Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nowy Avenger

***Loki p.o.v***

Lara wyciągnęła mnie za rękę z pokoju... Za nami Emi rzuciła noże... Elfka schyliła się, ciągnąć mnie przy okazji w dół... Potem prostując się... I mnie też...

- Co ci? Mieliśmy ćwiczyć... - powiedziałem

- Cicho...

- Co cicho?!

- Nic nie mów przez chwilę Loki...

- Al...! - nie dokończyłem...
Przytaknęła mi do ust, swój palec... Nagle szarpnęła mnie na bok, a ja zauważyłem przelatujący koło mnie kolejny nóż...

- Musisz być czujniejszy... I bardziej skupiony. Z Emily nigdy nic nie wiadomo.

- Ok... Ale ja zawsze jestem... Poradziłbym sobie... Ale ty mnie ciagnęłaś...

- Tak... Jasne... Już byś dostał gdybym nie zareagowała...

- Na pewno...

- No tak!

- Mhm... - mruknąłem
W tym momencie ujrzałem ostrze lecące w stronę Lary... Przyciągnąłem ją do siebie...

- Co ty...?!

- ...

Wskazałem na wbite w ścianie niebezpieczne narzędzie...

- Och... Dzięki.

Ja się tylko uśmiechnąłem... Staliśmy dosyć blisko siebie i się gapiliśmy po sobie... Po chwili białowłosa się odsunęła...

- Em... Powinniśmy uważać...

- Tak... Ale my zawsze uważamy! - powiedziałem szczerząc się

- Eh... Wiesz co mam na myśli! - odparła również się uśmiechając

***Lara p.o.v***

- Hm... Już południe... Chodźmy na obiad... - powiedziałam

- Racja. Ruszajmy ku przygodzie! - odparł szczerząc się głupkowato

Poszliśmy do salonu. Nikogo jeszcze nie było... Zajrzeliśmy do kuchni... Była w niej Emi... I Poison...

- Hejka! - zawołała

My z Lokim popatrzyliśmy się na siebie... Momentalnie wyjęła pistolety i wycelowała, strzelając w naszą stronę... Oboje zrobiliśmy unik... Potem je schowała jak gdyby nigdy niby nic...

- Jesteście głodni? - zapytał symbiont

- Tak - powiedziałam odrobinę zirytowana

- Siadajcie więc na kanapie...

Poszliśmy w stronę salonu, pozostając czujnym... Usiedliśmy. Po chwili wszyscy się zeszli... Emily i Poison rozdali porcje jedzenia... Różowowłosa też wzięła dla siebie... Symbiont stał z boku, przyglądając się innym... Byliśmy z Lokim koło siebie, ale szarooka wcisnęła się między nas...

-A gdzie Bucky i Steve?...spytała Emi rozglądając się.

-Pojechali na misję...oznajmił Tony.

-Cooo?! Czemu ja o tym nic nie wiem?....spytała wyraźnie zła.

W między czasie otworzył się portal z którego wyszła inna Emily...wyglądała dosyć dziwnie, ubrana była dość skompo, miała na sobie tylko zbroję odsłaniającą brzuch i wiele innych części ciała. Włosy miała rozpuszczone, a grzywka zasłaniała jej lewą część twarzy. Miała mocny, ciemny makijaż i czarne usta. W ręku trzymała kosę która była czarno-fioletowa.

-Matko chrzestna! Przybyłam by z tobą walczyć!...krzyknęła do Emily.

-Oh....a to niby o co kruszyno? Przecież masz już wszystko.....odparła Emily przesyłając jedzenie.

-O władze nad Slender Corps!

-Ohh...widzę, że nie mam wyboru... powiedziała, wstając.

***Wanda p.o.v***

Emi wstała i podeszła bliżej do swojego sobowtóra. Wyciągnęła rękę do symbionta który zmienił się w kosę taką jaką miała przybyszka.

-Więc tańczmy...rzekła chwytając broń w dwie ręce. Jej oczy zmieniły barwę na czerwony i zaświeciły się.

Pierwsza zaatakowała nasza Emily ale ta zablokowała cios bronią. Ciosy padały gwałtownie i w większości były blokowane lub omijane ale gdy któraś oberwała to kończyło się na tym, że prawie odcinały sobie kończyny lub zadawały sobie bardzo głębokie rany. Ostatecznie Emily z innego wymiaru cała poraniona padła z wycieńczenia na kolana.

-Oh...kruszynie się już odechciało władzy?

-Tak! Błagam wybacz mi...nie powinnam marnować twojego cennego czasu swoimi zachciankami... Zaczeła płakać.

-Niom nie powinnaś...a teraz znikaj...powiedziała lodowatym tonem.

Przegrana szybko się podniosła i wbiegła do portalu z którego przybyła.

-No a ty Emi marsz do lekarza!...powiedziała Natasha po czym wstała i próbowała zaciągnąć Emily do skrzydła szpitalnego. Ale Emi ani drgnęła.

-Nic mi nie jest...

-Ta jasne....a ja jestem jednorożcem...skomentowałam, wstałam i podeszłam do nich by złapać szarooką za drugą rękę by pomóc zielonookiej zaciągnąć tą upartą mutantkę do lekarza.

-Przecież mówię, że nic mi nie jest!

-Lara! Chodź nam pomóż!!...krzyknęła Nat i ja w tym samym momencie.

-Ehh...no już idę... idę...powiedziała i podeszła po czym zaczeła pchać ją w stronę medyka.

Loki i reszta mieli z tego niezłą bekę. Clint aż zleciał z krzesła. Z czego zaczeły się śmiać Emi i Lara. Jakimś cudem udało nam się dopchać Emily do skrzydła szpitalnego. Doktor opatrzył jej rany i był bardzo zdziwiony jak ktoś mógł przeżyć takie obrażenia. Emi skomentowała to szybkim ,,no fajnie" i szybko wróciłyśmy do salonu.

- Kto to był?...spytał Tony.

-W sensie kto?

-No... ta ty z którą walczyłaś....

-Aaaaaaaaaa to była 97, jest całkiem miła choć czasem jej odwala i chce przejąć kontrolę w Slender corps.

-Co to jest to całe ,,Slender corps"?

-A co to jest? Przesłuchanie?

-Mów....powiedział poddenerwowany Stark.

-Ehh...to grupa innych wersji mnie z równoległych wymiarów.

W tym momencie do wieży wleciał jakiś człowiek ubrany w czarno czerwony strój....wleciał przy okazji rozbił okno.

***Emily p.o.v***

-O hej Wade!...Krzyknęłam do Wilsona.

-O siema ośmiorniczko!... odpowiedział a ja podeszłam do niego by pomóc mu wstać.

-Siema wszy....ej co to się stało? Czemu szyba jest rozbita i co tu robi jakiś przebieraniec?...usłyszeliśmy głos Steva...chwila przecież ja go mam ochrzanić za wyjachanie na misję bez mojej wiedzy!!!...

-Przecież to Deadpool...powiedział Bucky wskazując na mojego ziomka.... Ooooooo i kolejny do ochrzanu.

-No hej zimowy...pomachał mu Wade.

- Nie nazywaj mnie tak!..powiedział brązowowłosy. A ja stanęłam z boku przyglądając się temu całemu zajściu czekając na odpowiedni moment na interwencję.

-A tak w ogóle to wywiązałaś się ze swojej część umowy?...spytał najemnik patrząc na mnie.

-O cholera! Zapomniałam! Sorry Wade! Dzisiaj to zrobię słowo!

-Mam nadzieję...

- A tak w ogóle to... Steve... Bucky... Dlaczego mi nic nie powiedzieliście o waszej misji?!...spytałam ze złością w głosie.

-A ty nam powiedz dlaczego jesteś cała w opatrunkach?!...Powiedział Bucky.

-Nie zmieniaj tematu!...Krzyknęłam do niego. W tym momencie do pokoju weszli Bruce i Vis.

-Hej chłopaki! Przyprowadziliście nowego lokatora?

-Tak...powiedział Steve a z windy wyszedł wysoki, czarnoskóry mężczyzna.

-Hej wszystkim!...powiedział po czym się uśmiechnął

Popatrzyłam na Larę, a ona tylko patrzyła na wszystkich i po pomieszczeniu, zszkowana... Loki był niedaleko niej na podłodze, zwijając się ze śmiechu... Prawdopodobnie z miny elfki i z tego co się dzieje... Białowłosa popatrzyła na niego i szturchnęła go nogą...

- Loki przestań w tej chwili. - powiedziała lekko zirytowana

- Ok... Ok... - odparł po czym wstał i stanął obok niej.

***30 minut później***

Wszyscy się zapoznali z Sam'em a Wade wyleciał walczyć z najemnikiem który go wrzucił do wieży. A ja miałam swoją część umowy do zrealizowania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro