Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ploteczki

Coraz bardziej martwiłam się o Dracona. Nie chodzi już o tajemnice. Ten głupi Pokój Życzeń. Ani nawet szafę. Bałam się o niego.
Był już cieniem samego siebie. Snuł się po zamku i ledwo można było go odróżnić od przelatującego ducha.
Nie wiedziałam jak mam go wspierać. Jak pomóc. Kiedy być, a kiedy się odsunąć. Naciskać, czy odpuścić. Czułam się jak na polu minowym, ale nawet nie chodziło o mnie.
Bałam się o jego zdrowie. O jego życie.
Jest na skraju wyczerpania nerwowego.
Pilnowałam, żeby regularnie jadł, spał, ale nawet nie wiem kiedy mi umykał. Zaoferowałam się, że to ja mogę stać na straży, przed Pokojem, ale on kategorycznie zabraniał mi zbliżać się do tej sprawy. Odsuwał mnie jak tylko mógł, argumentując przede wszystkim, że mu obiecałam, że będę trzymać się daleko.
Chciałam dotrzymać słowa, ale ta bezradność i mnie wykańczała. Chciałam zrobić wszystko, żeby mu ulżyć w cierpieniu. Nie zadawałam żadnych pytań - jak prosił. Nie wszczynałam kłótni.

Zdecydowanie to nie był czas, żeby opowiadać mu o moim... incydencie z Harry'm. Nie czas, żeby dokładać mu problemów. Nie oznacza to, że chciałam całkiem przemilczeć temat, odwlekałam to w czasie - działało to też na moją niekorzyść, wiedząc, że im później mu powiem, tym gorzej będzie to wyglądało.

Coraz bardziej kusiło mnie, żeby wydalić się komuś, kto mógłby mnie zrozumieć i przy okazji zachować to dla siebie. 
Miałam przeczucie, że Hermiona mogłaby być taką osobą, ale jej nienawiść do Dracona trochę komplikowała sprawę. No i oczywiście jak powiem o jego dziwnym zachowaniu (na pewno nie miałam zamiaru mówić o Pokoju Życzeń) może nabrać podejrzeń. Dobrze wiem, że Harry prowadzi kampanię przeciwko Draco i tylko raz przyłapałam go jak śledził i podsłuchiwał mojego ukochanego, ale zapewne to nie był ostatni raz. Nie wiem jak dużo wiedzą, czy w ogóle się nim interesują. Mogli przecież zauważyć jego całodniowe wycieczki, znikanie, zresztą to nie było takie trudne do zauważenia. A jednak cokolwiek by się nie działo to będę murem stać za Draconem, cokolwiek planuje muszę go do tego czasu osłaniać.
Więc nie, wygadanie się Hermionie nie byłoby mądrym ruchem. Ufam jej w każdej innej kwestii, ale w tej nie mogę.

Siedziałam w Pokoju Wspólnym analizując treść mojego eseju na Eliksiry. Nie wyszło najgorzej. Nie jest to dzieło mojego życia, ale wystarczy na zaliczenie.
Westchnęłam ciężko.
Czas zabrać się za drugi. Miałam problemy z podwójnym pisaniem zadań, żeby nie sugerować się za bardzo tym, co napisałam w tym pierwszym. Ten miał być dla Dracona.
Nigdy by mnie o to nie poprosił, ale przez nieodrabianie lekcji narobił sobie tyle szlabanów, że ciężko było zliczyć. Wolałam poświęcić kolejnych parę godzin, żeby nie miał potem kolejnych nieprzyjemności.
Jednak późna godzina sprawiała, że przysypiałam już nad książką. Ręka osunęła mi się i wylałam cały atrament na pergamin.

Świetnie.

Jednym zaklęciem sprowadziłam niebieski tusz spowrotem do szklanego pojemniczka i zdecydowałam, że zrobię sobie kąpiel. Umyć się i tak musiałam, a może akurat to mnie rozbudzi.

Było już dosyć późno, więc prześlizgiwałam się korytarzami, a łazienka, której nikt nie będzie sprawdzać, to ta, którą zamieszkuje Jęcząca Marta.
Tam właśnie się udałam.
Wiem, że będzie zakłócać mój spokój, ale z drugiej strony może ten irytujący, piskliwy głosik jeszcze bardziej mnie rozbudzi.

W łazience nikogo nie było. Napuściłam sobie wody po brzegi, dolałam płynu o cytrusowym zapachu. Para rozprowadziła woń po całej łaźni. Mogłam delektować się ciszą i spokojem. Spięłam włosy w luźny kok i weszłam do wanny. Panował półmrok, wątłe światło z lampy dawało jedynie lekki blask. Bawiłam się pianą, zanurzałam się w całości. Miło było zmyć z siebie brud z całego dnia w tak relaksujący spokój. Nałożyłam sobie maseczkę błotną, którą zabrałam ze sobą. Ułożyłam głowę na skraju wanny i pozwoliłam sobie odpłynąć.

Gdy otworzyłam ponownie oczy prawie całą piana już zniknęła. Musiałam przysnąć. Woda była już letnia, a więc dla mnie zdecydowanie za zimna. Wyjęłam korek z dnia i wyszłam z wody ciasno owijając się ręcznikiem. Przy umywalkach przemyłam twarz z zaschniętej już maseczki i zabrałam się za mycie zębów.
Gdy spojrzałam w lustro zauważyłam dwie pary oczu oprawionych w okulary, wysuwały się znad kabiny toalety.

- Ładnie to tak podglądać? - zauważyłam kąśliwe.

Ta prychnęła obrażona i przeleciała nade mną usadowiwszy się na parapecie po drugiej stronie pomieszczenia.

- To ty przyszłaś do mojej łazienki - odpowiedziała utrzymując w ryzach dawkę zgryźliwości wyczuwalnej w głosie.

Przewróciłam oczami i wyplułam nadmiar piany do umywalki.

- Ooo gdybym tylko była żywa - lamentowała. - Gdybym tylko znowu mogła być żywą dziewczynką.

- To co byś zrobiła? - zapytałam po części z uprzejmości, a po części z ciekawości za czym najbardziej może tęsknić nastoletni duch.

- Pocałowałabym go - szlochnęła zapewne bardziej na pokaz.

- Oo, a kto jest twoim wybrankiem? - kontynuowałam rozmowę teraz już bardziej kierując się ciekawością.

- Jest tak samo samotny jak ja - chlipała - rozumiemy się. Przychodzi do mnie często i płacze. Och! Gdybym tylko mogła go pocieszyć, gdybym tylko mogła pocałować! - Mówiąc to latała nade mną z rękami złożonymi w błagalnym geście.

- Jak ma na imię?

- Jego imię ogniste jak jego dusza! - poetyzowała. - A sam delikatny, jak jego skóra...

Delikatnie znudzona już jej wymyślnymi historiami zaczęłam kręcić turban na głowie, bo mimo, że tego nie planowałam to i tak zmoczyłam włosy, a nie przepadałam za uczuciem mokrych strączków na plecach i kropelek wody spływających po moim nagim ciele.

Nagle stanęła wprost przede mną, jej oczy zamieniły się w wąskie szparki, usta miała wykrzywione w złośliwym uśmiechu. Trochę się wystraszyłam więc cofnęłam się o krok.

- Ty go znasz! - zawołała i zaśmiała się szyderczo.

Dopiero po chwili wpadłam na to, że dalej mówimy o jej wymyślonym chłopaku.

- Tak? A kto to?
- Dracuś.

Zmarszczyłam brwi. Ona mówi o moim Draconie? Niemożliwe. Nie raz nas tu widziała w czwartej klasie, pewnie dlatego zmyśla. Jednakże zirytowała mnie tym. Schyliłam się po torbę, w której znajdowały się moje rzeczy. Nie ufałam jej na tyle, żeby ponownie się tu przebrać, a jednocześnie chodzić w samym ręczniku po szkole też nie wydawało się zbyt ciekawą opcją.

- Daj mi się tylko przebrać, Marto. Zaraz sobie stąd pójdę.

Jednakże duch dziewczynki nie odstępował mnie na krok i smęcił mi do ucha:
- Jest taki biedny, tak się męczy. Płacze przy mnie, a ja go pocieszam.
- Przestań już zmyślać, Marto, to naprawdę na mnie nie działa.
- Żali mi się, jest taki sam. Taki sam jak ja.

Zrozumiałam, że naprawdę nie pozwoli mi na chwilę prywatności. Nie miałam innego wyjścia jak cichaczem przedostać się do innej łazienki. 

Weszłam piętro wyżej, nie mając chwili, żeby nawet założyć butów. Kurczowo trzymałam ręcznik na biuście, w miejscu wiązania, aby nie postanowił zrobić mi psikusa. Czułam się totalnie zażenowana.

Przeklęta Marta.

Już widziałam drzwi do łazienek prefektów, ale gdy do nich doszłam drzwi były zamknięte.
Zaklęcie Alohomora zadziałało. Już miałam zrzucać z siebie ręcznik kiedy usłyszałam pisk Marty:

- Hahaha, głupia dziewucho, myślałaś, że tu cię nie znajdę - wrzeszczała.

Wiedziałam, że jej nie uciszę, a ten hałas mógł spowodować, że zbiegną się tu prefekci.
Uciekłam stamtąd biorąc nogi za pas.
Widziałam z daleka blask światła różdżki. Wiedziałam, że to zapewne wyżej wymienieni strażnicy porządku, a chyba spaliłbym się ze wstydu, jeśli zobaczyliby mnie w takim stanie, więc biegłam ile sił w nogach w głowie przeklinając pomysł nocnej kąpieli.

Co za koszmar.

Rozglądałam się za siebie, czy czasem komuś nie wpadło na myśl, żeby iść za moimi mokrymi śladami, ale przez to wpadłam na postać.
Przestraszona szybko zasłaniałam się czym mogłam, aż boleśnie przyciskając ręcznik.

To Goyle stał nade mną uśmiechając się głupio na mój widok. Zza jego pleców wyskoczyła głową Crabbe'a. Uważnie mnie lustrował, co sprawiło, że jeszcze bardziej się zawstydziła.

- Co wy tam... Jess? Co ty...? - Draco nie krył zdziwienia na mój widok, przez krótką chwilę też tylko stał i się patrzył.
W parę sekund był przy mnie i nakładał na mnie bluzę.

- A wy co się gapicie? Won! Zjeżdżajcie stąd!

Posłusznie poszli, ale obracali się jeszcze parę razy za siebie.

Draco pomógł mi wstać. Zapewne wyglądałam śmiesznie w za dużej bluzie spod której wystawała spódniczka zrobiona z ręcznika. Turban całkowicie mi się rozwalił, więc wcisnęłam mokry ręcznik do torby.
Założyłam buty, a jak podniosłam się i stanęłam na wprost chłopaka zauważyłam jego poważną minę.

- Możesz mi wyjaśnić dlaczego latasz goła po zamku?

Gdy ubrał to w tak dosadne słowa zapłonęłam czerwonym rumieńcem. Pobieżnie opowiedziałam mu o co poszło i jak się tu znalazłam.
Pokręcił tylko głową rozbawiony.
Ominęłam część historii, w której Marta przyznaje się do zadurzenia w moim chłopaku. Nie wiedziałam nawet czy to prawda, a nawet jeśli to nie chciałam rozmawiać o tym tutaj, teraz.
Zaprowadził mnie do najbliższej, otwartej klasy, w której mogłam się swobodnie przebrać i nie martwić napastującymi mnie duchami.
Wziął ode mnie torbę i razem poszliśmy do lochów.

- Jak myślisz, Crabbe i Golyle nie powiedzą o tym, no wiesz? - zapytałam niepewnie, nadal skrępowana sytuacją. Przeszliśmy przez przejście i zatrzymaliśmy się w salonie.
- Nie musisz się tym przejmować. Nie powiedzą.
- To dobrze - odetchnęłam z ulgą.
- Ale może następnym razem staraj się nie drażnić duchów w miejscu ich zamieszkania - zaśmiał się.

Miałam odegrać się ciętą ripostą, ale musiałabym przy tym zdradzić powód dlaczego Marta mnie tak nie lubi, więc przymknęłam się i jedynie lekko uśmiechnęłam.

- Nie wracaj tak późno - poprosiłam. - Siedziałeś tam od 19:00. Już jest pierwsza w nocy.

Odwrócił wzrok, spuszczają głowę. Lekko się przy tym zgarbił.

- Nie mam innego wyjścia - mruknął. - Muszę jeszcze napisać referat na eliksiry.
- Już to zrobiłam. Muszę dopisać jeszcze parę ostatnich zdań.
- Dzięki, ale nie rób tego za mnie. Przez to ty też siedzisz do późna, nie wyśpisz się.
- Dam radę.
- Serio, Jess. To ja sobie poradzę. To moje problemy, nie chcę, żeby w jakikolwiek sposób się na tobie
odbiły - westchnął patrząc smutno, prosto w moje oczy.

Ujęłam go za dłonie.

- Nie dajesz mi sobie w żaden sposób pomóc, pozwól mi chociaż na to.
- Nie - uciął rozmowę. Popchnął mnie delikatnie w stronę sypialni. Nie kontynuowałam tego, tylko na wzgląd, że nie chcę narażać go na kłótnię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro