Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zimno, zimniej, lód

To chyba najgorsze święta Bożego Narodzenia w moim życiu.

Naprawdę pierwszy raz jak nigdy cieszyła mnie myśl o powrocie do domu z dala od tych wszystkich Potter'ów i Malfoy'ów.
Niestety los uwielbia robić mi na przekór. Dzień przed wyjazdem, gdy już byłam całkowicie spakowana dostałam list od rodziców, że w szpitalu jest niesłychanie wzmożony ruch i najlepiej będzie jak zostanę w Hogwarcie.
Jedynym pozytywnym aspektem było to, że Harry wyjechał do Nory i nie miałam sposobności, żeby się z nim konfrontować. Całe szczęście. Nadal nie wiem co myśleć o tym zdarzeniu. Jak go teraz mam traktować? Udawać, że nic się nie stało? Nadal się przyjaźnić?
Na razie sobie tego nie wyobrażałam i miałam zamiar unikać go jak długo tylko mogę.

Nie mogłam jednak unikać Dracona, który tak samo jak ja, został na święta w szkole. Natomiast on bardzo skutecznie unikał mnie. Zaczęłam się przyzwyczajać do takiego stanu rzeczy, chociaż bardzo mnie to bolało.

Z drugiej strony kim ja teraz jestem żeby móc mu cokolwiek zarzucać? Nie miałam takiego prawa. Czułam palący wstyd tego co zrobiłam, ale nie byłam w stanie mu o tym powiedzieć.
Nie tylko dlatego, że bałam się eskalacji konfliktu Potter-Malfoy, ale także dlatego, że wydawał mi się, że nasza relacja z Draco jest tak niestabilna jak nigdy. Jak domek z kart, a ja chciałam w niego wjechać czołgiem i liczyć, że wyjdzie z tego bez szfanku.

To jakiś koszmar.

Siedziałam w Wielkiej Sali przy stole podpierając ręką głowę, głęboko rozmyślając o tym niefortunnym pocałunku. Na przeciwko mnie siedział Zabini robiąc właśnie ruch na magicznej planszówce, która złudnie przypominała mugolskie monopoly, czekał teraz na mój ruch.

- Halo, Jess - pomachał mi ręką przed twarzą zniecierpliwiony. - Teraz twoja kolej.

Draco siedział dwa miejsca obok Blaise'a z nosem w książce, z której nie wyściubiał ani na moment.
I dobrze, nie musiałam przynajmniej unikać jego wzroku. Gdyż wcale na mnie nie patrzył.

- Tak, już - ruszyłam się ospale. Zamyślona wykonałam całkowicie nielogiczny ruch, dzięki któremu Ślizgon zyskał nade mną znaczącą przewagę.

Prychnął rozczarowany moimi umiejętnościami strategicznymi.

- Ludzie, co z wami jest? - obruszył się chłopak. - Wytrzymać z wami nie idzie. Idę powkurzać Krukonki w bibliotece. A wy się ogarnijcie.

Tak jak powiedział, tak zrobił. Draco nie podniósł nawet wzroku znad książki.
Wpatrywałam się w niego smutno i czułam jak narasta we mnie tęsknota za nim. Za naszymi rozmowami. Za wymienianiem czułości. Za jego uśmiechem.

Zdusiłam jak mogłam obrzydzenie do siebie przez mój ostatni wybryk.
Postanowiłam walczyć. Chcę coś zrobić, żeby było jak dawniej.

Obkrążyłam stół i przysiadłam się obok mojego chłopaka. Póki jeszcze nim był.

- Co czytasz? - zapytałam próbując swobodnie zagaić rozmowę. Natomiast stresowałam się co najmniej jakbym zdawała SUM-y.

Natychmiast zamknął książkę i schował do torby.

- Nic - rzucił obojętnie.
- Draco... - czułam jak łzy napływają mi do oczu, ale szybko je zdusiłam. - Porozmawiajmy, proszę.
- O czym?
- Ostatnio nie jest najlepiej...
- O czym ty mówisz przecież jest świetnie - jego słowa miały w sobie dużą dawkę wyrzutu. Brwi miał zmarszczone i był wyraźnie rozgniewany.
- Proszę, możemy gdzieś pójść, w jakieś... inne miejsce?
- Jak chcesz.

Udaliśmy się w stronę lochów. Chłopak cały czas był wyraźnie rozmyślny i niespokojny, nie wiem czy to nawet dotyczyło mnie, czy tym, co zajmuje mu głowę od początku roku. Bo to coś na pewno jest.

Korytarzami snuło się parę uczniów w małych grupach z różnych domów. Im bliżej lochów, tym częściej to jednak byli Ślizgoni, ale nasza populacja węży i tak została zdziesiątkowana przez to chwalebne święto Bożych Narodzin.
Oboje milczeliśmy, przez co narastał we mnie coraz większy stres. Nie wiedziałam co mogłabym zrobić, żeby w końcu zwrócić na siebie jego uwagę.
- Draconis - wyszeptałam, gdy mój poziom napięcia sięgnął zenitu i odebrał mi głos. Spojrzałam na chłopaka, ale on zajęty był zupełnie czym innym.
Przejście otworzyło się na moje hasło.

W pokoju wspólnym przebywało stosunkowo niewiele osób, ale oboje nie chcieliśmy świadków w trakcie naszej rozmowy, dlatego skierowaliśmy się do mojego pokoju, który był już zupełnie pusty.

Usiadłam na swoim łóżku, niespokojnie miętoląc w rękach kawałek materiału koszulki, która niechlujnie leżała na pościeli.
Draco z kolei stał przez chwilę opierał się na szafce i czułam, że w końcu na mnie patrzy, aczkolwiek ja z kolei nie byłam w stanie podnieść swojego wzroku. Po chwili jednak ruszył w stronę okna i podpierając się o parapet przyglądał się widokowi za szybą.
Nie wiedząc co mam dalej zrobić podeszłam do niego i przytuliłam się do jego pleców. On jednak się nie ruszył.
Ogromnie mnie to zasmuciło.

- Pocałuj mnie, proszę - szepnęłam ukradkiem wycierając łezki w rękaw.

Chłopak odwrócił się i spojrzał prosto na mnie. Jego oczy straciły dawną iskrę i blask, ale były mi nie mniej bliskie niż zawsze. Poczułam się bezpiecznie.
Ujął mnie obiema rękami za buzię. Powoli nachylił się nade mną i miękko, najdelikatniej jak to tylko możliwe pocałował mnie.

Ciepło w moim brzuchu rosło z ogromnym natężeniem. Przesuwało się po moim ciele w górę aż do twarzy, która teraz płonęła w poczuciu namiętności.
Gdy próbował się odsunąć, złapałam go rękami za kark i przycisnęłam go mocniej do siebie zintensywniając pocałunek. Oddał go z równie wielkim zaangażowaniem. Oparł się o parapet i przyciągnął mnie bliżej siebie łapiąc za biodra. W poczuciu wielkiej euforii i burzy endorfin stanęłam na palcach i zarzuciłam mu ręce na ramiona, żeby maksymalnie zniwelować dystans między nami.

W końcu, z jego inicjatywy, niechętnie się odsunęłam. Wciąż uradowana uśmiechałam się radośnie w poczuciu ogromnej ulgi, jednak widząc jego smutną, melancholijną minę, mój uśmiech także szybko zniknął.
Znowu poczułam się ociężała, jakbym nosiła plecak wyładowany kamieniami, na chwilę mogłam go odłożyć, ale, gdy go ponownie założyłam wydawał się być jeszcze cięższy.
Zapewne widząc moje rozczarowanie ujął mnie za ręce i pocałował je, a później nakierował na swoją twarz.
Głaskałam go po niej, jednak mojego dobrego nastroju już się nie udało odtworzyć.

- O co chodzi, Draco? - zapytałam z wyrzutem. - Dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć?
- Bo nie ma nic, co miałbym ci powiedzieć - stwierdził.

Usiadłam na łóżku i czekałam aż do mnie dołączy, jednak tego nie zrobił. Znów przestał patrzeć w moją stronę. Spuścił głowę.

- Myślę, że jednak jest coś na rzeczy. Wiesz przecież, że możesz mi o wszystkim powiedzieć. Jestem tu dla ciebie - powiedziałam łagodnie.
- A ja dla ciebie - westchnął ciężko. - Po prostu musisz mi zaufać.
- Staram się, ale powiedz mi dlaczego? W kwestii czego mam ci ufać? Powiedz mi cokolwiek.

Milczał.

- Może chodzi o kogoś innego? - wyrwałam.

Spojrzał na mnie gwałtownie, zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział.

- O inną dziewczynę, tak? - nieustępowałam jednocześnie czując się jak hipokrytka i obawiając się odpowiedzi.
- Nie bądź niemądra - odparł.
- To powiedz mi dla kogo był wtedy ten prezent? Bo chyba oboje wiemy, że nie dla mnie - ciągnęłam dalej tę spekulację nagle gorliwie w nią wierząc. Bardzo się tego bałam, ale tak naprawdę wydawało mi się to kompletnie absurdalne.

Wciąż milczał. Ta cisza była ogłuszająca.
Nie wiedziałam czy jest potwierdzeniem mojej teorii czy jedynie skutkiem zmęczenia ostatnich tygodni i niemożnością dyskusji w tym zakresie.

- Draco... To prawda? - jego brak reakcji totalnie mieszał mi w głowie i tworzył niebezpieczną i wybuchową mieszankę najróżniejszych myśli.
- Oczywiście, że nie - odparł stanowczo.

Bez wahania mu uwierzyłam. Nie kłamał.

- To dlaczego mnie od siebie odsuwasz? - zapytałam zrezygnowana.
- Nie robię tego.

Teraz kłamał.

- Sam wiesz, że jest inaczej. Nie patrzysz na mnie - jak na zawołanie spojrzał w moją stronę.

Przeczesał ręką włosy. Odepchnął się od parapetu i podszedł w moją stronę. Kucnął przy mnie i złapał mnie za ręce.

- Jesteś w stanie mi zaufać?

Tym razem to ja milczałam. Wiem co chce mi powiedzieć, że muszę dać mu czas. Ale do czego? Co jest tak ważne? Co ukrywa? Dlaczego nie może się tym ze mną podzielić?

Przysunął rękę do mojego policzka i pogłaskał mnie po nim.

- Wszystko co robię jest dla ciebie - na te słowa spojrzałam na niego. - Musisz mi uwierzyć, że tak jest. To nam pomoże, obiecuję.

Nie miałam innego wyboru. Musiało mi to wystarczyć.

- Dobrze.

Jego twarz wyraźnie się rozluźniła, oczy przez jedną sekundę błysnęły lekkim blaskiem, który szybko zniknął.

- Położysz się obok mnie? - zapytałam lekko speszona patrząc na łóżko.

Kiwnął prawie niezauważalnie głową.

Położył się na moim łóżku, był lekko spięty, spojrzał szybko na zegarek.
Położyłam głowę na jego klatce. Już dawno nie słuchałam bicia jego serca. Dzisiaj było niespokojne i nieregularne.
Położył rękę na mojej głowie i bardzo delikatnie zaczął mi gładzić włosy.
Już dawno nie czułam od niego takiej bliskości.
Mimo, że ta rozmowa nie przebiegła wedle mojego planu, ale teraz czułam się spokojna, mimo, że nadal odczuwałam smutek, głównie spowodowany jego zmartwieniami, które tak wyraźnie mu ciążyły na sercu. Chciałam go chodź trochę odciążyć z jego problemów, wiedziałam, że poczułby się lepiej, gdyby mógł się ze mną nimi podzielić, ale przecież nie mogłam go do tego zmusić.
Gdy przyjdzie na to odpowiednia chwila sam mi powiem. Przecież mi obiecał.

Rysowałam znak nieskończoności na jego śnieżnobiałej koszulce. Czułam jak rytm bicia jego serca powoli się normuje wraz z ruchem moich palców.
Jego hipnotyzujący ruch dłoni na mojej głowie wprowadzał mnie w trans i zapewne długo nie minęło jak mnie uśpił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro