Dawne czasy
***Wanda p.o.v***
- No już Emily... Wszystko w porządku... - powiedział Buck - Zostać z tobą?
- J... Jeśli.... Chcesz... - odparła Emi, wciąż wtulona w Bucky'ego
- W takim razie nigdzie nie idę...
- To ja już pójdę do siebie... - wtrąciłam
- To pa, Wanda, i dzięki za pomoc... - odpowiedział brązowowłosy
- Nie ma za co... Pa
- Pa... - odezwała się różowowłosa
Wyszłam z pomieszczenia. Idąc w stronę swojego pokoju wpadłam na Thora...
- O... Przepra... Thor? To ty nie u siebie? - zapytałam zdziwiona widokiem blondyna
- Ta... Głupia sprawa... - odpowiedział zakłopotany
- Jaka?...
Westchnął i lekko spuścił głowę...
- Bo... Zostawiłem gdzieś mój młot i nie mogę go znaleźć...
- Em... Chyba widziałam go w łazience
- Naprawdę?! Dzięki za pomoc! - powiedział radośnie i popędził w stronę owego pomieszczenia...
Ja tylko zaśmiałam się cicho i poszłam do siebie, kładąc się spać...
***Emily p.o.v***
Zrobiłam miejsce Jamesowi obok siebie. On szybko odebrał sygnał i szybko położył się obok mnie. A Lost zeskoczył z łużka i wybiegł z pokoju. Prawdopodobnie do kuchni by się napić.
-Mogę się przytulić?... spytałam ocierając ostatnie łzy.
-Pewnie... powiedział i przyciągnął mnie do siebie a ja się w niego wtuliłam.
-Powiedzieć ci sekret?... Spytałam gdy uświadomiłam sobie, że już wystarczająco długo się znamy bym mogła mu powiedzieć o naszej przeszłości.
-No jasne...
-Wtedy podczas misji... nie widzieliśmy się po raz piewszy...
-Jak to?
-Poznaliśmy się gdy byłeś Zimowym żołnierzem. Miałam wtedy jakieś 11 lat.
-Nie pamiętam tego...
-Mogę przywrócić twoje wspomnienia jeśli chcesz...
On tylko pokiwał głową na znak, że chce abym przywróciła mu te wspomnienia. Przyłożyłam mu ręce do skroni i weszłam do jego głowy.
***Wspomnienie Bucky'ego***
Biegłem przez las by zgubić goniących mnie agentów Hydry. Gdy tylko stracili mnie z oczu wdrapałem się na wysokie drzewo, dostrzegłem dwa czerwone światła w oddali. Po chwili jednak zniknęły, a na gałęzi obok pojawiła się na oko 11-letnia dziewczynka z różowymi włosami związanymi w dwie kitki i szarymi oczami.
- Kim pan jest? I gdzie jesteśmy?
- Skąd się tu wziełaś?
-Nie wiem. Ale kim pan jest? I gdzie jesteśmy?
-Jestem James Barnes. A ty?
-Emily Smith. A gdzie jesteśmy?
-W jakimś lesie. Ale skoro nie wiesz gdzie jesteśmy to jak się tu znalazłaś?
- Nie mam pojęcia. Ostatnie co pamiętam to jakiś śmieszny pan z czerwoną czaszką zamiast głowy. I teraz widzę pana.
- Nie mów mi na pan. Dobrze?
-Dobrze. To w takim razie proszę nie mów mi pełnym imieniem tylko nazywaj mnie Emi.
-Oho... Chyba mamy towarzystwo... - powiedziałem, patrząc na agentów Hydry na dole
Celowali do nas... Popatrzyłem na Emily...
- Damy im radę... - powiedziała cicho i zeskoczyła pierwsza, a ja za nią
Z za pleców dziewczynki wysuneły się czarne macki. Po chwili różowowłosa machnęła jedną z macek, a ludzie po jej prawej polecieli do tyłu na dobre kilkanaście metrów... Kilku podbiegło do mnie, próbując mnie zranić... Umiejętnie ich wymijałem, raz po raz kontratakując moją metalową ręką... Kątem oka widziałem jak mała szarooka chwyta wszystkich dookoła, mackami, następnie rozdzierając lub rzucając nimi... Gdy pokonaliśmy już ich trochę, spostrzegłem idącego w moją stronę ciężkozbrojnego... Był cały opancerzony i trzymał sporych rozmiarów karabin w dłoniach... Spojrzałem w kierunku Emi... Walczyła jeszcze z pozostałymi agentami... Nagle ten z sporą bronią zaczął do mnie strzelać... Większość kul ominąłem, lecz jedna trafiła mnie w prawą rękę. Biegłem w jego stronę, wciąż unikając strzałów... Gdy znalazłem się koło niego, uderzył mnie bronią w głowę... Kiedy zamachnął się drugi raz chwyciłem jego karabin i oddałem mu dosyć mocno, a to co ochraniało mu twarz spadło. Szarpałem się z nim jeszcze przez chwilę, aż wyrwałem mu karabin z rąk. Bez zastanowienia, wycelowałem w niego. Jako, że głowę miał odsłoniętą to właśnie tam strzeliłem, a on padł bezwładnie. Popatrzyłem w kierunku dziewczynki i zobaczyłem jak ostatni agent poleciał w dal. Rzuciłem broń na ziemię i trzymając się za rękę podszedłem do różowowłosej.
- Oh... Jesteś ranny... Chodź pomogę ci z tym... - powiedziała
Ukląkłem przed nią żeby mogła się zajać moją raną. Zobaczyłem jak na jej czole pojawia się trzecie oko bez źrenic a pozostała para oczu razblysła bielą... Dotknęła mojej ręki, a rana zniknęła.
- Skąd ty to wszystko potrafisz? - zapytałem, patrząc na nią z niedowierzaniem
- Jestem mutantką. Ale to nie ważne musimy się uryć.
-Czemu?
-Wezwali wsparcie...
-Skąd to wiesz?
-Trzecie oko mi to pokazało.
-A tak na marginesie to czy ty nie jesteś czasem za młoda na farbowanie włosów?
-Nie farbuje. Różowy jest moim naturalnym kolorem włosów. To skutek uboczny mojej mutacji...odpowiedziała
Nagle dziewczynka zaczęła biec w głąb lasu, ciągnąc mnie za rękę.
- Gdzie ty biegniesz?! - krzyknąłem, zdezorientowany
- Przed siebie! Skoro ma tu być wsparcie to chyba musimy się zwijać co nie?
- No tak, ale nie musiałaś mnie od razu ciągnąć bez ostrzeżenia
- Nie narzekaj!
Biegliśmy przez kilka dobrych minut... Do momentu gdy naszym oczom ukazał się bunkier.
- Co robimy Emi? - zapytałem różowowłosą, która nagle się zatrzymała
- Wchodzimy!
- Co? Mówisz na poważnie?
- Tak! Chodź za mną...
- W porządku... - odparłem, a ona otworzyła mackami wejście
Zobaczyliśmy żelazne schody. Powoli przekroczyliśmy próg i zeszliśmy w dół. Gdy znaleźniśmy się na dole dziewczynka padła na kolana i złapała się za głowę.
-N..Nie nie teraz!...
-Emi? Co jest?...powoli do niej podcjodziłem gdy nagle z jej cienia wyszła całkowicie czarna postać. Stanęła mi na drodze chwilę na mnie patrzyła po czym odwóciła się i uklękła przed szarooką.
- Oh...kruszyno. Czemu nie? Przecież to morderca...Położyła jej rękę na policzku
-Shadow nie dam ci się opentać! Słyszysz?! Nie zamorduje go! Nie oddam ci kontroli!...odtraciła jej dłoń czarna postać rozpłyneła się w powietrzu. Dziewczynka wstała i podeszła do mnie.
- Emi...kto to był?...spytałem spostrzegłem że w jej oczach pojawiły się łzy.
-To nie ważne. Zabiłeś kogoś kiedyś?
-Niestety tak..Z kąd to pytanie?
-Tego się bałam. Proszę obiecaj mi coś.
-Co takiego?
-Jeśli moje oczy staną się czerwone ucieknij albo mnie zabij.
-Dlaczego?
-Siedzi we mnie pewna bestia która chce zabić każdego kto kiedykolejek pozbawił kogoś życia. Czasem nie jestem w stanie jej stłumić. Ta dziewczyna o którą pytałeś to była Shadow po części ona jest tą bestią. Gdy ona przejmuje kontrolę nad moim ciałem moje oczy stają się czerwone. Obiecujesz że uciekniesz lub mnie zabijesz?...Odpowiedziała patrząc mi głęboko w oczy. Wyciągleła do mnie rękę z wyciągnętym małym palcem.
-Dobrze. Obiecuje...zplotliśmy nasze małe palce.
- Emily! Jesteś tam? - w pewnym momencie usłyszałem czyjeś wołanie
- Jestem! Już idę! - odkrzyknęła - To... Moi rodzice... I wujek... A ja już pójdę... Żegnaj... Na razie musimy się rozstać...
- Na razie?
- Tak. Zobaczymy się jeszcze.- odparła i poszła na górę
Wszedłem powoli za nią po schodach i obserwowałem wszystko zza drzwi...
- Jak dobrze, że cię znaleźliśmy! - powiedziała para... To prawdopodobnie byli rodzice Emily
- Całe szczęście - wtrącił ciemnoskóry mężczyzna
- Gdzieś ty była Emily? - zapytała kobieta
- No... Ja... - zaczęła dziewczynka
Nagle niechcący straciłem śrubkę, która obiła się o każdy stopień... Zdałem sobie z tego sprawę dopiero gdy było to słychać...
- Co to było? - zapytał ciemnoskóry, gwałtownie odwracając się w stronę wejścia
- To na pewno nic takiego... Chodźmy już... - powiedziała różowowłosa
- Lepiej to sprawdzę...
Jednak zanim zdążył się ruszyć, szarooka złapała go za rękę, a na jej czole otworzyło się trzecie oko. Ich oczy rozbłysnęły bielą.
- Tam nic nie ma wujku...
- Tak... Pewnie masz rację...
- Chodźmy zatem... - powiedzieli rodzice Emily
Dziewczynka puściła swojego wujka, a jej mama chwyciła ją za rękę, po czym razem odeszli.
***Koniec wspomnienia***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro