Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter IX.

  Louis cały czas miał obraz Harry'ego przed swymi oczami. Nie mógł przestać o nim myśleć. Po chwili tych rozmyślań, kiedy leżał na sofie, postanowił więc zadzwonić do swojego najlepszego przyjaciela, Niall'a, aby spotkać się z nim. Nie podnosząc się z kanapy, wyciągnął rękę po telefon, który leżał na stoliku tuż obok i wchodząc w listę kontaktów wybrał numer do przyjaciela. Po chwili słyszalnego w słuchawce sygnału odezwał się radosny głos - Halo, halo, tu Ptasie Radio, witamy w naszej popołudniowej audycji, zostaw wiadomość! - Niall przemówił głosem radiowca, na co Louis szczerze się zaśmiał - Niall, ćwierćmózgu, to ja - powiedział szatyn przez śmiech - No, przecież wiem. Co tam u Ciebie? - zapytał zadowolony blondyn - U mnie naprawdę fantastycznie - szatyn mocno zaakcentował to słowo, jednocześnie zagryzając wargę - A u Ciebie? - zapytał zaciekawiony i przeszedł do pozycji półsiedzącej - U mnie standard, nieco nudno - odparł Niall, po czym ziewnął - Przejdziemy się gdzieś? - zapytał z nadzieją Louis - Fajna pogoda, chodźmy do Central Parku, co o tym myślisz? - zaproponował szatyn - Jasna sprawa, szefie. Spotkajmy się na miejscu - przytaknął Niall z uśmiechem - Okej, widzimy się - powiedział Louis, po czym rozłączył się i wstał z kanapy. Pokierował się łazienki, aby odświeżyć się trochę. Rozczesał włosy i ułożył je, aby jakoś wyglądały, przemył twarz, zęby, po czym podszedł do szafy i zamienił koszulkę na czarną. Wziął jeszcze czarne okulary, które zawiesił sobie na dekolcie koszulki. Zgarnął do kieszeni telefon i portfel, po czym wsunął na stopy czarne Vansy, po czym ostatni raz rzucił okiem na mieszkanie i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Szybko zbiegł po schodach w kamienicy i po chwili znalazł się na dole. Od razu ruszył w stronę Central Parku. Popołudniowe promienie słońca przebijały się między budynkami i koronami drzew. Szedł zaledwie kilka minut, gdy znalazł się na przeciwko parku. Rozejrzał się po ulicy dla bezpieczeństwa, po czym przebiegł przez ulicę i wbiegł do parku. Szedł alejkami pomiędzy drzewami, mijał rodziny spacerujące z dziećmi bawiącymi się na trawie, parki staruszków idących pod rękę, oraz uprawiających sport młodych ludzi. Typowy dzień w Zielonym Sercu Manhattanu. Kilka kroków później zza drzewa wyskoczył Niall - Boo! - krzyknął blondyn, na co Louis dosłownie podskoczył - Niall, wariacie! Nie mógłbyś chociaż raz przywitać się normalnie? - zapytał szatyn opierając ręce na biodrach - Nie, nie mógłbym, bo to nudne - odparł blondyn z szerokim uśmiechem - Oj, nie marudź, paniusiu, tylko dawaj misiaka! - powiedział Niall, po czym przyjacielsko objął Louis'a, co ten odwzajemnił - To co, dokąd idziemy? - zapytał organizacyjnie Louis - W sumie nie wiem, możemy pochodzić po parka, a potem pójść coś zjeść. Co Ty na to? - zaproponował blondyn - Brzmi świetnie, chodźmy - Louis skinął i ruszyli w park. Chodzili alejkami, zrobili sobie kilka zdjęć, rozmawiali i śmiali się. Pogoda była wspaniała, idealna na takie spacery. Louis w głębi serca miał nadzieję, że również pójdzie na taki spacer, ale z Harry'm.
Zatrzymali się pod dużym dębem. Niall właśnie przyglądał się mrówkom, które chodziły po korze, a Louis z rękami pod głową i z zamkniętymi oczami leżał obok na trawie - Louis? - blondyn zwrócił się o szatyna po chwili ciszy - Hm? - mruknął na jego zaczepkę - Ja mam takie zapytanie do Ciebie - oświadczył Niall nie odrywając wzroku od mrówczej społeczności na pniu drzewa - Dawaj, co tam? - zareagował szatyn otwierając oczy i obracając głowę w lewo, kierując wzrok na swojego przyjaciela - Czy mrówki kiedykolwiek śpią? - zapytał zaciekawiony blondyn, na co Louis prychnął i pokręcił głową - Nie śmiej ze mnie. Pytam, bo nigdy nie widziałem śpiącej mrówki, a Ty widziałeś? - odparł blondyn - Nie wiem, Niall. Na pewno śpią. Każde stworzenie ma jakiś sposób na odpoczynek, prawda? - rzekł Louis odrywając wzrok od przyjaciela i znów zamknął powieki - No, tak, wiem, ale wiesz - odpowiedział lekko zawiedziony Niall - Tak, wiem, wiem - odrzekł leniwie szatyn - Ja Cię kręcę, jaki duży pająk - po dłuższej chwili ciszy, blondyn spostrzegł sporej wielkości, pospolitego krzyżaka, który szedł po korze na górę - Ale zapyla, ja nie mogę, chyba żona go woła - zaśmiał się Niall, a Louis mimowolnie prychnął - No co? W świecie zwierząt jest tak samo, jak wśród ludzi, co Ty nie wiesz? - pouczył go blondyn - Tak, Niall, wiem. Wiesz co? - przytaknął i po chwili wpadł na pomysł - Tak? - zareagował blondyn nie odrywając wzroku od kory drzewa - Zostaw swoich nowych, stawonożnych przyjaciół i chodź do kawiarni - zaproponował Louis podnosząc się i siadając po turecku - W sumie, czemu nie. Chodźmy - przystał na sugestię szatyna i wstał, a tamtem razem z nim. Szli główną alejką kierując się do wyjścia z parku. Wyszli na ulicę i skierowali się do jednej z kawiarni, których w obrębie dwustu metrów było mnóstwo. Wybrali jedną, która była na tej samej ulicy - Na sam widok zgłodniałem - rzekł Niall uśmiechając się i zacierając ręce - Zbytnio mnie to nie dziwi - Louis odwzajemnił uśmiech i pokręcił jednocześnie głową, po czym przekroczyli próg kawiarni, a nad ich głowami zadzwonił dzwonek.

W tym samym czasie Harry postanowił przesadzić zakupione palmy do wybranych przez niego donic. Wybrał dość duże, gliniane donice, w odcieniu piaskowca, zdobione geometrycznymi wzorami, rodem z Bliskiego Wschodu, które znalazł w swoim składziku na, różne tego typu, przedmioty przydatne w domu. Rośliny egzotyczny, to i egzotyczne donice. Nasypał do jednej sporą ilość ziemi, po czym ostrożnie wyciągnał jedną palmę z plastikowej donicy, w której ją kupił. Osadził roślinę na miejscu i przysypał ziemią dookoła, ubijając ją. Przesadzoną odstawił na bok, a z drugą postąpił identycznie, jak z pierwszą. Gdy dwie stały już gotowe, podlał je obficie, aby ziemia się ułożyła, po całym procesie rzekł z rękami opartymi na biodrach - No, teraz to ziomalsko wygląda - po czym z zadowoloną miną szukał dla miejsca w rozległej przestrzeni pokoju. Jedną postawił naprzeciwko wysepki kuchennej, zaraz przy oknie, drugą natomiast umieścił za dwoma fotelami w części salonowej, również przy oknie, gdyż wiedział, że palmy lubią dużo światła. Odszedł na kilka kroków w tył, by rzucić okiem na efekt, który był zadowalający. Poszedł do kuchni, aby zmyć ziemię z rąk, po czym pokierował się do salonu i usiadł na kanapie, wyciągnął rękę po telefon, który leżał na stoliku obok, po czym kliknął ikonkę książki adresowej i zobaczył, dodany jako nowy, numer Louis'a, na co kąciki jego ust podniosły się mimowolnie. Szatyn podpisał numer jako, po prostu "Louis", lecz Harry, po chwili namysłu i patrzeniu na to przepiękne imię, postanowił je zmienić. Skasował dwie ostatnie literki i zostało samo "Lou", po czym nadal lekko uśmiechnięty zatwierdził edycję. Wyszedł z książki adresowej i zablokował telefon, po czym wstał i poszedł do kuchni. Pochylił się po kocie miski, aby je wyczyścić i napełnić jedzeniem, i świeżą wodą. Na dźwięk stawianych misek koty wbiegły do kuchni, na co Harry uśmiechnął się do nich - O, jesteście - pochylił się nad nimi i pogłaskał obydwu - Nawet nie musiałem Was wołać. Jedźcie, śmiało - zszedł im z drogi, po czym podszedł do blatu i nalał soku grejpfrutowego do szklanki, który, oparty o blat, wypił patrząc na jedzące z misek koty. Wypił ostatni duszek, po czym opłukał naczynie pod kranem i odstawił na bok. Wyszedł z kuchni kierując się do korytarza, po drodze pochwycając portfel, klucze i telefon, po czym wsunął na stopy jasne botki i wyszedł z mieszkania. Przekręcił zamek i poszedł zawołać windę, która przyjechała po chwili. Zjechał na dół, po czym wyszedł z budynku. Wsiadł do swojego Cadillac'a zaparkowanego przy chodniku i powoli odjechał włączając się do ruchu ulicznego. Postanowił odwiedzić swój lokal i zobaczyć, co tam słychać. Kilkanaście minut później był już na miejscu, co zawiadomił wszystkim jednym wciśnięciem klaksonu.
Zayn, który stał za barem od razu odwrócił wzrok od przecierania baru. Po chwili Harry wszedł do pomieszczenia - Dzień dobry, Harry - przywitał się Zayn - Cześć, Zayn, cześć - odpowiedział i zasiadł na stołku barowym, po czym odetchnął - I co tam słychać? - zapytał przeczesując włosy i skanując wzrokiem całe pomieszczenie, w którym było kilkoro gości - To, co wiadać. Norma... - odparł Zayn składając ścierkę i odkładając ją na bok - Taa... - przytaknął od niechcenia brunet - Coś nie tak, Harry? - zapytał zaniepokojony Zayn - Wyglądasz, jakbyś o czymś myślał. Jesteś jakby rozproszony - rzekł przyglądawszy się twarzy Harry'ego - Co? - a ten zapytał wyrwany od myślenia - Nie, co Ty... Taki dzień, to wszystko. Jest okej - wytłumaczył się - Skoro tak, to dobrze - odparł Zayn, a do lokalu weszli nowi goście, którzy rozglądając się po wnętrzu z ewidentnie usatysfakcjonowanymi minami podeszli do baru - Dzień dobry - przywitali się, na co, tym samym, odpowiedzim im Zayn i Harry - Chcielibyśmy zarezerwować stolik na dzisiejszy wieczór - rzekł mężczyzna, na co kobieta stojąca obok niego skinęła głową i lekko się uśmiechnęła - Oczywiście, żadnego problemu. Mamy wolne miejsca - potwierdził Zayn - Zapraszam na salę. Wybiorą Państwo stolik - wskazał, a para poszła na nim, by wybrać miejsca. Harry został sam przy barze, lecz po chwili wstał, minął bar i wszedł do kuchni - Dzień dobry wszystkim - ukłonił się i ukazał znak pokoju - Dzień dobry, Szefie - odpowiedzi wszyscy tam obecni - Co dobrego u Was słychać? - zapytał miłym głosem siadając na krześle przy drzwiach - Mały ruch macie, widzę - zauważył przeczesawszy włosy - Tak, ale dopiero mamy popołudnie. Coś czuję, że prawdziwy tłum przyjdzie tu wieczorem. Tak jest zawsze - zauważył Liam, który akurat wychodził z kuchni, z tacą, z zamówionymi daniami - Też racja, Liam - przytaknął brunet - Jeśli będziecie mieli naprawę duży tłum gości, to śmiało do mnie dzwońcie, a przyjadę Wam pomóc, dobrze? - rzekł Harry - Dobrze, Szefuniu, dobrze - odpowiedział Liam wychodząc z kuchni z tacą - Dobrze, to skoro nie ma nic do roboty, to ja zmykam. Nie będę Was stresował moim widokiem - zaśmiał się wstając z krzesła - Trzymajcie się, do widzenia - rzucił na koniec pokazując znak pokoju i wyszedł z kuchni. Minął bar, przy którym akurat Zayn przygotowywał kawę dla gościa siedzącego przy barze, a Liam właśnie wracał z pustą tacą - Ja uciekam, słuchajcie - stanął na chwilkę - Jeśli będę potrzebny, to dzwońcie. Trzymajcie się, do widzenia - pożegnał się, podniósł rękę w geście pokoju i wyszedł z lokalu. Zaraz po wyjściu uderzył go silny podmuch wiatru, a jego loki wyfrunęły we wszystkie strony, po czym spojrzał w niebo i zobaczył wielkie, czarne chmury kłębiące się tuż nad czubkami wieżowców - Oho, ładna burza się zbliża. A jeszcze chwilę temu świeciło słońce. Nieźle... - powiedział do siebie robiąc kroki w stronę samochodu. Wsiadł, zapiął pasy i odpalił silnik, po czym powoli odjechał.

Louis i Niall natomiast wciąż siedzieli w kawiarni, do której poszli po wizycie w Central Parku. Niall jadł już trzeci kawałek sernika popijając mrożoną kawą, a Louis wolno sączył swój sok jabłkowy ze szklanki i zamyślony patrzył na nieciekawą sytuację pogodową za oknem. Podrapał się po zaroście i odstawił szklankę - A coś Ty taki zamyślony, Louis? - zapytał Niall po przełknięciu kawałka ciasta - O czym, albo o kim tak rozmyślasz, hm? - dopełnił pytanie, po czym wziął łyk kawy - Co? - ocknął się szatyn - A, nie, nic, wszystko w porządku - tłumaczył się bujając szklanką - Jak w porządku? Przecież widzę. Poza tym, za długo Cię znam i wiem, że coś zaprząta Ci tę piękną główkę - rzekł blondyn nabierając na widelec kolejny kawałek ciasta i wsuwając go do ust - Jasne, Ty tyle wiesz, co zjesz - odparł Louis z lekkim uśmiechem - Nieprawda! - oburzył się Niall z pełnymi ustami, na co Louis zaśmiał i pokręcił głową w stronę okna - Zobacz, co dzieje się za oknem - szatyn zwrócił uwagę blondyna na pogodę na zewnątrz - Jeśli na dodatek zacznie padać, to ja nie wiem, jak wrócimy do domu - dodał Louis - No, nieźle daje, faktycznie - odrzekł Niall - Wiem, weźmiemy taksówkę! - nagle wpadł na pomysł - Całą forsę wydaliśmy na ciasto dla Ciebie - odparł Louis patrząc z pretensją na blondyna - Oj, rzeczywiście - zauważył po chwili i nieśmiało wziął ostatniego łyka kawy - Dobra, poradzimy sobie, nie bój Pan dupy - zapewnił Niall, na co Louis przewrócił oczami - Okej, możemy iść - wypalił nagle blondyn - Ileś Ty zjadł, stary - zdziwił się Louis - Nie wiem, czy chcę znać pojemność Twojego żołądka - dodał, po czym wstali i odeszli od stolika - A, co Ty tam wiesz - odpowiedział mu Niall, na co Louis prychnął i wyszli z kawiarni. Od razu pokierowali się w stronę domu, idąc naprzeciw potężnemu wiatrowi.

Harry wysiadł z samochodu przed budynkiem, a wiatr omało nie wyrwał mu wszystkich włosów, albo nawet całej głowy. Czym prędzej wszedł do budynku i skierował się do windy. Gdy wjechał na pożądane piętro, odetchnął i od razu ruszył w stronę drzwi, po czym je otworzył i wszedł do mieszkania przekręcając za sobą zamek. Zdjął buty i wszedł do salonu, po czym opadł na sofę i odetchnął.

Louis z Niall'em byli już niedaleko domu, po drodze wiatr omal nie urwał im głów, a na dodatek zaczynało padać - Mówiłem, że zacznie lać - rzekł Louis z opuszczoną głową - Ale dobrze, że jesteśmy niedaleko - dodał - Idziesz do mnie, Niall. Do siebie masz jeszcze kawałek drogi, a nie pozwolę Ci iść w ten armagedon - bardziej zarządził, niż zaproponował - No, dobra, okej. W sumie, to nawet nie chcę mi się iść do siebie - zgodził się blondyn - Przynajmniej jesteś szczery - pokręcił głową szatyn - Ano, jo - przytaknął, a chwilę później byli już na schodach kamienicy Louis'a. Wskoczyli szybko do środka i wbiegli na górę, do jego mieszkania. Otworzył drzwi wpuszczając Niall'a pierwszego, a ten wbiegł do salonu i rzucił się na kanapę, po czym pochwycił poduszkę i wtulił się w nią - Ta, pewnie, rozgość się, Niall - powiedział bezradnie Louis odwieszając klucze na haczyk. Zdjął Vansy i wszedł do salonu - Napijesz się czegoś? - zapytał Louis obierając kierunek na kuchnię - Tak, nalej mi czegokolwiek. Ten wicher całkowicie wysuszył mi gębę - powiedział z przyciśniętym po poduchy policzkiem - Okej - rzucił, nim wszedł do kuchni. Wziął dwie szklanki i wyjął z lodówki sok z arbuza, i nalał do nich, i z nimi poszedł do salonu. Jedną postawił na stoliku kawowym, tuż przed twarzą blondyna, a z drugą zaś usiadł obok jego głowy i z nogą opartą o nogę, kostką na kolanie, po czym wziął łyk chłodnego soku. Spojrzał w okno i przeraził się trochę - Ja Cię kręcę, Niall, patrz - szturchnął blondyna, a ten podniósł głowę i spojrzał za okno - Ale tragedia, zobacz - odstawił szklankę na stolik, wstał z kanapy i podszedł do okna - Czegoś takiego, to ja jeszcze nie widziałem - stwierdził szatyn patrząc na czarne niebo - Nie podchodź do okna podczas burzy, bo Cię porwie - zażartował Niall i wziął łyk ze swojej szklanki - Ta, jasne - prychnął Louis i odszedł od okna w stronę kanapy - No co? Babcia tak uczyła - wyjaśnił Niall, gdy Louis siadał na swoje miejsce - To co? Co robimy? - zapytał blondyn po chwili, na co szatyn tylko wzruszył ramionami i westchnął.

Harry odwrócił głowę w stronę okna i zobaczył niemal czarne niebo, a było kilka minut po szesnastej, co lekko go przeraziło. Na szybie było widać krople deszczu - Teraz, to już na pewno będzie burza - wstał z kanapy i podszedł do wielkiego okna, przez które widać było rzeczywistą skalę tej pogody. Widok z wysoka, niemal spod tych czarnych chmur i do tego panoramiczne okna z pełnym widokiem na miasto. Po chwili, pośród czarnych kłębów, pojawił się pierwszy błysk, a deszcz od razu przybrał na intensywności, jego krople uderzały o szybę z naprawdę dużą siłą. Harry odszedł od okna i przeczesując loki udał się do kuchni, aby wrzucić coś na ząb. Wybór padł na razowe grzanki z masłem orzechowym i szejk bananowy. Umieścił dwie kromki w tosterze, po czym z lodówki wyjął masło i odkręcił je. Następnie obrał banana, wrzucił go do blendera, dolał mleko i dosypał cynamon, w tej samej chwili z tostera wyskoczyły tosty, na co Harry również podskoczył - Cholera, tosterze, nie strasz tak. Zawału można dostać - zamknął blender i włączył go, miksując wszystko razem przez chwilę. Nie fatygując się postanowił, że wypije z pojemnika blendera, bo po cóż brudzić naczynia. Gotowe tosty posmarował masłem orzechowym i od razu odgryzł kawałek. Chwilę później oba zniknęły, po czym zaczerpnął łyk szejka.
Po opróżnieniu wszystkiego, odstawił masło do lodówki, a pojemnik blendera opłukał dokładnie pod kranem i odstawił na bok. Wyszedł z kuchni i za oknem ukazał mu się prawdziwy armagedon. Deszcz lał, jak oszalały, a pioruny uderzały w piorunochrony na wierzchołkach budynków jeden za drugim, na co Harry zrobił wielkie oczy, gdyż naprawdę wyglądało to strasznie - To jest prawdziwe oberwanie chmury - rzekł, po czym podszedł do okna, aby przyjrzeć się bliżej. W pewnej chwili jednak, na, oświetlonej światłem z mieszkania, szybie spostrzegł dwa, niewyraźne odciski dłoni. Przypomniał sobie, że stał tu dziś z Louis'em i patrzyli na oświetlony słońcem Manhattan. Harry od razu poczuł na sercu niewyobrażalne ciepło, po czym uśmiechnął się, wciąż patrząc na odciski niewielkich, lecz nieziemsko pięknych dłoni Louis'a. Harry nie mógł powstrzymać się, aby nie zetknąć swych dłoni z odciskami na szybie. Zrobił to bardzo delikatnie, a jego ciało przeszedł dziwny, ale jednocześnie ciepły i przyjemny dreszcz. Odsunął powoli dłonie i patrzył jeszcze przez chwilę za okno, po czym mimowolnie uśmiechnął się, a po chwili odszedł od okna, kierując się w głąb mieszkania.

W tym samym czasie, Louis i Niall grali w warcaby, co było pomysłem Niall'a. Klęczeli po dwóch stronach stolika kawowego, na którym dodatkowo stały dwie szklanki z dolewką soku arbuzowego, oraz solone paluszki w trzeciej szklance. Louis właśnie sięgał po jednego, kiedy nagle, znikąd w obu dłoniach poczuł przyjemne ciepło. Jakby krew samoistnie się podgrzała i zaczęła szybciej krążyć, ale dziwne, że tylko w samych dłoniach. Bardzo zdziwił się na to zjawisko - Bum, cyk, cyk - Niall zbił Louis'owi trzy pionki za jednym skokiem - I bęc - i zebrał je na obok, jednak jego uwagę przykuł niespotykany wyraz twarzy szatyna - Co Cię tak wmurowało, Louis? Co jest? - zapytał zaciekawiony blondyn - Wiesz, że nawet nie wiem? - zaczął Louis patrząc na swoje ręce - Nagle poczułem ciepło w obu dłoniach. Ni stąd, ni zowąd - wyjaśnił, na co Niall zrobił wielkie oczy - To... - przeciągnął głoskę - Naprawdę dziwne. Zwykle tak jest po wypiciu czegoś z alkoholem, rozgrzewa i w ogóle, ale my pijemy tylko sok z arbuza - zauważył drapiąc się w głowę - Dziwne, naprawdę dziwne... - powiedział Louis bardzo cichym głosem spoglądawszy w okno, za którym wciąż szalała burza.

Harry, po tej ciekawej chwili przy oknie, poszedł na górę do sypialni. Właściwie, to nie widomo po co. Omiółt wzrokiem całe pomieszczenie, poprawił poduszki, poprawił kołdrę i wyrównał zasłony, po czym zatrzymał się przy oknie. Burza nie ustępowała. Pioruny, naprzemiennie z błyskawicami, rozświetlały na ułamek sekundy kruczoczarne niebo. A deszcz, uderzający w szyby, dodawał jeszcze lepszego efektu. Burza była według Harry'ego czymś niesamowitym. Jakby gniewem z nieba, przychodzącym znikąd i niespodziewanie, robiącym wielkie zamieszanie i spustoszenie, po którym, i tak, zawsze wraca stan sprzed niego. Wychodzi słońce, a czarne chmury odpływają. Ale najpiękniejszym widokiem, czy to po gwałtownej burzy, czy po niewielkiej mrzawce, zawsze jest tęcza. To ona koloruje świat na nowo. Wypłukane przez deszcz barwy jej dotyk przywraca.
Harry lubił zatrzymać się nad czymkolwiek i po prostu na to popatrzeć i nad tym pomyśleć. To nic nie kosztowało, a dawało najmniejszym rzeczom największy sens i przeznaczenie.
Po tych głębokich przemyśleniach, wyszedł z sypialni wrócił na dół salonu i usiadł na kanapie. Można powiedzieć, że okropnie się nudził. Chwilę później podniósł się z sofy i zaczął spacerować po mieszkaniu, i oglądać je. Podszedł do swojej półki z albumami i musnął je palcami. Uśmiechnął się na widok swojej kolekcji. Potem przerzucił wzrok na korytarz, gdzie stały jego buty. Widok samotnej pary butów w pustym i przycienionym korytarzu był niezwykle głęboki i artystyczny. Zrobił kilka kroków do przodu, a z kuchni wyszedł Flap, na którego widok Harry uśmiechnął się - Co tam, maluchu? - kucnął przy nim, a ten ocierając się otoczył go - Co nabroiłeś? Gdzie jest Flip? - zapytał z uśmiechem, głaszcząc go po grzbiecie, po czym wstał i poszedł do łazienki. Przekroczwszy jej próg, jego wzrok spotkał Flip'a, który wylegiwał się na złożonych w kostkę ręcznikach, które leżały na pralce - O! Tutaj jesteś, brzdącu - podszedł do niego i poczochrał go po brzuchu, i po plecach, na co ten zamruczał, a Harry uśmiechnął się.
Chciał wziąć prysznic, więc zaczął ściągać spodnie, czemu przyglądał się Flip - Ja tylko chcę wziąć prysznic - odłożył spodnie na kosz i zaczął rozpinać koszulę - Możesz zostać, jeśli chcesz - brunet mrugnął do niego, na co ten tylko leniwie przymknął oczy i położył głowę na miękkim ręczniku, na widok czego Harry pokręcił głową i rozebrał się do końca, po czym wszedł do kabiny i włączył natrysk.
Spędził po nim około piętnastu minut. Gdy wyszedł, przez kapiące od wody loki, które przykleiły mu się do czoła, zobaczył Flip'a, który również się mył, co rozbawiło Harry'ego - Nie wiedziałem, że jesteśmy tacy podobni, kocie - rzekł do niego, a on tylko oblizał się i kontynuował poprzednią czynność, a Harry sięgnął ręką po ręcznik, po czym wytarł się nim dokładnie. Przetarł jeszcze włosy, odwiesił ręcznik i wyszedł z łazienki. Po drodze do sypialni pogasił wszystkie światła i pochwycił telefon z kanapy. Wszedł do sypialni i rzucił się na łóżko, brzuchem do góry. Ułożył głowę na poduszce i okrył nogi lekką, satynową, czarną kołdrą. Leżał tak przez chwilę z głową zwróconą w stronę okna, za którym wciąż szalała burza, jednak nie tak silna, jak jeszcze kwadrans wcześniej. Deszcz nadal padał, lecz nie uderzały pioruny. Burza ewidentnie się kończyła, gdyż chmury, z czarnych, zamieniały się w grantowe. Nagle chwycił telefon i wszedł w książkę adresową. Wybrał numer Louis'a i kliknął ikonkę wiadomości:

Do: Lou
Dobranoc, Lou x.
18:09

Nie szkodzi, że był wczesny wieczór, a napisał 'dobranoc'. Patrzył jeszcze chwilę na ekran, po czym zablokował ekran i odłożył telefon na miejsce. Przewrócił się na prawy bok, w stronę okna, i patrzył, jak czarne chmury odpływają.

Po skończonej trzeciej partii warcabów, Louis i Niall siedzieli na kanapie i ustalali wspólnie, jaki film obejrzą - Mówię Ci, Louis, przy takiej pogodzie lepiej nie oglądać horrorów - upierał się blondyn wyjadając paluszki ze szklanki - Bo wiesz, potem w nocy słyszysz pukanie do drzwi, kroki na korytarzu i inne tego typu, wiesz - próbował go przekonać, gdy szatyn stał przy półce z filmami i wybierał - Czy mnie słuch nie myli, czy Niall Horan się boi? - zaśmiał się Louis - Nie, nie boi - zaprzeczył - Po prostu, jest ostrożny - tłumaczył się - Dobra, oglądamy "Krzyk", nie płacz - oświadczył Louis i włożył płytę w napęd, a już po chwili, film się rozpoczynał. Gdy zaczynała się pierwsza scena, telefon Louis'a nagle zawibrował, na co Niall naprawdę się wystraszył, aż podskoczył - Zaczyna się! - wskazał na telefon, który szatyn sięgał, by sprawdzić, o co chodzi - Człowieku, nie odbieraj tego! - panikował blondyn, na co Louis zaśmiał się - Niall, spokojnie, to tylko SMS - uspokoił go szatyn - O, nie! To aż SMS! - podkreślił, po czym wrócił wzrokiem na ekran, a Louis odblokował telefon, kliknął na ikonkę wiadomości i ujrzał:

Od: Nieznany
Dobranoc, Lou x.
18:09

Louis jednak lekko przestraszył się na widok nieznanego numeru, ale po zobaczeniu treści wiadomości, nie miał najmniejszych wątpliwości. Uśmiechnął się delikatnie - I co? Kto to? - zapytał blondyn kierując wzrok na szatyna - A, nie znasz... - odpowiedział tajemniczo, uśmiechając się i zagryzając wargę, i jednocześnie odpisując:

Do: Nieznany
Dobranoc, Harry x.
18:12

Po wysłaniu, nadal się uśmiechając, zablokował telefon i odłożył go na stolik. Przez resztę wieczoru nie mógł skupić się na niczym innym.

Harry, nadal leżąc i wpatrując się w okno, nagle usłyszał wibrujący telefon, po który leniwie wyciągnął rękę, by odczytać wiadomość.
Uśmiechnął się szczerze i patrzył chwilę na, widniejący na ekranie dymek, po czym odłożył telefon na stolik i zamknął oczy, powoli zasypiając.

§

Przed Wami dziewiąty rozdział. Obiecałem, że pojawi się na dniach i oto jest. Mam nadzieję, że spodoba się Wam i, że szczerze go ocenicie.

Dziękuję!

It's All For L-O-V-E!

A.J.J.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro