Noc koszmarów
***Lara p.o.v***
Bal się skończył. Szliśmy z Lokim do siebie. Reszta też się zebrała. Gdy przychodziliśmy przez korytarz słyszeliśmy jak Bucky krzyczy - prawdopodobnie przez sen, bo dosyć często mu się to zdarza - Emi wyszła ze sowojego pokoju i poszła do niego. Weszliśmy do naszego pokoju, czarnowłosy się położył, a ja usiadłam na łóżku... Zastanawiałam się co się działo na balkonie i dlaczego poszedł do Emily...
- Co tak siedzisz Lara? - zapytał
- Nieważne... Śpij...
- Nie ma ,, nieważne ", odpowiedz mi... - powiedział, po czym również usiadł, naprzeciwko mnie na swoim łóżku
- Nie dasz mi spokoju prawda?
- Prawda.
- Eh... Zastanawiałam się, po co poszedłeś do Emi...
- Do Emily? Ja chciałem z nią tylko porozmawiać...
- Doprawdy?
- Tak.
- Niech ci będzie... Uznajmy, że ci wierzę...
- Sugerujesz, że kłamię?
- Z tobą to nigdy nic nie wiadomo...
- Dzięki... - powiedział po czym położył się
- Och... Nie obrażaj się...
- Ja? Ja się nie obrażam...
- Ta jasne...
- Napra..... Nie zdążył dokończyć, bo wskoczyłam do niego i zaczęłam go łaskotać.
- Prze... Przestań! - mówił śmiejąc się - P... Proszę! ... D... Dobra... Wy... Wygrałaś!...Gdy zabrałam ręce, on tylko westchnął, uśmiechając się.
- M... Musiałaś? - powiedział, lekko zmęczony
- Tak!
- Jesteś niemożliwa!
- Wiem! Dzięki!
Usiedliśmy koło siebie na jego łóżku.
- To ja się już kładę spać... - powiedziałam
- Tak ja też...
Przeszłam do siebie i wygodnie się ułożyłam, Loki też. Po chwili zasnęłam, ale nie miałam się z czego cieszyć, bo dręczyły mnie koszmary...
Zaczęłam się rozglądać. Spostrzegłam, że siedzę na jakimś dziwnym krześle, przywiązana. Byłam na statku, gdzieś w kosmosie. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Mimo, że nie byłam strachliwa, zaczęłam się bać. Do pomieszczenia, weszła wysoka, i umięśniona postać o fioletowej skórze. Momentalnie zdałam sobie sprawę, kto właśnie mnie zaszczycił swoją obecnością... To był Thanos.
- Witaj białowłosa...
- ...
- Chyba domyślasz się, dlaczego tu jesteś...
- Nie... Mógłbyś rozjaśnić mi sytuację?
- Nie udawaj głupiej... Kto ma kamień nieskończoności?
- Kamień nieskończoności?
- Tak... Więc kto je ma? Wiem tylko tyle, że ktoś z twoich znajomych...
- Co?! Ja nic nie wiem!
- Dobrze... Nie dajesz mi wyboru... Nie mam na to czasu... Jammir!
- Idę mistrzu! - odparł jakiś ,,kosmita" w dziwnym ubraniu - O co chodzi?
- Przeszukaj jej wspomnienia...
- Co?! - powiedziałam
- Ciiiicho.... - odezwał się ,, Jammir "
Podszedł do mnie i przyłożył ręce do skroni, po czym poczułam silny ból...
- Lara obudź się! - usłyszałam czyjś głos gdy się ocknęłam
- Co? - powiedziałam, trzymając się za głowę
Otworzyłam oczy i ujrzałam zmartwioną twarz Lokiego...
- Nareszcie się obudziłaś! - zawołał
- Coś się stało? - zapytałam, zaspana i znużona
- Gdy spałaś bardzo się trzęsłaś... Wszystko w porządku?
- Tak... Miałam koszmar...
- Dobrze... Nie będę wnikał co ci się śniło, bo i tak mi nie powiesz...
- Jak ty mnie znasz... - powiedziałam uśmiechając się, leżąc na plecach
- Na pewno wszystko dobrze?
- Tak... Głowa mnie tylko boli... - powiedziałam po czym złapałam się za głowę
- Przynieść ci coś przeciwbólowego?
- ... Możesz... Ja w tym czasie się ubiorę... Tylko nic po drodze nie wywiń, bo będzie na mnie...
- Spokojnie...
Powiedział i wyszedł z pokoju...
Ja wstałam, zaczełam się czesać i tak dalej... Cały czas miałam w głowie ten koszmar... Podczas gdy ubierałam się, będąc w zamyśleniu z związku z tym dziwnym snem, Loki zdążył wrócić z szklanką wody, kromką chleba i tabletką... Bo przecież nie mogłam jej wziąć na pusty żołądek...
- Jestem z powrotem! Proszę! - powiedział, podchodząc do mnie i podając mi wyżej wspomniane rzeczy...
- Dziękuję... Niedługo powinnam poczuć się lepiej... Może chodźmy coś zjeść?
- Dobrze... Chodź.
Opuściliśmy nasz pokój i poszliśmy w stronę kuchni...
*** Kilka godzin wcześniej***
***Emily p.o.v***
Weszłam po cichu do pokoju Jamesa. Krzyczał przez sen więc postanowiłam zrobić jak wcześniej. Usiadłam na krańcu łóżka i delikatnie położyłam jego głowę na swoich kolanach. Usunełam koszmar. Już miałam odkładać jego głowę na poduszkę jecz poczułam jak się budzi...o nie. Jak ja się mu wytłumaczę?!
-Emi? To ty?.....Spytał zaspanym głosem.
- Tak to ja. Z kąd wiedziałeś?... zaczęły piec mnie policzki.
-A kto inny w wieży przyszedł by mnie obudzić w środku nocy?A co tu robisz?... Spytał po czym ziewnął.
-Ja?...ummm... Znowu krzyczałeś przez sen to przyszłam cie upokoić....uśmiechełam się.
-Często zdarza ci się mnie „uspokajać"?
-Dosyć często...choć to nie problem bo sama zazwyczaj nie śpie....
-A czemu byłaś taka nie obecna na bankiecie?
-To przez to że ja...ja...miałam wizję... I też przez Lokiego.
-Coś ci zrobił?...zmarszczył brwi.
-Nie. Tam na balkonie on...chciał zajrzeć mi do głowy i skłamał że Lara go o to poprosiła...
-A ta wizja?
-Zwykle wszykie wizje rozumiem i potrafię przewidzieć konkretnie kiedy to się zdarzy a teraz...nic...nic nie roumiem! Kompletnie nic!...złapałam się za głowę i zacisnełam powieki w nerwach na samą siebie. Niespodziewanie poczułam jego metalową dłoń na policzku a ja spłonełam rumieńcem.
-Emily...uspokuj się...każdemu może zdażyć się mętlik w głowie...powiedział spokojmyn głosem głaszcząc kciukiem moją zaczerwienioną skórę.
Uświadomiłam sobie że właśnie tego podszebowałam... jego bliskości przyłożyłam swoją dłoń do jego dłoni i się w nią wtuliłam co spowodowało że brązowo włosy się zaczerwienił. Wtedy jak na złość spostragłam że spał bez koszulki i ałtomatycznie zrobiło mi się gorąco...Jeju czemu jak tak muszę na niego reagować?! Żeby nie zauważył że coś jest nie tak spojrzenie przekierowałam na jego ramię.
-Wygląda aż tak strasznie?...spytał gdy zorientował się że patrzę na poszarpaną linie oddzielającą protezę ręki od jego skóry.
-Ehhh... Nie po prostu ten widok przypomina mi stare czasy gdy jeszcze nad sobą nie panowałam... powiedziałam i przejechałam palcem wskazującym po jego ramieniu wzdłuż linii gdzie kończyła się jego skóra a zaczynał się matal...
-Jak to nie panowałaś nad sobą?...spytał patrząc mi w oczy wyczekująco.
-Ehh.....chyba za dużo powiedziałam...prawda?... Westchnełam i przełożyłam jego głowę ze swoich kolan na poduszkę.
Wstałam chciałam wyjść ale Bucky był szybszy błyskawicznie zerwał się na równe nogi i podniósł mnie jak pannę młodą po czym udiadł na łóżku usadowiając mnie na swoich kolanach. Objął mnie w pasie uniemożliwiając mi opuszczenie pokoju...
-Jak coś zaczełaś mówić to chociaż skończ...
-Nie puścisz mnie jeśli ci nie powiem...prawda?...spytałam choć dobrze znałam odpowiedź.
-Nie...a jak powiesz to i tak cie nie puszcze więc lepiej powiedz bo wymuszę twoje zeznania łaskotkami...zagroził a ja tylko się do niego słabo uśmiechnełam...
-Więc...kiedy miałam 6 lat porwała mnie Hydra. Chcieli mnie przerobić mnie na żołnierza idealnego... Wstrzykiwali mi różne substancje, podłaczali mnie do maszyny wywołującej mroczne wizje, regularnie głodzili aż w pewnym momencie jakiś pedofil chciał mnie zgwałcić. Moja psychika nie wytrzymała i powstała ona... ,,Matka chestna" przejęła kontrolę nade mną i odgryzła gościowi płat czołowy...Za każdym następnym razem gdy ktoś z Hydry do mnie przychodził...chodźby by dać mi coś do jedzenia lub picia rzucałam się na te osobę...albo odgryzając jej płat czołowy albo odrywając jej którąś kończynę albo odgryzając jej głowę zdażało się też że wyprówałam im flaki za zewnątrz......ona chce zabić każdego kogo widzi a widzi tylko morderców i osoby które są zagrożeniem...Nawet teraz toczę wewnętrzną walkę o kontrolę...ona chce cie zabić!...wszystkie emocje kumulujące się we mnie się uwolniły a z moich oczu popłynęły łzy. Wtuliłam się w jego by nie wiedział mnie w takim stanie...a on objął mnie ramionami pozwalając mi się wypłakać.
-No już Emi...nie płacz...wszyko będzie dobrze...pogłaskał mnie po głowie w jego ramionach czułam się bezpieczna i nie przeszkadzało mi to że prawdopodobnie on uważa mnie tylko za przyjaciółkę. Gdy się uspokoiłam zeszłam z jego kolan i otarłam resztki łez z końcików oczu.
-No...już jest ok! Ojej...już 6...ja cie na chwilę zostawiam żebyś mógł się przebrać a ja idę się ogarnąć i spotykamy się w kuchni!...powiedziałam uśmiechając się do niego.
-Jak sobie życzysz...odpowiedział i zmieżwił moje różowe włosy odwzajemniajac mój uśmiech.
Wyszłam z jego sypialni powędrowałam do swojego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro