Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Teleportacja w praktyce

Na korytarzach znowu zaczął robić się tłok. Uczniowie wracali do szkoły opowiadając sobie nawzajem jak spędzili święta, jakie dostali prezenty.

Miło było spacerować sobie w ciszy, wchodzić do pustych sal i spontanicznie czytać książki na błoniach, gdy nic nie zakłócało mojego spokoju. Jednakże już po świętach i czas było wrócić do monotonii codziennego życia.
Nie mogłam na to narzekać, lubiłam się uczyć... gdyby tylko zniknął ten wszechobecny hałas.

Zatrzymałam się przy tabliczce ogłoszeń. Widniała tam świeżo powieszona kartka:

Lekcje teleportacji!

Jeśli masz siedemnaście lat albo kończysz je przed 31 sierpnia, możesz się zapisać na dwunastotygodniowy kurs teleportacji prowadzony przez instruktora z Ministerstwa Magii. Chętni niech się w piszą poniżej. Koszt: 12 galeonów.

Bez wahania wyciągnęłam długopis i się podpisałam. Wokół mnie zaczął zbierać się mały tłum, który także zauważył ogłoszenie. Zapanowało wielkie poruszenie jego treścią. Musiałam się schylić żeby przecisnąć się między podekscytowanymi uczniami.
Sama byłam podniecona na myśl, że samodzielnie mogłabym się teleportować w dowolne miejsce na ziemi. To takie samozwańcze.

Bardzo chciałam się podzielić nowa informacją z Draconem. Może chociaż to go zainteresuje.

Przechodząc obok Wielkiej Sali dostrzegłam, trójkę Gryfonów, która szła w moją stronę.
Stanęłam jak wryta na widok Harry'ego. Chciałam się ukryć, póki mnie nie zauważyli, ale nie miałam za wiele atrybutów, które by mi w tym pomogły.
Stanęłam za wysokim chłopakiem z Ravenclaw, z nadzieją, że nie ruszy się z miejsca i stanie się moją tarczą ochronną.
Niestety nie wysłuchał moich niemych próśb, oddalił się z miejsca najwyraźniej z kolegą z roku, odsłaniając mnie przy tym w całej mej okazałości.
W akcie desperacji zasłoniłam twarz rękami.


- Jess? - przywitała się Hermiona nieco rozbawiona i jednocześnie zbita z tropu. - Ukrywasz się przed nami? - zachichotała nie zdając sobie sprawy z tego, że strzeliła w dziesiątkę.
Cała Trójca przyglądała mi się uważnie, a szczególnie intensywnie robił to Harry.
- Nie, no co ty. Przecież to głupie - opowiedziałam nieprzekonująco dodając do tego najbardziej nerwowy i niezręczny śmiech jaki kiedykolwiek się ze mnie wydobył.
- Nie widziałem, że zostajesz w szkole - stwierdził Ron. - Mogłaś przecież jechać z nami, do Nory. Harry też był.
Na dźwięk tego imienia spojrzałam na Potter'a. On też mi się przyglądał wyraźnie zażenowany.
- Następnym razem będę o tym pamiętać - odparłam i bez słowa ruszyłam w kierunku lochów.

Palnęłam się płaską ręką w czoło, co zwróciło uwagę paru osób i zintensyfikowało rumieńce na moich polikach, które od paru minut nie schodziły mi z twarzy.
Co za wstyd.

Gdy dotarłam do pokoju wspólnego Ślizgonów, już całkowicie zapomniałam o lekcjach teleportacji.

***

Nowy rok zaczął się nie mniej intensywnie jak każdy poprzedni. Dużo zadań i treningów. Tylko, że jakoś trudniej było mi się zaklimatyzować niż za każdym poprzednim razem.

Może dlatego, że teraz nie miałam tylko jednego, ale dwóch chłopców na głowie!

Ulgę przynosiły mi jedynie lekcje eliksirów, przy których to najwięcej integrowałam się z Draconem. Najczęściej udając, że nie rozumiem treści zadania i gloryfikując jego zdolności w tym zakresie.
Niestety nawet to się zmieniło.

- Stwórzcie antidotum... które jest odtrutką na większość truciz - po klasie rozległ się wesoły głos profesora Slughorna.

Draco oczywiście bez słowa zabrał się do pracy. Sprawiało mi niezmierną przyjemność oglądanie go takiego pochłoniętego robotą. Włosy spadały mu niechlujnie na twarz, co było bardzo urocze. Zaciskał zębami wargę, gdy coś mu nie wychodziło i słodko marszczył przy tym brwi.

Zapatrzona w niego najpóźniej z całej klasy zabrałam się do przyrządzania mikstury.

Dodałam nogi modliszki do mojego wywaru i zaczęłam mieszać w lewo. Przy piątym z sześciu obrotów łyżką, zauważyłam wytłuszczone w podręczniku słowo PRAWO.

Świetnie.

- Źle to robisz - uśmiechnął się z przekąsem Draco.

On się uśmiechnął. I to do mnie.

- Daj, pokażę ci.

Zaczął wsypywać do środka jakiś proszek, ciągle mieszając i jednocześnie tłumacząc mi co zrobiłam źle i jak zrobić to poprawnie.
Nie skupiałam się jednak na słowach. Baaa! W ogóle go nie słyszałam. Rozmarzona patrzałam jak para bucha na jego twarz, sprawiając, że różowieje jego buzia. Ogromnie uzależniający widok.

- Już rozumiesz? - zapytał.

Nie mogłam przyznać się, że jego instrukcje przeszły przez moją głowę jednym uchem i wyszły drugim nie zaznawszy wewnątrz żadnego oporu.

- Yy... Tak - odparłam i wróciłam do mieszania w moim garnuszku co chwilę ukradkiem na niego zerkając.

Moje rozmarzenie doprowadziło do tego, że eliksir ożył i sam wypełzł z mojego kociołka. Czarami próbowałam go zawrócić, ale nie robiło to na nim dużego wrażenia.

O dziwo mojemu Smokowi nie poszło dużo lepiej. Jego wywarł bulgotał tak mocno (nawet po wyłączeniu ognia!), że skończył na jego szacie. I wcale nie był leisty, jak pisało w podręczniku, tylko raczej gęsty, jak smar.

Bardziej zawiedziony od niego był tylko profesor Slughorn, gdy dźgał jego maź różdżką podczas sprawdzania efektów końcowych.
Gdy zapytał mnie o mój eliksir pokazałam na róg klasy, w którym schowało się moje... dzieło.
Kręcił tylko głową.

- Masz do tego żyłkę chłopcze - roześmiał się gronko starzec, gdy przyglądał się okazowi Potter'a. Spryciarz, gdy mu nie wyszło pokazał profesorowi bezoar, który był rośliną. I faktycznie, wedle wymagań profesora, był on odtrutką na większść trucizn. Wiedziałam jednak, że to nie kwestia intuicji, tylko zapewne instrukcji Księcia Półkrwi.
- Zupełnie jak twoja matka. Lily też by tak zrobiła. Świetnie! Wspaniale! +10 punktów dla Gryffindoru za pomysłowość. Doprawdy, co za chłopak - zanosił się śmiechem.

Czerwony z wściekłości Draco odrzucił swój kociołek.
Ja ciągle przyglądałam się z niedowierzaniem Potter'owi pełna podziwu jego zuchwałości.
On też na mnie zerknął, po czym jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się nonszalancko, zupełnie jak nie on.

- Pewnie, niech cię Potter uczy eliksirów jak jest taki świetny - wymruczał wściekle przez zaciśniętą szczękę. Ostentacyjnie wziął książki z ławki i wysyczał mijając mnie:
- Pewnie nie tylko w tym.

***

Wielka Sala była całkowicie pusta. Już zapomniałam jaka jest ogromna, gdy nie wypełniają jej stoły.
Uczniowie zbierali się mozolnie, chociaż może tylko mi się wydawało, bo przyszłam chwilę przed czasem by zająć lepsze miejsce i musiałam chwilę poczekać aż wszyscy się zbiorą.

Próbowałam opróżnić głowę z myśli. Wiem, że teleportacja wymaga całkowitego skupienia, ale właśnie przez to, że koncentrowałam się, żeby o niczym innym nie myśleć, myślałam o wszystkim innym!

Co miał na myśli wczoraj Draco? On wie? Może tylko się domyśla?
Przecież byłby wściekły. Zostawiłby mnie. Nie mógł wiedzieć. Skąd miałby się dowiedzieć? Pewnie po prostu był zły po tym nieudanym eliksirze. Wie. Nie, nie wie.

Westchnęłam ciężko.

- Dzień dobry, państwu. Nazywam się Wilkie Twycross i przez najbliższe dwanaście tygodni będę waszym instruktorem teleportacji.

Rozejrzałam się dookoła, sala była już wypełniona po brzegi uczniami. Przede mną stał wysoki, smukły mężczyzna koło trzydziestki. Blondyn o bardzo jasnej karnacji, prawie, że pół-transparentny.

- Mam nadzieję, że w ciągu tego czasu przygotuję was do egzaminu na prawo teleportacji - kontynuował. - Jak zapewne wiecie w Hogwarcie nie można się teleportować. Dyrektor zdjął jednak ten czar lecz tylko z Wielkiej sali i tylko na godzinę. Także nie marnujmy czasu. Proszę ustawić się tak, żeby każdy z was miał przed sobą co najmniej pięć stóp wolnej przestrzeni.

Stałam w pierwszym rzędzie, więc nie musiałam się jak inni cisnąć i rozsuwać robiąc przy tym wiele szumu.

- Podczas teleportacji należy pamiętać o Ce-Wu-En. To Cel, Wola i Namysł. Krok pierwszy: skupiamy się mocno na wybranym celu.

Patrzyłam się intensywnie na obręcz, która była spory kawałek przede mną.
Poczułam się naprawdę skupiona i byłam gotowa na kolejny krok.

- Widzicie cel? Jesteście skupieni? To teraz natężamy wolę, by znaleźć się w przestrzeni cel. Trzeba to czuć całym sobą!

Wolę? Nie ma problemu.
Zaciskałam mocno zęby i natarczywie zamykałam oczy.

Całą sobą to ja poczułam, że zaraz zemdleję.
Zachwiałam się na nogach, co zwróciło uwagę pani Sprout. Zaniepokojona chciała do mnie podejść, ale zatrzymałam ją gestem ręki, szepcząc bezgłośnie, że wszystko jest okej.
Widziałam, że bacznie mnie obserwuje, co silnie zakłócało moją koncentrację. Postanowiłam usunąć się z jej widok, gdy tylko na chwilę odwróciła wzrok.
Znalazłam dogodne miejsce i kontynuowałam naukę.

- Krok trzeci. Ale dopiero na moją komendę... Obracamy się w miejscu, pragnąc osunąć się w nicość.

O tak. W końcu coś o czym mam pojęcie i jestem w tym dobra...

- ... Ale robimy to z NAMYSŁEM! Na moją komendę... Raz...

Cel...

- Dwa...

Wola...

- Trzy...

I co tam dalej było?

Nicość. Osunęłam się plecami po ścianie.

- Jess... - zerknęłam przez przymrużone oczy. Dwie postacie stały nade mną. - A ty co?!
- Mógłbym spytać cię o to samo!

Nie miałam siły słuchać sprzeczki. Odbierała mi resztkę sił.

- Potrzebuję wody - mruknęłam słabo.
- Zaraz ci przyniosę - rozpoznałam głos Harry'ego.

- Jak się czujesz? Co się stało? - pytał Draco.

- Dobrze, wszystko jest w porządku - stwierdziłam kiwając głową, jednak nadal miałam przymknięte oczy, gdyż światło w sali wydawało się być zbyt ostre. - Chyba tak bardzo skoncentrowałam się na woli, że zapomniałam o namyśle.

Spojrzałam na jego zatroskaną twarz już w pełnej okazałości. Dostrzegłam jak kąciki jego ust podnoszą się w lekkim uśmiechu. Sprawiło to, że poczułam przypływ energii.

- Pomożesz mi wstać? - zapytałam prawie że nieśmiało.

Bez słowa złapał mnie jedną ręką w talii, a drugą za łokieć.

Usłyszeliśmy przeraźliwy pisk kilka stóp od nas, oboje obróciliśmy się w tym kierunku.

Dostrzegłam nogę Susan Bright, a resztę jej ciała przy barierkach.

- A to moi drodzy nazywa się rozszczepienie...

Za nim jednak poznałam książkową definicję nowego słowa (chociaż jego nazwa w połączeniu z praktycznym przedstawieniem mocno sugerowała jego znaczenie) odpłynęłam w ramionach Ślizgona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro