Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Łuk przeznaczenia

Czarne postacie otoczyły nas odcinając każdą z możliwych dróg ucieczki. Spod kapturów błyskały oczy, a tuzin różdżek wycelowanych było prosto w nasze serca. Neville jęknął płaczliwie.
- Oddaj mi to, Potter - powtórzył Malfoy. Co chwilę spoglądał na mnie spode łba rzucając wściekłe spojrzenie, jakby nie mógł uwierzyć, że tu jestem.
- Gdzie jest Syriusz? - zapytał chłopak.
Śmierciożercy wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Czarny Pan zawsze ma rację - stwierdził któryś z nich.
- Zawsze - powtórzył cicho Lucjusz. - A teraz daj mi przepowiednie.
- Gadaj, gdzie Syriusz! - mówił coraz głośniej Harry, jakby chcąc zagłuszyć narastający w nim strach.
- Gadaj, gdzie Syriusz - powtórzyła za nim drwiącym głosem, kobieta na prawo ode mnie.
- Macie go, wiem o tym!!!
Poraz kolejny przez sale przeszła salwa śmiechu.
Wściekły Potter wycelował w Lucjusza różdżkę. Na jego znak wszyscy wycelowaliśmy w najbliższego śmierciożercę.
Kobieta, która wcześniej go drażniła, odezwała się ponownie z drwiną głosie:
- Patrzcie na niego, zachowuje się jakby myślał, że będzie z nami walczył.
- Nie znasz go tak jak ja, Bellatriks, Potter ma słabość do zgrywania bohatera - wytłumaczył jej Lucjusz spokojnym głosem.

Nagle w sekundę skojarzyło mi się imię kobiety. Draco opowiadał mi o niej. To jego ciotka. Plakaty z jej wizerunkiem wisiały w Hogesmade - to ona zbiegła z Azkabanu!

- Mów gdzie jest Syriusz!
- Oj, Potter, Potter, pora nauczyć się odróżniać jawę od snu.

Ta iluzja była bardzo oczywista. Wszystko było manipulacją, a teraz zapłacimy za to srogo, może nawet i życiem.

- Daj mi przepowiednie, a nikt was nie skrzywdzi - powiedział chłodno Malfoy.
- Na pewno, już to widzę jak nas puszczacie! - prychnął cały rozdygotany Neville próbując udawać całkowicie rozluźnionego.
- Accio przep...
- Protego! - Harry odbił zaklęcie Lestrange za nim ta zdążyła je wypowiedzieć.
- Oooo... Mały Potter umie się bawić, a co powie na...
- POWIEDZIAŁEM CI: NIE! - wrzasnął na nią ojciec Dracona. - Roztrzaskasz ją!

Miałam ogromną ochotę zaufać im i oddać ową przepowiednię i uciec stąd jak najdalej, ale z drugiej strony, wiem, że nie powinna się ona znaleźć w ich rękach. Jednakże decyzja należała do Harry'ego.

Kobieta zrobiła krok do przodu i odsłoniła swoją twarz.

Moje przypuszczenia potwierdziły się - to zdecydowanie była jedna i ta sama osoba, co z listu gończego. Bellatriks zdążyła już trochę odzyskać blasku po tak długim pobycie za kratami, ale Azkaban i tak pozostawił po sobie ślad na jej ciele w formie zapadniętych policzków, worów pod oczami, niezdrowo bladej, prawie szarej, cerze.

- Potrzebujesz zachęty? - rzuciła mu wyzwanie. - Bierzcie tę małą z brzegu. Jak trochę popatrzy na jej cierpienie to może zmieni zdanie - zachichotała cicho odkrywając swoje szpiczaste kły. - Ja to zrobię.
Ciasno otoczyliśmy Ginny.
Harry poczuł, że musi grać na czas.
- Roztrzaskam przepowiednie jak się tylko do nas zbliżycie - zagroził chłopak.
Lastrange przeciągnęła jaszczurkowatym językiem po swoich suchych wargach, jakby z wściekłości planowała wbić swoje szpony w Gryfona.
- O jakiej przepowiedni w ogóle mówimy? - zapytał.
- To ma być żart, Potter? - warknęła.
- Nie, na czym Voldemortowi tak bardzo zależy?
- Jak śmiesz wymawiać jego nazwisko - splunęła pod niego.
- A tak - zacisnął ręce mocniej na kuli, gdyż z nerwów się pocił i utrzymanie jej stawało się coraz trudniejsze. - Tak bez żadnych oporów mówię Vol...
- Milcz! - krzyknęła rozwścieczona do białej gorączki czarownica.
- A wiesz, że on był mieszańcem? - prowokował ją wciąż. Hermiona jęknęła płaczliwie. - Jego matka była czarownicą, ale jego ojciec mugolem. Mówił wam, że jest czystej krwi?
- DRĘTWO...
- NIE!
Z końca różdżki Bellatriks wystrzelił czerwony promień, ale Malfoy był szybszy - jego zaklęcie odbiło czar wiedźmy, który roztrzaskał kulę tuż nad głową Harry'ego.
Ze szczątków szkła wyłoniły się dwie perłowo-białe postacie widmo, które zaczęły poważnym głosem deklamować.
- NIE ATAKUJ, MUSIMY MIEĆ TO PROROCTWO!
- JAK ON ŚMIE... PLUGAWY... - bełkotała Lestrange.
Duchy z kuli zniknęły.

- Nie odpowiedziałeś mi co takiego jest w przepowiedni - ponownie zwrócił się do Malfoya.
- Nie baw się w gierki.
Poczułam nacisk na moją nogę. Harry dawał mi znak.
- Co? - szepnęła prawie bezgłośnie.
- Dumbledore ci nie powiedział, że powód dla którego masz tę bliznę jest ukryty właśnie tutaj? - kontynuował Lucjusz.
- Co takiego? Bliznę? - jąkał się Harry, powoli składając do kupy cała układankę.
- Czy to możliwe? - zaśmiał się Malfoy rozkoszując się tą chwilą, a wraz z nim pozostali śmierciożercy.
Potter wykorzystał chwilę ich nieuwagi i szepnął do mnie:
- Celuj w półki, jak powiem „teraz".

Zrozumiałam przekaz. Czekałam aż Harry głębiej wciągnie ich w rozmowę i cała uwaga skupi się na nim, wtedy ja przekażę dalej jego polecenie. Byłam tak zaabsorbowana swoim zadaniem, że z ich rozmowy dochodziły do mnie tylko fragmenty:
- Więc chciał, żebym ją wziął, dlaczego?
- Bo jesteście jedynymi osobami, którymi wolno wziąć proroctwo z Departamentu Tajemnic.
- A dlaczego potrzebna mu przepowiednia o mnie?
- O was obu, Potter. O was obu. Nigdy nie zastanawiałeś się dlaczego Czarny Pan próbował cię zabić jak byłeś niemowlęciem?

Ich dialog stał się nagle tak bardzo interesujący, że nie mogłam przegapić żadnego słowa.
Widziałam, jak Harry coraz bardziej się spina.
- Ktoś wypowiedział przepowiednie o mnie i Voldemorcie?
Bellatriks znowu drgnęła niespokojnie, ale tym razem już nic nie powiedziała.
- Czemu sam jej nie wziął? - zapytał Potter.
- Sam? - zakpił Lucjusz. - Pojawić się w Ministerstwie Magii?
- Więc to wy odwalacie całą robotę?
- Bardzo dobrze, Potter. Bardzo dobrze, ale Czarny Pan nie jest...
- TERAZ!

Bez żadnej refleksji wystrzeliłam promieniem w szafę nad dwoma śmierciożercami. Tak samo zrobili pozostali.
Szkło leciało kilogramami rozbijając się o ziemię w drobny mak. W powietrzu zaroiło się od mętnych, mleczno-białych postaci. I całą salę wypełniły niezidentyfikowane odgłosy ludzi żywych i martwych, dobrych i złych.
Zapuściliśmy się biegiem korzystając z tego zamieszania.
Obróciłam się, żeby ocenić sytuację. Za mną mięli być jeszcze Ron, Luna i Ginny, ale ślad po nich zaginął. Pobiegli w złą stronę. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Miałam próbować dogonić Hermionę, ale przede mną znikąd pojawiła się postać Lucjusza.
- Nawet nie wiesz ile czekałem na ten moment.
Mężczyzna złapał mnie za szyję i przycisnął do szafy podnosząc mnie na kilka centymetrów nad ziemię. Na siłę próbowałam złapać oddech, ale bez skutecznie. Nagle zobaczyłam blask i mój oprawca leżał na ziemi, a Hermiona złapała mnie za rękaw od szaty i pociągnęła za sobą.
- Drętwota! - krzyknęłam w stronę goniącego nas śmierciożercy. Potem w następnego i jeszcze jednego.

Hermiony już nie było.

Schowałam się pomiędzy szafami, gdyż cisza, która właśnie nastała była ekstremalnie niepokojąca. Wychyliłam głowę dosłownie na sekundę, by odnaleźć przyjaciół.
Na korytarzu nikogo nie było.
Starałam się wyciszyć oddech, żeby zmniejszyć głośność wydawanych przeze mnie dźwięków do minimum.
Prawie podskoczyłam, jak zaledwie parę regałów wstecz, rozległ się wyraźny i doniosły głos Malfoya:
- Przeszukać wszystko. Z Potterem ostrożnie dopóki ma kulę w rękach. Proroctwo jest najważniejsze. Zostawcie teraz Notta, Czarny Pan nie będzie się przejmować jego obrażeniami, jeśli nie przyniesiemy tej kuli. Resztę dzieciaków możecie pozabijać... Poza tą Watson - dodał po chwili zawahania.
Poczułam okropny skurcz w brzuchu. Nie chciałam nawet wiedzieć jakie okropne rzeczy by ze mną zrobił jakby mnie dorwał.
Jak najciszej tylko potrafiłam przemieszczałam się między regałami.
Przed sobą usłyszałam hałasy walki:
- DRĘTWOTA!
- AVADA...
- EXPELLIARMUS!!!
Udałam się właśnie w tym kierunku, aby pomóc pozostałym.

Wyskoczyłam na główny korytarz, który był już prostą drogą do wyjścia. Wpadłam na jakieś postacie, wycelowałam w nich różdżkę, ale opuściłam ją, gdy zauważyłam, że to nasze trzy zguby. Ronowi cieknęła z ust niezidentyfikowana substancja, Ginny utykała na jedną nogę i tylko Luna wyglądała całkowicie normalnie, nawet włosy jej się nie zmierzwiły.
- O Jezu, to wy!
- Jessiii!!! - ucieszył się rozchichotany Ron.
Pomogłam im się podnieść i wzięłam Ginny pod ramię.
- Co mu jest?
- Nie wiemy. Dostał czymś.

Jak najszybciej potrafiliśmy biegliśmy przed siebie, nie oglądając się do tyłu.
Otworzyliśmy uchylone już drzwi i całą naszą siłą napędową wpadliśmy na Harry'ego, Hermionę i Neville'a.
Po chwili dopiero ogarnęłam, że Gryfonka jest spetryfikowana, a Neville ma roztrzaskaną twarz.
- Co z nimi? - zapytał Harry wskazując na Weasley'ów.
Lovegood pokrótce przedstawiła ogólny obraz wydarzeń i przyczynę ich kalectwa.
- Co z Hermioną? - zapiszczałam.
- Żyje.
- Które drzwi do wyjścia?
Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że oznaczenia, które w magiczny sposób Hermiona wyryła na drzwiach, znikły.
- Musimy otwierać wszystkie - wyjaśnił Potter i rzucił się do pierwszych z brzegu.
Nie te.
Kolejne - zamknięte.
Następne. Trzech śmierciożerców leciało w naszą stronę. Harry szybko je zamknął i usłyszeliśmy tylko głośny łomot po drugiej stronie.
Otworzył kolejne drzwi. Owa sala z mózgami.
Wyważono drzwi. Pięcioro śmierciożerców stanęło z nami twarzą w twarz.
- Koniec tej zabawy. Oddaj przepowiednie! - wrzasnął zniecierpliwiony już Lucjusz.
- Harry! - śmiał się Ron. - Tu są mózgi. Patrz!!! Accio mózg!!!

Wszyscy przyglądali się jak owa rzecz lata w powietrzu niczym ryba i zbliża się niebezpieczne szybko w stronę oczarowanego Weasley'a.
Czułam, że coś niedobrego wydarzy się podczas tego spotkania.
Śmierciożercy zaatakowali, a z mózgu wyrosły macki i zaczęły dusić Rudego. Rzuciłam się mu do pomocy. Ginny płakała rzewnie na widok sinego brata, a Neville z Harrym odpychali napierający na nas atak.

Nagle w stronę Longbottoma poleciało zaklecie Crucio.
- Oddaj kulę albo to będzie dopiero przedsmak tego co go czeka. Pamiętasz mnie Longbottom? To ja, dawna przyjaciółka twoich rodziców - chichrała się Bellatriks, z trudem panując nad podnieceniem, nienaturalnie wytrzeszczając oczy z nadmiaru emocji.
Neville'owi oczy zaświeciły się z wściekłości.
- Nie dawaj jej tego, Harry! - krzyczał chłopak.
Ale Potter dobrze wiedział, że nie ma wyjścia, nie pozwoliłby na taką krzywdę wobec przyjaciela, mimo, że po oddaniu przepowiedni i tak wszyscy zginiemy.
Harry już wyciągał rękę z kulą, a Lucjusz wyskoczył po nią do przodu, gdy przez jedne z dwunastu drzwi wpadli Syriusz, Lupin, Moody, Tonks i Kingsley.

Poczułam jak całe powietrze ze mnie schodzi.
- Wszystko w porządku? - Harry złapał mnie za policzki.
Nieprzytomnym wzrokiem pokiwałam głową.
- Pilnuj Rona i Hermiony - poprosił.

Tak jak powiedział, całym swoim ciałem chroniłam przed śmigającymi w tą i we w tą zaklęciami.
Oszołomiłam jednego. Odepchnęłam lecącą w nas Avada Kadavrę.
Mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem Lucjusza Malfoya, który obrał mnie za swój kolejny cel.
Ciskał we mnie czerwonymi promieniami. Ledwo zdążyłam je wszystkie odpychać, nie miałam szans na atak. Zbliżał się coraz bardziej przez co coraz szybciej padały zaklęcia.
- Drętwota - uratował mnie Lupin, gdy mój refleks zaczynał już słabnąć.
- Dziękuję - szepnęłam bezdźwięcznie.
Bitwa zaczynała się przemieszczać do różnych sal, więc miałam chwilę by sprawdzić czy moim towarzyszom na pewno nic nie jest.
Hermiona dalej była nieprzytomna, a Ron majaczył, ale byli cali. Jeszcze dla pewności sprawdziłam puls Gryfonce.
- DUMBLEDORE!!! TO ON DUMBLEDORE!!! - wrzeszczał uradowany Neville, a mnie już ogarnęło poczucie zwycięstwa.

Spoliczkowałam delikatnie Rona, gdy już nikogo nie było w przedsionku, a cała akcja rozgrywała się za paroma różnymi drzwiami.
Chłopak uśmiechnął się tylko sennie.
- Słuchaj, Ron! Masz pilnować Hermiony! Słyszysz!? Słyszysz mnie?!
Kiwnął głową. W duchu modliłam się, żeby zrozumiał mój przekaz.

Wpadłam do znanego już nam pokoju z wielkim kamiennym łukiem po środku.
Tam zastałam przerażającą scenę.
Zielony promień trafia Syriusza, ten wygina się nienaturalnie i spada w stronę zasłony, ale jego ciało nie pojawia się po drugiej stronie architektury.
Bellatriks zaczęła się śmiać w niebo głosy.
- SYRIUSZ!!!! SYRIUSZ!!!! - krzyczał Harry, zapewne nieświadomy sytuacji.
Lupin trzymał go na siłę, aby ten nie zanurkował za wujkiem chrzestnym.
- On nie żyje, Harry! On odszedł...
Oczy zaszły mi łzami.
- NIE... ON... NIE UMARŁ - ryknął Harry. - SYRIUSZU!!!

Belatriks zamieniła się w czarną smugę mgły i wyleciała z miejsca morderstwa tuż nad moją głową, nadal bezczelnie się śmiejąc.

Potter jeszcze przez parę chwil był kompletnie oszołomiony, ale zaraz potem wyrwał się Lupinowi:
- ONA ZABIŁA SYRIUSZA! TERAZ JA ZABIJE JĄ!
- Nie, Harry, czekaj!

Ale chłopak rzucił się pędem przed siebie. Mijając mnie w drzwiach potrącił mnie tak mocno, że zawinęłam piruet i upadłam z hukiem na marmurową posadzkę.
Przy upadku nienaturalnie wykręciłam nadgarstek i poczułam teraz promieniujący ból.
Powstałam jednak mimo to, żeby udać się za Harry'm.

Drzwi do wyjścia z Departamentu Tajemnic były już otwarte, więc skróciło to czas mojego pościgu.
Kierunek był tylko jeden, więc po prostu biegłam przed siebie. Stanęłam przed windą, która najwidoczniej właśnie ukończyła kurs na górę, więc przywołałam ją guzikiem.
Nie była pewna na które piętro się udali, więc wcisnęłam wszystkie możliwe guziki.
Drugie piętro puste.
Trzecie też.
Czułam, że czas mi ucieka między palcami, przeczuwałam, że zdarzy się tutaj coś niedobrego.
Na czwartym usłyszałam odgłosy walki. Tam się udałam.
Wyskoczyłam zza rogu.
Bellatriks płaszczyła się na ziemii, a przed Harry'm stała na początku nie znana mi postać. Smukłego, wysokiego, łysego mężczyzny. Dopiero, gdy się przyjrzałam dostrzegłam deformację nosa, nienaturalną trupią bladość i szkarłatne oczy.
Voldemort był ubrany w czarne długie szaty, jego ruchy były dystyngowane, a najbardziej przeraźliwym i znanym elementem był jadowity głos.
Byłam pewna, że zemdleje na jego widok, nogi miałam jak z waty, w myślach sceny z jego udziałem w mojej głowie i tortury jakimi raczył mnie przez ostatnie miesiące.
Różdżką celował w samo serce Harry'ego.
Chciałam ochronić przyjaciela za wszelką cenę, więc podniosłam różdżkę i wtedy właśnie obaliła mnie Bellatriks. Kobieta usiadła na mnie okrakiem przyciskając moje ręce do podłogi. Mimo adrenaliny czułam pulsujący ból w pękniętym nadgarstku. Krzyknęłam.
- Zamknij się, plugawa! - splunęła mi prosto w twarz. - Dobrze wiem, kim ty jesteś! Próbujesz, szlamo, przerwać linię czystości krwi w naszej rodzinie. Nigdy ci się to nie uda - zarechotała dziko. - Zabije cię, a Draco będzie mi wdzięczny.
Mówiąc to wyciągnęła różdżkę i wycelowała mi prosto w gardło.
Gwałtownie wyrzuciłam biodra, przez co Lastarnge przeleciała nade mną tworząc fikołka. Podniosła się jednak szybciej ode mnie. Stanęła nade mną. Wtedy z całych sił kopnęłam ją w klatkę piersiową.
Czarownicę odrzuciło, nie mogła złapać oddechu, więc to był mój czas na ucieczkę. Zawahałam się jednak, zauważając spiralę roztrzaskanego szkła tworzącego swoiste tornado, w którego epicentrum znajdował się Harry wraz z Voldemortem. Zachipnotyzował mnie ten widok na zbyt długo. Nieoczekiwanie Czarny Pan spojrzał mi prosto w oczy.
Poczułam w kręgosłupie paraliżujące spięcie elektryczne i uradowany głos Bellatriks, która była autorką nieznanego zaklęcia.

Oj...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro