Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter XI.

  - Cz-cześć, Eleanor.. - odpowiedział niepewnie szatyn, lekko podnosząc się z miejsca, a sam Harry był lekko zdeziorentowany, bo w końcu podbiegła do Louis'a obca dziewczyna i zaczęła piszczeć - C-co tutaj robisz? - zapytał kontrolnie szatyn, lecz nie interesowało go to zbytnio - Ja? To jedna z najlepszych knajp w mieście, więc wpadłam tu z przyjaciółkami, a Ty? - wyjaśniła - Dzięki.. - rzucił niespodziewanie Harry - Spoko - odpowiedziała i wróciła wzrok na Louis'a, a brunet prychnął lekko, gdyż dziewczyna nie załapała, po czym stwierdził, że nie jest zbyt kumata - Jestem tu z moim przyjacielem, Harry'm - szatyn wskazał bruneta, a ten wstał z krzesła - Harry, to moja... Była dziewczyna, Eleanor - przedstawił ją lekko zawstydzony Louis, a Harry niemal nie wybuchnął śmiechem, lecz dla zachowania kultury pochwycił jej dłoń, aby ucałować jej wierzch i uśmiechnął się dla niepoznaki - Eleanor, to jest Harry, mój dobry przyjaciel - również się uśmiechnęła, ale chyba nie do końca szczerze, po czym usiadła na wolnym miejscu, a za nią reszta. Tamta chwila była wprost mówiąc niezręczna, zarówno dla Louis'a jak i dla Harry'ego - To opowiadaj, Louis - zaczęła brunetka - Co tam u Ciebie słychać od naszego ostatniego spotkania? - spytała siedząc, według Harry'ego, zbyt blisko Louis'a - U-u mnie nic nowego, poza przełomem w moim życiu, czyli przyjaźnią z Harry'm. Pracuję tam, gdzie zawsze, dostarczam paczki - odpowiedział szatyn, patrząc częściej na Harry'ego, niż na Eleanor - A u Ciebie? - rzucił z grzeczności. Harry siedział na pozór spokojnie i bawił się serwetką, lecz w głębi duszy dosłownie się gotował, i to wcale nie na małym ogniu. Ale kultura i spokój przede wszystkim - U mnie naprawdę wiele, słuchaj. Dostałam się na studia, poznałam tam świetnych ludzi, słuchaj, rewelacja - wyjaśniła zbyt emocjonalnie - Naprawdę? Jaki kierunek? - zapytał Louis biorąc ostatni łyk wina, a Harry westchnął, patrząc na nich spod byka i składając samolocik z serwetki - A wiesz, że nawet nie pamiętam? - zaśmiała się i pokręciła głową, a Louis zdziwił się widocznie i omal nie prychnął, z resztą Harry podobnie - W porządku - westchnęła - Fajnie było Cię spotkać, słuchaj. Ale ja muszę już uciekać, mam nadzieję, że się nie gniewasz! - zaśmiała się i wstała z krzesła - Do zobaczenia, Louis! - rzuciła na koniec, poczochrała włosy szatyna i szybko odeszła. Harry i Louis nie mieli zielonego pojęcia, co tam się wydarzyło - Lou, dziecko kochane, co to miało być? - brunet wypalił pytaniem i głośno prychnął - Co? - udał, że nie wie, o co chodzi, poprawiając rozczochraną czuprynę - To przed chwilą - przeczesał włosy i wziął z kieliszka ostatni łyk - Aaa... Wybacz mi to. Tego nie było w planach - wytłumaczył smutnym głosem i poprawił się na krześle - To nie o to chodzi, Lou - pokręcił głową i uśmiechnął się czule w jego stronę - Naprawdę? Ktoś taki mógł być z tak wspaniałym człowiekiem jak Ty? - szatyn zrumienił się widocznie na te słowa i zagryzł wargę - Ale hej, kiedyś była inna, okej? - wyjaśnił szybko Louis - No, okej, okej - odparł, po czym zapanowała chwila ciszy, jednak ta nie potrwała długo - Dokąd chciałbyś teraz iść, Lou? - zapytał brunet z troską w oczach, a szatyn spojrzał na niego spod powiek i niezauważalnie zagryzł wargę. Coś widocznie miał na myśli. Nie do końca grzecznego - Nie mam pojęcia, ale skoro wypiliśmy nieco, to raczej żaden z nas nie będzie prowadził - wyjaśnił Louis, po czym ziewnął, a Harry uznał to za naprawdę urocze i wywołało to u niego uśmiech - Wiem, dlatego Zayn nas odwiezie - odparł brunet i odsunął krzesło, aby po chwili wstać - Więc, chodźmy - rzucił szatyn i wstał za Harry'm. Po drodze wzięli brudne naczynia, aby odciążyć nieco Liam'a i poszli w stronę baru - Mógłbyś nas odwieźć, Zayn? - zapytał Harry, gdy odstawiali naczynia na blat - A co się stało? - zareagował mulat, biorąc talerze i odstawiając na bok - Nie, nic, pozwoliliśmy sobie na wino, więc wiesz... - wyjaśnił Harry, a Louis z pasją skanował ruchy jego szczęki i zagryzał wargę - Ta, w porządku, kumam - zaśmiał się - Pewnie, odwiozę Was, ale dokąd? - dopytał Zayn, gdy odwiązywał fartuch - Louis pewnie chce do domu, tak, Lou? - Harry zwrócił się do skupionego na nim samym szatyna - W sumie, tak. Jestem trochę zmęczony, a poza tym kumpel siedzi u mnie w domu, więc... - wyjaśnił Louis i oparł się o blat, a wzrok Harry'ego niekontrolowanie skupił się na pośladkach szatyna - Yyy.. Tak, mnie również do domu...- odparł rozproszony brunet - Ale moim autem, Zayn, okej? Nie chcę go tu zostawiać - poprosił jeszcze - Niech będzie, chodźcie - oznajmił - Liam! Ja niedługo wrócę! Zerknij na bar! - krzyknął Zayn w stronę drzwi od kuchni - Dobra, ale pospiesz się! - odpowiedział krzykiem, po czym cała trójka wyszła z lokalu i podeszli do auta.

Harry otworzył Louis'owi drzwi, co u obydwu wywołało czuły uśmiech, po czym dał Zayn'owi klucze. Brunet i szatyn usiedli razem z tyłu, Zayn odpalił silnik i ruszył z miejsca - Gdzie mieszkasz, Louis? - zapytał mulat po chwili jazdy - Poprowadzę Cię - wypalił nagle Harry - Okej.. - odpowiedział pod nosem i jechali dalej. Po kilkunastu minutach, podczas których brunet i szatyn wymieniali się nieśmiałymi spojrzeniami i uśmiechami, zajechali pod kamienicę Louis'a - Dzięki wielkie, Zayn - rzucił szatyn, jednak zanim wyszedł, zrobił coś, czego brunet się nie spodziewał. Nim otworzył drzwi, przytulił Harry'ego na pożegnanie. To było absolutnie to. Harry oddał uścisk z wielkim uśmiechem - Dziękuję za wspaniały dzień, Harry... - ich uścisk trwał nieco dłużej, niż powinien, lecz obojgu to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. Wyglądali, jakby wcale nie chcieli wypuszczać się z ramion. Wszystkiemu przyglądał się Zayn. Widział ich bowiem w górny lusterku. Uśmiechnął się pod nosem na ten widok - W porządku, Lou. Ja też dziękuję... - po tych słowach odsunęłi się od siebie - Widzimy się jutro? - zapytał Harry z nadzieją w oczach - Jutro poniedziałek, do pracy idę od rana, więc popołudniu oczywiście - odparł Louis - To do jutra - dodał, otwierając drzwi i wychodząc z samochodu - Do jutra, Lou - odparł, a szatyn pomachał mu jeszcze i wbiegł na schody, po czym zniknął za drzwiami.

Harry zatrzymał na chwilę wzrok na tychże drzwiach. Myślał chwilę o tym wszystkim. Kim dla niego jest Louis. Kim on jest dla Louis'a. Wiedział, że nad ich relacją będzie myślał przez resztę dnia i może nawet nocy.
- Lecicie na siebie - rzucił nagle Zayn z dumnym uśmiechem na twarzy - Że co? - wyrwany ze skupienia Harry odparł - Kleicie się do siebie, jak muchy do lepu - zaśmiał się mulat i ruszył w stronę domu Harry'ego - Co Ty? Jesteśmy tylko przyjaciółmi, Zayn - odpowiedział brunet niepewnie - Co Ty, Harry? Araba chcesz zmylić? Araby to cwaniaki. Powodzenia.. - zaśmiał się i pokręcił głową - Widzę, jak na siebie patrzycie, jak do siebie mówicie... Nawet Liam to zauważył - wyjaśnił wszystko, a sam brunet, cały zarumieniony, nie potrafił zaprzeczyć, gdyż to wszystko było prawdą - Zayn... Bo widzisz... - próbował coś wydusić, bawiąc się palcami ze spuszczonym wzrokiem - Ależ, Harry, nie tłumacz mi się - spojrzał na niego w lusterku - Uwierz mi, że widzę, że właśnie znalazłeś miłość swojego życia... - rozczulił się mulat i oznajmił, jakby był tego całkowicie pewny  - Hej, a Ty skąd wiesz, że jestem gejem? - rzucił nagle Harry. Nie przemyślał tego pytania. Dał sobie mentalnego plaskacza w czoło - Szczerze? - ponownie zerknął na niego w lusterku, gdy stali na pasach, i przyjrzał mu się dłużej - Jesteś zbyt przystojny, żeby nie być gejem, mój przyjacielu - zaśmiał się, a Harry mimowolnie prychnął - A Louis, to już w ogóle. Zbyt piękny na faceta, który woli dziewczyny - oświadczył z uśmiechem mulat - Ej! - ostrzegł go brunet, jednak bezskutecznie - Najbardziej, to widać po jego tyłeczku i po tym, jak chodzi. Zapewne nieraz dostał klapsa.. - prychnął Zayn - Ej, ej, Zayn! Nie zapędzaj się, bo... - ostrzegł go raz jeszcze - Bo co? Zazdrosny? - mulat obrał świetną taktykę na sprawdzenie swoich dedukcji. Harry zamilkł na chwilę w zakłopotaniu - Tak jak myślałem, zazdrosny - odpowiedział za bruneta - No dobra, Zayn, dobra - poddał się Harry - Tu mnie masz... Cholernie mnie pociąga, pasuje? Jest najpiękniejszy i jest mój, tylko mój... - powiedział pod nosem niemal szeptem. To właśnie było celem Zayn'a - No, widzisz, Harold? Jakie to proste.. - zadowolony z siebie mulat zatrzymał samochód przed budynkiem i westchnął - Eh... Dzięki, Zayn - rzekł, po czym wyszli z pojazdu - Nie sprawy, Szefuniu - zażartował mulat - Masz, stówa na taksówkę, resztę zachowaj i wracaj do pracy. I wiesz co? Jeszcze raz wielkie dzięki - wręczył mu banknot, po czym wtulił się w niego, co Zayn odwzajemnił - Spoko, Szefie. Ale wiesz co? Nawet przytulasz jak gej - zaśmiał się mulat - Oh, dobra, idź już, Ty śmieszku z Bliskiego Wschodu - zażartował brunet i oboje się zaśmiali - Dzięki, na razie! - rzucił Harry i potruchtał do budynku. Zayn czekał chwilę na taryfę. Zapłacił o wiele mniej, niż brunet mu dał, ale cóż. Po chwili był już w lokalu i wrócił do pracy za barem.

Louis wszedł do domu i to, co ujrzał przerosło jego wszelkie oczekiwania. Ujrzał wysprzątane i przewietrzone mieszkanie. Zdjął buty, po czym powoli, rozglądając się, wszedł do salonu. Ujrzał tam nikogo innego, jak Niall'a, który ścierał kurz z komody, ale miał słuchawki na uszach, więc nie słyszał, gdy Louis wszedł - Just beat it, beat it, beat it, beat it! No one wants to be defeated, showin' how funky, strong is your fighter, it doesn't matter who's wrong or right! Just beat it, beat it, beat it, beat it! Woohoo! - szatyn ujrzał śpiewającego w głos i śmiało tańczącego blondyna i nie mógł się nie zaśmiać. Podszedł bliżej  i nagle mocno chwycił go za ramiona - Aaa! - wydarł się Niall i odleciał, upadając na podłogę, na co Louis niemal nie skulił się ze śmiechu, po czym szybko wyciągnął słuchawki - Czy Cię, cieciu, popierdoliło? Prawie bym dostał zawału! - oburzył się blondyn i oddychając głęboko, wstał - Pamiętaj, że 'prawie' robi wielką różnicę - odgryzł mu Louis - No, super - odparł blondyn - W ogóle, to świetnie śpiewasz - prychnął szatyn - Dzięki. Król Mike naprawdę wciąga - odpowiedział Niall, kończąc wycierać komodę - Ja tam nie wiem, nie znam się - odparł obojętnie Louis - Pfff... - rzucił tylko - A tak poza tym, to dzięki za posprzątanie - szatyn usiadł na oparciu kanapy, spojrzał na Nialla i uśmiechnął się wdzięcznie - Co Cię naszło? - dodał - Szczerze? - splótł ręce na klatce piersiowej i rozejrzał się - Z nudów - wzruszył ramionami -Trochę syfu tutaj było - zaśmiał się - Oj, przesadzasz - machnął ręką - O, nie, byś zobaczył - usiadł obok niego - Co Ty... Ja mam teraz inne, ciekawsze rzeczy do oglądania - wyjawił Louis z przygrozioną wargą - O, doprawdy? - nie dowierzał blondyn, wstając i wychodząc do kuchni - A, żebyś widział - również wstał i poszedł za nim, i oparł się o futrynę - Ale wkrótce zobaczysz - poprawił grzywkę - No, ciekaw jestem - odparł blondyn, odkładając ścierkę na zlew - Słuchaj, Louis, ja mam już wracać do siebie? - oparł się o blat - Bo mam wrażenie, że zajmuję Ci hanciendę - zaśmiał się - Nie no, co Ty - zawtórował mu - Dzisiaj zostaniesz, bo za to sprzątanie zamówię Ci pizzę - oznajmił szatyn i wyciągnął telefon - Z potrójnym serem? - ekscytował się Niall, robiąc wielkie oczy - Z potrójnym serem - potwierdził Louis, wyjął telefon i po chwili wybrał numer, wychodząc do salonu - Tak, tak, tak - ucieszył się blondyn, po czym tanecznym krokiem poszedł do łazienki, wyśpiewując pod nosem wcześniej przerwany hit.

- Pizza zaraz będzie! - krzyknął Louis do Nialla, który jeszcze był w łazience - Gites! - odpowiedział, a Louis przebrał się w domowy strój, czyli dresy i zasiadł na sofie przed telewizorem, który po chwili włączył. Po kolejnych kilku minutach Niall wciąż nie wracał z toalety, więc Louis postanowił interweniować - Niall, stary, jesteś tam? - zapukał w drzwi, a w tej samej chwili blondyn wyszedł - Tak, jestem, spoko - rzucił uśmiech - Srałeś, bo śmierdzi! - wyczuł Louis i skarcił go - Nie! - bronił się Niall - Jak nie, jak ja czuję?! - odparł mu gniewnie, ale po chwili oboję się zaśmiali - No dobra, masz mnie - poddał się blondyn - Oh, Ty! Chodź, zobaczymy, co dają w telewizji - zasugerował szatyn i poszli do salonu. Zasiedli na kanapie i patrząc w ekran, wyczekiwali dostawcy z pizzą.

W tym czasie Harry był już w swoim mieszkaniu. Było po godzinie szesnastej, więc jak co dzień, nie było nic do roboty. Lecz na nudę miał niezawodny sposób, mianowicie muzykę.
Podszedł do półki z płytami i zeskanował je wzrokiem - Która będzie dobra na tę porę? - pytał sam siebie - "Thriller"?  Nie... Dobry do słuchania nocą. To, może "Xscape"? Tak, będzie w sam raz - zastanawiał się dłuższą chwilę, po czym włożył płytę do napędu i nagle przeszły przez niego pierwsze nuty piosenki "Love Never Felt So Good". Podszedł do okna, włożył ręce do tylnych kieszeni i westchnął ciężko. Patrzył chwilę na panoramę miasta, nucąc pod nosem muzykę płynącą z wież.
Nagle usłyszał burczenie w brzuchu. Zdziwił się bardzo, gdyż przed chwilą wrócił z obiadu. Jednak, cóż, postanowił coś przegryźć. Myślał chwilę w rytm muzyki i stwierdził, że spaghetti carbonara będzie dobrą opcją. Związał włosy gumką, którą miał na nagdarstku i poszedł do kuchni.
Wyjął garnek, do którego wlał gorącej wody, by zwyczajnie ugotowała się szybciej, i postawił na gazie. A z szafki wyjał jeszcze tylko makaron i odczekał, aż woda zabulgocze. Te kilka minut spędził na leniwym tańcu.
Wrzucił więcej niż garść makaronu i ponownie musiał czekać, jednak tych następnych minut nie spędził sam, gdyż z drugiego piętra zeszli Flip i Flap, którzy od razu powędrowali w stronę właściciela - O, tutaj jesteście - rzekł do nich brunet, gdy przekraczały próg kuchni - Byłyście zbyt leniwe, żeby od razu przyjść i przywitać się ze mną, nie? - kucnął przy nich i zapytał - I ja Was rozumiem - dodał - Zjedlibyście coś? Macie tylko wodę, jak widzę - stwierdził, gdy zwrócił wzrok na kącik z miskami - Ale ze mnie wyrodny właściciel - zaśmiał się, wstając, by odlać makaron z wody - Ale spokojnie, podzielę się z wami - zapewnił, podchodząc do lodówki i wyjmując z niej dwa jaja i oliwę.
Postawił patelnię na ten sam gaz i wlał trochę oliwy, a nań rzucił odlany makaron i zamieszał. Następnie rozbił dwa jaja i wlał na patelnię, po czym dodał nieco pieprzu i soli. Mieszał wszystko, aż do ścięcia się jaj i wyłączył gaz. Parujące danie przełożył na talerz, zachowując jednak porcję dla kotów, którą podzielił na dwie. Ze swoim talerzem poszedł do jadalni i tam spożył powoli, wystukując stopą rytm następnych piosenek.
Po posiłku wrócił do kuchni, aby dać kotom wydzieloną i wystudzoną porcję. Nałożył do dwóch misek, a do drugiej nalał im świeżej wody - A teraz Wy, jedźcie - uśmiechnął się do nich, a one podeszły i zaczęły powoli jeść. Harry natomiast wrócił do salonu i rozejrzał się przez chwilę - Ciekawe, co robi Lou... - wyszeptał do siebie - Zapewne odpoczywa... Wymęczyłem go dzisiaj - tłumaczył sobie z uśmiechem. Wyciągnął telefon z kieszeni i postanowił, że upewni się, co robi jego Lou. Wystukał prędko krótką wiadomość:

Do: Lou
Jak tam, Lou ? (;
16:58

Schował telefon do kieszeni, a na odpowiedź nie musiał długo czekać.

W tym czasie Louis z Niall'em siedzieli na kanapie i oglądali każdy kanał po kolei. Zajadali również pizzę, której szatyn kończył dopiero pierwszy kawałek, blondyn natomiast był w połowie trzeciego - Słuchaj, stary - zaczął Niall z pełnymi ustami - Za taką zapłatę, to ja mogę sprzątać u Ciebie każdego dnia - zaśmiał się - Wporzo - odparł Louis, gdy nagle usłyszał dźwięk SMS i sięgnął po telefon, a na treść wiadomości roztopione były nie tylko sery na pizzy, ale również serce Louis'a:

Od: Harry
Jak tam, Lou ? (;
16:58

Opanował ogromną w duszy euforię i prędko odpisał, nim jednak to uczynił zmienił nazwę kontaktu Harry'ego na 'Harold', na co uśmiechnął się głupio:

Do: Harold
U mnie w porządku, odpoczywam (;
Dziękuję, że pytasz
A Ty ? :D
16:59

Wysłał, odłożył telefon na bok i wrócił do jedzenia. Nie cieszył się jednak długo. Dosłownie kilka sekund po tym, jak odłożył telefon, dostał wiadomość. Od razu wiedział, że to nie od Harry'ego, gdyż to fizycznie niemożliwe. To, co zobaczył, skutecznie popsuło mu nastrój:

Od: Nieznany
Heeej, Louis !!! To ja !! Eleanor! :DDD Co tam porabiasz??
16:59

- Ja pierdolę... - było jego jedyną reakcją - Znowu się zaczyna... - odrzucił telefon i westchnął - Co się dzieje, stary? - zapytał blondyn z pełną buzią - Skąd ona w ogóle ma mój numer? - zachodził w głowę - Ej, no, bro, co jest? - blondyn powtórzył pytanie - Spotkałem dziś moją byłą i teraz napisała, ty czujesz? Zacznie mi dupę truć, coś czuję... - zakrył twarz dłońmi i westchnął - Eee tam, facet, bądź facet - pocieszał go Niall, po czym przystawił mu kawałek pizzy do ust - Am? - na co Louis tylko prychnął, a blondyn zaśmiał.

Po tym, jak Harry otrzymał odpowiedź, usiadł na sofie i z uśmiechem odpisał:

Do: Lou
Ja trochę się nudzę ):
Ale zapewne zaraz pójdę spać, jak to ja (; Trochę mnie wymęczyłeś, Lou :D
17:01

Louis z niechęcią podniósł telefon, gdyż myślał, że to znowu ona, lecz ucieszył się, gdyż zobaczył 'Harolda':

Do: Harold
Wymęczyłem, powiadasz? (;
Jeśli tak, to śpij dobrze x.
Zapewne napiszę jeszcze przed snem, ale już teraz życzę Ci dobrej nocy :D
17:02

Louis ponownie otrzymał wiadomość od dziewczyny. Prawdopodobnie w reakcji na to, że nie odpisał. W tamtej chwili odechciało mu się jeść.

Od: Nieznany
Louis!! Czemu nie odpisujesz, misiaku?! :DDD
17:03

- Niall, zrób coś, błagam - bezradny Louis odrzucił głowę w tył i zakrył twarz w dłoniach - Ale co? - zapytał blondyn z pełnymi ustami - Wiesz, że ona tak łatwo nie odpuści, nie? - wypuścił twarz z dłoni i wziął drugi kawałek pizzy - To znaczy... Nie wiem, ale się domyślam - blondyn próbował go pocieszyć. Milczeli dłuższą chwilę, patrząc w ekran telewizora. Można powiedzieć, że Louis miał poważny problem. Z jednej strony przyjaciel, który cholernie mu się podoba, a z drugiej była dziewczyna. Oczywiście, że wybór był dla szatyna jasny, jednak to wszystko wymagało dłuższej refleksji.

Harry po odczytaniu odpowiedzi w drodze do łazienki, odpisał:

Do: Lou
Od razu wielkie dzięki i Tobie również dobrej nocy (;
Napisz, a wiesz, że odpiszę Ci z wielką przyjemnością :D
17:04

Brunet wszedł do łazienki i odłożywszy telefon na pralkę, zaczął zdejmować ubranie.
Nagi stanął przed lustrem i rozczesał loki, po czym wszedł do kabiny i odkręcił wodę.
Po chwili spienił na ciele i włosach mocno cytrusowy żel. Umył się cały bardzo dokładnie i spłukał pianę. Wyszedł z zaparowanej kabiny i stanął przed lustrem, wycierając się dokładnie. Przetarte nieco włosy związał w koka, porządnie umył zęby i doprowadził łazienkę do względnego porządku. Wyszedł z niej odprężony, zostawiając otwarte drzwi, aby przewietrzyć pomieszczenie. Wrócił do salonu i opadł zmęczony na kanapę. Album "Xscape" powoli dobiegał końca. Legendarne nuty działały na Harry'ego w sposób nieopisany. W tamtej chwili zatańczyłby z wielką chęcią, lecz był nieco zmęczony i sił był brak. Siedział na kanapie, oparty o oparcie i z głową zwróconą w prawo, w stronę okna, przez które podziwiał widok późno popołudniowego Manhattanu.
Wystukiwał stopą rytm utworu i palcami, które spoczywały na jego kolanie, czynił to samo...

Całkowicie nieświadomie...

Bez kontroli...

Zupełnie jak... Niewolnik rytmu...

Nagle przypomniał sobie, że zostawił telefon w łazience. Wrócił do niego szybko, bo mógł przecież dostać odpowiedź od Louis'a, a tejże nie wyobrażał sobie zignorować.
Zauważył jednak, że nie było żadnej odpowiedzi. Tyle dobrze, że szatyn chociaż odczytał.
Wracając do salonu, jego uwagę przykuły palmy, do których podszedł - Ooo, wypadałoby Was podlać... - stwierdził, gdy zerknął na ziemię w donicach. Poszedł do kuchni po miarkę i nalał do niej wody. Wrócił z nią do salonu i oblał delikatnie wodą wokół orzecha, gdyż nie wolno lać wody na kokosa, bo szybko zgniję. To samo zrobił z drugą palmą, wykorzystując całą wodę. Odstawił miarkę do kuchni i wziął zraszasz, który stał pod zlewem. Nalał do niego wody i obfitą wilgotną chmurką zwilżył duże liście i łodygi palm - No, teraz to kulturka - spojrzał na nie dumnie z rękami opartymi na biodrach - Rośnijcie wysokie i rozłożyste... - rzekł leniwie i wrócił do kuchni, odstawiając zraszacz na miejsce.
Postanowił pójść od razu do sypialni. Nim jednak to zrobił, zerknął dookoła, czy nic nie wymaga interwencji. Nic, więc wyjął płytę z napędu i odstawił album na półkę, i pochwyciwszy telefon poszedł na górę do sypialni.
Położył się na plecach i okrył nogi satynową kołdrą, po czym westchnął lekko. Spojrzał w ekran telefonu, by ostatni raz zerknąć na godzinę. Była 17:33.
Dość wcześnie jak na porę snu, ale gdy jest się zmęczonym, nie ma to żadnego znaczenia.
Odłożył telefon na szafkę nocną i obrócił się w stronę okna. Popatrzył chwilę przez nie, lecz po chwili jego powieki stały się ciężkie. Nie minęło pięć minut, gdy zasnął.

- Oglądamy jakiś film, bro? - zapytał Niall, wracając z kuchni z dwoma wysokimi szklankami soku jabłkowego - A jaki proponujesz? - zapytał obojętnie Louis - Ej, nie bądź taki markotny.. - rzekł blondyn, gdy podał mu szklankę i usiadł obok niego - To tylko była laska, daj spokój. Pomyśl o swoim nowym obiekcie westchnień... - wyjaśnił Niall, siedząc z łokciami opartymi na kolanach i patrząc z troską na Louis'a.
Louis naprawdę kochał Niall'a jak brata, z wzajemnością z resztą. Wiedział, że chce dla niego jak najlepiej i gdy mówi, to mówi szczerze. Oboje bardzo sobie ufali - Więc, co mam zrobić? - zapytał szatyn, po czym wziął łyk soku - Upierdliwą laskę, to ja bym olał - odparł blondyn i oparł się o zagłówek sofy - Tak od razu? - dziwił się - Taa... Pewnie, bo co mi z niej? - odpowiedział i wziął łyka ze szklanki - Była i się zmyła, otwierając mi nowe horyzonty - dodał jeszcze. Louis milczał chwilę i patrzył pusto przed siebie, podczas gdy Niall skakał po kanałach, szukając czegoś interesującego - Myślisz, Niall, że mogę to zrobić? - zapytał już o wiele śmielej, jednak wciąż patrząc pusto w przestrzeń - Ja polecam Ci to najserdeczniej, bro! - odpowiedział i poklepał go po kolanie, a szatyn ocknął się i spojrzał na niego, patrząc przez chwilę - I wiesz co? - zaczął Louis - Tak właśnie zrobię! - oznajmił oficjalnie, klasnął w dłonie i chwycił szklankę, aby wznieść toast. Toast sokiem, ale to zawsze coś - Wypijmy za to, przyjacielu! - wzniósł szatyn - Za nowe horyzonty! - zderzyli się szkłami i uśmiechnęli - Za nowe horyzonty! - zawtórował mu blondyn - Za Harry'ego! - rzucił Louis, czego sam się nie spodziewał. Dał sobie mentalnego plaskacza w czoło i wypił zawartość naczynia jednym duszkiem, udając, że nic nie powiedział. Jak mógł tak nagle wypalić. Niall natomiast, gdy już upijał łyk, zmarszczył czoło w zdezorientowaniu - Za kogo? - dopytał z lekkim uśmiechem - Kim jest Harry, Louis? - spojrzał na niego przenikliwie i od razu wiedział, o co chodzi - Jaki Harry? - szatyn udawał, że nie wiedział, o co chodzi - Ten, za którego wypiliśmy, bro - blondyn drążył temat z szelmowskim uśmiechem. Louis siedział chwilę w milczeniu, czując na sobie przeszywający i żądny wiedzy wzrok Niall'a. W tamtej chwili nie było już wyjścia. Wypadało powiedzieć mu wszystko - Halo, halo, ziemia do Louisa! - blondyn pomachał mu przed twarzą, na co tamten od razu się ocknął - Powiedz wujaszkowi, jakiego to kolegę sobie znalazłeś? - szatyn widział na jego twarzy taki Lenny Face, jakiego jeszcze nie widział. Przestraszył się trochę, ale postanowił mu powiedzieć - Bo widzisz, Niall... - zaczął niepewnie, bawiąc się skrawkiem koszulki - Niedawno poznałem mojego nowego znajomego... - szatyn po każdym zdaniu musiał odetchnąć, a wyraz twarzy Niall'a nie zmienił się - Dostarczyłem mu paczki i... - ucichł Louis - Zakochałeś się?! - nagle blondyn przerwał z zachwytem - Tak... Co?! Znaczy, co?! - zdziwił się szatyn i spojrzał na niego ze zdezorientowaniem - Ha! Mam Cię! Wiedziałem! - krzyknął z uśmiechem Niall i odtańczył taniec zwycięstwa w wersji demonstracyjnej - A Ty skąd wiesz, że jestem gejem?! - tego pytania Louis nie zaplanował. Spoliczkował się mentalnie i spojrzał w sufit, wzdychając - Skąd wiem? - Lenny Face przybrał na twarzy blondyna taki wymiar, że to aż niemożliwe - No? - rzucił Louis ze wzrokiem w suficie - Patrzę na Ciebie - podparł w powietrzu brodę na pięści i zeskanował szatyna wzrokiem - I co? - opuścił głowę, przeczesując przydługie włosy - I jesteś najgejowszym gejem na świecie - wyznał blondyn, nie zmieniając swojej miny, na co szatyn spojrzał na niego i pokręcił głową - Najgejowszym, serio? - mimowolnie prychnął. Niall zawsze umiał go rozbawić - No ba! - blondynowi drętwiała już ręka i twarz, ale mimo to Lenny wciąż osiągał apogeum - No dobra, Niall, masz mnie... - szatyn poddał się - Cholernie mnie pociąga, pasuje? Jest najpiękniejszy i jest mój, tylko mój... - powiedział pod nosem, ale blondyn słyszał wszystko doskonale. Uśmiechnął się na to, co usłyszał i usiadł bliżej szatyna, obejmując jego kark - Ooo, Louis... Trzeba było tak od razu.. - poklepał go po plecach i uśmiechnął się - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że znalazłeś miłość swojego życia.. - oznajmił blondyn, zdejmując rękę z jego karku i opierając łokieć na kolanie - Skąd ta pewność? - zapytał Louis, zwracając na niego swój wzrok - Po prostu to czuję... - rozczulił się blondyn i podrapał w głowę - A wiesz, co ja czuję? - szatyn spojrzał na niego - Że się znów zesrałeś! - po tych słowach Louis wybuchnął śmiechem i skulił się na kanapie, a Niall spojrzał na niego, tłumiąc śmiech - Aha, bardzo zabawne! - powiedział, uderzając go w ramię i, widząc śmiejącego się szatyna, sam wybuchnął śmiechem.
- Dobra, słuchaj! - zaczął Louis, wstając niechętnie z kanapy - Posprzątajmy ten cały syf, niech się nie plącze pod nogami - zarządził szatyn i pochwycił brudne szklanki, wychodząc do kuchni - Ależ, jaśnie Panie, jaki syf? Toć tu jest czyściutko! - blondyn odpowiedział zabawnym głosem, wziął puste pudełko po pizzy i poszedł do kuchni za Louis'em - Słuchaj, Louis.. - zaczął, gdy zgniatał karton i wrzucił go do śmieci - Ja mam teraz lecieć do siebie? - oparł się o blat, gdy szatyn mył szlanki - Trochę tu u Ciebie siedzę jednak i wiesz.. - podrapał się w głowę, a Louis zwrócił się do niego - To wiesz co? - zaczął i oparł się obok przyjaciela - Ja jutro rano idę do roboty, nie? Dzisiaj jeszcze śpisz u mnie, a jutro rano, po drodzę do pracy odwiozę Cię do domu. Co Ty na to? - zasugerował - W sumie, brzmi nieźle - rzekł Niall - Wielkie dzięki, bo wiesz co? Szczerze, to nie chce mi się wracać do chaty - zaśmiał się - Osz Ty cwaniaku! - Louis klepnął go w ramię i zaśmiał się razem z nim - No co?! Korzystam z okazji! - dodał jeszcze w śmiechu - A idź Ty! - szatyn pokręcił głową i wyminął go, kierując się w stronę salonu - Chodź, obejrzymy film. Będziesz coś jeszcze jadł? - zapytał, prychając - Ooo, proszę Pana, tego to nawet ja nie wiem! - zaśmiał się blondyn, wzruszając ramionami i poszedł za Louis'em - Ale znając życie, to pewnie tak - dodał jeszcze po drodze i oboje się zaśmiali, a szatyn pokręcił głową. Rozsiedli się na sofie i po chwili rozpoczęli seans.

W tym samym czasie, w mieszkaniu Harry'ego panowała przeszywająca cisza. Brunet od kilku godzin był pogrążony w błogim śnie, w sypialni towarzyszyły mu koty, które również przyszły spać. Księżyc, którego blask wpadał do apartamentu, oświetlał go całkowicie. Było kilko minut po godzinie dwudziestej drugiej. Niemal cały Manhattan spał.
Louis i Niall również już spali.

Ten dzień Harry i Louis mogli zaliczyć do jednego z najlepszych, o ile nie najlepszego dnia w ich życiu. Oboje wzięli sobie do serca i pod głębokie zastanowienie to, co dziś powiedzieli im ich bliscy przyjaciele. To, że znaleźli miłość swojego życia. Żaden z nich nie mógł zaprzeczyć swoich większych uczuć do siebie nawzajem. Oboje czuli, gdy patrzyli sobie w oczy, czy uśmiechali się, że to nie jest zwykła znajomość. Oboje czuli, jakby byli dopasowani do siebie idealnie. Oboje byli pewni, że czują do siebie coś więcej. Oboje tego pragnęli, ale nie wiedzieli jeszcze, jak bardzo i jak los będzie im przychylny.

Harry obudził się wyspany o godzinie czwartej nad ranem. Obudził się, jak zawsze, zwrócony w stronę wielkiego okna. Otworzył powoli zaspane powieki i za oknem ujrzał piękne, różowopomarańczowego koloru niebo, po którym wspinało się słońce oraz leniwie płynęły niewielkie chmury, oświetlone światłem porannego słońca.
Podniósł się do pozycji siedzącej, przeciągnął, rozwiązał włosy i rozejrzał po pokoju. Po drugiej stronie łóżka spali smacznie Flip i Flap, jakby wtuleni w siebie. Harry uśmiechnął się zza zaspanych oczu i niechętnie wstał z łóżka i ziewając, powoli podszedł do komody i wyciągnął z niej parę czarnych bokserek oraz czarnych skarpet, które założył. Powoli i po cichu zszedł na dół do salonu, gdzie zatrzymał się na chwilę, by posłuchać kojącej, ale i dobijającej ciszy. Poszedł do kuchni, by zjeść niewielkie śniadanie. Nie miał zbytniej ochoty na wymyślne dania, więc postawił na płatki kukurydziane z mlekiem oraz tosty z masłem i konfiturą. Uszykowanie tego nie zajęło mu nawet pięciu minut i z tym zestawem poszedł do salonu, gdzie spokojnie zjadł w ciszy i ze wzrokiem wlepionym w budzący się Nowy Jork.
Po śniadaniu odstawił naczynia do zlewu i zastanawiał się, co dalej robić. Nie musiał myśleć długo. Wiedział, że trzeba jechać do restauracji, by sprawdzić nagrania z monitoringu, zrobić listę, co należy zamówić w hurtowni, odpowiedzieć na rezerwacje i wszystkie inne formalności związane z prowadzeniem działalności gastronomicznej.
Sprawnie ubrał się w czarne rurki i czarną koszulkę. Umył zęby i rozczesał włosy, które związał w kitkę. Na stopy wzuł kremowe skórzane botki, a na nos okulary przeciwsłoneczne. Ostatni raz sprawdził mieszkanie, zabrał telefon, klucze, portfel i wyszedł z mieszkania, zamykając je solidnie. Zjechał windą na parter i naprawdę uderzyła go cisza, jaka panowała w tym olbrzymim gmachu. Martwym gmachu. Wyszedł z budynku i od razu poczuł na twarzy ciepło letniego wiatru. Potruchtał po schodach w dół i podszedł do samochodu. Wsiadł do niego, odpalił silnik i wyruszył w podróż po pustym Manhattanie.
Jechał powoli. Ulice były puste, sygnalizacja świetlna jeszcze nie włączona, co przyspieszyło jego dotarcie do lokalu. Po drodze jednak przypomniała mu się piosenka "Moon River" z jednego z jego ukochanych filmów. Wyśpiewał ją cicho pod nosem...

Moon River, wider than a mile,

I'm crossing you in style some day,

Oh, dream maker, you heart breaker,

Wherever you're going, I'm going your way...

Two drifters off to see the world,

There's such a lot of world to see,

We're after the same rainbow's end,

Waiting 'round the bend,

My huckleberry friend,

Moon River and me...

Zajechał pod lokal w jakieś dziesięć minut. Zaparkował przed nim Cadillac'a i wszedł do środka, uprzednio otwierając wszystkie zamki i zdejmując okulary. Druga już pustka, jaką Harry zobaczył tego poranka, to jego restauracja. Kompletna cisza uderzała jego uszy. Oszczędził sobie jednak te rozterki nad brakiem dźwięków z otoczenia, bo przyjechał tu w zdeka innej sprawie.
Poszedł do swojego gabinetu na tyłach restauracji i usiadł za biurkiem, odpalając laptop.
Wszedł w zapisy z monitoringu z ostatnich dni i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie nagranie z kuchni pewnego poranka przed rozpoczęciem zmiany.
Brunet ujrzał Zayn'a i Liam'a w dwuznacznej sytuacji. Owi panowie bowiem urządzili sobie chwile rozkoszy przy kuchennym blacie. Harry był bardziej zaskoczony niż wściekły. Wiedział, że ta dwójka ma się ku sobie, ale że wyleją swoją namiętność w kuchni, to tego się nie spodziewał. Ale cóż mógł zrobić. Przecież nie zwolniłby ich za to. To była tylko chwila ich słabości do siebie. Harry zapatrzył się na nagranie, jednak po chwili się ocknął, odchrząkając - Nieźle, nieźle... - brunet pokręcił głową i uśmiechnął się bezradnie - Seks w miejscu pracy? Oj, Ziam, Ziam, nieładnie.. - westchnął tylko, uśmiechnął się i przeszedł do przeglądania kolejnych taśm. Następne, co zrobił to odpowiedział na wszystkie służbowe maile i rezerwacje. Było tego dość sporo, z czego brunet był zadowolony. Ostatnia czynność, jaką zrobił to przejrzenie magazynu i zasobności kuchni. Nie brakowało wiele. Wszystko było kupowane na bieżąco. Złożył jednak kilka większych zamówień do hurtowni na produkty i rzeczy, które lepiej, gdy są pod dostatkiem. Zakończył wszystko, wyłączył laptop i wyszedł z gabinetu, zamykając go.
Podszedł go baru i nalał sobie szlankę wody sodowej. Usiadł na blacie z głową zwróconą w stronę ściany okien z widokiem na ulicę, machając jedną nogą i uśmiechając się.
- To będzie bardzo dobry dzień... - szepnął do siebie i wziął łyk lekko kwaśnej w smaku wody.

§

Oto jest. Jedenasty rozdział tej powieści. Od ostatniego minął... Oj, minął miesiąc... Bez jednego dnia! Bardzo Was przepraszam za tak długą przerwę, ale musicie mi wybaczyć, gdyż jestem cholernym perfekcjonistą i nie dodam rozdziału, gdy nie jest do końca dopieszczony. Każdy przecinek, każde słowo ma dla mnie ogromne znaczenie estetyczne. Ale cóż! Mam nadzieję, że ten również przypadnie Wam do gustu.

Dziękuję również pewnej wyjątkowej kobiecie, która zainspirowała mnie do tego rozdziału i dała mi kopa w postaci pewnego pomysłu.
Wiesz, że chodzi o Ciebie, panno M. Jesteś wielka! (;

Dziękuję!

It's All For L-O-V-E!

A.J.J.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro