Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nowy plan - trochę goryczy nie zaszkodzi

Minęły długie trzy tygodnie, w których nauka wydawała się być główną sentencją istnienia. Faktycznie - 5 klasa to koszmar, nauczyciele nie znają takich sformułowań jak "taryfa ulgowa", męczono nas pracami domowymi i niemiłosiernie długimi wypracowaniami. Czasami dopiero o 1 w nocy kładłam się spać, gdyż po męczącym treningu quidditcha czekały mnie jeszcze lekcje. Draco pomagał mi jak tylko mógł, odwalał za mnie połowę roboty i jestem pewna, że on zasypiał koło 3. Żal mi było go tak wykorzystywać, ale sama nie wyrabiałam się z nadmiarem prac.

W końcu jednak zdażyło się coś godnego zainteresowania. Mianowicie wpadłam parę dni temu na zdyszaną Hermionę:
- Szukałam cię! - oznajmiła i zaciągnęła mnie w głąb korytarza, gdzie prawie nie było uczniów.
- Mnie? - zapytałam kurczowo trzymając w rękach książki od numerologii.
- Tak, mam ofertę...
Opowiedziała mi wówczas o niesprawiedliwości jaka spadła na tą szkołę w dniu gdy Umbrige ogłoszono nową nauczycielką OPCM. Wymyśliła, jak to miała w zwyczaju, genialny plan. Harry miał nas nauczać zaklęć, które powinny być na prawdziwej lekcji OPCM.
- Genialne! - od razu podłapałam jej myśl.
- Wiedziałam, że się zgodzisz. Spotkamy się za parę dni w Hogsmeade  w gospodzie Pod Świńskim Łbem.

Podczas naszej rozmowy, w ogóle nie pomyślałam o Dracononie, u którego ja jestem non stop na pierwszym miejscu. Dobrze wiem, że nie pozwolił mi się wychylać, dlatego o naszych spotkaniach miał się nie dowiedzieć.

- Gdzie chcesz jutro iść? - zapytał mnie Ślizgon rozczesując palcami moje blond włosy, od czasu do czasu składając pocałunki na moim czole.
- No wiesz, Draco... - nie chciałam go okłamywać. - Cały czas ze sobą spędzamy, więc chciałam chociaż w Hogsmeade spotkać się z kimś innym.

Wstał z ziemi, więc ja także podniosłam się z sofy, na której leżałam.
- Słucham?
- No pomyślałam, że to będzie miła odmiana - wstyd mi było, że musiałam to kontynuować.
- Co masz na myśli? - z pozoru wydawał się być opanowany, ale wiem, że to tylko powłoka.
Wiem, że mnie nie puści. Muszę się z nim pokłócić.
- Umówiłam się z kimś.
- Że co?! Dobra, powiedz mi, że to żart!
- Ze znajomymi. Musimy od siebie odpocząć - mruknęłam zawstydzona tymi słowami.
- Czy ty chcesz ze mną...?
- Nie! - krzyknęłam szybko, przerażona, że ta rozmowa zeszła na takie tematy.
- No to wytłumacz o co ci chodzi - był bardzo zdenerwowany.
- Raz chcę wyjść gdzieś sama! - właściwie, gdyby nie te spotkanie, zaplanowałambym dla nas idealną randkę za te jego wszystkie zarwane przeze mnie noce...
- Genialnie! Moja dziewczyna nie chce spędzać ze mną czasu!
- Nie chcę spędzać każdej wolnej sekundy.
- Z kim tam będziesz i gdzie?
- W trzech miotłach z Gryfonami.
- Świetnie, idź sobie z nimi. Cześć - wychodząc trzasnął drzwiami.

Czułam się okropnie, bardzo go kocham i nie zasługuje na takie traktowanie.
Leżałam na łóżku, wiercąc się niespokojnie. Moje koleżanki już jakiś czas temu zapadły w głęboki sen, z którego nie sposób je obudzić.
Wyżuty sumienia nie pozwalały mi zasnąć, wręcz czułam, że nie zasługuje na sen. Przekręciłam się na bok, mając nadzieję, że powieki jakoś same mi opadną. Nie mogłam jednak wygonić z podświadomości mojego ulubionego blondyna. Kręciłam się tak do póki nie usłyszałam charakterystycznego dźwięku otwieranych drzwi. Zamarłam.

Przysłuchiwałam się cichym krokom, poczułam jak materac obok mnie się zapada.
- Nie znikaj mi tak więcej... Proszę - to głos Dracona, był załamany. Poczułam jego rękę na swoim policzku.

Śnił o mnie?

- Przepraszam, nie chciałem cię tak osaczać - mówił, a serce ścisnęło mi się z bólu. - Boję się o ciebie.
Poczułam łzę na policzku.
- Nie uciekaj mi.

"Nie mam zamiaru" - pragnęłam go pocieszyć, przytulić, ale nie mogłam się ruszyć.

- Śpij, kochanie.

Poczułam jak kładzie się obok. Jego ręka powędrowała pod kołdrę i obięła mnie w pasie.

Łzy, które mimowolnie spływały w dół utworzyły już mokrą plamę na mojej poduszce.

Zaplanowałam nad swoimi emocjami, kiedy poczułam jego twarz w moich włosach. Właśnie wtedy odpłynęłam w błogą krainę snu.

Rankiem obudziłam się w łóżku sama.
Moja pościel była mieszanką słonej cieczy i zapachem męskich perfum.
Westchnęłam ciężko.
Twarz miałam jeszcze nieco wilgotną i ospałą, więc pierwsze co zrobiłam to wzięłam prysznic. Łatwiej mi się myślało czując ciepłe krople na skórze.
Kolejnym moim krokiem był ubiór, ubrałam niepewnie koszulkę Dracona - chciałam dać mu jakiś znak, że o nim pamiętam, ale nie byłam pewna czy nie odczyta go za wcześnie, więc założyłam bluzę i zapięłam ją aż po samą szyję.

Nic mi dzisiaj nie smakowało przy śniadaniu, traciłam wzgardliwie brokułą.
Wpatrywałam się w Dracona, kiedy on na mnie nie patrzył i udawałam, że nie widzę, kiedy wbijał we mnie wzrok.
- Uuu... Czyli dzisiaj mamy męski wypad Draco? - zapytał głośno Blaise patrząc to na mnie to na niego.
Udawałam, że nie interesuje mnie rozmowa, ani plany mojego chłopaka.
- Taaa, pewnie.
- Chętnie się dołączę - wtrąciła Astoria.
Nie mogłam się powstrzymać i spojrzałam na nią nie ukrywając zdziwienia.

Byłam pewna, że odkąd Pansy przestała adorować Dracona, młodsza Greengrass także dała sobie spokój, jak widać, myliłam się.

Malfoy musiał zauważyć, że ruszyło mnie to co powiedziała dziewczyna, bo przytrzymał na mnie dłużej swój wzrok.

Zabini dostrzegł naszą małą konferencję i zainteresowaniował:
- MĘSKI wypad.

Gospoda pod Świńskim Łbem okazała się nie być miejscem przytulnym. Spotkać tu można było mnóstwo szemranych osób, a więc grupka niezbyt wyrośniętych uczniów wyglądała tu wręcz komicznie.

Harry wyglądał na lekko zdziwionego i może nawet przestraszonego liczbą osób, które weszły w ten plan, ale ja byłam z niego bardzo dumna. Wykazał się niezwykłą odwagą i szlachetnością by poświęcić dla nas swój czas.
Było nas tu około 29 i jako jedyna byłam ze Slytherin'u. Niektórzy patrzyli na mnie z wrogością, inni (jak Fred i George) bardzo ucieszyli się z mojej obecności. Wreszcie nawiązała się jakąkolwiek współpraca między domami.
- Cześć Jessica - przywitała się Ginny.
Uśmiechnęłam się do niej lekko.

Złożyłam się, jak każdy, na butelkę piwa i czekałam na rozwój wydarzeń.
- Emmm... No więc... - zaczęła Hermiona przekrzykując nas. Powoli się uciszyliśmy i daliśmy jej dojść do głosu. - Zebraliśmy się tu... gdyż... w szkole jest teraz jak wiecie inaczej... - ktoś pokręcił przytakująco głową, co dodało Gryfonce w jakimś tam stopniu odwagi. - To czego uczy nas Umbrige, nie można nazwać obroną przed czarną magią. Powinniśmy się uczyć teorii prawdziwych zaklęć nie tylko ze względu na fakt, żeby dobrze zdać sum-y, ale dlatego, że... - tu przełknęła głośno ślinę - Voldemort powrócił.

Wzdrygnęłam się oblewając się kremowym piwem. Reakcja połowy przybyłych była podobna.

- Niby dlaczego mamy w to wierzyć - odezwał się puchon bardzo niesympatycznym tonem.

Zebrała się we mnie złość. Jeśli w to nie wierzy, po co tu siedzi? 

- Dumbledore tak mówi - powiedziała spokojnie Hermiona.
- Dumbledore wierzy jemu - wskazał palcem na skulonego w sobie Harry'ego, którego nadal przytłaczał nadmiar wydarzeń. - Dlaczego mamy mu wierzyć?

Chciałbym powiedzieć tym wszystkim niedowiarkom prawdę. Ja sama miałam okazję kontaktu z owym czarnoksiężnikiem. Nie mogłam jednak udowodnić sytuacji, a mój głos - podkreślając fakt, że jestem ślizgonką - mógłby zaszkodzić.

- Ale...
- Spokojnie, Hermiono - wtrącił się Harry. - Walczyłem z nim. Nie musisz wierzyć, jeśli masz jakieś wątpliwości, wiesz gdzie są drzwi, nie mam zamiaru przekonywać cię do swoich racji.

Wszyscy wstrzymali oddech, jednak Puchon nie ruszył się z miejsca, ale kontynuował swój wywód:
- Na trzecim roku... On naprawdę zabił Cedrica. Co tam się stało?
- Jeśli chcecie się dowiedzieć jak to jest jak Voldemort morduje waszego przyjaciela to zgłosicie się do kogoś innego - zdenerwował się Harry.
- Spokojnie - szepnęła Hermiona.
- Nie, niech oni sobie idą. Wiedziałem, że tak będzie - stwierdził chłopak równie cicho.
- Czy to prawda, że na trzecim roku potrafiłeś wyczarować cielesnego patronusa? - zapytała blondynka o rozmarzonych oczach. Luna Lovegood.
- Tak.
- O, kurczę! - krzyknął ktoś.
Przeszedł między nami szept zaciekawienia.
- I naprawdę pokonałeś bazyliszka mieczem?
- Tak.
Lee Jordan gwizdnął z aprobatą.
- Ocalił kamień filozoficzny w pierwszej klasie!
- Pokonał tysiące dementorów!
Nagle Harry wzbudził wielki podziw. Nawet Zachariasz - wyżej wymieniony Puchon, który tak bardzo naciskał na jakieś informacje o śmierci Diggory'ego - pokiwał z uznaniem głową.
- Posłuchajcie... - nagle wszyscy się uciszyli - to wszystko naprawdę bardzo pięknie brzmi, ale ja nie zrobiłem tego wszystkiego sam...
- Sam przeszedłeś turniej trójmagiczny - poprawiła go Cho, rumieniąc się przy tym lekko.
- Sam pokonałeś tych dementorów w wakacje - dodała Susan Bones, która była bratanicą pani Bones - kobiety, która sądziła go, a wręcz wybroniła podczas procesu o nadużywanie magii. 
- Dobra - wtrąciła się Hermiona, widząc, że Harry ma zamiar naprostować te dokonania, które mimo wszystko były niezwykłe. - Pozostaje pytanie gdzie i kiedy. Proponuję raz w tygodniu. Tylko gdzie?

Zapadła cisza, żadne z nas nie znało miejsca, w którym 30 osób mogłoby rzucać zaklęcia, nie rzucając się przy tym w oczy.
- Coś znajdziemy - stwierdziła z zapałem Granger. - Pozostaje tylko jedna sprawa: każdy musi podpisać się na liście.
Posunęła pergamin, na którym Fred i George ochoczo napisali swoje nazwiska, ale niektórzy nie byli już tacy przekonani...
- Ta kartka... Będziesz ją dobrze pilnowała? - zapytał niezbyt przekonany Erni wpisując się na niej niechętnie.
- Nie bądź głupi! Nie zostawię jej na wierzchu.

Ja nie miałam z tym żadnego problemu.

Na tym skończyło się nasze spotkanie. Jako jedna z ostatnich, niezwykle samotna, opuściłam pub.

Nie miałam co robić, więc skierowałam się w stronę zamku, kiedy zupełnie przypadkowo dostrzegłam Blaise'a w sklepie Zonka.
Stałam niezdecydowana, stawiając opór wiatru.

Mogłabym udawać, że zupełnie przypadkiem tam się znalazłam - pomyślałam.

Wtedy przypomniałam sobie jak bardzo Draco nienawidzi Zonka i to jest wręcz niemożliwe, żeby wszedł tam z własnej woli.

- Hej - szepnął gdzieś blisko mnie, a ja podskoczyłam w miejscu.
Draco stał na przeciwko mnie. Wiatr rozwiewał mu ponętnie włosy. Ręce schował w kieszeń i naciągnął kurtkę. Poliki i nos miał lekko zaróżowione.

- Widziałem jak przechodziłaś. Szedłem właśnie sprawdzić czy jesteś w Trzech Miotłach. Miałem tego nie robić, wiem... trochę się martwiłem.

Wtuliłam się w niego. Owinęłam ręce na jego plecach.
- Bardzo cię przepraszam - szepnęłam.
Poczułam jego brodę na swojej głowie i błogie uczucie zaspokojenia.
- Chodź, postawię ci obiad...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro