Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jedno życzenie

Powiem. Wszystko powiem Draconowi. Jak tylko do wiem się co on robi w Komnacie Życzeń. Wtedy się z nim skonfrontuje. Poważnie z nim porozmawiam. Oboje wszystko obie wyjaśnimy.
Wiem, że ja mam najwięcej do wyjaśniania, ale jednak jeśli powiem mu pierwsza, wtedy nigdy się nie dowiem co on tam wyczynia.
A może to tylko pretekst, żeby przedłużyć tę rozmowę w czasie?
Możliwe, ale moja ciekawość nie zna granic i nie będę spać spokojnie, póki się nie dowiem.

Analizowałam wszystkie możliwości i ta wydaje się najrozsądniejsza.
Wciąż mi na nim bardzo zależy i jeśli się nie dowiem teraz to najprawdopodobniej nigdy mi nie powie.

Wiem, że nie przyzna się sam, więc muszę w dogodnym momencie przyłapać go na gorącym uczynku. Jeśli wiem gdzie go znaleźć to nie powinno to być trudne. Z drugiej jednak strony, czy Komnata mnie tak po prostu wpuści? Jeśli na przykład zażyczył sobie, że nie chce zostać znaleziony?
Tego nie mogłam przewidzieć. Ale z pewnością musiałam spróbować.

Rozpracowałam cały plan. Zrobię to zaraz po egzaminach z teleportacji. Zaskoczę go, gdy będzie myślał, że jestem w Hogesmade. Pójdę skrótem, przyjdę jako pierwsza. A potem... Potem go po prostu zaskoczę i zmuszę go do powiedzenia prawdy.

Plan wydawał się być dość ogólny, ale wymyśliłam go już w drodze do Hogesmade. Przez moje rozmyślania prawie nie dotarłam na czas na egzamin.
Przyspieszyłam kroku i równo o 12:00 stałam pod gospodą pod Świńskim Łbem.

Draco, jako, że nie ukończył 17-stu lat do wakacji, nie mógł przystąpić do zdawania. Tak samo jak Harry i jeszcze kilkoro uczniów z klasy. Oni mogli go zrobić na własną rękę dopiero w dniu urodzin.
Dla Harry'ego mógł to być faktycznie problem, gdyż w domu wujostwa nie miał takiej możliwości, ale za to Draco jako syn wpływowego urzędnika, mógłby to ukończyć nawet w swojej willi.

Ja korzystałam z okazji i zdawałam już teraz. Myślę, że była to już jedynie formalność, gdyż po tym jak w miarę szybko się tego nauczyłam, na każdych kolejnych zajęciach jedynie doskonaliłam swoją nową umiejętność. Wydawało mi się, że teleportacja zaczęła stawać się dla mnie dosyć naturalnym stanem. Czułam, że to dziedzina, w której naprawdę czuję się doskonale. Cieszyłam się, że tak jak Draco ma swoje eliksiry, albo Harry Obronę Przed Czarną Magią, tak ja też znalazłam coś swojego w czym czuję się pewnie.

Staliśmy całkowicie losowo w dość ciasnej grupce, a przed nami stał dumnie wyprostowany pan Twycross.
Obok niego stała 3-osobowa komisja, składająca się z dwóch sędziwych czarodziejów i jednej młodej czarownicy. Nie za bardzo słuchałam ani przemowy ani zasad teleportacji, których od paru tygodni uczył nas instruktor. W głowie ciągle miałam Dracona.
Z moich przemyśleń wyrwało mnie pytanie:
- W takim razie, kto chce być pierwszy?

Musiałam jak najszybciej to zdać, żeby zdążyć zaskoczyć Dracona, więc moja ręka od razu wystrzeliła w górę, ale nie jako pierwsza.

Wywołano Hermionę, ale widziałam, że niewiele osób się paliło, aby rozpocząć egzamin na oczach całej grupy, więc jak nie pierwsza, to zapewne będę druga.

Nie myliłam się. Oczywiście Hermionie poszło znakomicie. Zarówno jej parę podstawowych pytań, a potem kazano jej zaprezentować swoje umiejętności.

Szybko doszło do mnie.
Bez mrugnięcia odpowiadałam nawet na te podchwytliwe zadania, poczym wybrano konkretne miejsce, w które mam się przenieść.

Pstryk. Jestem. Bez szfanku. Głowa jak zawsze na miejscu.

Otrzymałam zaświadczenie zdanego egzaminu, podziękowałam i skierowałam się w stronę zamku.

- Jess, czekaj! - zawołała za mną Hermiona.

Kochałam Hermionę, serce na dłoni bym jej dała, ale ta chwila była naprawdę tak niefortunna, że nawet na chwilę nie zwolniłam, gdy ją usłyszałam. Biegłam dalej.

Obym go tam znalazła, bo tracę właśnie możliwość spędzenia całego dnia w Hogesmade z przyjaciółmi drinkując i udając, że nie mam w życiu żadnych problemów. A jednak wiek zobowiązuje. Jeśli jestem na tyle dojrzała, żeby samodzielnie się teleportować, to tak samo powinnam radzić sobie z kłopotami. Jak śmiałabym udawać, że nie istnieją, kiedy całą piramidą wchodzą mi na głowę?
Oczywiście ponoszę też bezpośrednią odpowiedzialność za większość z nich, a część dostałam w pakiecie z dorosłością.

Droga dłużyła mi się okropnie, chociaż nieczęsto nią chodziłam, to wydawało mi się, że chyba nigdy nie była tak długa.

Pomyślałam o Hermionie. Ona by mnie zrozumiała. Nawet jeśli chodzi o Dracona i Harry'ego. Mogłabym na nią liczyć, wiem o tym. Byłaby obiektywna. Stanęłaby za mną.
Tak myślę.
A może też byłaby zła?
W końcu chodzi o Harry'ego. To przecież też jej przyjaciel. Może skarciłaby mnie jak Blaise? Wiem, że na to zasługiwałam, ale z drugiej strony chciałabym poczuć od kogoś chodź cień zrozumienia. Ale nie mogłam tego wymagać.

Stałam przed wejściem. Spojrzałam za siebie. W zasięgu mojego wzroku nie było żadnych uczniów, ale pewnie też nikt się nie spieszył z powrotem do szkoły. I tak zostaliśmy usprawiedliwieni z całego dnia zajęć.

Szybkim krokiem przeszłam przez korytarz, mijając Wielką Salę, skierowałam się na schody i od razu weszłam na 3 piętro omijając przy tym co drugi schodek.
Rozpięłam w międzyczasie kurtkę, gdyż zdążyło mi się już zrobić gorąco, chociaż to była tylko przeciwwiatrówka.
Skierowałam się od razu do tego konkretnego korytarza, na którym mylnie wydawało się, że wisi tylko sam obraz.
Obok niego praktycznie na baczność, w milczeniu stali Crabbe i Goyle. Stanęłam na wprost nich.

- Tylko spróbujecie mnie powstrzymać, a źle się to dla was skończy - wycedziłam celując w nich różdżką. Rzuciłam jednemu z nich moją kurtkę i wypowiedziałam moje życzenie:

Chcę zobaczyć Dracona. Chcę zobaczyć Dracona. Chcę zobaczyć Dracona.

Na ścianie zaczęły malować się czarne  wzory, które z czasem otrzymywały fakturę metalu. Zarys drzwi, pełno liń i wgłębień, aż w końcu pojawiła się klamka. Złapałam ją. Goyle ruszył w moim kierunku, ale dotknęłam końcem mojej różdżki proso w jego kartoflowaty nos. Jednak najbardziej chyba przestraszył go mój morderczy wzrok. Cofnął się na krok, a ja weszłam do środka, trzymając różdżkę wzdłuż ciała, mając ją w pogotowiu.

Rozejrzałam się dookoła. Miejsce wydawało się bardziej magiczne niż cały Hogwart razem wzięty. Światło wlewało się ospale przez olbrzymie okna. Na piętrze, które było jedynie ogromną balustradą dookoła całego pokoju znajdowała się niezliczona ilość książek poukładana w wielkich machoniowych kredensach. Dół był całkowicie zawalony stertą najróżniejszych rzeczy, między którymi można było przejść tylko dzięki wydeptanych wokół nich ścieżkom. Sala wydawała się być ogromna nie mieć końca. Dookoła mnie, na każdym kroku, ułożone były szafy, stoliki, krzesła, szafeczki, półeczki, biurka, taczki, a na każdym z tych rzeczy poustawiane dziesiątki, setki, a nawet tysiące rzeczy, niby w całkowitym nieładzie, a jednak jakby wszystko było na swoim miejscu. Na każdym stoliku jak piramida poukładane były rzeczy i wydawało się, że zabierze się tylko jedną to cała konstrukcja posypie się. Było też parę wielkich stosów losowych większych przedmiotów, które tworzyły gradient, począwszy od najcięższej rzeczy, w tym konkretnym wypadku fortepianu. Ilość znalezisk była niedoopisania, a już tym bardziej niedookreślonia.

Potrząsnąłam głową, próbując ostudzić myśli i skupić się na celu. Draco słysząc przesuwanie mosiężnych drzwi spojrzał w moją stronę. Wydawał się być bardzo zaskoczony. Blade światło wiosennego dnia okalało jego zmęczoną twarz, która zaczęła nabierać wyrazu przerażenia. Wyraźnie zbladł. W ręku trzymał narzędzia, cały ubrudzony był w czarnej mazi.

Patrzyłam mu prosto w oczy i czekałam na jego reakcje, mi samej odebrało głos, bo nie bardzo wiedziałam co o tym myśleć.

- Co ty tu robisz? - zapytał mnie, a jego głos drżał.

Nie do końca wiedziałam co mam powiedzieć. Nie wiedziałam czego oczekiwałam za nim tu weszłam. A teraz nawet nie wiem co zastałam.

Stał obok wysokiej na cztery metry czarnej szafy ze ściętym na ukos dachem.
To chyba przy niej majstrował, bo była otwarta.
Skupiłam się na niej i na tym co jest w niej takiego interesującego.

On z kolei widząc moje zaciekawienie przedmiotem zamknął ją.

Powoli kierowałam się w jego stronę.

- Stój! - powiedział do mnie.

Zatrzymałam się niepewnie.
Nad moją głową przeleciał ptaszek. Mój wzrok podążył za nim, ale nie zdążyłam dostrzec jaki to rodzaj. Zresztą nie to mnie teraz tak bardzo zajmowało.

- Co żeś zrobiła - jęknął w bezsilności. Złapał się za głowę i skrzywił w grymasie przerażenia.

Zapragnęłam go pocieszyć. Nie zważając na jego zakaz podeszłam do niego i się przytuliłam. Złapał mnie bardzo mocno i zaczął płakać. Płakał w moje ramię mocno przyciskając do siebie.
Na początku po prostu się zdziwiłam, nigdy nie pokazywał swoich słabości, nie widziałam jak płacze. Zamroziło mnie przez przebyty szok, ale szybko się otrząsnęłam. Przytuliłam go jeszcze mocniej, najmocniej jak potrafiłam.

Wciąż płacząc zaczął mnie głaskać po włosach. Objął mnie ponownie krzyżując ręce na mojej szyi i całował. Całował wszędzie, gdzie tylko jego usta sięgały.
Odsunął mnie na krok. Przez chwilę mogłam mu się lepiej przyjrzeć.
Oczy całe czerwone, tak samo jak czubek jego nosa, poza tym był blady jak śmierć. Jego włosy stały się matowe i wypłowiałe, a przez to jeszcze jaśniejsze.
Zaczął całować całą moją twarz, natarczywie całował każdy kawałek mojej buzi, chciałam mu przerwać, żeby się uspokoił.

- Draco - najpierw cicho go upomniałam. - Draco... Draco, nie! Przestań.

Odepchnęłam go, nie ruszyło go to, ale wysłuchał moich próśb i odsunął się kawałek. Usiadł w rozkroku na przewróconej małej szafce nocnej i znów płakał.

Przestraszyłam się. Przestraszył mnie jego stan.

- Dlaczego? - zapytał. - Dlaczego tu weszłaś?

Klęknęłam przed nim. Ujął moją twarz w obie dłonie. Pocałował mnie ostrożnie w czubek głowy. Złapałam go za nadgarstek i przycisnęłam policzek do jego ręki. Masował mnie kciukami ani na sekundę nie odrywając ode mnie wzroku. Powoli się uspokajał.

Usiadł na ziemi opierając się plecami o ową tajemniczą szafę. Przyciągnął mnie do siebie i usadowił na swoich nogach przyciągając do swojej klatki. Jedną dłoń wciąż trzymał na mojej buzi, a drugą przeniósł na uda. Siedziałam bokiem, jednym uchem przyciskając do jego torsu. Wciąż masował mnie delikatnie i po chwili przemówił.

- Obiecaj mi coś.
- Co tylko chcesz.
- Nie wchodź tu więcej. I o nic nie pytaj. Inaczej nie będziesz bezpieczna.
- Ale nie musisz mnie chronić.
- Obiecaj mi.

Zawahałam się.

- Obiecuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro