Everybody's got a job, everybody's got a dream
- Takie rzeczy się nie zdarzają – odparł Makki głosem kogoś, kto naprawdę chciał uwierzyć, że może jednak tak.
Iwaizumi przyjrzał mu się przez chwilę w milczeniu, nim wydał z siebie krótkie „hm", jakby oznajmiając, że musi się jeszcze raz zastanowić. Odwrócił wzrok i zawiesił go gdzieś w przestrzeni, odruchowo unosząc dłoń do podbródka. Natrafił tam na jakiś ostry włosek i przez chwilę rozproszył się faktem, iż najwyraźniej nie ogolił się dość dokładnie. Jakby jednak nie wytężał swojej głowy, wszystko mu się zgadzało.
- Tak to wygląda - oznajmił przyjacielowi.
- Ludzie tak nie działają - upierał się Makki.
- Ale Kyoutani nie ma duszy - wtrącił Matsun, który nie odzywał się od początku ich spotkania. Hanamaki spojrzał na niego z wdzięcznością i pokiwał głową, bo wreszcie ktoś się z nim zgadzał, jak powinien. Zachęcony, dodał:
- No, skoro tak, to będę musiał to zobaczyć.
- Zobaczyć co? - Iwaizumi nie był pewien, czy gubi się w tej rozmowie dlatego, że nie miała ona zbyt wiele sensu, czy też dlatego, że z rozproszeniem przygląda się pracownikowi. Nie był pewien, w którym momencie zaczął; wydawało mu się, że gdy z początku odwrócił wzrok, to faktycznie nie patrzył na cokolwiek konkretnego. Nic konkretnego okazało się być w tym samym miejscu co obsługujący ich młody mężczyzna, który zamiast szczególnie się oburzyć byciem oglądanym, tylko się uśmiechnął. Właściwie nie tylko, albowiem uśmiechnął się bardzo ładnie.
Jakoś po tym Iwaizumi odnotował, że pracownik miał na sobie bluzę, która była równie różowa jak pianka zdobiąca jego własny kubek i wyglądała równie mięciutko. Bardzo doceniał wybór różowego, wydawało mu się, że mężczyźni nie wykorzystywali pełnego potencjału tego koloru. Doceniał też istnienie miejsc pracy, które pozwalały swoim pracownikom na nieformalny styl ubioru. Właściwie zabiłby teraz za możliwość choćby rozpięcia kołnierzyka. Jedno zerknięcie na zegarek upewniło go jednak w przekonaniu, że zaraz muszą wracać do biura, a więc nie warto zaznać komfortu, którego zaraz zostanie i tak pozbawiony.
- Zobaczyć co? - powtórzył, gdyż mimo swojego roztargnienia był przekonany, że jego współpracownik nie odpowiedział. Gdy spojrzał w kierunku swoich towarzyszy, przekonał się, że dla nich to on był najwyraźniej najciekawszym obiektem w lokalu. - Mogę wam w czymś pomóc?
- Nic, nic, nie martw się - odparł Makki serdecznie, co było najpoważniejszym znakiem, iż należało się przejmować. Przyjaciel jednak strategicznie odwrócił jego uwagę dalszą rozmową:
- Chce zobaczyć na własne oczy jak Kyoutani się ciebie słucha. Może powiedz mu, żeby nosił krawat?
Iwaizumi westchnął, wracając na ziemię. A szkoda, chmury też wydawały się miękkie i kojarzyły mu się z uroczym baristą.
- Małe kroki - odparł tylko, tonem kończącym rozmowę, gdyż potem już tylko wymownie postukał palcem w cyberblat zegarka.
- Barista jest całkiem niezły, nie? Powinniśmy mu zostawić solidny napiwek - rzucił raptem Makki, gdy już wszyscy troje dźwignęli się na nogi. Iwaizumi uniósł na to lekko brwi, a i Matsukawa przyglądał się swojemu koledze dopóty, dopóki ten nie podniósł spojrzenia znad portfela. - Co...ah. Chodziło mi o te wzorki na kawie. O umiejętności.
Jeśli Makki poczuł się speszony dwuznacznością swojej wypowiedzi, to zupełnie nie było po nim tego widać. Oczywiście, gdyby podobała mu się uroda pracownika, to też nie byłoby się czego wstydzić. Kto jak kto, ale Iwaizumi wiedział o tym dobrze, przynajmniej w odniesieniu do innych ludzi. Nie był jednak przyzwyczajony do poruszania podobnych tematów z taką swobodą i zazdrościł jej swojemu towarzyszowi. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
- Chcesz, żebym się dorzucił do napiwku, czy...? - Iwaizumi nie dokończył, celowo i wymownie, bo oto natrafili na kolejny niewygodny temat. I tym Makki zupełnie się nie przejął, odpowiadając szczerze i naturalnie, bez pozorów pruderii.
- Nah, ja stawiam. Więc co do Kyoutaniego...
- Może powiemy Kyoutaniemu, żeby zaczął nosić krawat, jak ty ściągniesz farbę z włosów? - zasugerował raptem przekornie Matsun.
- Cooo? I ty przeciwko mnie, Brutusie? - Makki uniósł dłonie, sygnalizując swoje załamanie w najbardziej teatralny sposób, który przyszedł mu do głowy. - Już to przerabialiśmy, moje włosy nie łamią żadnego punktu w regulaminie--
- Nie, ale... myślę, że managerowie by to docenili - wtrącił Iwaizumi, skoro już poruszyli temat.
- Konformizm? - Makki przestał się wygłupiać i zamiast tego odwrócił się w stronę Iwaizumiego, żeby ten widział jego twarz i nie miał żadnych wątpliwości -- że Hanamakiemu już nie jest do śmiechu. Jak gdyby ton jego głosu zupełnie się już nie zmienił, sygnalizując powagę jego odczuć. Makki potrafił śmiać się ze wszystkiego i nie raz z tego, jak ludzie się na niego oglądali, ale nie teraz. - Mają go wystarczająco wiele, nie zrezygnuję z bycia sobą.
Jak ja? Iwaizumi nie musiał pytać. Wiedział doskonale, kim jest, tym lepiej, im częściej się okłamywał. Czytał kiedyś, że jakiś psycholog z Harvardu wysnuł teorię tak zwanych paradoksalnych procesów kontroli umysłowej. Żeby odpychać jakieś myśli z niby-sukcesem, zarazem cały czas musisz ich być świadomym, cały czas szukać ich w swoim myślotoku, by w razie czego je usunąć. Mógł to być proces świadomy albo nieświadomy, ale ostatecznie wychodziło na to, że żeby zmusić się do niemyślenia o konkretnej rzeczy, cały musisz o niej myśleć. Musiało to być w jakimś czasopiśmie i jakiejś poczekalni, inaczej przecież nie miałby czasu ani siły na takie rzeczy. Ani nie byłby dostatecznie zdesperowany, żeby nie odrzucić czasopisma, jakby splunęło mu w twarz i jeszcze przeprowadziło psychoanalizę.
W milczeniu odwrócił się w stronę drzwi i wyszedł, kierując się w stronę biurowca, oddalonego o kilka przecznic, ale zawsze widocznego z dystansu, jaki pokonywali w trakcie przerwy obiadowej. Zawsze rzucającego na nich długi, długi cień.
Gdy wrócił na kawę następnego dnia, czekała go miła i mile widziana niespodzianka. Przystojny barista pracował tego dnia kolejną zmianę. Jako że Iwaizumi na ogół nie widywał go o tej porze ani w ten dzień tygodnia, wydawało się to jak mały, specjalnie jemu dedykowany uśmiech od losu.
Skoro tylko tak o tym pomyślał, poczuł się nieco speszony. "Nieco" oznaczało wystarczająco bardzo, że zastanawiał się, czy nie byłoby lepiej wyjść natychmiast z kawiarni i nigdy nie wracać. Zanim jednak miał okazję się nad tym zastanowić, osoba przed nim zniknęła -- czy raczej odeszła, ale dla Iwaizumiego było to tak niespodziewane, że ktokolwiek stał przed nim w kolejce, mógł równie dobrze wyparować.
Próbował sobie przypomnieć, czy wczoraj wieczorem w końcu poprawił niedogolone miejsca na podbródku, a tymczasem już-już musiał podejść do kasy. Nie było pośpiechu, za nim nie ustawiła się żadna kolejka, a stojący za kasą szatyn potajemnie -- co oczywiście dało się zauważyć -- sprawdzał telefon. Iwaizumi jednak nie chciał za długo stać w okolicy, a nic nie zamówić, żeby nie wydawać się... jakimś dziwnym.
Wykonał ostatni krok w stronę lady, przesądzając swój los. Nie wydawało mu się, że wydał z siebie jakikolwiek odgłos, ale młody mężczyzna podniósł na niego spojrzenie, zmierzył go nim uważnie i po krótkiej chwili, z wyraźnie wymuszonym uśmiechem, zapytał:
- Cappuccino?
- Pamiętasz mnie - mruknął Hajime, ni to pytająco, ni to w formie stwierdzenia. Jego pierwszym odruchem było formułowanie tego jako pytania, ale uświadomił sobie, że brzmiało to głupio, i próbował w ostatniej chwili zmienić ton głosu.
- Zawsze pamiętam ludzi, którzy nie zostawiają odpowiednich napiwków - odparł Oikawa, zanim zdążył ugryźć się w język. Minęła sekunda czy dwie, akurat na przeprocesowanie tej wypowiedzi, po czym oboje spojrzeli na siebie zaskoczeni ich treścią.
Oh. Nikt nic nie powiedział, ale na obu ich twarzach zdawało się to wypisane. Iwaizumi zmarszczył brwi, przelotnie, bo zaraz zdawał się znowu nie wiedzieć jak zareagować.
Oikawa zerknął na telefon, czując się trochę nieszczęśliwym, a trochę wściekłym. No i trochę zażenowanym, nie dało się tego niestety uniknąć. Po dłuższej chwili niezręcznego milczenia po prostu podał klientowi cenę kawy i postarał się wyrzucić z głowy wszelkie myśli o tej sytuacji. Jakby nie miał ważniejszych spraw na głowie.
(1274 słowa)
Od autora:
Witajcie w moich skromnych progach, kochani!
Czeka nas bardzo przyziemne, ale folgujące sobie opowiadanie! Spotkamy w nich dziką bi reprezentację, wielkie marzenia i bolesne upadki, ale w gruncie rzeczy nie będzie ono potencjalnie o niczym konkretnym, bo piszę je sobie dla zabawy obok magisterki i mam troszeczkę wywalone na konwencje. Stąd też potencjalnie spodziewajcie się bezwstydnych wstawek-ciekawostek z rzeczy, o których ostatnio czytałem. Świat przedstawiony też jest jakąś dziwną kreacją, nieodzwierciedlającą realiów Japonii, ale też nie zdecydowałem się osadzić fabuły w żadnym konkretnym kraju. Trochę odświerciedla on moje doświadczenia, fantasy to nie będzie, ale świat sobie wymyśliłem niczym hollywoodzki twórca. Oh well. Sorry not sorry!
Mądra osóbka nauczyła mnie, że atmosfera sesjowa to najlepszy czas do pisania, więc ahoj! Następny rozdział przewiduję w ten weekend! Rozgośćcie się, miśki, dziękuję za Wasz czas. <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro