Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Hydra część:2/Urodziny Emi

***Tony p.o.v***

Mineło jakieś kilka godzin od zniknięcia Lary i Emily. Szukaliśmy ich już chyba wszędzie poza bazą Hydry. Spacerowaliśmy po korytarzach w gotowości na atak ale nie natchodził...to było bardzo dziwne... Po dłuższej chwili marszu coś obiło mi się o nogę. Spojżałem w tamtą stronę...tym czymś była odcięta głowa...

-CO DO?!...Krzyknął Steve gdy zobaczył głowę.

-Emily tu była...stwierdziła Nat.

-Jak to Emi?...sytał Bucky patrząc na Natashe jak na wariatkę.

-Normalnie...rozejrzyjcie się...krew i flaki. To w jej stylu...powiedziała pokazując zmasakrowane ciała agentów Hydry.

- Pewnie elfka też gdzieś tu jest... - powiedziałem

- Tak... Tylko jestem ciekawa co Emily tak zdenerwowało... - odparła Natasha

- Ja chyba nie chcę wiedzieć... - odezwał się Steve

- Trzeba ich poszukać - wtrącił się Bucky

- Racja... Chodźmy dalej... - powiedziała rudo włosa

Loki tylko się rozglądnął... Chyba był w lekkim szoku, bo nie odezwał się ani słowem... Szliśmy dalej korytarzem, sprawdzając po drodze pokoje i napotykając kolejnych agentów Hydry... Delikatnie mówiąc w złym stanie... Po kilku minutach, zobaczyliśmy otwarte drzwi. Było to dziwne bo pozostałe były zamknięte... Poszliśmy szybszym krokiem w kierunku pokoju. Gdy byliśmy w progu, ujrzeliśmy Emi... Stała przy elfce i pozbywała się skórzanych pasów, którymi ta była przywiązana do krzesła...

- Emily! - krzyknął Bucky

Różowo włosa odwróciła się w naszym kierunku...

- Co... Co wy tu robicie? - zapytała

- Szukaliśmy was wszędzie - odparł brązowo włosy pochodząc do mutantki a następnie ją tuląc.

- Naprawdę?

- Tak - powiedziała Nat

Ja nie mogłem uwierzyć, byłem zszokowany... One naprawdę tu były... Bucky i Steve mieli rację... A ja im nie chciałem uwierzyć... Nat i Steve do nich podeszli. Ja również. Loki stał w progu i patrzył na biało włosą... Po chwili dołączył do nas...

- Co jej się stało? - spytał czarnowłosy

- Była rażona prądem... Przez dłuższą chwilę... - odparła

- Emily, jak do tego doszło? - wtrąciła się Natasha

Szarooka opowiedziała nam o wszystkim ze szczegółami... O tym jak je porwali i chcieli ją zmusić do posłuszeństwa za pomocą elfki...

- To moja wina! - powiedziała Emi - To przeze mnie jej to zrobili!

- Nie obwiniaj się... Wzięli po prostu kogoś kto był pod ręką i jest twoim znajomym... Bliższym - odparła Nat

- Musimy ją stąd zabrać...

- Kto ją weźmie? - odezwałem się

- Ja mogę... - powiedział Loki

Wszyscy popatrzyli na niego zdziwieni... Łącznie ze mną...

- No co? - zapytał, lekko się śmiejąc i uśmiechając

- Nie, nie... Nic... - odparliśmy jednocześnie

- O....kej....

Podszedł do Lary i wziął ją ostrożnie na ręce... Przyglądał jej się przez chwilę...

- To... Idziemy? - odezwał się Steve

- Tak - odpowiedziała Emi

Zmierzaliśmy w stronę wyjścia, ale usłyszeliśmy jakiś niewielki hałas.. Dobiegał z jednego z pokoi... Postanowiliśmy to sprawdzić... Poszliśmy w kierunku słyszanego dźwięku... Po wejściu zobaczyliśmy... Psa... Wyglądał na prerażonego...

-Co się stało kruszynko?...spytała Emi podchodząc bliżej do małego husky'ego( zdjęcie na górze). Ten tylko zaczekał kilka razy.

-Oh...te trupy na tobie  eksperymentowały? Eh... znam twój ból...uklękła przed nim i wychągeła w stronę szczeniaka dłoń...którą natychmiast ugryzł...do kwi...ona zaś nic nie powiedziała tylko pogładziła jego sierść drugą ręką...

-Spokojnie... Wybacz nie chciałam cie przestraszyć...nie zrobię ci krzywdy....mówiła spokojnym głosem którym zwykle uspokajała Bucky'ego....pies przestał grzyść jej dłoń i zaczął lizać krwiawiące ślady ugryzienia na jej ręce...

-Emily nic ci nie jest?...Spytał Steve podchodząc do szarookiej.

-Bywało gożej...nic mi nie będzie...Odparła po czym podeszliśmy do różowowłosej, Steve'a i psa... Loki jednak, stał na uboczu z elfką na rękach i przyglądał się wszystkim...

- Jak się nazywasz? - zapytała Emily Husky'ego

On ponownie zaszczekał...

- Lost? Tak? Miło mi, ja jestem Emily

Szczeniak wskoczył jej na ręcę i przytulił się do niej...

- Tony? Mogę go zabrać ze sobą? - powiedziała, patrząc na mnie...

- No nie wiem... - odezwałem się

- Proszę... Będę się nim opiekować i pilnować! Obiecuję!

- Dobrze... Ale niech tylko usłyszę, że coś zrobił...!

- Wiem, wiem... Będę go mieć na oku... O to nie musisz się martwić.

Westchnąłem...

- Mam nadzieję, że nie będę tego żałował...

- Na pewno nie!

- Mhm... To co idziemy? - spytałem innych

- Tak, chodźmy... Emi zabierz psa - odezwała się Natasha

Czarnowłosy przewrócił tylko oczami... Szarooka wzięła ,,Lost'a" i wychodziliśmy po kolei... Ostatni byłem ja... I zaczęliśmy iść dalej w kierunku wyjścia... Spoglądałem na innych... W pewnym momencie zauważyłem, że Lara się powoli przebudza... Zielonooki przystanął i ja też, reszta zdała sobie po chwili sprawę iż się zatrzymaliśmy... Odwrócili się w naszą stronę... Emily patrzyła bardzo uważnie na nią... Otworzyła oczy i rozglądała się ze zdezorientowaniem...

- Co...? Loki...? - powiedziała, patrząc na niego...

On się tylko wyszczerzył...

- Co jest? Co się działo?

Emily powiedziała jej wszystko w skrócie, ale tak że wszystko wiedziała.

- Och... Ok... Ale dalej nie czuje się najlepiej...

- Zajmiemy się tobą... - powiedziała Nat

- Mhm... Dzięki...

Odparła elfka z widocznym znużeniem, po czym wtuliła się w Lokiego... On zaś pokiwał głową, uśmiechając się głupkowato, jakby go to bawiło... Ja tylko wzruszyłem ramionami... Gdy doszliśmy do wyjścia, wróciliśmy się do Avengers Tower...

***Emily p.o.v***

Gdy dotarliśmy na miejsce, był już wieczór, postanowiłam pójść z Lokim i Larą do lekarza. Lost'a wzięłam ze sobą.

- Chodźmy do skrzydła szpitalnego... - powiedziałam

- Tak... Ruszajmy - odparł

Poszliśmy szybkim krokiem w tamtą stronę... Husky szedł mi przy nodze...

- Ok... Jesteśmy... Ty też wchodzisz? - zapytał czarnowłosy

- Oczywiście, że tak! - odpowiedziałam z uśmiechem

- W porządku... Zapukasz?

- Tak... A ty Lost poczekaj tu chwilę...

- Zostawisz go samego?

- Spokojnie... Nic się nie stanie

- Jak uważasz...

Podeszłam i zapukałam kilka razy...

- Proszę - usłyszeliśmy głos zza drzwi

Weszliśmy do gabinetu... Wyszliśmy z niego po 15 minutach... Lekarz powiedział, że elfka powinna dobrze wypocząć i ktoś musi jej pilnować na wszelki wypadek... Lara spała przez cały czas... Ocknęła się dopiero po wizycie... Na łóżku u doktora... Pan Leon ( doktor ) powiedział jej wszystkie ważne informacje po czym wyszliśmy.

- Ja będę szła do pokoju... Sami słyszeliście, że należałoby bym wypoczęła... - powiedziała białowłosa

- Tak... Ja z Lost'em też będę się zbierać... Jestem zmęczona... - odparłam

- W takim razie chodźmy - wtrącił się zielonooki

- Idziesz ze mną? - zapytała zdziwiona

- Tak... Ktoś musi cię przecież pilnować... A poza tym i tak muszę być z tobą

- Racja... To my się zawijamy Emi...

- Oki, ja też to cześć

- Pa - powiedzieli jednocześnie

***Lara p.o.v***

Emi poszła do swojego pokoju i my też... Przebrałam się, umyłam i położyłam się... Czarnowłosy usiadł na krześle przy moim łóżku...

- Loki... Kładź się...

- Nie... Będę mieć cię na oku...

- Ty też powinieneś odpocząć...

- Nie martw się tak o mnie - powiedział, szczerząc się

- Eh... - również się uśmiechnęłam - Ale idź później do łóżka ok?

- Tak, tak... Niech ci będzie - mówił wciąż mając uśmieszek na twarzy

Zasnęłam dosyć szybko... Na szczęście nic złego mi się nie śniło... Tym razem...

***Następnego dnia rano***

Ocknęłam się... Powoli starałam się dobudzić... Gdy to zrobiłam, zdałam sobie sprawę, że coś leży mi na brzuchu... Podniosłam głowę i zobaczyłam iż to nie było ,,coś" tylko ktoś... A tym kimś był Loki... Spał na mnie... Prawdopodobnie pilnował mnie przez cały czas, aż wreszcie go znużyło... Postanowiłam go obudzić...

- Loki! Wstawaj! - mówiłam, szturchając go ręką

- Co...? - zaczął, powoli podnosząc się - Zasnąłem na tobie? ...

- Tak - odpowiedziałam, siadając na łóżku - Dlaczego nie poszedłeś do siebie jak cię prosiłam? - westchnęłam

- Bo ktoś musiał cię pilnować... A poza tym to trochę się martwiłem

- Martwiłeś? Ty? O mnie? ... - zaniemówiłam ze zdziwienia...

- No... Tak... Co w tym takiego dziwnego?

- To do ciebie niepodobne

- Masz takie złe zdanie o mnie? - odparł z tym swoim uśmieszkiem...

- Wiesz, że nie o to mi chodzi! - odpowiedziałam również z uśmiechem

- Mhm... Jasne - mówił wciąż się szczerząc

- Eh... Loki

- No dobra, dobra... Uszykujmy się i chodźmy na śniadanie...

- Tak... Racja... A sprawdzisz, która godzina?

- Mhm... - podszedł do swojej szafki, na której był jego telefon ( tak, ma ) - Siódma jest...

- Oki... To ja się uczeszę i w ogóle...

- Ja też...

Gdy już się przebraliśmy powędrowaliśmy do salonu... Wanda i Vis robili posiłek dla wszystkich...

- Hejka wam - powiedziała Nat

- Hej - odparliśmy razem

- Siadajcie - odezwała się Wan

- Ok... - powiedziałam

Podali nam jedzenie... Zjedliśmy, a ja zorientowałam się dopiero teraz, że nie ma różowowłosej...

- A gdzie tak w ogóle jest Emily? - powiedziałam wstając....

- Była w salonie, zerkała na telewizję i kończyła jeść, była jakaś nie swoja... Odłożyła talerz do zmywarki, a ja złożyłam jej życzenia bo dzisiaj ma urodziny... To mina jeszcze bardziej zrzedła i wyszła z pomieszczenia... - odezwała się Nat

- O nie... Z tego wszystkiego, zapomniałam o jej urodzinach... To by wyjaśniało jej zachowanie... - odparłam, idąc w kierunku wyjścia

- Lara o co...?! - usłyszałam za sobą wołanie innych...

Jednak wyszłam szybko z salonu i nie przysłuchiwałam się zbytnio... Szłam w kierunku sali treningowej... Bo pomyślałam, że skoro ma zły humor to będzie chciała się wyładować... Gdy byłam w progu, zastałam Emi walczącą z robotami...

- Emily? ...

Popatrzyła w moją stronę mając głowę robota w ustach... Upuściła ją i przestała trenować... Podeszła do mnie...

- Czemu tu przyszłaś? ...

- Bo się martwię...

- Niepotrzebnie...

- Emi... Widzę jaki masz humor

- Tak... Tylko ty wiesz czemu... A jak Nat powiedziała ,,Wszystkiego Najlepszego" to aż mnie ścisnęło w środku...

- Wiem... - powiedziałam i przytuliłam ją mocno...

- Emi? Masz zamiar komuś o tym powiedzieć?

- Sama nie wiem...

-Emi co się dzieje?...Bucky wparował do chali.

-Nic...odpowiedziała szarooka i podniosła trudność na najwyższy poziom.Gdy zobaczyłam jak Emi zwiększa poziom trudności to chwilę stałam nieruchomo w miejscu... Przyszła też reszta... Po chwili zobaczyłam jak jej oczy stają się czerwone... Odsunęliśmy się kawałeczek, a matka chrzestna rozszarpywała kolejne roboty... Później rzuciła się na Bucky'ego, przypierając do ściany i dusząc... Nat do niej podeszła na pewien dystans...

- Zostaw go - powiedziała

- Nie będziesz mi rozkazywać... - odparła, po czym odepchnęła ją mocno macką...

Wszyscy też do niej poszli (lecz nie blisko...) i mówili, żeby przestała ale nie chciała słuchać (trzeba przyznać, że trochę się jej obawiali, dlatego na mówieniu się skończyło...). Postanowiłam coś z tym zrobić...

- Ej! Matko chrzestna! - zawołałam

Ona popatrzyła na mnie i nieco poluzowała swój ścisk...

- Elfko...czemu tu jesteś?

- Bo się o was martwię...

- Emily nie ma nic do powiedzenia ja tu jeraz rządzę! A on zginie!...Zachihotała psychopatycznie.

- Emily! Wiem że tam jesteś! Proszę walcz z nią! A ty go puść ok?

- Hm....

- Dobrze wiesz że jeśli go zabijesz to zginiesz w męczarniach z ręki Emily...

Ponownie zaczęła mocniej go przyciskać do ściany... milczała przez chwilę, nadal go trzymając... Ja patrzyłam na nią wyczekująco...

- Eh.... No niech ci będzie... Ale nie myśl sobie za wiele...

- Mhm... - mruknęłam tylko pod nosem...

Upuściła Bucka na podłogę i odsunęła się... Oczy wróciły do swojego szarego koloru... Ja podbiegłam do Natashy... A Emi, gdy zobaczyła Jamesa w tym stanie, również do niego poszła.

- Nat... Nic ci nie jest? - zapytałam

- Spoko... Nic takiego mi się nie stało

- To dobrze... - odparłam i pomogłam jej wstać

- Wszystko... Jest... Ok... - mówiła, podnosząc się

Widziałam jak Emily pomaga Bucky'emu się pozbierać... Ja ,,odprowadziłam" Natashę do innych i poszłam do szarookiej.

- Czy... To ja zrobiłam? ... - spytała lekko podłamana

- Tak... Ale to nie jest twoja wina Emily...To matka chestna...

- Mimo to czuję się winna...

- No wiem. Ale nie myśl tak o tym ok?

- Spróbuję... Buck... Jak się czujesz?

- Już lepiej dzięki

Podniosłyśmy go, a gdy stanął na równych nogach poszedł do reszty...

- Lara...? Kto ją uspokoił?

- Ja...

- Naprawdę? Dzięki...

- Nie masz za co Emi... - przytuliłam ją

- Co ja bym bez ciebie zrobiła elfko...

- Nie prze...

- Nie przesadzam...

Ścisnęła mnie mocno i odsunęła się, szeroko się uśmiechając.

- Chodźmy do nich - powiedziała

- Tak... Racja

Poszłyśmy do reszty, patrzyli na mnie lekko zszokowani i zdezorientowani...

- Jak... Ty...? - zaczął Stark

- To... Zrobiłaś? - dokończyła Wanda

- To nic takiego...

- No ok... A właśnie... Powiesz nam Emily o co chodziło? ... - zapytał Buck

- Tak... Chodźcie do salonu

Powiedziała i zaczęła iść w kierunku wspomnianego pomieszczenia... A my za nią. Usiadła ma kanapie a my wokół niej Lost położył jej się na kolanach a Emi go zaczeła głaskać...

-Więc gdy miałam 6 lat porwała mnie Hydra eksperymentowali na mnie i tak dalej...to historia na inny wieczór.. Uciekłam im ale porwali mnie ponownie tylko tym razem nie samą...tylko zabrali też moich rodziców którzy byli agentami Tarczy... Usadowili ich na krzesłach elektrycznych i zadali jedno proste pytanie ,,Czy do nas dołączysz?". Odmówiłam...to był błąd...krzesła elektryczne się uaktywniły i moi rodzice zostali zamordowani a ja wpadłam w szał... wszystkich zamordowałam i to wszystko w moje urodziny...

- To... Wyjaśnia twoje zachowanie... Ja... Nie chciałam - powiedziała Nat

- W porządku... Nie wiedziałaś

- A żeby nie było tak ponuro to... Może zagramy w butelkę? - odezwał się Clint

- To... Nie najgorszy pomysł - odparł Tony

- Mi też pasuje - powiedziała Emily

Ja i reszta też się zgodziliśmy... Usiedliśmy w kole, a Stark wziął butelkę i położył na środku...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro