Prolog
Caroline Robinson to urocza brunetka z bogatej arystokratycznej rodziny. Ma brązowe oczy i śliczne pełne usta. Jest niska i szczupła, ale bez przesady. Mieszka razem z rodzicami Selen i Andrew oraz bratem Mateo. Jest dumną ślizgonką i wiele osób uważa ją za Księżniczkę Slytherinu. Przyjaźni się z Pansy Parkinson, Daphne Greengrass i Blaisem Zabinim.
♔︎ A ᴏᴛᴏ ᴊᴇᴊ ʜɪsᴛᴏʀɪᴀ ♔︎
3 lipca 1986
ᵖᵒˡᵃⁿᵏᵃ
Mała sześciolatka biegała po niewielkiej polance w białej sukience razem ze swoją przyjaciółką Emily. Ganiały się i śmiały przy tym wesoło. Emily była czystej krwi, ale jej rodzina była mniej zamożna niż rodzina Caroline. Przez to państwo Robinson nie przepadali za przyjaciółką ich córki.
Emily była jedyną osobą, która uszczęśliwiała Caroline. Jej rodzice i brat nie dawali jej takiego szczęścia. Miłości też nie dawali, ale trudno. Nie każdy może mieć idealną rodzinę. Możesz być bogaty i szanowany, ale nie masz miłości, albo biedny i pomiatany, ale mieć miłość. Nie możesz mieć szacunku, pieniędzy i miłości w jednym.
Tego właśnie nauczyła się Caroline przez swoje nie długie, jednak już ciężkie życie. Nie zdążyła go dobrze poznać, już zaznała bólu i samotności. A może każde dziecko z arystokratycznej rodziny ma takie życie? Może tak musi już być.
Obie dziewczynki biegały, a ich ubrania były ubrudzone błotem, w które wpadły przewracając się. Selen przyszła na miejsce gdzie bawiło się jej dziecko, lecz zatrzymała się widząc w jakim jest stanie. Szybko podeszła do niej i mocno chwyciła jej rękę. Ciągnęła ją w stronę Willi gdzie mieszały.
— Co ci strzeliło do głowy głupie dziecko!? — zapytała zła gdy były już w domu.
— Ja nic takiego nie zrobiłam mamusiu — powiedziała dziewczynka.
— Damy nie bawią się w błocie — warknęła jej matka.
— Ja się przewróciłam i wpadłam w błoto — odpowiedziała cicho.
— Nie obchodzi mnie to! — krzyknęła — Masz zawsze wyglądać ładnie i schludnie jak na damę przystało — dodała i wyszła z pokoju dziewczynki każąc skrzatowi wyczyść sukienkę córki.
13 czerwca 1987
ʷⁱˡˡᵃ ʳᵒᵇⁱⁿˢᵒⁿᵒ̀ʷ
Caroline siedziała w swoim pokoju na niewielkim krzesełku, gdy jej skrzatka Fruzia czesała dziewczynce włosy. Miała już siedem lat i jej rodzice zarządzili że od tej pory będzie brała udziały w różnych balach i uroczystych bankietach. Ich mała córeczka była ubrana w piękną lekko rozkloszowaną sukienkę w kolorze pudrowego różu.
Gdy fryzura była gotowa wyszła z pokoiku po czym skierowała się w stronę salonu gdzie odbywał się bal. Ledwo mogła chodzić w obcasach zdecydowanie zbyt wysokich jak na jej wiek. Miała też pomalowane usta oraz oczy co też jej się nie podobało, ale musiała go mieć żeby wyglądać godnie. Jej rodzicom nie zależało na tym by czuła się dobrze tylko żeby wyglądała i zachowywała się jak dama.
Schodziła powoli po schodach, jednak będąc na ostatnim stopniu potknęła się i upadła na twarz. Na jej nieszczęście wszyscy goście to zobaczyli. Matka dziewczyny była wściekła. Co z tego że to tylko mała dziewczynka? Kobieta zabrała ją z powrotem do pokoju.
— Czy ty zdajesz sobie sprawę co zrobiłaś głupi bachorze!? — wykrzyknęła.
— Mamusiu ja niechcący się potknęłam — wyjąkała cicho Caroline — Ja nie umiem chodzić w tych butach — dodała jeszcze ciszej.
— To już nie mój problem — warknęła jej matka — Nie wyjdziesz z tego pokoju przez tydzień. I zakończysz przyjaźń z Emily bo ona ma na ciebie zły wpływ — powiedziała kobieta i wyszła.
1 września 1995
ˢᵗᵃᶜʲᵃ ᵏⁱⁿᵍ'ˢ ᶜʳᵒˢˢ
Dziewczyna siedziała w pociągu w przedziale dla uczniów Slytherinu. Jej przyjaciele mieli zaraz się pojawić. Siedziała i głaskała swoją białą ktokę Paris. Wpatrywała się w okno zamyślona. Rodzice żegnali się że swoimi dziećmi i czule je przytulali. Jej ojciec i matka nigdy nie dali jej takiej miłości, ani ciepła. Ani ona, ani jej brat nigdy nie zaznali ciepła rodzinnego.
Patrzała na uśmiechnięte pierwszoroczniaki podekscytowane nową przygodą wtulające się w swoich rodziców. Widziała też tych starszych uczniów obejmowanych przez rodzinę. Oni wszyscy nie wiedzą nawet ile mają szczęścia że urodzili się w tych gorszych rodzinach. Nigdy nie przyznałaby tego na głos, ale taka była prawda. Życie arystokraty wcale nie jest takie super.
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi od przedziału. Jak się spodziewała pojawili się w nich jej przyjaciele....i Malfoy. Ona i blondyn nigdy nie mieli zbyt dobrych relacji. Ciągle się kłócili i nie było rozmowy bez wyzwisk i sarkazmu. Oboje mieli podobny charakter i oboje uważali się za lepszych od innych. Pewnie dlatego tak ciężko było im się dogadać.
Bo w końcu może być tylko jeden człowiek lepszy od wszystkich. Może być tylko jedna księżniczka Slytherinu i nie ma absolutnie mowy o żadnym księciu.
Tak powtarzała sobie dziewczyna, ale czy na pewno miała rację?
— Hej Caroline — przywitała ją Pansy i przytuliła mocno przyjaciółkę.
— Cześć Pans — Caroline również ją objęła, a potem podeszła do Daphne.
— Cześć Daff — powiedziała i objęła ciepło dziewczynę.
Na sam koniec podeszła do Blaise'a i jego też przytuliła.
— Hej Diable — przywitała go.
— Hej księżniczko Slytherinu — odparł i zaśmiał się.
Wszyscy usiedli wygodnie. Oczywiście Draco i Caroline zajęli miejsca jak najdalej od siebie.
Czas zacząć piąty rok w Hogwarcie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro