To koniec. To był koniec.

Chłopak znów przy mnie stanął, ale nie chciało mi się otwierać oczu, by na niego spojrzeć. Wiem, że to był wypadek, ale mimo wszystko ogarnęła mnie złość na Nicholasa.

- Naprawdę bardzo cię przepraszam - szepnął. Gdy nie zareagowałam, odchrząknął zmieszany. Nie widziałam jego postawy ciała, bo wciąż miałam przymknięte powieki, ale czułam, że jest mu niezręcznie. - Czy... Ja... Mogę ci to jakoś wynagrodzić?

Otworzyłam w końcu oczy i uniosłam wzrok, akurat by zobaczyć, jak chłopak przeczesuje swoje gęste włosy.

- Nie wydaje mi się. - Pociągnęłam nosem, walcząc ze sobą, by kolejna fala łez nie popłynęła z moich oczu.

Przez chwilę wpatrywał się we mnie, widocznie myśląc o czymś intensywnie, a ja nie potrafiłam się przejąć nawet tym, że wyglądałam na pewno okropnie ze smarkami cieknącymi z nosa, spuchniętymi oczami, czerwonymi plamami na twarzy i rozczochranymi włosami.

- Czuję się winny - odparł w końcu po chwili ciszy.

Parsknęłam bezlitośnie.

- I dobrze. Powinieneś się tak czuć.

Chłopak wypuścił ze świstem powietrze z ust, a wyraz jego twarzy zmienił się na bardziej zdecydowany.

- Pozwól, że w ramach zadośćuczynienia postawię ci gorącą czekoladę.

Uniosłam wysoko brwi i zmierzyłam go zaskoczonym spojrzeniem. Zapraszał mnie na czekoladę? Po tym, jak zwędził mi mój album i zepsuł walkmana?

- Nie, dzięki - odpowiedziałam od razu. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. W tej chwili marzyłam tylko o tym, by wrócić do domu i móc w spokoju wypłakać się w poduszkę.

- Proszę. - Jego głos na końcu lekko się załamał. Zamrugał kilka razy, patrząc na mnie błagalnie.

Musiał mieć chyba naprawdę duże wyrzuty sumienia, przez co odrobinę zmiękłam. Ale tylko odrobinę. Być może miały też coś z tym wspólnego jego wielkie brązowe oczy, okolone długimi rzęsami, których mogłaby pozazdrościć mu niejedna dziewczyna, ale akurat o tym wolałam nie myśleć. Przecież nie podobali mi się ładni chłopcy w jego stylu. Wolałam zdecydowanie mężczyzn pokroju Kurta Cobaina. Nawiasem mówiąc, wciąż przechodziłam żałobę po jego śmierci. Miałam cały pokój obklejony plakatami z jego wizerunkiem, a w myślach od lat układałam sobie z nim życie. Gdy dowiedziałam się, że popełnił samobójstwo, przez tydzień płakałam i nie wychodziłam z pokoju. Taki więc Nicholas nie dorastał mu nawet do pięt, nieważne, jak piękne miałby rzęsy.

- No dobrze. - Westchnęłam w końcu.

Stwierdziłam, że jeśli chce mi postawić napój, to niech w sumie stawia. Był mi coś winien. Nie żeby gorąca czekolada jakkolwiek mogła zminimalizować mój ból, który rozsadzał mi pierś, gdy tylko pomyślałam o rozbitym walkmanie, ale może choć trochę odciągnie moje myśli od tego okropnego wydarzenia.

Nicholas odwrócił się, ale zamiast wyjść, poszedł do kasy. A ja wtedy przypomniałam sobie, że przecież w ręce wciąż trzymał The Division Bell. Serce ścisnęło mi się boleśnie. Wygrał tę wojnę i miał prawo kupić album, nie zmieniało to jednak faktu, że ten widok mnie zabolał.

Nie mogąc patrzeć, jak podaje kasetę Stephanie, młodej dziewczynie, która dorabiała sobie tutaj w wakacje jako sprzedawczyni, przecisnęłam się między ludźmi i wyszłam z budynku.

Dopiero na zewnątrz odetchnęłam głęboko. Rześkie, późnoletnie powietrze wpłynęło do moich płuc i powoli z niego wyleciało. Znów wyciągnęłam chusteczkę z kieszeni i przeglądając się w witrynie, starałam się wytrzeć oczy. Wyglądałam tak strasznie, jak to sobie wyobrażałam. Korzystając z tego, że Nicholas wciąż się nie pojawił, poszperałam w torebce i znalazłam w niej zapasową gumkę. Związałam rozczochrane włosy w niedbały kucyk.

Chłopak w końcu wyszedł ze sklepu i odszukał mnie wzrokiem. Gdy zobaczył, że stoję obok swojego roweru, podszedł bliżej i wyciągnął w moim kierunku The Division Bell. Nie rozumiałam, o co chodziło, więc tylko spojrzałam na niego, przekręcając głowę w bok.

- Masz. To dla ciebie - powiedział w końcu, gdy nie zareagowałam.

- Dla mnie? - zapytałam roztrzęsionym głosem. - Dajesz mi kasetę?

- W końcu zniszczyłem twojego walkmana. - Uśmiechnął się krzywo. I tak. Musiałam przyznać Abbie rację. Miał naprawdę ładny uśmiech. Znów poczochrał swoje włosy, zostawiając je w jeszcze większym nieładzie. - Słuchaj, zachowałem się okropnie. Nie powinienem w ogóle szarpać się z dziewczyną. Postradałem po prostu zmysły, bo od miesięcy poluję na ten album. Nie mogłem znieść myśli, że wydany jest już tak dawno, a ja jeszcze go nie przesłuchałem. Lars obiecał, że będzie w dostawie.

Teraz to mi zrobiło się głupio, bo założyłam wcześniej, że nie zależało mu na nim. Oceniłam go powierzchownie, stwierdzając, że na pewno nie słucha takiej muzyki i że chciał kupić tę kasetę komuś w prezencie.

- Lubisz Pink Floyd? - zapytałam cicho, odgarniając za ucho kosmyk, który wypadł z kucyka, i trzęsącymi się rękoma wzięłam od Nicholasa album.

Przyjrzałam się chłopakowi jeszcze raz, tym razem bardziej dokładnie, porządkując w głowie informacje, jakie o nim miałam.

Był wysoki, a nawet bardzo. Z tego, co wiedziałam, grał w koszykówkę, co nie było niczym dziwnym z takim wzrostem. Musiał dużo ćwiczyć, na co wskazywała smukła budowa ciała i umięśnione przedramiona, które wystawały z podwiniętych rękawów jego koszuli. Patrzył na mnie ładnymi, dużymi oczami. I ten jego rozbrajający uśmiech! To głównie z niego kojarzyłam Nicholasa.

Ilekroć mijałam go na korytarzu, zawsze się śmiał głośno. Był wesołym chłopakiem, którego wszyscy zdawali się lubić, bo był po prostu przyjacielski i miał przyciągającą ludzi charyzmę. Kompletnie nie pasował mi do wyobrażenia chłopaka słuchającego Pink Floyd. I jemu również Lars obiecał, że album będzie dzisiaj w sklepie, co oznaczało, że Nicholas musiał tu bywać. A ja nigdy go nie widziałam, choć zdawać by się mogło, że spędzałam w tym miejscu każdą wolną chwilę.

- Nie bardziej niż Nirvanę, Led Zeppelin, The Rolling Stones czy Guns N' Roses. Ale tak. Bardzo ich lubię.

Serce zabiło mi szybciej, gdy usłyszałam, jak wymienia moje ulubione zespoły. Czy podczas upadku uderzyłam się w głowę i byłam teraz w śpiączce? Jakim cudem Nicholas Crawford był moim muzycznym bliźniakiem?

- Wszystko w porządku? - zapytał, marszcząc brwi. - Masz minę, jakby rozbolał cię brzuch.

Zerknęłam na witrynę za jego plecami i przejrzałam się w szybie. Faktycznie miałam nietęgą minę. Postarałam się rozluźniać, a nawet zmusiłam się, by posłać w jego kierunku lekki uśmiech, przy okazji chowając kasetę do torebki.

- Wszystko jest okej. I ja też przepraszam za tę akcję. Nie powinnam się z tobą siłować. Ani w ogóle odbierać ci tej kasety w tak niekulturalny sposób. Ty pierwszy za nią chwyciłeś.

- A ty pierwsza ją zauważyłaś. - Puścił mi oczko, na co lekko się zarumieniłam.

Chrząknęłam i odwróciłam spojrzenie.

- Idziemy na tę czekoladę? Muszę wrócić do domu na kolację.

- A tak, jasne. To przecznicę stąd.

Odwrócił się i już chciał iść wzdłuż ulicy, ale zobaczył, że schyliłam się, by otworzyć kłódkę przy rowerze, przystanął więc i na mnie poczekał. A gdy skończyłam, podszedł i chwycił za kierownicę, i jakby to było całkowicie naturalne, zaczął prowadzić mój rower.

Powoli dostrzegałam, co te wszystkie dziewczyny w nim widziały. Był niesamowicie miły i zachowywał się po dżentelmeńsku. Nie licząc oczywiście tej akcji z kasetą. I jego i mnie poniosły wtedy emocje. Wciąż jednak traktowałam go z pewnym dystansem, nie wiedząc do końca, co o nim myśleć.

Przez chwilę szliśmy w ciszy, a ja nie mogłam przestać na niego zerkać. Wciąż trudno było mi uwierzyć, że tak popularny chłopak, o którym tyle nasłuchałam się w szkole, właśnie idzie obok, zmierzając w kierunku kawiarni, do której zaprosił mnie na gorącą czekoladę. Daleko mi było do świrowania z tego powodu, bo nie byłam jedną z jego licznych fanek, nie zmniejszało to jednak zdziwienia, jakie odczuwałam w związku z tą całą sytuacją. Brzmiało to tak surrealnie, że zastanawiałam się, czy w ogóle mówić o tym Abbie, której Nicholas tak bardzo się podobał. Jaka była szansa, że mi w to uwierzy?

Chłopak w pewnym momencie spojrzał na mnie i posłał mi delikatny uśmiech. Przyznaję bez bicia, drgnęło mi lekko serce. Rety, ten chłopak wie, jak się uśmiechać, by wywołać palpitacje u dziewczyny.

- To już niedaleko, zaraz tu za zakrętem.

Popatrzyłam w kierunku, w którym machnął ręką.

- Jak się nazywa ta kawiarnia? - Byłam pewna, że znałam nasze miasteczko na wylot, ale nie kojarzyłam, by jakaś znajdowała się na tej ulicy.

- Hmm - zamyślił się. - W zasadzie to po prostu... Kawiarnia.

- Słucham? - Uniosłam brwi zdziwiona. Żartował sobie ze mnie, czy zapomniał nazwy? A może w ogóle nie planował zabierać mnie na gorącą czekoladę, a chciał mi zrobić krzywdę?

Rozejrzałam się w popłochu wokół siebie. Powoli zbliżał się wieczór, ale na dworze było jeszcze jasno. Ruch uliczny nie był zbyt duży, ale na szczęście nie było pusto. Kiepskie warunki do popełnienia ewentualnej zbrodni.

Nicholas zaśmiał się lekko, przez co moja nagła panika nieco zelżała.

- Prowadzi ją starsza kobieta, która mieszka nad lokalem. Kiedy ma czas i zdrowie jej na to pozwala, to otwiera kawiarnię, w innych przypadkach jest zamknięta. Więc to w sumie trochę loteria. Przechodziłem jednak obok, idąc do Side One, i drzwi były otwarte. Mam nadzieję, że wciąż są. Bo uwierz mi, nikt nie robi tak smacznej czekolady pitnej jak pani Hooper. W garnuszku topi prawdziwą czekoladę, do tego dodaje śmietankę z mlekiem, i to wszystko na twoich oczach, przy okazji opowiadając ci jedną z wielu historii swojego życia.

Minutę później przekonaliśmy się, że Nicholas nie mylił się i faktycznie kawiarnia była dzisiaj otwarta. Miał rację również w jej nazwie. Nad drzwiami ręcznie napisano na szyldzie po prostu: „Kawiarnia". Budynek przypominał niską kamienicę, a otaczała go siatka z furtką, przez którą przeszliśmy. Pokonaliśmy niewielki trawnik, a potem minęliśmy stoliczek i krzesła, nad którymi rozciągał się parasol. Chłopak oparł mój rower o ścianę, po czym wszedł do środka. Obejrzałam się za siebie i stwierdziłam, że było to tak schowane miejsce, że nikt nie ośmieliłby czegokolwiek ukraść, więc nie zaprzątałam sobie nawet głowy tym, by obwiązać ramę roweru łańcuchem i zamontować kłódkę.

Udałam się za Nicholasem i rozejrzałam się wokół z dużym zaciekawieniem. Uwielbiałam takie klimatyczne i mało znane miejsca. Wyrzucałam sobie, że nie znałam wcześniej tej kawiarni, ale szczerze powiedziawszy, od zawsze byłam pewna, że w tej uliczce kryją się same domy mieszkalne i nigdy się tu nie zapuszczałam.

Wnętrze było małe, ale bardzo przytulne. Stały tu fotele i kanapy oraz stoliki, a każdy mebel był w innym kolorze i stylu. Pod jedną ze ścian znajdował się wysoki regał, który po brzegi wypełniony był książkami. Czytanie było moją drugą największą miłością, zaraz po muzyce, dlatego od razu poczułam się jak w domu i wiedziałam już, że będę często odwiedzać to miejsce.

Mimowolnie podeszłam i zaczęłam przeglądać tytuły, dotykając ich palcem. Zauważyłam, że gatunki są bardzo zróżnicowane: od klasyki literatury, aż po romanse i kryminały.

- Wszystkie książki są pani Hooper. - Usłyszałam zaraz za sobą. Dygnęłam zaskoczona i odsunęłam się na krok, czując, że zrobiłam coś złego. Chłopak znów się zaśmiał, po raz któryś już tego dnia. - Spokojnie, można je wziąć, by poczytać przy stoliku, a jeśli pani Hooper cię polubi, nawet pozwoli ci wypożyczyć którąś do domu. Uwielbia książki, ale uwielbia też dzielić się swoją pasją z innymi.

Odwróciłam się i zobaczyłam, że chłopak stał blisko mnie. Jego oczy błyszczały wesoło, przez co mimowolnie na mojej twarzy także pojawił się uśmiech.

- Mam w sumie w domu sporo książek, z którymi nie mam co zrobić, a na które nie starcza mi już miejsca. Myślisz, że mogłabym je tu przynieść? - Uwielbiałam czytać, ale nie miałam takiej manii posiadania, jak w przypadku albumów muzycznych. Mogłabym przeczytaną książkę od razu komuś oddać, nie czułam potrzeby trzymania egzemplarza w domu.

- Myślę, że pani Hooper nie miałaby nic przeciwko. - Nagle rozbrzmiały kroki na schodach, więc odwróciłam głowę w kierunku lady, za którą znajdował się sprzęt kuchenny i gazówka, a także zamknięte, białe drzwi. To właśnie zza nich dobiegał hałas. - O wilku mowa. Usłyszała, że ma klientów. Pewnie siedziała w salonie i jak zwykle oglądała opery mydlane.

Chwilę później drzwi otworzyły się i ukazała się w nich zgarbiona, niska postać. Pani Hopper miała białe włosy i twarz naznaczoną zmarszczkami, przez co wyglądała, jakby miała sto lat. Ale gdy tylko spojrzała na mnie ostrym i bystrym wzrokiem, odwołałam swoją tezę. Jej przenikliwe jasne oczy mówiły o tym, że zdecydowanie jest młoda duchem i nie ma jeszcze zamiaru wybierać się na drugą stronę.

- W końcu znalazłeś sobie jakąś dziewuchę - rzuciła zamiast przywitania, gdy tylko nas zobaczyła. - Co podać? To co zwykle? - I nie czekając na odpowiedź, odwróciła się w stronę lodówki, z której wyciągnęła potrzebne składniki na gorącą czekoladę.

Nicholas nie wyglądał na zmieszanego jej stwierdzeniem, że jesteśmy razem. Z rękami w kieszeniach, wyglądając na całkowicie wyluzowanego, spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko, przewracając oczami w zabawny sposób. Widocznie kobieta miała taki styl bycia, który ewidentnie go bawił.

- To tylko koleżanka, pani H. I poprosimy dwie czekolady do picia. - To powiedziawszy, Nicholas kiwnął głową w kierunku foteli w rogu pomieszczenia. Jeden był jasnoniebieski, a drugi brązowy.

Zasiadłam na tym niebieskim, zerkając na staruszkę i patrząc, co robi. Tak jak obiecał Nicholas, widziałam, jak włącza kuchenkę, na której zaczęła topić tabliczkę czekolady. Aż ślina zebrała mi się w ustach, gdy tylko pomyślałam o pyszności, jaką będę zaraz kosztować.

Odstawiłam torebkę obok siebie, cały czas mając w głowie, że tkwi w niej niezwykle cenny skarb, i rozsiadłam się wygodniej. Mojemu towarzyszowi nie umknęło jednak przeciągłe spojrzenie, jakim ją obdarzyłam.

- Chcesz posłuchać?

- Co? - zapytałam zmieszana. - Albumu? Nie wiem, czy zapomniałeś, ale nie mam walkmana - dodałam kwaśnym tonem.

- Ale ja mam. - Wygiął lekko kącik ust do góry i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni urządzenie podobne do mojego.

- Chcesz teraz go posłuchać? - zapytałam zdziwiona.

- Nie jesteś ciekawa, co zawiera? Czytałem w gazecie, że jest ponadczasowy, a brytyjscy krytycy w samych superlatywach wypowiadali się o poszczególnych utworach.

W tym, co powiedział, była swoista nuta czegoś, co kazało mi sądzić, że tak samo jak dla mnie, tak dla Nicholasa muzyka była czymś dużo więcej niż tylko nutami.

- Chcę - odpowiedziałam na jednym wdechu, prawie podskakując z ekscytacji. Zaczęłam myśleć o tym, gdy tylko wyszliśmy ze sklepu. A skoro sam to zaproponował...

Nie spodziewałam się jednak, że nagle wstanie i przysunie swój fotel w moją stronę, robiąc przy tym okropny hałas. Zdawał się jednak nie zwracać na to uwagi. Tak samo jak pani Hooper, która stała odwrócona do nas plecami i zawzięcie mieszała w garnuszku.

Ulokował się wygodnie na siedzeniu i w tej samej chwili doleciał do mnie jego świeży, ale mocny zapach. Gdy był tak blisko, jeszcze bardziej rzuciły mi się w oczy jego ładnie umięśnione przedramiona i ostra linia szczęki.

Potrząsnęłam głową, starając się skupić. Nie mogłam dać się omotać czarowi Nicholasa Crawforda. To nie było w moim stylu, by wzdychać do chłopców ze szkoły.

Z drugiej kieszeni wyciągnął malutkie słuchawki, które widziałam w jednej z reklam telewizyjnych, a które nie wyglądały, jakby zakładały się na głowę. Podał mi jedną z nich i przyłączył wtyczkę do urządzenia. Obracałam ją między palcami, nie czując się pewnie z tym, że prawdopodobnie miałam ją włożyć do ucha.

Nicholas wyciągnął nagle rękę w moim kierunku, a ja nie myśląc za wiele, położyłam na niej słuchawkę, którą mi przed sekundą dał.

- Nie, nie - zaśmiał się. - Podaj mi proszę kasetę.

Wzięłam z powrotem słuchawkę, czując, że robię się lekko czerwona na twarzy i wyciągnęłam z torebki The Division Bell. Nicholas rozerwał folię, a widok ten wywołał motylki w moim brzuchu. Uwielbiałam proces rozpakowywania nowego albumu. Po zdjęciu opakowania wyciągnął kasetę z plastikowego pudełeczka, ostrożnie wkładając ją do walkmana. Słuchawkę, którą trzymał, włożył sobie prosto do ucha. Nie chcąc wyjść znowu na idiotkę, zrobiłam to samo. O dziwo trzymała się dość dobrze i nie wypadła mi, jak początkowo zakładałam.

Nicholas włączył przycisk „play", a ja cała napięłam się w oczekiwaniu. Minęła jednak sekunda... dwie... trzy, a w naszych uszach wciąż była cisza. Przynajmniej w moich. Może te dziwne słuchawki były zepsute? Albo trzeba było je jakoś włączyć?

Chłopak zmarszczył brwi i spojrzał na mnie zaskoczony. On także chyba niczego nie słyszał.

- Co jest? - mruknął.

Gdy już miał zacząć bawić się przyciskami, cisza zamieniła się w lekki szum. Brzmiało to, jakby walkman był zepsuty. Chwilę później do szumu dołączyła melodia, a my spojrzeliśmy na siebie w zrozumieniu. Musiało być to Intro, czyli wprowadzenie do albumu. Parsknęliśmy śmiechem w tym samym momencie i naraz oboje ucichliśmy, wsłuchując się w poszczególne takty. Po jakiś pięciu minutach muzyka nabrała prawdziwego tempa, a w szóstej minucie pojawił się pierwszy głos. Spojrzałam na opakowanie kasety i zobaczyłam, że utwór nazwany był What Do You Want from Me. Słuchałam go jak oczarowana.

Tak się wciągnęłam, że aż podskoczyłam lekko, gdy podeszła do nas pani Hooper i postawiła dwa wielkie kubki z gęstym brązowym płynem w środku. Bez słowa oddaliła się, a ja miałam wyrzuty sumienia, że pozwoliłam staruszce nosić ciężkie naczynia. Byłam jednak tak zaabsorbowana muzyką i pewnym czarnowłosym chłopakiem siedzącym obok mnie, który miał tak samo nieobecną minę jak ja, że nawet nie wiedziałam, kiedy kobieta skończyła przygotować czekoladę.

Uważając, aby ta dziwna słuchawka nie wypadła mi z ucha, nachyliłam się lekko, naciągając kabel w stosunku do siedzącego wciąż prosto Nicholasa. Sięgnęłam po kubek z lekko wyszczerbionym uchem i pociągnęłam łyk.

Skrzywiłam się, gdy dotarła do mnie gorycz.

- Co to jest? - zapytałam, wąchając czekoladę. Pachniała naprawdę intensywnie.

Chłopak pochylił się i sam również złapał za kubek, maskując za nim uśmiech, który jednak zdążyłam zobaczyć.

- Chyba zapomniałem ci powiedzieć, że pani Hooper robi to z gorzkiej, dziewięćdziesięcioprocentowej czekolady. Pochodzi z Belgii i ma świra na jej punkcie, dla niej czekolada zaczyna się dopiero od osiemdziesięciu procent, więc słodyczy tu nie uświadczysz. Chociaż... jak się zastanowisz nad smakiem, jest on słodko-gorzki - wytłumaczył mi Nicholas.

Niepewnie pociągnęłam kolejny łyk i tym razem zapanowałam nad skrzywieniem. Było dużo lepiej niż za pierwszym razem, w końcu wiedziałam już czego się spodziewać. A gdy pozwoliłam smakowi rozlać się w ustach, zrozumiałam, o czym mówił chłopak. Niewątpliwie przebijała się gorzkość, ale była w tym nuta słodyczy, a także inne ledwo wyczuwalne aromaty, jak na przykład skórka pomarańczy. Smak był głęboki i wielowarstwowy.

Piłam powoli, gdy w tle zaczęła lecieć kolejna piosenka z albumu. Z każdym łykiem czekolada smakowała mi coraz bardziej, a ja przyłapałam się na myśli, że przeżywam jedną z niewątpliwie najlepszych chwil w te wakacje. I to u boku praktycznie nieznajomego mi chłopaka, z którym było mi niespodziewanie komfortowo. Nie wiem, co takiego miał w sobie, ale jego aura sprawiała, że czułam się przy nim niezwykle spokojna i bezpieczna. Promieniował ciepłem. Jego uśmiech sprawiał, że z ramion opadało napięcie, a głowa stawała się lżejsza.

Gdy wypiliśmy gorącą gorzką czekoladę, a piosenki na albumie skończyły się, jeszcze długo siedzieliśmy w tej dziwnej, ale niezwykle urokliwej kawiarni na fotelach w różnych kolorach i dyskutowaliśmy o poszczególnych utworach.

Zrozumiałam, że Nicholas Crawford, mimo swojego spokojnego usposobienia, był jak sztorm. Wdarł się do mojego życia, pochłaniając wszystkie moje myśli i wywołując emocje, których nie rozumiałam.

Jeszcze tego samego wieczoru, gdy leżałam w łóżku, odprowadzona wcześniej przez niego pod sam dom, wracałam wspomnieniami do naszego spotkania i smaku gorzkiej czekolady.

Właśnie wtedy po raz pierwszy zasnęłam, myśląc o brązowych oczach i pięknym uśmiechu, który był cieplejszy niż samo słońce, nie wiedząc, że już wkrótce ten obraz będzie prześladował mnie co noc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro