Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Na wrogów"

Dni mijały w ciągłym napięciu. Cały czas skupiałam się na Draconie. Wolne chwile wypełniałam nauką, a było ich sporo. Przez większość dnia siedziałam w pokoju wspólnym nad książkami jednocześnie spragniona towarzystwa, ale niechętna do jakichkolwiek rozmów. Parę razy miałam okazję porozmawiać z Ronem i Hermioną na osobności, ale były to raczej luźne pogawędki. Gdy byłam z Hermioną sam na sam bardzo mnie kusiła możliwość wyżalenia się dziewczynie, ale ostatecznie za każdym razem rezygnowałam.
Blaise parę razy dawał mi znak, iż oczekuje ode mnie, że zrobię w końcu jakiś ruch związany z naszą ostatnią rozmową, ale ja już zdecydowałam, że to nie jest dobry moment. Na pewno zrobię to przed powrotem do domu, ale jeszcze nie teraz.
Nie tłumaczyłam mu się z moich planów, to była moja osobista decyzja, a on też nie znał kontekstu sytuacji. Nie chciałam też, żeby odebrał to jako swoiste wydłużanie wyroku.

Starałam się też bardziej pielęgnować relację ze współlokatorkami. Wiedziałam, że darzą mną dużą sympatią, mimo, że zapewne w ich oczach jestem dość tajemniczą i nieodgadnioną postacią - te wszystkie omdlenia, Gryfoni, tajemnice. No i trudno ukryć, że trochę mało we mnie Slytherinu jak na Ślizgonkę - mimo, że to określenie nie przedstawia żadnych konkretnych ram, to są jakieś ogólne, przewodnie wartości, którymi cechuje się każdy dom.
Ale to chyba nie najlepszy okres, żeby rozpatrywać słuszność przypisywania mnie do tego czy innego domu.
Wszystko się sypie i nie wiem czym miałabym to posklejać.

Wciąż męczyło mnie to, o czym mówiła Marta. Nie chciałam wprost pytać Dracona, żeby się od razu nie zamknął na temat, a zapewne tak by się stało. Na pewno dla niego to nie byłoby komfortowe. Zresztą. Marta mogła wszystko wymyśleć, żeby mnie zdenerwować. Zaniepokoiłoby mnie, gdyby był bardziej skłonny zwierzać się jej niż mnie. Ale to zapewne kłamstwo, ciężko mi w to uwierzyć.
Nie chciałam ponownie śledzić Dracona, ale z drugiej strony nic mu takiego nie obiecywałam. Wiem, że jego ostatni stres był pośrednio związany z załamaniami psychicznymi, ale nie wiąże się to bezpośrednio z tajemniczą szafą z Pokoju Życzeń... więc chyba obeszłabym technicznie moją obietnicę.
No, ale w takim razie bardzo by mi się przydało coś, co pokazywałoby mi, gdzie w danym momencie się znajduje. Jak Mapa Huncwotów Harry'ego. Nie śmiałabym jednak o nią prosić.
Mogłam jedynie poświęć dzień, żeby obserwować łazienkę, o której mówiła dawno zmarła uczennica.
Chyba nie miałam innego wyjścia. Do roboty też dużo nie miałam, więc...

Jak przystało na amatora szpiegostwa miałam przygotowane ze sobą pudełko przekąsek, coś do picia i lornetkę. Obserwowałam łazienki z drugiego końca korytarza, więc dystans był dość duży, ale zapewniał mi względne zabezpieczenie. Przecież nie mogłam jak głupia stać prosto pod kabinami. W łazience Marty, też nie miałam co szukać, bo zapewne od razu dałaby znak Draconowi, że jestem w pobliżu.
Praca ta była bardzo nudna i monotonna, nie wiem jak Crabbe i Goyle mogli wytrzymywać tyle pod Pokojem Życzeń od tylu tygodni. Strasznie nużące. Ja i tak zaczęłam obserwację dość późno, bo dopiero pod wieczór wpadłam na ten plan, który z każdą kolejną chwilą wydawał mi się coraz głupszy.
Dracona od rana nie było w lochach, jak co weekend, więc mógł już tu zaglądać... albo w ogóle nie miał na to dzisiaj ochoty... albo w ogóle tu nie przychodzi!

Jest!

Trwało to zaledwie parę sekund, ale widziałam go. Widziałam jak wychodzi do męskiej łazienki. Nie tylko jego włosy, maniera chodu... To na pewno był on!
Więc Marta wcale nie kłamała?

Ruszyłam przez całą długość korytarza ze wzrokiem wwierconym we framugę drzwi, jakby miały zaraz zniknąć niczym z Pokoju Życzeń, a w nim moja miłość.
Ale stały, stały tam cały czas, nie zniknały.

Byłam już blisko, kiedy wyskoczył na mnie Harry.
Spojrzał na mnie zdziwiony, a później zerknął na drzwi.
Czyli nie tylko ja bacznie obserwowałam dziś Dracona.

Harry

Wydawała się być bardzo zaskoczona tym, że mnie widzi. W sumie vice versa. Zapewniała, że mu całkowicie ufa, a za każdym razem jak na siebie wpadamy, to właśnie wtedy, gdy oboje go śledzimy.
Może ona też go podejrzewa?
Może nawet wie więcej ode mnie?
Może wie czemu znika w Pokoju Życzeń?
A może właśnie nic nie podejrzewa?
Niee. To by było zbyt naiwne z jej strony. Jest sprytna, na pewno coś wie.

- Harry, co ty tutaj robisz? - zapytała szeptem.

Wyglądała bardzo pięknie kiedy się martwiła, jej duże oczy powiększały się jeszcze bardziej, stając się niemal okrągłe, uwydatniały jej tęczówki i okalające je długie, czarne rzęsy.

- A ty? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, co wyraźnie zbiło ją z tropu.

Milczała chwilę ciekawsko się mi przyglądając.

Kiedy do tego doszło, że nasze towarzystwo stało się większą przeszkodą niż przyjemnością?

- Słuchaj, Jess, wiem, że trochę się namieszało i zapewne to nie jest odpowiednie miejsce na takie rozmowy - zacząłem swój wywód, mimo, że naprawdę uważałem, że czas i miejsce są tragiczne, ale kiedy znaleźć lepsze warunki, kiedy ona mnie całkowicie unika?

- Bardzo za tobą tęskniłem - przyznałem szczerze. Nie mogłem się powstrzymać. Przycisnąłem rękę do jej policzka, ale ona automatycznie się odsunęła. Ogarnęło mną rozczarowanie. Przecież wszystko już było na dobrej drodze... No... Prawie. Ale czy naprawdę ona nie czuła tego co jest między nami?

Gdyby nie ON...
No przecież, to wszystko on! Gdyby go nie było, gdyby nigdy go nie poznała, może wtedy my...
To wszystko jego wina.
Naraża ją. Dobrze wie, że Voldemort ma na jego rodzinę oko, Jess ma ataki, które są spowodowane przez NIEGO.

Tego było za wiele.

Wpadłem do łazienki, zamykając ją na klucz. Rzuciłem zaklęcie. To ją powinno na chwilę zatrzymać.

Malfoy stanął jak oparzony. Po policzkach spływała mu łza, którą szybko wytarł.

Przez chwilę naprawdę nie wiedziałem co robić, nigdy nie widziałem go w takim stanie.
Zerknąłem w swoje odbicie w lustrze za nim.

Kim oboje się staliśmy?

Zobaczyłem jak ręką sięga za siebie. Wiedząc, że wyciągnie różdżkę uniosłem swoją.
Jego zaklęcie chybiło kilka cal od mojej głowy.

On zaczął. Byłem czysty.

Teraz to z mojej różdżki wystrzelił promień. Malfoy schylił się, a owe lustro, które wcześniej tak przyciągało mój wzrok, rozbiło się spadając dużymi kawałkami ostrzy na Ślizgona. Syknął.

Marta zaciskając uszy i oczy zaczęła drżeć się najgłośniej jak tylko potrafiła celując w bardzo wysokie tony. Ciągle wisząc w powietrzu w tym samym miejscu. Jess szarpała za klamkę na zmianę trzaskając pięścią w drzwi.

Poszedłem tropem blondyna. Byłem po drugiej stronie kabin i skradałem się najciszej jak potrafiłem. Chciałem zajrzeć w lukę między podłogą, a kabiną, więc w tym celu kucnąłem i wetknął twarz w ową przerwę. Tam czekał już przygotowany na mnie Malfoy z bronią wycelowaną w moją twarz. Szybko się podniosłem za nim zaklęcie zdążyło do mnie dolecieć i przeszedłem przez toalety stając na wprost niego.

- Sectumsempra! - krzyknąłem za nim zdążył zareagować. W głowie od dłuższego czasu siedziała mi ta formuła, nie mając okazji nigdy wcześniej jej wypróbować.

Udało się. Chłopak osunął się na ziemię.

Nie byłem pewny co robi to zaklęcie, z wierzchu nic nie było widać. Do czasu. Na jego białej koszuli zaczęły pojawiać się podłużne czerwone plamy. Na szyji. Na dłoniach. Na twarzy.

Nagle zabrakło mi tchu. Malfoy zaczął się coraz bledszy, a krew zaczęła lać się po jasnych kafelkach.

Duch dziewczyny ponownie nadął płuca, żeby zacząć piszczeć i uciec z przerażeniem z miejsca wypadku.

Bo to przecież był wypadek. To był wypadek. Ja tego nie chciałem.

Głowa zapiekła mnie z przerażenia i poczułem gorąco. Było cholernie gorąco.

Przecież nie chciałem.

Nachyliłem się nad nim, żeby coś zrobić. Ale co? Nie wiem. Nie potrafię.

Drzwi otworzyły się gwałtownie. Wpadł Snape. Najpierw spojrzał na Dracona, potem na mnie. Przyglądał mi się wyraźnie zdumiony.
Nachylił się nad Malfoyem i lawirował różdżką nad jego ciałem wypowiadając obce mi słowa.
Patrzyłem na proces powracania krwi do żył chłopaka.

Poczułem lekką ulgę, ale i tak dominował we mnie wstyd i przerażenie.

Coś szarpnęło mnie za rękaw. To Jess, odepchnęła mnie, żeby go zobaczyć.

Poczucie winy narastało widząc jej reakcję na ten widok.
Chłopak był nieprzytomny i wciąż trupio blady. Sanpe wciąż przywracał go do życia.

Dziewczyna zaczęła nad nim płakać. Zaszła za niego i klęcząc nad jego głową, głaskała go na zmianę po twarzy i włosach.

Nie potrafiłem się ruszyć. Nie mogłem. Gdzie miałbym pójść?

W końcu cała krew wsiąkła ponownie w jego ciało.

Poczułem ulgę.

Snape podniósł się, a ciało chłopaka jak na zawołanie lewitował

- Masz tu na mnie czekać - rozkazał chłodno, a ja nie śmiałbym chociażby pomyśleć, że mogłoby być inaczej.

Poczułem siłę, która spowodowała, że cofnąłem się o kilka kroków.

- Jak mogłeś! - krzyknęła.

Jess była całkiem zapłakana, cała czerwona na twarzy. Oczy przeszklone i wściekłe. Przez chwilę dyszała ciężko, a ja wystraszyłem się, że mogłem spowodować u niej atak.

Nic więcej nie powiedziała. Jej ręce były pokrwawione, szata tak samo.

Nienawidziła mnie w tym momencie. Widziałem to w jej oczach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro