Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wężowy język

Kompletnie mnie zamurowało. Patrzyłem na nią, jakby była przepiękną halucynacją.
To nie możliwe, że po takim czasie po prostu przede mną stoi.
Jess totalnie się rozkleiła, więc przeskoczyłem szybko przez stolik i kanapę, żeby ani chwili dłużej nie musiała być sama.
Wtuliła się we mnie i pozwoliła sobie na rozładowanie tych spiętrzonych emocji. Ja też poczułem, że mogę na krótką chwilę odpocząć i się otworzyć. Nie pokazałem jej jednak tego. Szybko otarłem łzy i mocno ugryzłem się w język, aby nie ukazać więcej uczuć niż powinienem.
Usiedliśmy na sofie.
- Zmieniłeś się - uśmiechnęła się smutno muskając moje włosy.
- Ty też - przyznałem przyciągając jej rękę do swoich ust, całując ją czule i delikatnie.
To prawda. Nie wiem jak ta dziewczyna to robi, ale z roku na rok staje się coraz piękniejsza.
- Kochanie - poczułem nagłą potrzebę wyjaśnienia raz na zawsze tej kwestii - nie wiedziałem do czego mój ojciec jest zdolny, nie wiedziałem, że on albo ciotka będą chcieli zrobić ci krzywdę, ale na razie się tym nie martw. Obiecuję, że już włos z głowy ci nie spadnie. Nie opuszczę cię ani na chwilę.
- Wiem, Draco.
Westchnęła nagle ciężko i spojrzała na krajobraz za oknem.
- Myślisz, że tu przyjdą?
- Kto, kochanie?
- Śmierciożercy. Dostaną się tu?
Zamarłem. Ona wie? Przecież nie jest zła. Czułem, że moja postawa zdradza mnie.
- Czemu mnie o to pytasz? - rzuciłem niby luźno.
- Nie wiem, przepraszam. Po prostu twój tata... To głupie, przepraszam... wiem. Nie gniewaj się - tłumaczyła się, a ja czułem się jak zdrajca. Oszust. Kłamca.
- Dumbledore jest najpotężniejszym czarodziejem. Nic nam tu nie grozi - głośno przełkąnałem ślinę.

*Jess*

W szkole przywitano mnie bardzo ciepło i wcale nie nachalnie. Parę osób próbowało wyciągnąć ze mnie więcej informacji, ale gdy zrozumieli, że takowych nie posiadam, szybko znudzili się moją osobą. Oczywiście moich najbliższych przyjaciół bardzo ucieszył mój powrót i od tego czasu nie odstępowali mnie na krok, wciąż opowiadając wszystko co ominęło mnie podczas wakacji.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że twój brat żeni się z Fleur - spojrzałam współczująco na Rona, mimo, że on nie podzielał moich odczuć.
- Nad nim się użalać nie musisz - prychnęła, prawie niezauważalnie, Hermiona.
- Za to mi i mojej mamie możesz - stwierdziła Ginny rzucając swoją torbę niedbale na trawę i siadając na murku obok Harry'ego.
Domyślałam, że taka zaradna i aktywna pani domu jak Molly Weasley nie będzie przychylnie patrzała na synową, która ma dwie lewe ręce do pracy i nie widzi dalej niż poza czubek swojego szczuplutkiego, zadartego noska.
- Jess, myślę, że mamy ważniejszą sprawę do omówienia - oznajmił chłodno Harry, który do tej pory był całkowicie nieobecny i milczący.
- Ale najpierw mi opowiedzcie jeszcze raz o tym, jak Slughorn zaprosił was do przedziału na lunch...
- To ważne - dodał bardzo szorstko, jakby pouczając mnie, żebym zachowywała się poważniej, więc tak zrobiłam - umilkłam.
Hermiona rzuciła Gryfonowi oskarżycielskie spojrzenie. Ten odpowiedział jej gniewnym.
Zmarszczyłam się powoli się domyślając czego dotyczy temat i zniecierpliwiona czekałam aż skończą tą telepatyczną dyskusję, a może nawet i kłótnie? Ciężko ocenić, gdy rozprasza tak głębokie milczenie.
- Harry, ja naprawdę nie pamiętam co tam się wydarzyło...
- Nie o to chodzi - przerwał mi, gdyż najwyraźniej nie do końca podłapałam temat. - Chodzi o Dracona...
Poczułam rosnącą gulę w gardle. Coś niedobrego jest na rzeczy skoro atmosfera się tak szybko zagęściła. Nie chcę usłyszeć ani jednego złego słowa na jego temat.
- Jess nie powinna się teraz denerwować! - oburzyła się Gryfonka.
- No teraz już za późno, chcę wiedzieć!
Ginny była zaciekawiona naszą wymianą zdań, a Ron tylko kręcił przecząco głową, ale nie było jednoznaczne czy opowiadał się za przyjacielem czy przyjaciółką.
- Wydaje mi się, że on jest... Śmierciożercą...
Na początku te słowa w ogóle do mnie nie dotarły, a potem wybuchłam gromkim śmiechem. Otarłam naciągane łzy rozbawienia i jeszcze przez spazmy wymuszonych, sarkastycznych chichotów zapytałam:
- To ma być taki żart?
Wszyscy w czwórkę spojrzeli po sobie, jedynie Potter kontynuował teraz ze mną rozmowę:
- Nie. W wakacje widzieliśmy go u Madame Maklin i jego lewa ręka była bardzo... eee... wrażliwa.
Spojrzałam na niego wręcz nie mogąc uwierzyć jakie bzdury on wygaduje, jakby naprawdę wierzył, że to może być prawda. Jakby teraz każdy ból ręki miał decydować, że zostało się fanatykiem najgroźniejszego czarodzieja na świecie.
- I to... Tyle, tak? - zapytałam upewniając się, że to całość z jego "dowodów".
- Nie. Widzieliśmy jak wchodził do sklepu Borgina&Burkesa.
- Wiesz Harry, ja sama parę razy byłam tam... - lekko nagięłam rzeczywistość, żeby pokazać mu, że jego hipoteza jest kompletnie wyssana z palca.
- ... I on pokazał coś Borginowi i ten się wystraszył i od tamtej chwili mówił mu na "pan".
- Ahha. I dlatego uważasz, że Draco jest Śmierciożercą?
- Tak myślę.
- Wiesz, a ja myślę, że go nie lubisz. I szukasz dziury w całym. Rozumiem, że ma... Ee... ścisłe powiązania z tym światem, ale tylko przez ojca. Myślisz, że jego matka by na to pozwoliła? Albo on by chciał? Po co?
- Nie wiem, ale się dowiem. Po prostu cię ostrzegam, żebyś trzymała się od niego z daleka.
- Wiesz, wcale nie mam ochoty o tym gadać. Muszę już iść, powinnam nadrobić zaległości - stwierdziłam.
- Pójdę z tobą - zaoferowała się Hermiona.
Nie zaprzeczyłam. Jak wstała tak poszła za mną w stronę biblioteki. Co prawda nauka miała być tylko wymówką i miałam iść do lochów, ale nie mogłam jej tak po prostu spławić.
- Ty też myślisz jak Harry? - zapytałam jej, wiedząc, że może być moim sprzymierzeńcem.
- Nie, nie uważam, że Malfoy mógłby być jakkolwiek przydatny Voldemortowi - wyszeptała, aby nie wzbudzać sensacji wśród innych uczniów.
Poczułam lekkie ukłucie w sercu, a jej słowa nieco mnie uraziły, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Ma 16 lat, do czego mógłby mu być potrzebny?
- Yhy - mruknęłam.
- Ale możesz udowodnić Harry'emu, że się myli. Wystarczy, że spojrzysz na jego przedramię.
- Nie będę go sprawdzała! Sama wiesz, że to tak absurdalne, że aż śmieszne!
Zresztą ja bym to wyczuła, a przecież przede wszystkim: ON BY MI O TYM POWIEDZIAŁ!
Gryfonka zrobiła nieco prześmiewczą minę, za pewne nie takie były jej intencje, bo widać, że ten ruch po prostu wymknął się spod kontroli, ale mnie to całkowicie wyprowadziło z równowagi.
Wzięłam podręczniki z naszego wspólnego stolika i przeniosłam się do wolnego obok i usiadła tyłem do niej, "pilnie" studiując OPCM.

Mimo, że to było całkowicie nierealne słowa Harry'ego huczały w mojej głowie. „Śmierciożerca”. To było tak absurdalne, że aż śmieszne. I właśnie tak to potraktowałam, ale cieniutki, piskliwy głos Harry'ego wciąż szeptał mi do ucha przerażające zdanie.

Nie będę go przecież sprawdzała - pomyślałam. - To przecież takie chore. Ale przecież tylko tak udowodnie Portretowi, że się myli. Ojjj, tak. Myli się i to okropnie. Draco wcale nie musi o tym wiedzieć... Wystarczy mieć jakąś dobrą sposobność. Może na treningu jak będzie się przebierał?

Sama nie mogłam uwierzyć w to, że ta myśl stawała się coraz bardziej realna i prawdopodobna.

Harry dzisiaj skompletował swoją nową drużynę, co prawda byłam bardzo ciekawa tego składu, ale nadal byłam na niego naburmuszona. Wszystko dało się jednak dowiedzieć z plotek, które gruchały sobie po całej szkole, tym bardziej, że motyw Potter'a był ostatnio bardzo popularny:

- Niezłe z niego ciacho, no nie? - chichotały Puchonki.
- Taka szkoda, że nie jest z naszego domu - odpowiedziała jedna drugiej.
- Prawda, że urósł przez ostatni rok? I te jego włosy...

Poczułam lekkie ukłucie w klatce piersiowej.
Nic dziwnego, głupia - pomyślałam. - W końcu jest Wybrańcem. Wiadomo, że z perspektywy kilkukrotnego pokonania Voldemorta i udowodnienia jego powstania stanie się dużo bardziej atrakcyjny.

A jednak niewiarygodnie mnie to irytowało. Może zazdrościłam mu popularności? Albo po prostu po naszej ostatniej kłótni nie chciałam o nim słyszeć i to dlatego mnie tak wkurzało?
Sama już nie wiem co się ze mną dzieje.

Nie mogłam się rozpraszać rozklejającymi się na widok Harry'ego uczennicami. Przed nami pierwszy trening i idealna sposobność, aby sprawdzić Dracona. Nie przywiązywałam do tego wielkiej wagi, bo wiedziałam, że nic tam nie znajdę, a jednak ciekawość pchała mnie wciąż do tego planu.

- Najadłaś się porządnie? - pytanie mogło sugerować jego troskliwość, ale sposób wypowiedzi świadczył o czymś zupełnie innym.
- Tak, możemy już się zbierać - powiedziałam odchodząc od stołu, Draco ruszył zaraz za mną.

Jego radość z mojego powrotu minęła stosunkowo szybko. Już parę dni później stał się dziwnie zamyślony, nieobecny. Miałam wrażenie, że już nic go nie cieszy, ale musiałam też wykazać się wyrozumiałością w końcu połowa jego rodziny trafiła do Azkabanu, a nad drugą częścią wciąż wisiała ta groźba.
Jednakże ten stan nie mijał, wręcz przeciwnie - nasilał się. Smucił mnie jego smutek. Nie pozwał też sobie pomóc - skutecznie odsuwał mnie od swoich spraw.

Szliśmy prawie ramię w ramie. Już nie wiedziałam, czy sobie w mawiam, czy jego ręka nie poruszała się w rytm kroków, tylko była nienaturalnie sztywna.
Musiałam wiedzieć - koniec z domysłami.
Złapałam go za przedramię, jakby "niechcący" po prostu nie trafiając w dłoń.
Chłopak dosłownie podskoczył na kilka centymetrów, wziął głęboki oddech, który trzymał w płucach i spojrzał na mnie z przerażeniem, które szybko zamieniło się w złość. Ja też skonsternowana i zaniepokojona patrzyłam mu prosto w oczy, szukając tam jakiegoś logicznego wyjaśnienia jego zachowania.
- Co robisz? - gwałtownie ruszył ręką, a jego głos w stosunku do mnie był bardzo nieprzyjazny.
- A-a ty? O co...?
Odwrócił wzrok i trochę złagodniał.
- Przecież mówiłem ci, że ostatnio popatrzyłem się kociołkiem na eliksirach, głuptasie... - zmusił się do udawanego, nieszczerego uśmiechu. - Musisz bardziej uważać, wiesz przecież, że pani Pomfrey mi to zabandażowała.
- Nie, nic mi nie mówiłeś - moją głowę dosłownie rozsadzały spekulacje, domysły, wnioski, które zrodziły się z tej niezręcznej sytuacji. Bardzo chciałam je uporządkować, aby odnaleźć jakiekolwiek fakty, które działałyby na korzyść mojego ukochanego.
- Doprawdy? Może o tym zapomniałem. Spóźnimy się - szybko zmienił temat.

Wcale nie byliśmy spóźnieni. W szatni byliśmy jako pierwsi, przed czasem.
Między nami nastała niezręczna, grobowa cisza, a atmosfera była tak gęsta jak ołów.
Nigdy nie miałam problemu, żeby przebierać się z chłopakami, gdyż miałam do tego przystosowany strój:
Pod szkolną szatę ubierałam lekkie, obcisłe rzeczy, aby nałożyć na nie strój od quidditcha. Reszta drużyny obierała bardzo podobną taktykę.
Jednakże Draco poszedł od razu do toalety razem ze swoją torbą.

Chłopak wyszedł już przebrany.
- Dlaczego zrobiłeś to w łazience? - zapytałam go, nie ukrywając już mojej narastającej podejrzliwości w stosunku do niego.
- Nie wziąłem dzisiaj koszulki - mruknął udając, że czegoś szuka, bezczelnie przy tym kłamiąc.
- Jesteśmy sami - zauważyłam.
- Nie chcę cię rozpraszać przed meczem, mogłabyś dostać palpitacji serca albo co - rzucił totalnie beznamiętnym tonem, nawet nie starając się tuszować swych KŁAMstW!!!!
- Draco?
- Co?
- Pokaż mi swoje przedramię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro