Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter X.

  Harry, z niewiadomych przyczyn, obudził się w środku nocy. Gdy spojrzał na zegar w telefonie, którego jasny ekran go oślepił, ujrzał godzinę pierwszą pięć. Podniósł się do pozycji siedzącej, po czym rozejrzał po sypialni. Za oknem nie było już burzy. Absolutny spokój i cisza. Wszystkie czarne chmury odpłynęły, a zamiast nich leniwie płynęły jakieś pojedyncze, ledwo widoczne na nocnym niebie, obłoki. Księżyc, który świecił tak jasno, że w mieszkaniu było, jak za dnia. Gdy Harry na niego spojrzał, ten go oślepił. Wysunął się spod cienkiej kołdry i bardzo cicho zszedł na dół. Nie szkodzi, że mieszkał sam. To był taki odruch. Świat nocą jest o wiele bardziej wrażliwy na dźwięki. Wszedł do salonu, w którym było równie jasno, jak na górze. W świetle Księżyca zobaczył koty, które spały na kanapie. Wszedł do kuchni ziewając i przecierając delikatnie oczy. Wziął szklankę i nalał do niej zimnej wody z kranu, po czym upił pierwszego łyka. Wyszedł z kuchni ze szklanką i stanął przy stole, twarzą do okna, i wypił kolejnego, większego łyka.
Cisza, jaka panowała w mieszkaniu, była okropnie przeszywająca. Jedyny, jakikolwiek głośniejszy dźwięk, który obijał się o uszy, wydawał agregat w lodówce, ale poza tym nic. Dosłownie było słychać, jak palmy rosną. Ostatni raz przechylił szklankę, wypijając resztę wody, po czym odniósł ją do zlewu i wrócił do stołu. Patrzył przez okno, z nadzieją, że chociaż to trochę go znuży i będzie mógł jeszcze zasnąć na godzinę, czy dwie.
Tak, jak oczekiwał, tak się stało. Po chwili jego powieki zrobiły się ciężkie, co od razu pokierowało go z powrotem do sypialni. Wrócił pod kołdrę, którą otulił się po samą szyję. Sprawdził jeszcze godzinę na telefonie. Była pierwsza dziesięć. Odłożył telefon i po chwili leniwego mrugania, z twarzą zwróconą w stronę okna, zasnął.

Po niespodziewanym, nocnym przebudzeniu, zasnął na nieco ponad dwie godziny. Otworzył powieki około trzeciej trzydzieści, a jego oczom, które skierowane były w stronę okna, ujrzały szaro-różowo-pomarańczowe niebo i chmury, które wolno płynęły nad horyzontem.
Harry podniósł delikatnie głowę, po czym, zaspanymi jeszcze oczami, zeskanował cały pokój. Podniósł się i usiadł na łóżko, po czym przeciągnął się. Stanął na nogi i powtórzył czynność.
Zanim jednak wyszedł z sypialni, wyjął z komody parę białych bokserek i założył je. Zszedł na dół, do kuchni, gdzie spotkał swoje koty. Flip pił wodę z miski, a Flap toczył gumową piłeczkę po podłodze - To Wy już nie śpicie? - zapytał półszeptem lekko zdziwiony brunet - Pewnie chcielibyście coś zjeść, nie mylę się? - dopytał z lekkim uśmiechem podchodząc do lodówki, którą po chwili otworzył - Co my tu mamy... Hm, hm, hm... - powiedział skanując wzrokiem półki - O, wiem. Ty, Flap, dostaniesz trochę łososia, a Flip tuńczyka z puszki. Wy, i tak pewnie się zamienicie, ale to nie ważne. Ważne, żebyście byli najedzeni, nie? - przydzielił danie dla obydwu i wyjął z lodówki obiecane produkty. Do jednej miski poszarpał kilka plastrów łososia, a do drugiej rozdrobnił puszkowanego tuńczyka, po czym odstawił na podłogę, a resztę ryb schował do lodówki - Jedźcie, jedźcie, śmiało, kto, co chce - zachęcił wyjmując z lodówki mleko. Zdecydował się na proste śniadanie tego ranka, gdyż było zbyt wcześnie na jakieś wymyślne dania, więc zdecydował się na płatki kukurydziane z mlekiem. Z jednej szafki wyjął miskę, z drugiej zaś płatki, które do niej wsypał, po czym zalał mlekiem. Zamieszał łyżką, a następnie wziął szklankę i nalał do niej soku pomarańczowego z lodówki. Z gotowym śniadaniem poszedł do jadalni. Usiadł przy stole i, z twarzą do okna, zaczął jeść. W połowie jednak przerwał, gdyż wpadł na pomysł, że aby lepiej się rozbudzić, włączy sobie album. Wybór padł na "Dangerous". Zdjął pudełko z półki, po czym delikatnie włożył płytę do napędu. Dobre, rockowe brzmienie tego albumu, powinno solidnie go podładować od samego rana. Po tym, jak rozpoczynająca album piosenka "Jam", poleciała z głośników, które Harry uprzednio przyciszył, aby nie pobudzić sąsiadów dookoła, od razu poczuł się lepiej i o wiele żywszy. Wrócił do stołu, by skończyć śniadanie.
Spożywanie posiłków przy dobrej muzyce było genialnym pomysłem, na który wpadł Harry, jeszcze jako dziecko.
Gdy skończył, rozpoczynała się trzecia piosenka albumu "In The Closet". Uwielbiał ją. Była to, według niego, jedna z najlepszych i najseksowniejszych piosenek o miłości fizycznej.
Gdy siedział przy stole, wystukując rytm palcami i nucąc lekko słowa, od razu pomyślał o pewnej nieziemsko pięknej i karygodnie seksownej istocie, której mógłby śpiewać tę piosenkę szeptem do ucha. Brunet na samą myśl zagryzł lekko dolną i poczuł pulsującą krew w pewnej części ciała.
Tego było już za wiele. Musiał dziś spotkać się z Louis'em, choćby się waliło i paliło.
Harry doszedł do tego stopnia znajomości z szatynem, że nie wyobraża sobie dnia, by nie zobaczyć go, choć na chwilę. Jednak nie potrafił nazwać tego stanu rzeczy. Do tego, całe to napięcie i pożądanie, podkręcały te zmysłowe wersy płynące z głośników.

Louis postanowił przenocować Niall'a, gdyż podczas oglądania filmu zasnął, tym bardziej, że na zewnątrz szalała burza, nie puściłby go do domu.
Ułożył go na kanapie, a sam poszedł do swojej sypialni. Poszedł spać, niedługo po tym, gdy blondyn osunął się na sofę i usnął.
Tamtej nocy, Louis miał niespotykane problemy z zaśnięciem. Co udało mu się usnąć, to chwilę później się wybudzał. Kręcił się z boku na bok, poprawiał poduszkę, otworzył okno, lecz i to nie dało skutku. Doskonale zdawał sobie sprawę co, a raczej kto, był powodem jego bezsenności. Myślał o jego uśmiechu, dołeczkach, bujnych lokach i szmaragdowych oczach, w których tonął za każdym razem, gdy w nie patrzył. Miał przed oczami te idealne, malinowe i pełne usta, z których wypływa jego imię. Louis miał wrażenie, że znalazł na tym etapie znajomości z brunetem, że musiał go zobaczyć, chociaż raz dziennie.
Bezsenność ustąpiła po godzinie drugiej. Spał, jak mysz pod miotłą, ale to zawsze coś.

Harry uprzątnął po sobie naczynia, po czym postanowił przygotować na dzisiejszy dzień, bo i tak już nie zaśnie, więc może zacząć dzień o czwartej rano. Poszedł do łazienki i odświeżył się lekko. Rozczesał włosy, które potem związał w kitkę, umył zęby i twarz, po czym poszedł do sypialni, aby się ubrać. Wybór padł na siwe dresy, białe skarpety i czarną koszulkę w serek. Za nim jednak zszedł na dół, poprawił poduszki i kołdrę. Jakiś porządek trzeba było zachować. Truchtem zbiegł ze schodów i spojrzał na zegar. Była czwarta sześć. Nie miał pojęcia, co ma robić o tak wczesnej godzinie. Za wcześnie, aby dokądkolwiek pójść, czy do kogokolwiek zadzwonić. Rozejrzał się po mieszkaniu, lecz nie znalazł rzeczy, którą mógł się zająć. Za oknem widoczne było słońce, które już wyglądało zza horyzontu i powoli rozświetlało miasto, co cieszyło Harry'ego, gdyż niedługo miasto ożyje, co da więcej możliwości. W tamtej chwili, mógł tylko położyć się na kanapie, twarzą do sufitu i słuchać, wciąż brzmiącego z głośników, albumu. Tak też zrobił, kiwając stopą i nucąc delikatnie słowa.
Jednak, gdy album zaczynał dobiegać końca, Harry poczuł, jak jego powieki stają się ciężkie. Niespodziewanie zasnął, jednak nie na długo.

Około godziny ósmej, gdy miasto zaczęło ożywać, Zayn i Liam zjawili się w pracy, aby rozpocząć zmianę. Otworzyli drzwi, odsłonili wszystkie zasłony i włączyli niezbędne światła w kuchni i nad barem.
W restauracji nie było nikogo, gdyż kucharze mają czas przyjść do dziewiątej. Zayn stanął za barem, aby przygotować go na dzisiejszy dzień, lecz po chwili poczuł silny chwyt za biodra, na co wzdrygnął, po czym poczuł ciepły oddech na swojej szyi - Mamy jeszcze trochę czasu, chłopcze - Liam szepnął mu do ucha, przygryzając je lekko - Póki mamy czas, możemy zająć się sobą - kontynuował, a Zayn obrócił się do niego - Ale gdzie? Tutaj? No co Ty... - wykręcał się mulat - Zaraz ktoś przyjdzie i wiesz... - powiedział, patrząc mu w oczy i szperając przy jego pasku - Nie przyjdzie, jest za wcześnie - zapewnił go Liam i zaczął muskać jego usta, co ten po chwili odwzajemnił - Mamy czas tylko dla siebie - wyszeptał przez delikatne pocałunki i zsunął dłonie z jego bioder niżej, na pośladki - To chodź, pójdźmy gdzieś na bok - powiedział Zayn w jego usta, jednocześnie rozpinając powoli jego koszulę, po czym, nie zaprzestając namiętnego obściskiwania, przeszli do kuchni i zatrzymali się w jednym z jej kątów. Zayn usiadł na blacie, a Liam stanął między jego nogami, stykając ich krocza, które już były wyczuwalnie twarde, lecz mulat oplótł nogami jego biodra, przyciągając go jeszcze bliżej. Nawzajem rozpinali swoje koszule, które chwilę później leżały na posadzce, a oni przeszli do bardziej namiętnego całowania, a wręcz dzikiego podgryzania warg. Nie odrywając się od niczego, Zayn zaczął rozpinać pasek Liam'a, na co on uśmiechnął przez pocałunki. Po chwili, gdy był już rozpięty, co poluźniło jego spodnie, Zayn zsunął się z blatu i klęknął przed Liam'em, masując jego, niemiłosiernie twarde już, krocze. Powoli rozpinał jego rozporek, a Liam głaskał go po włosach, obserwując wszystko z góry. Po chwili, Zayn zsunął jego spodnie na wysokość kostek i po chwili zabrał się za obcałowywanie jego członka przez materiał bokserek, na co Liam odrzucił głowę w tył i wyjęczał - O, tak, robisz to doskonale, kochanie - po czym Zayn zaczął gmerać przy gumce jego bokserek, a Liam przeczesał jego włosy. Mulat zaczął powoli opuszczać bieliznę Liam'a, aż nie wyskoczył spod niej ogromny członek, który wylądował na twarzy Zayn'a, na co Liam jęknął głośno, a Zayn przygryzł wargę, patrząc na jego reakcję i uśmiechnął się. Chwycił twardy członek w dłoń i zaczynając muskać go językiem, na co Liam jęknął, a jego oczy powędrowały w górę. Zaraz po tym, Zayn zaczął zataczać kółka na główce penisa, by chwilę później cały znalazł się w jego ustach, co doprowadziło Liam'a do głośnego syknięcia, jęku i wypuszczenia powietrza - Patrz na mnie, kochanie - poprosił, głaszcząc Zayn'a po włosach, a ten z zassanymi policzkami i wielkimi brązowymi oczami, posłuchał i spojrzał w górę, na co Liam uśmiechnął się czule - Najpiękniejszy... - wyszeptał, gdy Zayn zaczynał wykonywać ruchy głową w przód i w tył, na co Liam zdążył wyjęczeć - I tylko mój... - nim wyrzucił głowę w tył i przeczesał włosy. Zayn przyspieszył swoje ruchy, na zmianę liżąc po całej długości i biorąc całego do ust, co doprowadzało Liam'a na skraj. Cała kuchnia wypełniła się jego jękami i błaganiem Zayn'a o więcej. Ten zaś spełnił jego żądanie i jedną dłonią ocierał o umięśniony tors Liam'a, a drugą ręką dobrał się do jego pośladków. Jeździł jednym palcem wzdłuż rowka, kręcił kółka wokół jego wejścia, nim ostatecznie wsunął środkowy, najdłuższy palec do środka, na co Liam dosłownie krzyknął, co spowodowało uśmiech u Zayn'a. Ustami wykonywał szybkie ruchy, liżąc i połykając członek, oraz muskając językiem jądra, co doprowadzało Liam'a do szaleństwa. Jedną ręką głaskał jego ciało, od klatki piersiowej, aż po delikatne, wewnętrzne części ud, a palec drugiej ręki wsuwał i wysuwał z jego wnętrza, często muskając czybkiem jego prostatę, co doprowadzało Liam'a do głośnego jęki, a często, krzyku. Zayn widział, że Liam jest bardzo bliski spełnienia, więc przyspieszył swoje ruchy ustami i palcem, będącym w jego wnętrzu. Swoje pełne spełnienie i dojście prosto w usta Zayn'a, Liam poprzedził głośnym, długim jękiem, którym było imię mulata. Zayn połknął wszystko, czym wypełnił go Liam, po czym oblizał wargi i uśmiechnął się do niego, co ten czule odwzajemnił. Zayn jeszcze przez chwilę masował jego penisa w górę i w dół, aby przedłużyć mu rozkosz, na co ten jeszcze jęknął kilka razy, po czym Zayn podczas wstawania z kolan, obcałowywał jego ust i szyję, aż nie doszedł do ust, na których zostawił kilka namiętnym pocałunków. Uśmiechali się do siebie, gdy ich usta były połączone - Dziękuję, słodziaku - wymruczał do niego Liam - Dziś w domu, to ja zajmę się Tobą - ścisnął dłonią jego krocze, na to ten jęknął, po czym oboje niechętnie oderwali się od siebie i założyli części garderoby, które spadły na podłogę w tamtej namiętnej chwili.
Spełnieni i uśmiechnięci wyszli z kuchni. Zayn siadł za barem i wziął świeże wydanie New York Times'a, po czym zaczął kartkować, czytając najnowsze wiadomości. Liam, w tym czasie przecierał stoliki, dosuwał krzesła, poprawiał kwiaty w wazonach i obrusy. Podczas tego, oboje wymieniali się spojrzeniami i uśmiechali do siebie. Siedzieli tak we dwoje, dopóki kolejni przyszli do pracy, jakoś około dziewiątej.

Harry wstał około godziny ósmej, przetarł oczy, rozciągnął się, po czym wstał i podszedł do okna. Była piękna, słoneczna pogoda. Po niebie płynęło kilka małych obłoków, które nie zapowiadały żadnej drastycznej zmiany pogody na gorszą tamtego dnia. Poszedł do kuchni, by napić się soku i przekąsić coś. Nalał do szklanki sok pomarańczowy i wziął z koszyka dwa jabłka, i z tym zestawem poszedł do salonu. Nim włączył telewizor, z napędu odtwarzacza z największą delikatnością płytę z albumem, który schował do pudełka i odstawił na półkę. Wrócił na kanapę i wycelował pilotem w telewizor, włączając go. Chrupiąc jabłko i skacząc po kanałach, szukał czegoś ciekawego. Niespodziewanie pochwycił telefon i postanowił napisać do Louis'a. Wszedł w kontakt, zapisany jako "Lou" i napisał wiadomość:

Do: Lou
Dzień dobry, Lou ! Dobrze spałeś ?
08:15

Z uśmiechem i przygryzioną wargą, odłożył telefon, po czym wziął szklankę i napił się z niej. Wrócił do przeglądania kanałów, oczekując odpowiedzi na poranny SMS.

Gdy niewyspany Louis wstał i poszedł do kuchni, zobaczył tam Niall'a, który szukał czegoś w lodówce - Siemasz, Louis - przywitał się z uśmiechem, gdy go zobaczył - Ta, cześć - odparł porannym, mrukliwym głosem i opadł na krzesło - Ale wyglądasz, powiem Ci, okropnie. Spałeś w ogóle? - zauważył blondyn i zamknął lodówkę - Spałem chwilę, ale tylko jednym okiem - wyjaśnił szatyn i oparł policzek na dłoni, po czym ziewnął - Ooo, to bardzo niedobrze, drogi przyjacielu - pokręcił głową i oparł się o stół - Może ja zrobię Ci kawy, hm? - zaproponował, po czym wziął kubek z szafki - Tak, proszę. Będę Ci bardzo wdzięczny - przytaknął, przeczesując potarganą grzywkę - Już się robi, szefie - Niall chwycił czajnik i nalał do niego wodę, i postawił na gaz. Nasypał kawę do kubka i usiadł na przeciwko Louis'a - Dlaczego nie spałeś? - zapytał zaniepokojony blondyn - Odkąd pamiętam, to zawsze spałeś normalnie - uśmiechnął się lekko, co szatyn odwzajemnił - Nie wiem, Niall, ale spokojnie, to nic poważnego - zapewniał Louis - Może to wina tej burzy - próbował wyjaśnić - Możliwe, nie wiem, ja spałem bardzo dobrze - odparł, zanim wstał, aby zalać szatynowi kawę - Bardzo się cieszę - zareagował uśmiechem - Ile słodzisz? - zapytał, gdy sięgał po cukier - A, nasyp trzy, niech ja się rozbudzę - machnął ręką i uśmiechnął się. Wstał i poszedł do sypialni po telefon, po którego odblokowaniu ujrzał ikonkę nieodczytanej wiadomości. Kliknął w nią i uśmiech od razu zagościł na jego twarzy.

Od: Harry
Dzień dobry, Lou ! Dobrze spałeś ?
08:15

Po opanowaniu emocji, odpisał najszybciej, jak mógł:

Do: Harry
Dzień dobry ! Niezbyt :( Usnąłem dopiero nad ranem. Teraz ratuję się kawą :) A Ty?
08:26

Ze słodkim uśmiechem i zagryzioną wargą, wysłał wiadomość, po czym schował telefon w kieszeni dresów i wrócił do kuchni, gdzie kawa już czekała na niego. Wziął kubek i poszedł z nim do salonu,odstawił go na stolik i włączył telewizor. Nie mógł przestać się uśmiechać.

Harry dostał odpowiedź po dziesięciu minutach, na co ucieszył się i od razu chwycił telefon, aby odpisać:

Od: Lou
Dzień dobry ! Również źle :(
Usnąłem dopiero nad ranem.
Teraz ratuję się kawą :) A Ty?
08:26

Zdziwił się na ten zbieg okoliczności, w które i tak nie wierzył, że Louis również źle spał tej nocy. Szybko odpisał:

Do: Lou
Przykro mi, Lou :( Ja też nie spałem najlepiej. Mi się wydaje, że to wszystko przez tę burzę.
Jesteś dziś zajęty? :)
08:28

Nie mógł nie uśmiechać się, pisząc wiadomość. Wysłał ją i oczekiwał jak najszybszej odpowiedzi.

Louis dostał SMS chwilę później. Postanowił szybko odpisać. W tej samej chwili z łazienki wyszedł Niall - Co tam? Jesteś żywszy? - zapytał z uśmiechem, po czym usiadł obok szatyna, gdy ten odpisywał - Tak, już mi lepiej, dzięki - odpowiedział z lekkim uśmiechem skierowanym w ekran - A do kogo Ty się tak szczerzysz? - zaśmiał się blondyn i zaciekawiony wychylił się, by zajrzeć w jego telefon - Ej, ej, ej! Gdzie wsadzasz ten łeb? - zaśmiał się szatyn, odsuwając telefon i odpychając lekko blondyna - Oj, no powiedz - upierał się i stuknął szatyna w ramię - I tak nie znasz, więc po co? - odpowiedział, a uśmiech nie schodził mu z ust - Dobra, nie, to nie - poddał się Niall i skierował swój wzrok na telewizor, a Louis wytknął mu język, a po chwili wysłał wiadomość o treści:

Do: Harry
Wypij kawę ! :) Pomoże !
Możliwe, że przez burzę.
Czy jestem dziś zajęty?
Myślę, że nie :) A co? Chcesz mnie dokądś zabrać? ;)
08:30

Harry od razu dostał wiadomość, którą szybko odczytał i na nią odpisał:

Do: Lou
Jakbyś czytał mi w myślach, Lou ! :) Tak, chciałbym, abyśmy wybrali się dokądś ;)
To co? Dokąd byś chciał?
08:31

Louis niemal nie podskoczył ze szczęścia, widząc tę propozycję. Zastanawiał się przez chwilę, gdzie jeszcze nigdy był, lecz pomyślał, że nieważne gdzie, ale ważne z kim. Czym prędzej odpisał na pytanie Harry'ego:

Do: Harry
Szczerze? To nie mam pojęcia ;) Możemy iść dokądkolwiek. Zaproponuj coś, proszę :)
08:32

Z telefonem w dłoni, Harry tylko czekał na odpowiedź:

Do: Lou
Moim zdaniem, najlepszym pomysłem jest wyjście do Central Parku ;) Zawsze niezawodny, a poza tym jest co tam robić. Więc, Louis'ie, czy dasz mi ten zaszczyt i wybierzesz się ze mną do parku? ;)
08:32

Marzenie Louis'a spełniło się w tamtej niespodziewanej chwili. Chciał iść do parku z Harry'm i właśnie zaraz pójdzie. Był tak szczęśliwy, że podkurczał nogi i nie mógł opanować szerokiego uśmiechu. Bez żadnych wątpliwości, przystał na zaproszenie:

Do: Harry
Pewnie ! Uwielbiam tam chodzić ;) O której chcesz się spotkać ? ;)
08:33

Harry był zadowolony, że to Louis podporządkowuje się jemu.

Do: Lou
Ja mogę wyjść w każdej chwili ;) Mam nadzieję, że Ty również. To co ? Widzimy się na miejscu, czy mogę po Ciebie przyjść ? ;)
08:33

Na tę wiadomość, Louis żywo wstał z kanapy i wpatrzony w telefon, podszedł do szafy, odpisując:

Do: Harry
Mogę, mogę ;) Jeśli bardzo chcesz, to możesz po mnie przyjść ^^
Byłbym bardzo wdzięczny :)
08:34

Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu i zagryzienia dolnej wargi. Pobiegłszy do szafy odpisał:

Do: Lou
Przyjdę z pewnością :)
Do zobaczenia za chwilę ! ;)
08:34

Louis nie odpisał na wiadomość, lecz odczytał ją z niezmierną radością. Stojąc przy szafie, wybrał białą koszulkę w serek, cienką, czarną bluzę z kapturem i czarne rurki. Po czym poszedł do łazienki, aby doprowadzić się do stanu normalności.

Harry natomiast, założył czarne rurki i zwiewną, białą, lnianą koszulę. W korytarzu rozczesał włosy i zostawił je rozpuszczone i wzuł kawowe botki, i po drodze biorąc portfel, klucze i telefon, wyszedł z domu, po czym, jak możliwie najszybciej, pokierował się na dół.

Louis, gdy ułożył włosy i założył Vansy, krzyknął do Niall'a, który przeglądał coś na telefonie - Ja wychodzę, Niall, możesz zostać, ile tam chcesz - powiedział, biorąc klucze z haczyka - Zauważyłem i dzięki - odpowiedział blondyn, uśmiechając się do telefonu - Na razie! - rzucił Louis, po czym zniknął za drzwiami - Na razie, na razie! - odpowiedział, po czym odrzucił telefon na bok i westchnął spoglądając za okno.
Louis wybiegł z kamienicy i stanął pod schodami, po czym rozejrzał się w prawo i w lewo. Typowy i piękny dzień. Ale to za chwilę miał stać się o niebo piękniejszy. Usiadł na schodach i oparł łokcie na kolanach. Jego przydługie włosy kołysane były przez wiatr. Wypatrywał Harry'ego, który właśnie wybiegł z budynku i zmierzał w kierunku Louis'a. Dość szybkim krokiem szedł kilka minut. Po chwili na horyzoncie pojawiła się niewielka sylwetka szatyna, na której widok Harry poczuł ciepło na sercu i radość na twarzy. Louis był zapatrzony w głąb ruchliwej ulicy. Patrzył pustym wzrokiem na ludzi po drugiej stronie ulicy. Chwilę później z rozmyślenia wybudził go Harry - Dzień dobry, Lou - przywitał się ciepłym tonem głosu, a szatyn od razu zwrócił na niego uwagę. Stał przed prawdziwy cud. Jego długie nogi wyglądały idealnie w ciasnych spodniach i na dość wysokim obcasie jego butów. Na torsie powiewała luźna, biała, lniana koszula, która doskonale komponowała się z wąskimi czarnymi spodniami. Długie i niesforne loki powiewały na wietrze, a oczy mrużył lekko, gdyż słońce świeciło prosto na nich - Dzień dobry, Harry - odpowiedział, po czym wstał, zszedł ze schodów i podszedł do bruneta - Jak się dziś czujesz? - zapytał Harry - Teraz bardzo dobrze, a Ty? - uśmiechnął się odpowiadając - Lepiej niż kiedykolwiek - zawtórował uśmiech - Więc? Idziemy? - Harry zrobił krok w stronę Louis'a i zapytał - Tak, tak, chodźmy - przytaknął szatyn i idąc ramię w ramię ruszyli przed siebie. Całą drogę rozmawiali o burzy, która wczoraj przetoczyła się nad miastem, a jej ślady jeszcze leżały na ulicy. Połamane gałęzie, liście, wielkie kałuże, porozwiewane śmieci i papiery można było spotkać co chwilę.
Gdy dotarli do parku, zwolnili krok. Mijali bawiące się z rodzicami dzieci, pary trzymające się za ręce, ludzi uprawiających sport i pary staruszków, które siedziały na ławkach i podziwiały uroki Central Parku.
- Harry? - nagle odezwał się Louis - Hm? - zareagował brunet i spojrzał na niego - Mogę zapytać Cię o coś? - poprosił niepewnie - Śmiało, Lou - uśmiechnął się w jego stronę - Ile masz lat? - zapytał i zwolnił krok - Dwadzieścia siedem, Lou. Tak, wiem, stary typ ze mnie - zażartował, a na wiek bruneta Louis lekko się zdziwił. Wyglądał na dużo młodszego - A Ty? - Harry zawtórował pytanie - Ja dwadzieścia dwa - odpowiedział nieśmiało szatyn, a brunet uśmiechnął się do niego czule - Ooo, Lou, jesteś taki malutki - zbliżył się do niego i rozczulił nad nim - Ej! Nie nazywaj mnie tak! - uniósł się Louis stając na palcach i jednocześnie zaśmiał - A bo co? - Harry dumnie spojrzał na niego z góry i uśmiechnął się - Bo Cię ugryzę! - oznajmił zabawnie oburzony - Dobrze, maluszku, nie denerwuj się tak - zgodził się z nim i potargał jego włosy - Złość piękności szkodzi - oznajmił i tryknął go palcem w nos - Ożesz Ty! - Louis nie wytrzymał i rzucił się na Harry'ego, co ten jednak wyczuł i w samoobronie zaczął łaskotać szatyna - Nie! Ha-Harry! Prze-Przestań! - obu ich bolały brzuchy ze śmiechu - A puci, puci, puci, mały Lou! - brunet nie przestawał go łaskotać, na co ten krzyczał jeszcze głośniej i wyrywał się. Louis użył całej siły w rękach i powalił siebie i Harry'ego na trawę tak, że szatyn wisiał nad nim. Ich śmiechy ustawały, a wzajemne spojrzenia były coraz głębsze. Błękit oczu Louis'a wtapiał się w szmaragd oczu Harry'ego i odwrotnie. Oboje czuli to niesamowite, nieokreślone uczucie. Ich twarze dzieliło mniej niż łokieć odległości. Pozostali tak chwilę, po czym Harry się odezwał - Przepraszam, Lou - powiedział przeczesując włosy i uśmiechając się - Nie szkodzi, przecież wiem, że to tylko zabawa, Harold - machnął na to ręką - Hej, hej, hej! Jak mnie nazwałeś? - wzdrygnął się brunet, a szatyn zaśmiał na to, co sam powiedział - Harold, a co? - odpowiedział z cwanym uśmiechem - A to! - Harry sprawnym ruchem zamienił się miejscem z Louis'em, który teraz leżał na trawie, a Harry zaczął kłuć go po brzuchu i łaskotać pod pachami, czego ten nie mógł wytrzymać i wybuchł głośnym śmiechem, co motywowało bruneta do nieprzerywania figli - A więc? Jak mnie nazwałeś, maluchu? - zapytał cwanym głosem, gdy torturował szatyna łaskotkami - Nie! Harry! Błagam! Stop! - krzyczał przez śmiech, na co tamten sam zaczął się śmiać. Zdyszani i z bolącymi brzuchami opadli obok siebie na trawę - Nigdy więcej tego nie rób - Louis z szerokim uśmiechem zaakcentował każde słowo po kolei - Dobrze, wybacz mi - zgodził się - Ale przyznaj, że to było zabawne, Lou - rzekł brunet - Jasne, bardzo - prychnął szatyn, po czym podniósł się powoli - Wiem, że tak - również wolno wstał i wytknął mu język, na co oboje szeroko się uśmiechnęli - Chodź, pójdźmy dokądś jeszcze - brunet rzucił po chwili ciszy - Dokąd? - zapytał Louis przeczesując włosy i zwracając wzrok na Harry'ego, a ten po chwili namysłu i rozglądania się po rozległej panoramie parku rzekł - Wiem! Co Ty na to, abyśmy popłynęli w rejs? - zasugerował i uśmiechnął się - Rejs? - zdziwił się szatyn - Tak, chodź, pokażę Ci - odpowiedział lakonicznie, wstał i złapał Louis'a za rękę, aby ten wstał - Zaciekawiłeś mnie, Harold - oznajmij dogryzając mu - Oh, zamilcz, maluchu - odparł mu, na co Louis prychnął, a brunet pociągnął go za sobą.
Harry zaprowadził Louis'a do rezerwuaru imienia Jacqueline Kennedy - Onassis, czyli ogromnego jeziora pośrodku Central Parku. Szatyn milczał czekając, co powie brunet. Oboje oglądali wielką wodę, w której odbijało się niebo i cała ściana miasta otaczająca park. W końcu Harry rzekł - Powitajmy Jacqueline Kennedy, Lou - uśmiechnął się w jego stronę - Dzień dobry Pierwszej Damie - odparł szatyn - To co? Płyniemy? - zapytał brunet - Powierzam się Tobie, Harry - odpowiedział na uśmiechu - Więc, chodź za mną - odparł, ponownie chwycił go za dłoń i pociągnął za sobą.
Harry zaprowadził go w kierunku przystani dla łódek, którymi można pływać po zbiorniku. Kilka z nich było już zabranych i dryfowało po tafli jeziora. Weszli na przystań i rozejrzeli się - Wow, Harry, genialny pomysł! - ucieszył się Louis, na co brunet rozczulony uśmiechnął się do szatyna - Mogę wybrać? - zapytał nieśmiało - Pewnie, Lou - przytaknął przeczesując rozwiane przez wiatr włosy - Okej, to... - szatyn zastanowił się chwilę - O! Tamta! Patrz! Ta jasnoniebieska jest przepiękna! Chodź! - Louis upatrzył sobie jedną i ucieszył się jak dziecko, co obserwował Harry i omal nie rozpłynął się - Jest piękna, Lou - potwierdził patrząc głęboko w jego oczy, po czym oboje podeszli do niej i ostrożnie zaczęli do niej wchodzić. Harry wyciągnął rękę w geście gentlemana, aby szatyn mógł wejść na pokład - Oh, dziękuję, Haroldzie - zaśmiał się, po czym usadowił się w łodzi, a zaraz po nim wsiadł Harry. Usiedli naprzeciwko siebie i brunet pochwycił wiosła. Odpłynęli powoli od przystani, kierując się na środek jeziora. Przez kilka dłuższych chwil dryfowali w absolutnej ciszy. Oboje ze zdumieniem rozglądali się dookoła. Jednak były chwile, w których oboje zawieszali na sobie wzrok, na co uśmiechali się nieśmiało i rumienili. Oboje czuli to wyjątkowe uczucie, którego żaden z nich nie umiał nazwać.
Mijały kolejne ciche minuty, gdy oczom Harry'ego ukazał się, wyłaniający się zza drzew budynek Dakota. Budynek wyjątkowy, jeden z najpiękniejszych i jeden z najstarszych na Manhattanie, jednak owiany mroczną historią. W mrocznych wnętrzach apartamentowca dzieje się akcja horroru Romana Polańskiego "Dziecko Rosemary", co dodaje grozy całemu, i tak już mrocznemu budynkowi. Tym bardziej, że budynek podobnież uchodzi za nawiedzony. Jednak to nie na to Harry zwracał uwagę, patrząc na architektoniczne dzieło sztuki. Stała się tam rzecz o wiele gorsza od horroru. W głównej bramie budynku, 8 grudnia 1980 roku Mark David Chapman, psychofan z Hawajów zastrzelił Johna Lennona. Jednego z największych muzyków wszechczasów. Wystrzelił pięć pocisków w swojego idola, z czego jeden hybiony. Harry przypomniawszy sobie to, patrząc na budynek, poczuł na policzku łzę, a po chwili zamknął oczy. Słyszał, że podobno, gdy o późnej porze stanie się tej bramie w całkowitej ciszy i zamknie oczy, można usłyszeć w głowie pięć wytłumionych strzałów oraz krzyk kobiety. Harry to właśnie usłyszał w głowie w tamtej chwili, po czym pociągnął nosem i przetarł oczy. Usłyszał i zauważył to Louis, oderwany od podziwiania panoramy miasta i zachwycania się aurą parku - Harry, czy Ty płaczesz? - zapytał lekko spanikowany i przybliżył się do niego - N-nie.. W porządku, Lou. To nic - tłumaczył się brunet przeczesując włosy - Na pewno? - upewniał się szatyn, kładąc dłoń na jego ramieniu - Tak, Lou, już okej - odparł i uśmiechnął się w jego stronę, co ten odwzajemnił. Harry powoli chwycił wiosła - To co, Lou? Bijemy do portu? - zapytał z oświetlonym słońcem uśmiechem - W sumie tak, możemy - odparł. Po tym Harry zaczął powoli wiosłować. Rejs powrotny minął w ciszy, a oni oboje skupieni byli na widokach i na chwilę na sobie nawzajem. Louis siedział na dnie łodzi z głową opartą o burtę i opierał podbródek na dłoniach. Harry natomiast kontynuował powolne wiosłowanie, lecz po chwili zaczął nucić jedną ze swoich ukochanych piosenek i w końcu cicho śpiewać pod nosem...

You and I must make a pact,

We must bring salvation back,

Where there is love, I'll be there...

I'll be there...

I'll reach out my hand to You,

I'll have faith in all You do,

Just call my name and I'll be there...

I'll be there to comfort You,

Build my world of dreams around You,

I'm so glad that I found You,

I'll be there with a love that strong,

I'll be Your strength,

I'll keep holding on...

Śpiewał patrząc na Louisa, który siedział przy burcie i podziwiał taflę wody, a jego przydługie włosy wodził wiatr. Sam nie wiedział, dlaczego. Jednak na to, co zrobił, uśmiechnął się i poczuł w sercu coś bardzo przyjemnego.
Gdy byli już niedaleko brzegu, Louis'a przyćmiło i zasnął, prawdopodobnie od kojącego szumu wody. Harry nie zauważył, że szatyn zasnął i wciąż wiosłował w stronę brzegu. Gdy dotarli i brunet już miał wychodzić z łodzi, zauważył, że Louis śpi. Rozczulił się na widok bezradnej, śpiącej istoty. Nie chciał go budzić, ale jednak musiał. Chwycił szatyna za ramię i poruszył nim delikatnie - Lou, wstajemy... - zamruczał do niego i uśmiechnął się - O, mamo, już czas do szkoły? - wymruczał szatyn, na co Harry niemal nie wybuchnął śmiechem - Nie, Lou, ale czas wstać - odparł i prychnął - Jeszcze pięć minut... - znowu wymruczał i wtulił się burtę. Harry znał klasyczny sposób, aby obudzić kogokolwiek - O nie, Lou, tak się nie bawimy - zaśmiał się i zacisnął nos szatyna, a ten nie mogąc oddychać, obudził się przerażony - Co się, co się, co się stało?! - zrobił wielkie oczy i podniósł się, a Harry na jego reakcję nie mógł nie wybuchnąć śmiechem. Stał obok łodzi i kulił się ze śmiechu - A Ty co tak twarz zacieszasz, lamo?! - oburzył się Louis wyglądając jak zdenerwowany szczeniaczek, po czym poprawił koszulkę i włosy, i wyszedł z łodzi - Mogłeś mnie zabić! - burzył się, lecz patrząc jak Harry się śmieje, również po chwili prychnął śmiechem. Wyszedł na brzeg i stanął na przeciwko Harry'ego. Niewątpliwie wyglądali uroczo, uwzględniając różnice wzrostu - A więc, dokąd teraz? - zapytał szatyn patrząc brunetowi w oczy - Nie mam pojęcia, a dokąd byś chciał? - wzruszył ramionami i zapytał - Może pójdziemy do Twojego lokalu? Nieco zgłodniałem od tego rejsu - zaproponował przeczesując włosy - W sumie, niezły pomysł - przystał brunet i uśmiechnął się - I tak miałem tam dziś iść, a wiele będzie mi milej, gdy Ty pójdziesz tam ze mną - brunet skomplementował szatyna, na co ten zarumienił się - Więc, idziemy? - dopytał - Idziemy - odpowiedział Louis i oboje ruszyli w stronę wyjścia z parku.
Wyszli z parku i pokierowali się w stronę domu Harry'ego, pod którym stał jego samochód, który Louis tak uwielbiał. Po drodze rozmawiali o wszystkim dookoła. Gdy szatyn zobaczył czarny blask stojący na parkingu, uśmiechnął się, co zauważył brunet - Podoba Ci się, prawda? - zapytał nagle, gdy byli kilka metrów od niego - Tak... Jest absolutnie cudowny! - rzekł Louis z uśmiechem i w tamtej właśnie chwili Harry wpadł na pomysł - A może chcesz nas zawieść? - zaproponował, a szatyna zamurowało - J-ja? M-mam prowadzić to cudo? - upewniał się nie dowierzając - Pewnie, a co to takiego? Małemu chłopcu podoba się samochód, więc tatuś daje mu się pobawić... - odparł brunet i chyba oboje niespodziewanie wyczuli podtekst, Harry ugryzł się w język, lecz nie żałował, że to powiedział, Louis natomiast dziwnie się uśmiechnął - Więc, naprawdę mogę? - cieszył się jak dziecko, co Harry widział i rozczuliło go to - Trzymaj, Lou - brunet wyciągnął kluczyki i wręczył je szatynowi - Wsiadaj i czuj się jak u siebie w dostawczaku - zażartował Harry i prychnął - O, tak, tak, bardzo śmieszne - Louis również się zaśmiał, po czym wsiedli, a szatyn westchnął z emocji - Ale to auto ma w sobie magię, niesamowite - oglądał każdy fragment uśmiechając się - Dziękuję, Lou - odparł Harry i w tej samej chwili silnik wydał swój ryk, na co szatyn dostał gęsiej skórki - Brrrummm! - Louis przedrzeźnił silnik, na co zaskoczony Harry zaśmiał się - Ja też tak robię - powiedział przez śmiech - To chyba jest zaraźliwe - dodał - Z taką maszyną, to oczywiste, Harold - odparł mu, a po chwili ruszyli, włączając się w ruch.
Po kilku minutach jazdy szatyn odezwał się - Pierwszy raz mam okazję prowadzić takie cudo, Harry. Dziękuję Ci... - rzekł, patrząc mu w oczy, gdy stali na czerwonym świetle - Nie ma sprawy, Lou - uśmiechnął się czule - I na pewno nie prowadzisz go ostatni raz - zapewnił brunet - Nie, Harry, no co Ty! Jest Twój - upierał się Louis - Ależ, daj spokój... Skoro podoba Ci się ta zabawka, to pozwolę Ci się nią bawić, kiedy chcesz, nie ma problemu - oświadczył brunet, na co szatyn uśmiechnął się nieśmiało - Naprawdę? - równie nieśmiało zapytał - Pewnie, Lou... O! Mamy zielone, jedźmy - rzucił Harry i ruszyli dalej. Przez resztę drogi rozmawiali o niczym konkretnym, jednak towarzyszyły im wielkie uśmiechy.
Po około piętnastu minutach byli już przed lokalem. Wyszli, a zadowolony z przejażdżki Louis, oddał Harry'emu kluczyki.   Weszli do środka, o czym wszystkich poinformował dzwonek nad drzwiami. W lokalu było bardzo dużo ludzi, co ucieszyło Harry'ego. Oboje dumnie podeszli do baru, przy którym stał Zayn - Dzień dobry, Zayn - przywitał się - O, Harry! Dzień dobry - zawtórował mulat - Zayn, to jest mój przyjaciel, Louis. Louis, oto najlepszy barman na świecie, Zayn - oboje zaśmiali się i podali sobie ręce - Pamiętam Cię, Louis. Zamawiałeś u nas kawę na wynos - spostrzegł Zayn - Oczywiście, macie świetną kawę - szatyn uśmiechnął się do Harry'ego i do Zayn'a - Świetnie, skoro się znacie - rzekł brunet - Co sobie życzysz, Lou? - zapytał - Może na początek wodę - odparł szatyn i oparł się o bar - Zapraszam Cię na obiad, Louis - wypalił nagle Harry, a treść zdziwiła i jednocześnie ucieszyła szatyna - Wybierz sobie, co tylko zechcesz. Ja stawiam - zasugerował Harry i podał Louis'owi menu - Harry, no co Ty, nie będziesz za mnie płacił - bronił się szatyn przeglądając kartę - Ależ, Louis, ja nie pytam Cię o zgodę - prychnął - Zapraszam Cię na posiłek, a poza tym ja nie płacę, to moja restauracja, nie zapominaj - uśmiechnął się i pokręcił głową - Wiem, wiem rozumiem. Dziękuję - szatyn poddał się i kontynuował przeglądanie menu. Louis wybrał swoje ulubione danie z karty lokalu Harry'ego. Kurczak nadziewany mozzarellą, zawijany szynką parmeńską i purée ziemniaczane był strzałem w dziesiątkę. Harry natomiast zamówił pieczonego łososia w borówkowym sosie. Jedna z lepszych pozycji w karcie, chwalona przez wszystkich. Gdy złożyli zamówienia, Harry zaproponował, że zajmą któryś stolik. Zasiedli więc do stołu przy oknie, przez które widać było kolosa imieniem Empire State Building, który wyrastał aż do nieba. Oświetlony słońcem stół tworzył ciepłą atmosferę - Jak Ci tutaj podoba, Lou? - rzucił nagle pytaniem przyglądając się jego oświetlonej z jednej strony słońcem twarzy - Tutaj jest naprawdę pięknie. Masz nieziemski gust, Harry - szatyn rozejrzał się po lokalu - Naprawdę tak myślisz? - zapytał nieśmiało - Oczywiście. Rzadko spotyka się ludzi, którzy są po prostu chodzącą sztuką - Louis miał wrażenie, że zagalopował się w swoich komplementach, lecz głęboko w sercu cieszył się, że śmiało to powiedział - Ou, dziękuję, Lou - brunet zrumienił się widocznie. Po dłuższej chwili spędzonej na dalszej rozmowie, ich zamówienie już stało przed nimi - Oh, Harry, jak to wspaniale pachnie - szatyn wciągnął nieziemski zapach i westchnął - Rzeczywiście - zawtórował mu Harry - Jedz, jedz, Lou, póki ciepłe - poradził brunet i oboje zaczęli konsumować. Podczas tego rozmawiali o wszystkim dookoła.
Gdy kończyli posiłek, Harry poprosił Zayna o jedną z lepszych butelek wina i o dwa kieliszki, co ten szybko przyniósł. Brunet nalał krwistego trunku najpierw Louis'owi, a potem sobie i wstając, uśmiechnął się w jego stronę - Wznieśmy toast, Lou - zaproponował Harry - Za naszą przyjaźń! Najlepszego, Louis! - podniósł - Za naszą przyjaźń! Najlepszego, Harry! - zawtórował mu Louis i z pełną pasją upili po łyku.
Po toaście usiedli i rozmawiając o wszystkim dookoła sączyli kolejne łyki słodkiego wina - Oj, Lou, zgadnij o czym zapomnieliśmy - brunet uświadomił sobie coś i zaśmiał się - Co takiego? - zapytał szatyn na uśmiechu pijąc ostatniego łyka - Kto z nas będzie prowadził? - Louis usłyszawszy to pytanie, uśmiechnął się głupio - Oops! Zdarza się, Harry - wzruszył ramionami - Damy sobie radę - uspokoił go - Czekaj, wiem, co zrobimy... - oznajmił brunet - Zayn nas odwiezie, a potem dam mu forsę i wróci tu taksówką. Tak, tak zrobimy, a potem zostaniesz u mnie i - Louis! Ile ja Cię nie widziałam! Powiem Ci, że wyprzystojniałeś! - w tamtej chwili stało się coś, czego Louis nie spodziewał się za nic w świecie...

Eleanor...

§


Nareszcie jest! Przed Wami dzisiąty rozdział tej powieści. Wymęczony i odwlekany, jak żaden inny, tak naprawdę nie wiem, dlaczego. Bardzo serdecznie przepraszam za tę kolejną miesięczną ponad lukę. Zrobię wszystko, aby aż tak nie zaniedbywać tej mojej bajki. Następnie, dziękuję wszystkim Wam za te grubo ponad tysiąc wyświetleń! Jest to naprawdę imponujący wynik! Niesamowicie motywuje! Do następnego rozdziału! Oby wkrótce... (:

Dziękuję.

It's All For L-O-V-E!

A.J.J.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro