Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter I.

Harry wstał tego dnia dosyć wcześnie. Było kilka minut po godzinie siódmej. Zaraz po przebudzeniu wyciągnął ręce, aby się przeciągnąć i ułożył je pod głową, po czym westchnął lekko. Obrócił głowę w prawo i spojrzał przez wielkie okno, które było na całej ścianie, na jeden z najpiękniejszych pejzaży, jakie widział. Manhattan o świcie. Delikatna mgła spoczywała na ulicach, słychać było klaksony samochodów, oraz syreny odpływających i przypływających statków. To miasto napawało Harry'ego energią i optymizmem każdego kolejnego ranka.

Zsunął z siebie czarną, satynową kołdrę i powoli wstał z wielkiego łóżka. Podszedł do ogromnego okna i spojrzał po raz kolejny. Tym razem spojrzał w niebo widząc powoli płynące po niebie białe obłoki, a zaraz pod nimi wierzchołki budynków, które dosłownie się z nimi stykały. Spojrzał również dół, tam, gdzie miasto żyło najintensywniej. Poprawił potargane po śnie loki i westchnął lekko ostatni raz, gdy usłyszał burczenie w brzuchu.

This Is It... - wyszeptał do siebie i mimowolnie się uśmiechnął.

Skierował się do kuchni na dolnym piętrze swojego dwupiętrowego apartamentu na 50 piętrze jednego z drapaczy chmur tego miasta. Był dumny z tego mieszkania. W jego upiększanie i doprowadzanie do artystycznej perfekcji oddawał się codziennie i całkowicie.

Schodząc po schodach z czarnego szkła, na którym były ręcznie, przez niego, malowane krwistoczerwone róże, które wyglądały jak trójwymiarowe napotkał wzrokiem swoje dwa koty, które zadomowiły się na dużej, czerwonej, skórzanej kanapie. Byli nimi: Flip, bardzo puchaty, śnieżnobiały, można powiedzieć, że dachowiec. Ten miał błękitne, niczym niebo, oczy. Drugim natomiast był Flap: również bardzo puchaty, jednak kruczoczarny i również dachowiec. Ten natomiast oczu barwę miał szmaragdów, niczym sam właściciel.

Dzień dobry, Flip i Flap! Co słychać na planie? - przywitał się ze swoimi futrzanymi współlokatorami i uśmiechnął się do nich, na co one tylko się obejrzał i wróciły do swoich, nieokreślonych zajęć, na co Harry tylko pokręcił głową, lecz z uśmiechem, po czym ostatecznie pokierował się do kuchni.

Otworzył lodówkę oraz zamrażarkę i od razu wpadł na pomysł, czym będzie śniadanie. Był w końcu właścicielem wielu restauracji oraz świetnym kucharzem. Wyjął zatem trzy jaja i paczkę mrożonych warzyw. Omlet z warzywami w sosie sojowym był strzałem w dziesiątkę.

Harry wyjął z szuflady szafki kuchennej wok, oraz płaską patelnię, po czym postawił je na kuchence i włączył grzanie, po czym wrzucił na jedną i drugą odrobinę masła. Rozbił jaja do miski i rozkłócił je dodając pieprz i świeże listki bazylii z doniczki, którą miał na parapecie. Ziołowy ogródek w kuchni był kolejnym świetnym pomysłem. Roztrzepane jaja wlał na patelnię, a po chwili było czuć cudowny zapach pieprzu, ściętych jaj i bazylii. Otworzył paczkę z warzywami i wrzucił na wok. W około dziesięć minut śniadanie było gotowe. Nałożył je na talerz z perfekcją i gracją godną szefa kuchni i poszedł zasiąść do stołu w jadalni połączonej z salonem.

Chwycił pilot od telewizora, który leżał na stole obok wazonu ze świeżo ciętymi, żółtymi tulipanami, po czym włączył telewizor i wybrał stację informacyjną.

Nagle koty, zanęcone zapachem śniadania, zeszły z kanapy i usiadły przy stole na przeciwko Harry'ego. Flip na jednym krześle, a Flap na drugim i wpatrywały się tymi cudownymi oczami we właściciela. Cała sytuacja bardzo rozbawiła Harry'ego.

Uwielbiam was, wiedzcie to! - powiedział do nich zaczynając konsumować śniadanie, a koty tylko wpatrywały się w jego talerz, na co zrobił do nich zeza, po czym uśmiechnął się.

Oglądał telewizję śniadaniową jeszcze dłuższą chwilę po skończonym, własnym śniadaniu. Spojrzał na czas na ekranie i ujrzał dziewiątą czterdzieści dwa, po czym przeciągnął się lekko i wstał z kanapy i udał się do łazienki na dolnym piętrze. Tam wziął letni prysznic, ogolił się, rozczesał umyte włosy i umył zęby. Ubrał biały, satynowy szlafrok i wyszedł z łazienki kierując się do garderoby, która była w korytarzu. Ubrał świeże, czarno-czerwone bokserki, czarne skarpetki, na nogi naciągnął czarne rurki, a tors odział w białą koszulkę w dekoltem w serek. Przejrzał się w lustrze i zauważył, że jego włosy już wyschły i zakręciły się, jak nigdy dotąd. Związał je w kitkę czarną gumką, którą miał na nadgarstku.

Dwa kręcone kosmyki opadły mu na twarz, na co zamknął oczy i uśmiechnął się lekko do siebie.

Poczuł się jak On...

  §  

Mam nadzieję, że prolog, jak i pierwszy rozdział zachęcił Was do dalszej lektury.

Dziękuję.

It's All For L-O-V-E!

A.J.J. x.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro