1
Siedzę na wielkiej metalowej szufladzie w której są akta wszystkich pracowników S.H.I.L.D. Lubię wygłębiać się w życia moich znajomych zawsze czegoś się można ciekawego dowiedzieć. Choć wujek Nick nie pozwala mi tego robić to ciekawość i złośniwość są silniejsze. Wsunełam w szufladę teczkę swojego przyjaciela Kayla i wyciągnęłam swoją.
Imię: Emily
Nazwisko: Fury
Data urodzenia: 08.04.1999
Rasa: Mutant
Kolor oczu: Szary
Kolor włosów: Różowy
Wzrost: 1.60
Grupa krwi: 0
Nadprzyrodzone zdolności: Gen slendermena, trzecie oko
Znaki szkególne: Znamię w kształcie przekreślonego okręgu na prawym udzie.
Zadzwonił mój komunikator. Dzwonił wujek.
-Cześć wujciu!
-Przywitałam się i jednocześnie wsunełam swoją teczkę na jej miejsce.
-Hej Emily. Czy ty znowu jesteś w archiwum?
-Eeeeeeee nie? No ok jestem. A tak z innej beczki. Wiedziałeś że Ashley ma 1.55 wzrostu? Przecież jak ją mijam na korytarzu to jest wyższa ode mnie o co najmniej trzy centymetry.
-Spróbowałam jakoś zmienić temat by mnie był na mnie aż tak bardzo zły.
-Oh. Serio? Pewnie nosi buty na obcasie albo urosła. Zlece aktualizację akt. Chodź do mojego gabinetu mam dla ciebie niespodziankę.
Rozłączył się a ja zeskoczyłam z szafki na dokumenty. Wyszłam z wielkiej skarbnicy danych osobowych (która swoją drogą słurzyła mi za bibliotekę). Ale w drodze do gabinetu wujcia było parę dziwnych incydentów a kąkretniej wszstkie moje kolerzanki rzucały mi się na szyję i mówiły że będą za mną tęsknić. A koledzy mnie tulili i mówili że jak będę chciała to mogła do nich wpadać.(No co powiedzieć wszyscy mnie kochają)Zbita z tropu odworzyłam drzwi z napisem ,,Nick Fury."
-Cześć wujciu...powiedziałam wchodządz do gabinetu.
-Witaj Emily...odpowiedział po czy się przytuliliśmy.
-Czy ty znowu całą noc siedziałaś i czytałaś akta moich ludzi?...Spytał a ja zorientowałam się że mam wory pod oczami i włosy w nieładzie
-A wiesz może czemu wszyscy zachowują się tak jak bym miała się wyprowadzić z Helikariera?
-Bo się wyprowadzasz. Ale zanim zaczesz krzyczeć że nie ma mowy usiąć coś mam ci do powiedzenia a o detalch wyprowadzki dowiesz się później...nie chętnie wykonałam prośbę. Wujek wyciągnął z szyflady biurka przezroczysty kamień wyglądający jak te słynne ,,kamienie nieskończoności". Podał mi wyżej wspomniany przedmiot.
-Co to?. Spytałam oglądając błyskotkę.
-To jest Kamień Nieskończoności fuzja wszystkich sześciu kamieni.
-Wow. A tak właściwie to po co to pokazujesz? Ale czekaj czekaj czy czasami iluminaci nie mają tych artefaktów?...Zapytałam zdezorientowana.
-Oni mają kopie. A po za tym pokazuje ci to ponieważ to ty masz sprawować nad nim piecze...Odpowiedział poważnie.
A mnie zamurowało...ja mniałam dostać pod opiekę artefakt dzięki któremu mogę kształtować dowolnie każdy aspekt wszechświata. Mogę uśmiercić wszystkie żyjące istoty jeśli będę miała taki kaprys. Mogę zniszczyć tę planetę jedną myślą....To wspaniałe a za razem okropne uczucie. Ja... nie zasługuje na taką moc...
-Emily?...Z myśli wyrwał głos wujka.
-Przepraszam zamyśliłam się. A co ze sprawą przeprowadzki?
-O tym później a teraz idź do swojego pokoju ogarnij się...
-Oki... Odpowiedziałam uśmiechając się.
Wyszłam i korzystając z mocy kamienia przestrzeni teleportowałam się do swojego pokoju i przbrałam się
( To mój strój do treningów i do walki)
[Na początku było tu coś innego ale nie mogłam tego znaleźć więc zmieniam ~DemonEnergy]
Ruszyłam do sali treningowej żeby móc się wyrzyć... uwielbiam rozrywać roboty/ludzi na strzępy. Po wygranej walce w ludźmi zwykle wysysam z nich duszę one ją takie pyszne i ta słodycz. Chwila... rozmażyłam się. Weszłam do chali treningowej tam z robotami walczył Spider-Man mój kumpel. Jak wyszłam z nim na misję to ludzie myśleli że jestem jego pomocnią. Widziąc jak jeden z robotów zachodzi pajączja od tyłu rzuciłam się na niego w locie odgryzając mu głowę. Kiedy chce zamiast zębów pojawiają się ostre jak noże kły.
-Dzięki Emi!..usłyszałam głos kolegi.
-Oki doki...Wydukałam z głową robota w ustach (jakie to musiało być komiczne)...wzbiłam się z powietrze. Wyciągnełam dwie katany z za plececów, po czym kręcąc się spadałam w dół czekając na to aż Pete wystawi mi przeciwnika do rozcięcia na pół. Po sekundzie dostałam to czego oczekiwałam momentalnie rozpłatałam robota na dwie część. Wstałam schowałam katany a moje macki zaczęły się wić rozrywając kolejne trzy cyborgi.
-Majestat +10...Zaśmiał się Parker.
-A żebyś wiedział! wyszczeżyłam się (Chociaż wądpię że to widać pod maską) a moje oczy i usta znikneły moje włosy poczerniały, a ja urosłam o parę metrów. Wydałam z siebie ryk fale dziwiękowe razerwały biegnących w moją stronę przeciwników.
-Cofam! +30..Skomentował a ja się zaśmiałam
***4 godziny później***
Peter wyszedł z chali chwilę po moim przyjściu, a ja sama ciągle ćwicze. Czuje się jak ryba w wodzie kiedy walcze zwłaszcza kiedy mogę odrywać przeciwnikom kończyny. Tak długo trenuje że wykształciłam odruch omijania strałów. Nagle program się wyłączył. Zdenerwowana wyszłam z sali teningowej.
-Kto do jasnej cholery wyłączył mi program?!..Warknełam po polsku.
-Cześć Emi...usłyszałam spokojny głos mojego wujka.Odróciłam się jak się spodziewałam stał tam mój opiekun a obok niego wysoki dobrze zbudowany blondyn. Może rok lub dwa starszy ode mnie.
- Emily to jest Steve Rogers, zabierze cię do nowego domu... Rzekł a z moich oczu znikneły przebłyski a moje włosy się wyprostowały.
-Spokojnie... proszę idź do swojego pokoju po najważniejsze rzeczy... odezwał się towarzysz wujka, chyba zauważył że nie zabardzo spodobało mi się to że się wyprowadzam ja tylko westchnełam. Po czym założyłam maskę wiecznie szczęściwej i uśmiechniętej obtymistki, przytaknełam. Cztery macki pojawiły się za moimi plecami obok mnie pojawiły się zakłucemia i teleportowałam się do swojego pokoju. Szybko spakowałam tabletki rozweselające, antydepresanty, leki nasenne i moją ukochaną broń w sumie chuj wie co to jest bo wygląda jak kij ale jest to: kij, dwie katany,paralizator, kosa, nunczako, piła mechaniczna i tarczowa.Wziełam też telefon i słuchawki. Przebrałam się w to:
Wyszłam z pokoju idąc korytarzem postanowiłam otworzyć trzecie oko. Jak pomyślałam tak zrobiłam wykonałam dwa razy znak przed czołem i moje trzecie oko się otworzyło oczułam jak białe łzy spływają mi po nosie. Zobaczyłam Avengers Tower. A to dziwne... Kiedy byłam blisko miejsca spotkania usłyszałam ich rozmowę.
-Jestem pod wrażeniem Nick.
-Wiem. Emily to najlepsza z najlepszych.
-Tylko skoro jest tak potężna to czy nie straci kontroli nad mocami?
-Nie. To niemożliwe ręncze za nią.
Ta jasne ja stacę kontrole pfff... oczywiscie że nie. Ja nie mogę MAM TE MOCE OD URODZENIA. I JAK MAM NIBY NAD NIMI NIE PANOWAĆ CO!?!Wydarłam się w myślach.
-Już jestem... odezwałam się moje trzecie oko było ciągle otwarte a zamiast Steva stał obok wujka Kapitan Ameryka. I nagle wszystko stało się jasne... a w sumie to mogłam się domyślić przecież sama doradzałam wujkowi żeby zgodził się na prośbę avengers żeby przysłał im swojego najlepszego człowieka. Ale mnie? Nie zasługuje na to... jestem... chwila... antydepresanty przestają działać. Spojrzałam na Steva... zobaczyłam drugą wojne światową chwilę po tym jego w bryle lodu. Zamknęłam trzecie oko i otarłam białe łzy z mojej twarzy.
-Emily od dzisiaj jesteś jedną z Avengers... Oznajmił wujek z moich oczu znów zniknęły przebłyski ale udało mi się to ukryć. Uśmiechnełam się.
-Cieszę się że tak bardzo mnie cenisz... Przegnałam się z wujkiem ruszyliśmi w stronę wyjścia z helikarieria. Ciekawe co będzie dalej...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro