Nowy Avenger
***Loki p.o.v***
Lara wyciągnęła mnie za rękę z pokoju... Za nami Emi rzuciła noże... Elfka schyliła się, ciągnąć mnie przy okazji w dół... Potem prostując się... I mnie też...
- Co ci? Mieliśmy ćwiczyć... - powiedziałem
- Cicho...
- Co cicho?!
- Nic nie mów przez chwilę Loki...
- Al...! - nie dokończyłem...
Przytaknęła mi do ust, swój palec... Nagle szarpnęła mnie na bok, a ja zauważyłem przelatujący koło mnie kolejny nóż...
- Musisz być czujniejszy... I bardziej skupiony. Z Emily nigdy nic nie wiadomo.
- Ok... Ale ja zawsze jestem... Poradziłbym sobie... Ale ty mnie ciagnęłaś...
- Tak... Jasne... Już byś dostał gdybym nie zareagowała...
- Na pewno...
- No tak!
- Mhm... - mruknąłem
W tym momencie ujrzałem ostrze lecące w stronę Lary... Przyciągnąłem ją do siebie...
- Co ty...?!
- ...
Wskazałem na wbite w ścianie niebezpieczne narzędzie...
- Och... Dzięki.
Ja się tylko uśmiechnąłem... Staliśmy dosyć blisko siebie i się gapiliśmy po sobie... Po chwili białowłosa się odsunęła...
- Em... Powinniśmy uważać...
- Tak... Ale my zawsze uważamy! - powiedziałem szczerząc się
- Eh... Wiesz co mam na myśli! - odparła również się uśmiechając
***Lara p.o.v***
- Hm... Już południe... Chodźmy na obiad... - powiedziałam
- Racja. Ruszajmy ku przygodzie! - odparł szczerząc się głupkowato
Poszliśmy do salonu. Nikogo jeszcze nie było... Zajrzeliśmy do kuchni... Była w niej Emi... I Poison...
- Hejka! - zawołała
My z Lokim popatrzyliśmy się na siebie... Momentalnie wyjęła pistolety i wycelowała, strzelając w naszą stronę... Oboje zrobiliśmy unik... Potem je schowała jak gdyby nigdy niby nic...
- Jesteście głodni? - zapytał symbiont
- Tak - powiedziałam odrobinę zirytowana
- Siadajcie więc na kanapie...
Poszliśmy w stronę salonu, pozostając czujnym... Usiedliśmy. Po chwili wszyscy się zeszli... Emily i Poison rozdali porcje jedzenia... Różowowłosa też wzięła dla siebie... Symbiont stał z boku, przyglądając się innym... Byliśmy z Lokim koło siebie, ale szarooka wcisnęła się między nas...
-A gdzie Bucky i Steve?...spytała Emi rozglądając się.
-Pojechali na misję...oznajmił Tony.
-Cooo?! Czemu ja o tym nic nie wiem?....spytała wyraźnie zła.
W między czasie otworzył się portal z którego wyszła inna Emily...wyglądała dosyć dziwnie, ubrana była dość skompo, miała na sobie tylko zbroję odsłaniającą brzuch i wiele innych części ciała. Włosy miała rozpuszczone, a grzywka zasłaniała jej lewą część twarzy. Miała mocny, ciemny makijaż i czarne usta. W ręku trzymała kosę która była czarno-fioletowa.
-Matko chrzestna! Przybyłam by z tobą walczyć!...krzyknęła do Emily.
-Oh....a to niby o co kruszyno? Przecież masz już wszystko.....odparła Emily przesyłając jedzenie.
-O władze nad Slender Corps!
-Ohh...widzę, że nie mam wyboru... powiedziała, wstając.
***Wanda p.o.v***
Emi wstała i podeszła bliżej do swojego sobowtóra. Wyciągnęła rękę do symbionta który zmienił się w kosę taką jaką miała przybyszka.
-Więc tańczmy...rzekła chwytając broń w dwie ręce. Jej oczy zmieniły barwę na czerwony i zaświeciły się.
Pierwsza zaatakowała nasza Emily ale ta zablokowała cios bronią. Ciosy padały gwałtownie i w większości były blokowane lub omijane ale gdy któraś oberwała to kończyło się na tym, że prawie odcinały sobie kończyny lub zadawały sobie bardzo głębokie rany. Ostatecznie Emily z innego wymiaru cała poraniona padła z wycieńczenia na kolana.
-Oh...kruszynie się już odechciało władzy?
-Tak! Błagam wybacz mi...nie powinnam marnować twojego cennego czasu swoimi zachciankami... Zaczeła płakać.
-Niom nie powinnaś...a teraz znikaj...powiedziała lodowatym tonem.
Przegrana szybko się podniosła i wbiegła do portalu z którego przybyła.
-No a ty Emi marsz do lekarza!...powiedziała Natasha po czym wstała i próbowała zaciągnąć Emily do skrzydła szpitalnego. Ale Emi ani drgnęła.
-Nic mi nie jest...
-Ta jasne....a ja jestem jednorożcem...skomentowałam, wstałam i podeszłam do nich by złapać szarooką za drugą rękę by pomóc zielonookiej zaciągnąć tą upartą mutantkę do lekarza.
-Przecież mówię, że nic mi nie jest!
-Lara! Chodź nam pomóż!!...krzyknęła Nat i ja w tym samym momencie.
-Ehh...no już idę... idę...powiedziała i podeszła po czym zaczeła pchać ją w stronę medyka.
Loki i reszta mieli z tego niezłą bekę. Clint aż zleciał z krzesła. Z czego zaczeły się śmiać Emi i Lara. Jakimś cudem udało nam się dopchać Emily do skrzydła szpitalnego. Doktor opatrzył jej rany i był bardzo zdziwiony jak ktoś mógł przeżyć takie obrażenia. Emi skomentowała to szybkim ,,no fajnie" i szybko wróciłyśmy do salonu.
- Kto to był?...spytał Tony.
-W sensie kto?
-No... ta ty z którą walczyłaś....
-Aaaaaaaaaa to była 97, jest całkiem miła choć czasem jej odwala i chce przejąć kontrolę w Slender corps.
-Co to jest to całe ,,Slender corps"?
-A co to jest? Przesłuchanie?
-Mów....powiedział poddenerwowany Stark.
-Ehh...to grupa innych wersji mnie z równoległych wymiarów.
W tym momencie do wieży wleciał jakiś człowiek ubrany w czarno czerwony strój....wleciał przy okazji rozbił okno.
***Emily p.o.v***
-O hej Wade!...Krzyknęłam do Wilsona.
-O siema ośmiorniczko!... odpowiedział a ja podeszłam do niego by pomóc mu wstać.
-Siema wszy....ej co to się stało? Czemu szyba jest rozbita i co tu robi jakiś przebieraniec?...usłyszeliśmy głos Steva...chwila przecież ja go mam ochrzanić za wyjachanie na misję bez mojej wiedzy!!!...
-Przecież to Deadpool...powiedział Bucky wskazując na mojego ziomka.... Ooooooo i kolejny do ochrzanu.
-No hej zimowy...pomachał mu Wade.
- Nie nazywaj mnie tak!..powiedział brązowowłosy. A ja stanęłam z boku przyglądając się temu całemu zajściu czekając na odpowiedni moment na interwencję.
-A tak w ogóle to wywiązałaś się ze swojej część umowy?...spytał najemnik patrząc na mnie.
-O cholera! Zapomniałam! Sorry Wade! Dzisiaj to zrobię słowo!
-Mam nadzieję...
- A tak w ogóle to... Steve... Bucky... Dlaczego mi nic nie powiedzieliście o waszej misji?!...spytałam ze złością w głosie.
-A ty nam powiedz dlaczego jesteś cała w opatrunkach?!...Powiedział Bucky.
-Nie zmieniaj tematu!...Krzyknęłam do niego. W tym momencie do pokoju weszli Bruce i Vis.
-Hej chłopaki! Przyprowadziliście nowego lokatora?
-Tak...powiedział Steve a z windy wyszedł wysoki, czarnoskóry mężczyzna.
-Hej wszystkim!...powiedział po czym się uśmiechnął
Popatrzyłam na Larę, a ona tylko patrzyła na wszystkich i po pomieszczeniu, zszkowana... Loki był niedaleko niej na podłodze, zwijając się ze śmiechu... Prawdopodobnie z miny elfki i z tego co się dzieje... Białowłosa popatrzyła na niego i szturchnęła go nogą...
- Loki przestań w tej chwili. - powiedziała lekko zirytowana
- Ok... Ok... - odparł po czym wstał i stanął obok niej.
***30 minut później***
Wszyscy się zapoznali z Sam'em a Wade wyleciał walczyć z najemnikiem który go wrzucił do wieży. A ja miałam swoją część umowy do zrealizowania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro