Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Za dużo różu, czyli jak nie przesłodzić herbaty

Wszystkie moje współlokatorki zgodnie głosiły, że poniedziałek był najgorszym dniem jeśli chodzi o zestaw lekcji: historia magi, wróżbiarstwo, eliksiry, eliksiry i dwa razy OPCM. Ogółem to Binns, Trelawney, Umbrige i Snape w jednym dniu!
Już pierwsza lekcja dosłownie zawaliła mnie z nóg, bo przysypiając, głowa wyślizgnęła mi się z opartych o nią łokci i z hukiem uderzyła o ławkę. Draco był na skraju wybuchnięcia śmiechem, rozmasował mi delikatnie czoło, ale gdy się odwróciłam nie wytrzymał i się roześmiał, co doprowadziło mnie do nikłego uśmiechu i udawanego oburzenia.
Kolejna lekcja potoczyła się nie lepiej.
Trelawney połowie klasy wywróżyła zagrażające życiu sytuacje, a mnie śmierć... dwa razy.
- Może nie jestem specjalistą, ale wydaje mi się, że umrzeć można tylko raz - mruknęłam pod nosem, za co ukarano mój dom minusowymi punktami.

Nie wiem jakim cudem Malfoy przekonał mnie do powrotu na jej zajęcia, ale żałowałam potwornie, na pewno nikt się nie zdziwi jeśli powtórzy się sytuacja z zeszłego roku i z hukiem opuszczę jej zajęcia.

Przechadzałam się po zamkniętych rosą błoniach, chciałam przewietrzyć się przed trudami następnych lekcji. Towarzyszył mi Draco, oczywiście mi to nie przeszkadzało, ale czułam się jakby był na mnie skazany. Nie chciał mnie zostawić na chwilę, a ja wiedziałam, że to nie z uwielbienia tylko ze strachu, chciałam go przekonać żeby spędził trochę czasu z Blaise'm, że nic mi nie będzie, ale on powtarzał w kółko "on jest prefektem, zajęty jest". Ja dobrze wiedziałam, że on by chętnie poprzeszkadzał przyjacielowi w nowych obowiązkach.

Dostrzegłam 3-osobową grupkę Gryfonów, która, tak jak my, bez celu wędrowała sobie spokojnym krokiem. Chciałam podejść, zagadać, ale dostrzegłam smukłą postać poruszającą się w ich kierunku.
Dziewczyna zagnęła do Harrego, od razu wywnioskowałam, że to Cho Chang, którą już wcześniej przyłapałam na przyglądaniu się Potter'owi.
Malfoy jakby wyczuł moje zamiary łapiąc mnie od tyłu w tali i wciskając głowę pomiędzy moją. Zanurzył twarz w moich włosach i słyszałam jak zachłannie wdycha mój zapach.
- No nie zostawiaj mnie dla nich - jego głos nie był przesiąknięty wyżutami czy złością, jaki zwykle bywał kiedy mowa była o moich Gryfonach, tym razem był beztroski, a nawet żartobliwy.
Pocałował mnie mało delikatnie w szyję, przez co ugięłam jedną nogę i kark, co spowodowało, że moje ciało skrzywiło się pod nienaturalnym kątem.
Odwróciłam się do niego i wypiłam w jego usta.
- Nie jesteś moją niańką - rzuciłam pół-żartem, pół-serio.
- Jesteś wredna - przyciągnął mnie do siebie i specjalnie przytrzymał moją głowę przy swojej klatce, żebym nie mogła się wydostać.
- Bo... jestem... ślizginką - próbowałam się wydostać między wyrazami z jego uścisku, ale widziałam, że będę wolna dopiero gdy on tak zdecyduje.
Zdecydował za niego dzwonek.

Lochy wydawały się mroczniejsze niż rok temu, może dlatego, że sama obecność człowieka ministra sprawiła, że dookoła wydawał się spowijać nas ciemność, mimo, że ta wtyka Knota wcale nie wyglądała na osobę groźną.
A może po prostu odbija mi na punkcie Umbrige i wszystko co staje się w Hogwarcie złowieszcze zwalam na nowo przybytego osobnika, który wyraźnie nie przypadł mi do gustu.

Nie masz się z nią przyjaźnić, ona ma cię uczyć - powtarzałam to sobie wciąż, ale nie potrafiłam siebie samej przekonać do szczerości tych słów.

- Milczeć! - powitał nas profesor Snape. Zajęłam z Draconem ławkę jak najdalej położoną od biurka nerwowego nauczyciela.

Rozpoczął wylewną przemowę, wplatając w nią kilka złośliwych komentarzy, która zostawiła niezwykle trwały ślad w moich myślach.
"Do klasy owutemowej wezmę tylko najlepszych". Przecież ja muszę być ta najlepsza! Muszę zdawać eliksiry, to się przydaje w życiu. Nagle pojawiło się w moim umyśle podstawowe pytanie: kim chce być w przyszłości?
Snape nawet nie dał mi się skupić, żebym przemyślała to co kłębiło się w mojej głowie, zadał nam od razu zadanie i to wcale nie takie łatwe:
- Stwórzcie eliksir spokoju, potrzeby on jest do uśmieżania lęku zwłaszcza przed takimi sytuacjami jak egzaminy...  W każdym razie ostrzegam was... Jeśli zadrży wam ręką przy odmieżaniu składników możecie się już nigdy nie obudzić.

Przez kolejne półtorej godziny obserwowałam Dracona, który niewiarygodnie skupił się na postawionym mu zadaniu, nie stresował się wcale mimo ostrzeżeń profesora. Jest jedyną w sali osobą, która z pewnością bez problemu dostanie się do kolejnej klasy. Para buchała mu po bladej twarzy, a ja nie potrafiłam się nie uśmiechnąć na widok jego zaciętej miny.
- Nie patrz tak tylko pomieszaj to trzy razy zgodnie ze wskazówkami zegara, a raz w przeciwną stronę.
Te mądre instrukcje sprawiły, że jeszcze bardziej mnie rozbawił.

Nad naszym kociołkiem unosiła się srebrzysta jak łuno księżyca para - tak jak pisało w książce.

- Pokroj dżdżownice - rozlazł.
- Jak pan sobie życzy - oznajmiał kąśliwie z lekkim rozbawieniem.
Zbyt byłam rozkojarzona jego postacią, a tak się składa, że nie potrafię kogoś uwielbiać i zarazem ciachać robactwo, więc efektem było wbicie noża w nie to mięso co było trzeba...

- Auć - syknęłam i automatycznie wsadziłam zakrwawiony palec do buzi.
Draco w tym samym momencie zmarszczył brwi i szybko spojrzał na rękę, ale nie zauważyłam, żeby on też się zranił.
- Watson, ty łamago - pokręcił lekko głową, ale minę miał nieco przejętą.
Rana była dosyć głęboka, nie spodobał mi się widok spływającej po palcu krwi.
- Pokaż mi to - jego ton był stanowczy, ale ja wiedziałam, że widok takiej ilości krwi zwali mnie z nóg, więc się nie posłuchałam.
- Mogę iść do toalety? - zapytałam nauczyciela.
- Zostań tu - rozgniewał się po cichu Draco.
Traktował mnie jak dziecko, wcale nie potrzebuje ochrony 24/7.
Gdy profesor kiwnął głową, z podniesionym podbrudkiem opuściłam sale będąc głucha na ciche protesty i gróźby chłopaka.

Obie ręce miałam w krwi, poczułam, że mi chwiejnie tak jakby trochę. Starałam się nie patrzeć na ranę, biegiem zapuściłam się do skrzydła szpitalnego.

Ten mały incydent całkowicie zniechęcił mnie do dalszej nauki, a już szczególnie jeśli następna lekcja ma być z tą różową ropuchą. Byłam skłonna nawet kupić te krwotoczki coś tam od George'a, ale plotka głosi, że to zamienia cię w dżdżownice, a jeszcze inna, że nie można od tego przestać krwawić i dlatego jest promocja.

Może ta lekcja wcale nie musi być taka tragiczna, może całkowicie zmienię stosunek do nowej nauczycielki...

Ja i Draco jako jedni z pierwszych dotarliśmy do klasy. Umbrige siedziała dumnie wyprostowana z okropnie przesłodzonym uśmiechem. Chwilę po dzwonku zebrała się cała klasa.
Szybko się okazało, że Umbrige jest straszną zołzą o surowych zasadach.
- Dzień dobry klaso! - przywitała nas wręcz śpiewająco.
W odpowiedzi usłyszała jakieś niewyraźne pomruki.
- Chyba się nie zrozumieliśmy. Proszę wszyscy głośno i wyraźnie.
- Dzień dobry, profesor Umbrige - poprawiliśmy się, a Draco przy tym wywinął oczami.
- Schowajcie różdżki, nie będą wam potrzebne.
Po klasie przeszło parę zniecierpliwionych westchnień.
- Proszę otworzyć książkę na s 14 i zacząć czytać tekst - kontynuowała.

Większość posłusznie wykonała polecenie, ale jedna osoba, którą w życiu nie podejrzewałabym nieposłuszeństwa wobec nauczyciela nawet nie wyjęła swojej książki. Hermiona siedziała dumnie wyprodukowana na swoim miejscu z ręką uniesioną ku górze.
Obserwowanie jej niemych wysiłków szybko stało się ciekawsze od nudnych słów łączących się w zdania w tym bezwartościowym podręczniku.
Nauczycielka bardzo starała się niezauważać Hermiony, więc bardzo starannie omijała wzrokiem ową dziewczynę. Zainteresowanie Gryfonką rosło i gdy już prawie każdy przestał się skupiać na zadaniu, Umbrige nie mogła jej dalej ignorować.
- Chcesz o coś zapytać? - zachowywała się jakby dopiero ją zauważyła.
- Owszem.
- Czy dotyczy to czytanego przez ciebie tekstu? - spojrzała znacząco na jej ławkę, gdzie nie było żadnej książki.
- Nie zupełnie. Chciałam zapytać czy będziemy używać zaklęć obronnych.
Profesor zrobiła najsztuczniejszą mieszankę zdziwienia i oburzenia jaką kiedykolwiek widziałam.
- Ależ moja droga, nie widzę takiej potrzeby.
- To nie będzie magii? - wyrwało się Ron'owi.
- Na moich lekcjach podnosimy rękę!
W górę uniosło się kilka dłoni.
- Proszę - pozwoliła przemówić Dean'owi.
- Jak na to nas przygotować do życia poza szkołą? - zapytał chłopak.
- A co ci mój cukiereczku grozi poza szkołą? - zapytała słodziutko.
- Jest wiele zagrożeń! - odezwałam się nieproszona, ale jej ignorancja zaczęła mi działać na nerwy.
- Ręka do góry!
Draco ścisnął mnie mocno za przegub. Spojrzałam na niego z wyrzutem, że zamiast mnie wspierać, uciszał.
- Posłuchajcie, najmilsi, ministerstwo zapewnia wam bezpieczeństwo nie musicie się martwić o takie sprawy, nikt wam nie grozi...
- A Voldemort?! - wrzasnął nagle Harry, widać, że nie potrafił już utrzymać nerwów na wodzy, lekko się trząsł ze złości.
Nauczycielka wlepiła w niego, małe, wściekłe oczka, podobnie jak reszta klasy, chociaż oni byli bardziej jak spetryfikowani.
- Postawmy sprawę jasno... ktoś próbuje wam wmówić, że umarły czarnoksiężnik powrócił zza grobu, ale to NIE JEST PRAWDA.
- To jest prawda, pani KŁAMIE! - ponownie Potter zabrał głosu, dużo mnie kosztowało, żeby nie włączyć się do tej kłótni.
- Szlaban Potter!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro