3. Spraw, że będę znów żywy
Samochód wreszcie zatrzymał się przed odpowiednim budynkiem, a Taehyung zgasił silnik, gotowy już do opuszczenia swojego własnego pojazdu. Oczywiście jednak zanim to uczynił postanowił odwrócić swoją głowę w stronę Yoongiego, którego ułożenie ciała oraz nawet spojrzenia nie zmieniło się przez całą długość jazdy. Po prostu siedział tam bez ruchu, patrząc się przed siebie, zapominając kompletnie o tym, co go otacza wokół.
Kim czuł się, jakby drugi raz w swoim życiu musiał przeżywać te same sytuacje i wcale mu się to nie podobało. Najchętniej oglądałby już całkowicie świadomego Mina, albo po prostu odstawił go do łóżka. Z jednej strony na podstawie swojej przeszłości z Jaebumem mógł się spodziewać, ile to odrętwienie będzie trwać, ale nawet tego nie mógł być w stu procentach pewien. Przecież mimo, iż byli braćmi, wciąż pozostawali innymi ludźmi i chociaż ich reakcje były wręcz lustrzane, czas ich trwania mógł się od siebie znacznie różnić.
Minęło już parę minut, ale czarnowłosy najwidoczniej jeszcze nie zauważył, że wcale nie znajdują się już w trasie, a samo auto od jakiegoś czasu stoi właśnie przed budynkiem, w jakim on mieszka. Młodszy zaczynał się już trochę niecierpliwić oraz nieco martwić, do czego oczywiście w obecnej sytuacji nie zamierzał się przyznać. Dlatego postanowił wyciągnąć dłoń w stronę swojego hyunga, aby następnie położyć ją na jego ramieniu i delikatnie nim potrząsnąć, co dopiero po silniejszym ruchu dało radę.
Nagle Min otworzył szerzej swoje oczy i odwrócił głowę w stronę czerwonowłosego, będąc całkowicie zaskoczonym jakimkolwiek dotykiem. Pomiędzy nimi wręcz natychmiast nawiązał się kontakt wzrokowy, w którym oboje starali się znaleźć odpowiedzi na męczące ich pytania, ale niestety tak naprawdę nie mieli pojęcia, gdzie powinni ich szukać. Zarówno dla jednego jak i drugiego to był po prostu wielki labirynt, w jakim potrafili się jedynie zagubić.
— Jesteśmy już na miejscu od jakiś piętnastu minut, hyung — powiedział wreszcie, zabierając rękę z ciała starszego.
Ciemnowłosy wręcz natychmiast pokręcił twierdząco głową i zaczął dłonią poszukiwać miejsca, w którym mógłby odpiąć pasy, w czym ostatecznie pomógł mu oczywiście Kim. Na całe szczęście z drzwiami było już o wiele łatwiej i po niezbyt długiej chwili, Yoongi postawił swoje nogi na chodniku, biorąc głęboki oddech, jednocześnie opierając się o zamykane już wejście do samochodu. Wypuścił głośno powietrze z ust, kierując swój wzrok w stronę nieba, na którym zaczynało się już powoli rozjaśniać.
Taehyung oczywiście również wyszedł z pojazdu, nie odchodząc od niego jednak od razu. W końcu na tylnych siedzeniach znajdowało się wino, jakie kupił dla Mina oraz bluza, którą zdecydowanie wołał mieć teraz na sobie. Nie musiał już w końcu udawać groźnego gangstera. Dlatego kiedy starszy zajęty był wpatrywaniem się w znikające gwiazdy, Kim postawił butelkę z alkoholem na dachu auta, następnie ściągając z siebie skórzaną kurtkę, po chwili wymieniając ją na zwykłą, czarną bluzę zakładaną przez głowę.
Gdy zmienił już odzież nawierzchnią, zamknął samochód i łapiąc w dłoń butelkę wina, podszedł do Mina, który ciągle tkwił w jednej i tej samej pozycji. Specjalnie zatrzymał się dokładnie przed nim, aby ten na pewno zauważył jego obecność u zwrócił ja niego swoją uwagę bez ewentualnego zaczepiania. Na szczęście tym razem nie znajdował się w takim wielkim transie i bez problemu zauważył wysoką postać, stojącą przed sobą. Spuścił swój wzrok na czerwonowłosego, przyglądającego się mu uważnie i posłał mu delikatny uśmiech, wkładając swoje obie dłonie do kieszeni własnych spodni.
— Masz może papierosa? Ogień w sumie też — odezwał się wreszcie, trochę zaskakując tym samym młodszego.
Mężczyzna spodziewał się wielu różnych scenariuszy i w jednych Yoongi po prostu milczał, a w drugich zadawał mu tylko i wyłącznie pytania, na jakie chciał poznać odpowiedzi. Nie pomyślał jednak o tym, że ten zapyta go o coś takiego jak głupie fajki i to tylko dlatego, że taka rzecz według niego nie pasowała do czarnowłosego. Oczywiście nie zamierzał niepotrzebnie go pytać o cokolwiek, dotyczącego palenia, to nie była jego sprawa.
— Sprawdzę w samochodzie — rzucił, ruszając przed siebie, aby obejść pojazd.
Po drodze zostawił czerwone wino na masce auta, nie zamierzając przypadkiem zawracać sobie nią głowy. Wszedł do środka i otworzył schowek, kątem oka wciąż obserwując Mina, który powolnym krokiem postanowił się przemieszczyć właśnie na przód samochodu, gdzie oparł się o niego tyłkiem. W tym samym momencie Taehyung odnalazł trochę pogniecioną, w połowie pustą paczkę papierosów oraz zapalniczkę, jaka została również wciśnięta do opakowania.
Wraz ze swoim znaleziskiem opuścił wnętrze pojazdu, kolejny raz zamykając go i podchodząc do czarnowłosego. Bez słowa oparł się o maskę zaraz obok niego, wyciągając rękę z fajkami w stronę starszego. Usłyszał tylko ciche podziękowania i uważnie obserwował jak Yoongi wyjmuje z papierowego opakowania jednego papierosa, wsadzając go następnie do swoich ust. Miał nadzieję, że starszy tego nie widzi, ale zwyczajnie nie potrafił oderwać wzroku od tych trochę zaschniętych warg, zaciskających się delikatnie na filtrze. Kiedy Min odpalił ogień, podpalając wreszcie końcówkę, ten szybko postanowił odwrócić swoją głowę, a gdy niższy oddawał mu rzeczy, udawał, że wciąż patrzył się przed siebie, co bardzo mijało się z prawdą.
— Nie wiedziałem, że palisz — rzucił, pragnąc chociaż na chwilę przerwać nieprzyjemną ciszę między nimi.
Rozumiał szok, jaki zawładnął ciałem Yoongiego, odbierając mu mowę na czas całej jazdy, ale teraz musiał już wrócić do normalnego świata i zwyczajnie się z tym pogodzić. Jego brat wybrał mu taką, a nie inną ścieżkę, ale to właśnie od czarnowłosego zależało, czy uda mu się nią iść. Wyjścia tak naprawdę były dwa i to dosyć proste — albo stanie się taki jak Jaebum, albo skończy z kulką w głowie. Niestety taka była rzeczywistość, o jakiej mężczyzna wcześniej nie miał bladego pojęcia.
— Bo teoretycznie nie palę — odpowiedział, wypuszczając z ust pierwszy kłąb dymu, jakim Taehyung mimowolnie się zaciągnął. — W sumie to zdarza mi się to tylko czasami, zazwyczaj jak jestem wkurzony, albo czuję się cholernie bezsilny. Tym razem zdecydowanie chodzi o to drugie.
Kim pokręcił głową na znak, że chociaż w małym stopniu go rozumie i założył ręce na piersi, odwracając głowę w stronę niższego. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale widok mężczyzny zaciągającego się tytoniem z zamkniętymi oczami nagle wydał mu się strasznie atrakcyjny. Niestety tak szybko jak ta myśl pojawiła się w jego głowie, jeszcze szybciej musiał ją z niej wyrzucić, pamiętając o tym, dlaczego pojawił się w życiu czarnowłosego.
— A ty skąd masz fajki w samochodzie? — zapytał, patrząc prosto na trochę przyciemniony profil mężczyzny. — Gdybyś był palaczem, raczej też byś sobie jednego wziął.
— Nie, ja nie palę — odpowiedział wręcz natychmiast, uśmiechając się delikatnie. — Trzymałem je dla Jaebuma, bo nigdy nie miał swoich własnych, a zawsze chciał fajki ode mnie, mimo iż dobrze wiedział, że nie lubię tego gówna.
— Jaebum palił? — zapytał, kolejny raz się zaciągając. — Nigdy w życiu nie wyczułem od niego papierosów.
— Chłopak miał zdolności, o jakich nigdy nie miałeś pojęcia. Nikt nie jest taki, jak on — odpowiedział, na co starszy jedynie kiwnął głową.
Gdy wreszcie papieros wylądował pod podeszwą buta Yoongiego, Taehyung chwycił w dłoń butelkę wina i oboje ruszyli w końcu w stronę odpowiedniego mieszkania. W oczach młodszego z czarnowłosym wszystko było już raczej dobrze i mimo, iż wciąż musiał mieć się na baczności, nie przewidywał raczej nagłych, niekontrolowanych akcji. Z jednej strony był bratem jego przyjaciela i jeżeli będą naprawdę do siebie podobni, to tego dnia miało się wydarzyć jeszcze coś, związanego ze śmiercią gangstera.
Wreszcie drzwi do małego królestwa Mina się otworzyły, a młodszy wręcz natychmiast ruszył do salonu, kładąc alkohol na stoliku. Niższy z nich poruszał się o wiele wolniej, bacznie obserwując wszystkie kolejne ruchy Kima, momentami zaciskając mocniej pięści. W jego głowie był jeden, wielki bałagan, nad jakim nie potrafił zapanować. Zbyt wiele pytań, za mało odpowiedzi. Oczywiście Taehyung bez problemu czuł na sobie jego palący wzrok, którym wywiercał w nim ogromną dziurę. Nie pokazywał tego jednak starszemu, wiedząc, że ten wtedy mógłby zrezygnować ze swoich dalszych ruchów. Zamiast odwrócenia się w jego stronę, specjalnie ustał do niego tyłem, uśmiechając się delikatnie i po prostu czekając na słowa oraz poczynania starszego.
— Wiesz co, właśnie sobie coś przypomniałem — szepnął zdecydowanie niższym głosem, niż zazwyczaj, co wywołało na twarzy Kima jeszcze szerszy uśmiech.
On wiedział już, jak ta chwila potoczy się dalej.
— Co takiego? — zapytał, strzelając kostkami swoich palców o obu rąk. — Oświeć mnie, hyung.
— Przez ciebie zabiłem człowieka — powiedział, robiąc pierwszy krok w jego stronę. — Zrobiłem to, ponieważ ty tak powiedziałeś. To ty dałeś mi tą pierdoloną fiolkę i kazałeś tam wlać. Ty jesteś prawdziwym mordercą, który użył po prostu moich rąk.
— Teoretycznie tak, aczkolwiek nie do końca — odparł, odwracając się powoli w stronę zbliżającego się Yoongiego. — Kochanie, przecież mogłeś mi odmówić, tak jak zrobiłeś to za pierwszym razem.
Był coraz bliżej, jego stopy stawiały kolejne kroki, a on wiedział, że wystarczy już tylko chwilka, aby mężczyzna znalazł się w zasięgu jego dotyku. Brakowało tak wiele, a czerwonowłosy najwidoczniej wcale nie zamierzał się odsuwać, wciąż stojąc nieruchomo w tym samym miejscu z delikatnym uśmiechem na twarzy. Przecież Min nie mógł wiedzieć, że Taehyung już dawno przewidział wszystkie jego ruchy, ponieważ jego zachowanie było łudząco podobne do tego Jaebuma sprzed paru ładnych lat.
— Zagrałeś sobie ze mną, wykorzystałeś — szepnął, finalnie stając przed Kimem, na niebezpiecznie bliskiej odległości. — Uczyniłeś ze mnie mordercę, bez powodu. Pewnie nawet nie masz żadnego przełożonego, a wszystko co mi mówisz jest kłamstwem! Zrobiłeś sobie ze mnie własnego niewolnika!
— Jesteś taki głupi — zaśmiał się. — Ja jestem mordercą od bardzo dawna, dokładnie tak samo jak twój brat. To nie ja jestem tutaj szefem, tylko właśnie on. Jaebum kazał ci robić te wszystkie rzeczy, tylko z moją małą pomocą, bo jak widzisz, sam jest delikatnie niedysponowany.
Tyle wystarczyło, aby pałka się przegieła i Yoongi tak po prostu rzucił się na wyższego z pięściami, nie patrząc już na nic. Pierwszego uderzenia Kim uniknął z łatwością, ale kiedy niespodziewanie pięść Mina zderzyła się z jego szczęką, a on zatoczył się do tyłu, na chwilę naprawdę stracił panowanie nad sytuacją. Czarnowłosy skorzystał z jego chwilowego szoku i wymierzył kolejne ciosy, waląc na ślepo, co w pewnym momencie zaczęło nawet rozśmieszać młodszego.
Wreszcie Taehyung chwycił dosyć mocno za oba nadgarstki starszego, umiejscawiając je nad jego głową i przyciskając ciało mężczyzny do najbliższej ściany, nogą blokując mu drogę ucieczki. Nawiązał z nim kontakt wzrokwy, bez problemu pokazując mu swoją wyższość nad nim i najwidoczniej wcale nie zamierzając od razu go oswobodzić. Przez chwilę jedynie patrzyli sobie nawzajem w oczy, co bez problemu sprawiło, że cała pewność siebie uciekła z Mina jeszcze szybciej, niż się pojawiła.
Kiedy patrzył w te ciemne tęczówki, widział w nich ogromną przewagę, z jaką nie miał najmniejszych szans. Miał wielkie szczęście, że młodszy nie postanowił oddać jakiegokolwiek ciosu, bo on prawdopodobnie skończyłby na chwilowym utraceniu przytomności, a nie jedynie równowagi. Wreszcie Taehyung zrobił krok do przodu, sprawiając, że ich klatki piersiowe się stykały, a głowa niższego musiała zostać uniesiona nieco do góry. Czerwonowłosy czuł nierówne i szybkie bicie serca mężczyzny i nie potrafił nie uśmiechnąć się chociaż trochę przez ten jeden szczegół. Yoongi zacisnął dłonie w pięści, a on dopiero wtedy postanowił się odezwać ponownie.
— Prawda boli, co? — szepnął, ciągle patrząc mu prosto w oczy. — Chciałeś poznać odpowiedzi na swoje wszystkie pytania, więc proszę bardzo. Dzisiaj jest ten dzień, w którym dowiesz się tego, co chcesz, ale zanim do tego dojdzie, musisz coś wiedzieć. Oboje w tej pojebanej grze jesteśmy niewolnikami, pieprzonymi pionkami, którymi porusza ktoś zupełnie inny. To nie było moim pomysłem, żeby posadzić cię przed celownikiem snajperki, albo włożyć truciznę do dłoni. Ktoś inny to wszystko zaplanował i jeżeli chcesz wiedzieć, niestety był to twój brat. Możesz mi wierzyć, albo i nie, ale to on pociąga za sznurki, leżąc trzy metry pod ziemią.
Po tych słowach Taehyung odsunął się wreszcie od Yoongiego, puszczając również jego nadgarstki, po czym odwrócił się, idąc w stronę kanapy. W tym samym czasie starszy mężczyzna patrzył się na jego plecy, pozwalając własnym kończynom opaść wzdłóż swojego własnego ciała. Czuł, jak mocno wali jego serce, a oddech jest strasznie nierówny, ale nie wiedział, jak się uspokoić. Do tego miał wrażenie, że zamiast nóg ktoś postanowił włożyć mu do spodni watę cukrową i kiedy tylko spróbuje zrobić krok do przodu, wyląduje twarzą na ziemi.
Czerwonowłosy w tym czasie, gdy on wciąż stał w miejscu zdążył nawet pójść do kuchni po korkociąg oraz dwie lampki do wina. Min z odpowiedniej odległości patrzył na jego ruchy, ale sam postawić pierwszy krok odważył się dopiero wtedy, gdy oba naczynia zostały już wypełnione czerwoną cieczą, a młodszy usiadł wygodnie na kanapie, klepiąc miejsce obok siebie. Stawiał wolne, ostrożne kroki, po dłuższej chwili w końcu siadając na tym samym meblu, co Kim, zachowując jednak odpowiednią odległość, co trochę zasmuciło mężczyznę.
— Przepraszam, jeżeli cię wystraszyłem, ale nie musisz się mnie bać. Naprawdę cię nie skrzywdzę, Yoongi. Obiecałem to twojemu bratu — powiedział, podając Minowi jego lampkę z winem, którą ten złapał trochę trzęsącą się dłonią i natychmiast chwycił również drugą, aby nie zbić szkła.
— Wybacz, ja po prostu nie wiem, co się ostatnio dzieje, to jest dla mnie zbyt wiele. Najpierw mój brat zostaje zamordowany, potem pojawiasz się ty i dowiaduję się, że był jakimś gangsterem, a teraz jeszcze zabiłem człowieka — wyznał, przeczesując nerowow swoje włosy.
W tamtym momencie Taehyung naprawdę miał ochotę powiedzieć mu dosłownie wszystko z każdym najmniejszym szczegółem, ale pamiętał o tym, że niektóre rzeczy wciąż muszą pozostać sekretami. Dlatego musiał milczeć w wielu sprawach, dotyczących Jaebuma i chociaż wiedział, że Yoongi nie wyczuje luk w historii, czuł się źle z powinnością ukrycia niektórych spraw. Zdecydowanie uważał inaczej, niż jego przyjaciel, ale przecież nie on miał tutaj władzę.
— Mężczyzna, któremu wlałeś truciznę do drinka był poszukiwany przez policję od około piętnastu lat i to w wielu krajach. Niestety za każdym razem, gdy tylko komuś udawało się go uchwycić i odesłać pod seulski sąd, nagle brakowało dowodów. Miał swoich ludzi wszędzie, przez co udowodnienie mu zbrodni było wręcz niemożliwe — wyjaśnił, biorąc łyk rozgrzewającego alkoholu. — Upijał w takich barach młode dziewczyny, zabierał do siebie i wywoził za granicę na prostytucję. Najlepsze interesy miał w USA oraz Rosji, a nie oszukujmy się, popyt na seksowne Azjatki wciąż rośnie. Kiedy policja miała z jakąś porozmawiać, następnego dnia znajdowali ją martwą, albo z utraconą pamięcią w szpitalu. Jego jedynym błędem były zatłoczone bary, do jakich chodził kompletne sam. Zabiłeś bardzo złego człowieka, Yoongi i dzięki temu uratowałeś wiele dziewczyn przed życiem, na jakie nikt nie zasłużył.
Czarnowłosy zaniemówił, patrząc się jedynie tępo na mężczyznę. Do tej pory był wręcz pewien, że zabił niewinnego człowieka, na jakiego czekała kochająca rodzina. Był przekonany, że wiele osób będzie za nim płakać, a tymczasem to przez niego wszyscy wylewali łzy i mieli zniszczone życie do końca swoich dni. Może to nie było poprawne i nie powinno do tego dojść, ale naprawdę poczuł się o wiele lepiej. Jasne, nie potrafił zapomnieć o tym, że pozbawił kogoś szansy na zobaczenie kolejnego wschodu słońca, ale fakt o uczynkach nieznajomego znacznie zmniejszył jego poczucie winy.
— O co chodzi z moim bratem? Kim on był? Kim ty jesteś? Co mu dokładnie obiecałeś? Co się tutaj właściwie dzieje? — zapytał.
Czerwonowłosy odwrócił się bardziej w jego stronę, zdając sobie sprawę, że wcale nie będzie to należeć do krótkich opowieści. Chwilę zajęło, zanim ułożył sobie w głowie wszystko, o czym ma prawo mówić i co Yoongi powinien wiedzieć właśnie od niego. Resztę musiał zachować na później, bo to już nie należało do jego roboty. Wziął w końcu głęboki oddech i postanowił wyjaśnić starszemu, co się dzieje w jego życiu.
— Twój brat zaczął się zajmować tym już parę lat temu, nie pamiętam ile dokładnie, może dwa, może trzy. Ja już wtedy w tym siedziałem, mimo iż byłem od niego młodszy. Dostałem go pod swoje skrzydła, żeby nauczyć go paru rzeczy. W sumie trudno jest mi powiedzieć, czym do końca się zajmujemy, bo jest to skomplikowane. Nie jesteśmy źli, nie zabijamy niewinnych ludzi, nie napadamy na banki. Często współpracujemy z policją, albo innymi organami ścigania, ale z nami jest jeden problem. Nikt nie może wiedzieć o nas, tym, czym się zajmujemy, kim jesteśmy, jak się nazywamy. Dla społeczeństwa często jesteśmy martwi, albo nie posiadamy imienia. Żyjemy w ukryciu i zazwyczaj rezygnujemy z rodzin, co zrobiłem ja. Jaebum stwierdził, że nie może was tak po prostu zostawić i dlatego prowadził podwójne życie, nie mówiąc wam nic o tej drugiej rzeczywistości. On i ja załatwialiśmy ludzi, którzy są niebezpieczni dla setek istnień, ale nikt nie jest w stanie nic im udowodnić. Dilerzy, mordercy, przemytnicy. Facet, do którego miałeś strzelić ze snajperki też był jednym z nich, ale nikt nie był w stanie zdobyć dowodów, facet był zbyt cfany, a nam zawsze ufają. Wtapiamy się w tłum, przedstawiamy się pseudonimamy, albo wymyślonymi tożsamościami. Nigdy nie jesteśmy dla nich prawdziwi. Przed swoją ostatnią misją Jaebum postanowił powiedzieć mi o tobie, rozkazał chronić cię za wszelką cenę i nauczyć tego, czym sam się zajmuje, żebyś później również był bezpieczny. Zgodziłem się, bo był moim przyjacielem i widziałem, że bardzo mu na tym zależy. Obserwowałem cię dla twojego bezpieczeństwa i mimo iż momentami zachowywałem się jak gangster, było to dlatego, żebyś się mnie słuchał. Nie będę przy tobie wiecznie, a ty musisz się jakoś bronić — wyjaśnił. — Spokojnie, niedługo to wszystko się skończy, a ty w pewien sposób będziesz mógł wrócić do swojego poprzedniego życia. Może już nigdy nie będzie ono takie samo, ale wszystko się ułoży.
Yoongi był zdecydowanie w wielkim szoku i nie potrafił tego ukryć, nie chciał nawet próbować. Właśnie dowiedział się, że jego brat prowadził drugie życie, zabijając innych ludzi. Jasne, byli źli i policja ich ścigała, ale mimo wszystko to właśnie on pozbawiał ich życia. Przecież był z nim tak blisko, mówili sobie dosłownie wszystko, a mimo to potrafił ukryć przed nim drugą tożsamość, inne życie, stworzyć równoległą rzeczywistość, do jakiej on nie miał wstępu. Przez ten cały czas miał przy sobie jedynego przyjaciela Jaebuma z tego drugiego życia, ale nie potrafił tego do siebie dopuścić. Chociaż nie wiadomo jak mocno próbował, przed oczami wciąż miał tego słodkiego chłopaka, który nigdy w życiu nikogo by nie skrzywdził.
Kiedy to się stało? Kiedy jego brat stał się dla niego kimś zupełnie obcym?
Po dłuższej chwili podniósł wzrok na delikatnie uśmiechającego się Taehyunga, który z kolei wpatrywał się w pustą lampkę od wina. Było mu żal Yoongiego, ale w głębi serca czuł również coś, czego nie potrafił nazwać. Wiele lat temu umarł dla własnej rodziny i chociaż wciąż żył, jego matka straciła syna, siostra brata, a on nie mógł im nic wyjaśnić, bo byliby zagrożeni. Przez wiele lat miał to gdzieś, ale teraz, siedząc naprzeciwko Mina coś w nim ruszyło i miał ochotę powiedzieć mu resztę, bez hamulców. Niestety nie mógł.
— W sumie to jesteście do siebie bardzo podobni i nie chodzi mi tylko o wygląd. Bez problemu wiedziałem, jak zareagujesz po swoim pierwszym zabójstwie, bo on zrobił tak samo. Miałem świadomość twojej paniki, kiedy znalazłeś się przed snajperką. Jesteście tacy sami, mimo iż trochę inni — powiedział, nawiązując kontakt wzrokowy z Yoongim, w którego oczach natychmiast zauważył łzy. — Na dzisiaj chyba już starczy, powinieneś się przespać, wyglądasz na zmęczonego.
Po tych słowach czerwonowłosy wstał szybko z miejsca i odłożył szkło na stolik, odwracając się tyłem do Mina. Jego serce kuło niemiłosiernie, a on tak naprawdę nie wiedział, jaki jest tego powód. Zamknął oczy, wkładając ręce do kieszeni, jednak nie potrafiąc ruszyć do przodu. W końcu usłyszał jak druga lampka również ląduje na stoliku, a ciało Yoongiego wstaje z kanapy. Był pewien, że mężczyzna ominie go i ruszy do swojego pokoju, aby po długim dniu położyć się spać i odpocząć trochę.
Nie spodziewał się, że zamiast tego już po chwili poczuje jak niższy obejmuje go od tyłu, kładąc swój policzek na jego plecach i łącząc swoje dłonie na jego brzuchu. Nie wiedział dlaczego, ale po prostu sam również położył na nich dłoń, czując, że coś rozkazuje mu to zrobić.
— Dziękuję, Taehyung — szepnął, przez co oddech Kima przyśpieszył, a on sam mocno zagryzł dolną wargę. — Dziękuję, że mnie bronisz i przyjaźniłeś się z moim bratem. Dziękuję za chociaż fragment prawdy. Ty też powinieneś już iść spać, dla ciebie ten dzień też z pewnością nie był łatwy. Dobranoc, Taehyungie.
I zniknął. Mimo iż Kim chciał jeszcze chociaż przez chwilę poczuć dotyk drugiej osoby, jego już nie było, a on wciąż trzymał swoją dłoń w tym samym miejscu. Nie zarejestrował momentu, w którym pojedyncza łza uderzyła z niemym hukiem o podłogę. Był zamknięty w świecie wspomnień.
•••
Taehyung nie mógł tak po prostu zasnąć, ostatecznie wpatrując się po prostu w sufit w salonie Mina, rozmyślając o tym, co było zanim postanowił wmieszać się w to wszystko. Przecież on również miał kiedyś kochającą rodzinę i zostawił ich bez mrugnięcia okiem, pozorując własną śmierć. Zniknął dla nich z tego świata, mimo iż wciąż tak naprawdę chodził blisko nich, będąc jednak zbyt daleko. Przez dłuższy czas był w stanie pilnować ich z daleka, zapewniać odpowiednie bezpieczeństwo, ale potem musiał zniknąć na zawsze.
Od wielu lat nie wiedział, co się z nimi dzieje, czy wciąż mieszkają w tym samym miejscu, ani nawet, czy żyją. Zostawił to życie za sobą, poświęcając się pracy, o jakiej nikt nie może wiedzieć. Z jednej strony cieszyło go to, co robił, bo czasami ratował życie wielu ludziom. Z drugiej kiedyś miał ogromne wyrzuty sumienia dotyczące ciągłego pociągania za spust. Teraz patrzył na to zupełnie inaczej, ale tamtego dnia wyrzuty sumienia uderzyły go z zupełnie innego powodu, a chodziło głównie o to, że zapomniał o swojej przeszłości i rodzinie, która przez tak długi czas opłakiwała jego śmierć.
Wiedział, na co się godzi przyjmując taką pracę i nigdy tego nie żałował, nawet teraz. Mimo iż tęsknota za rodziną uderzyła w niego niespodziewanie, nie mógłby teraz rzucić tego wszystkiego, aby do nich wrócić. To było niemożliwe. W końcu nie mógłby powiedzieć im prawdy dotyczącej tego, gdzie tak naprawdę zniknął, ani do kogo należało w takim razie tamto ciało, kogo pochowali. Przeszłość musiała zostać tam, gdzie była i naprawdę brakowało sensu w tym, aby ciągle do tego wracać.
Jaebum z jednej strony nie zostawił swoich bliskich od razu, udowadniając wszystkim wokół, że można w taki sposób funkcjonować, nawet jeżeli nie przez całe życie. Może i trochę ich narażał, ale był świadomy, że w razie czego będzie w stanie ich obronić i wiele osób mu w tym pomoże. Oczywiście miał co do tego całkowitą rację. Zanim się obejrzał, za oknami było już całkowicie jasno, a noc minęła w niezapomnienie. Rozumiał, że Yoongi raczej nie wstanie od razu, ponieważ zerwał dosyć sporą część snu, nie będąc do tego kompletnie przyzwyczajonym. Dlatego nie czekał na niego i postanowił trochę się odświeżyć w łazience Mina, wcześniej schodząc do samochodu po torbę z ubraniami.
Kiedy właściciel mieszkania sobie smacznie spał, on wziął szybki prysznic, przebierając się w raczej luźniejszy styl, po czym ruszył do kuchni. Z jednej strony czuł się trochę nieswojo w mieszkaniu innej osoby, ale z drugiej w końcu Yoongi był bratem jego najlepszego i jedynego przyjaciela. Nie miał pojęcia, gdzie znajdują się poszczególne rzeczy, ale na szczęście dosyć szybko znalazł kawę, kubek oraz cukier, chociaż wczorajsze szukanie odpowiednich lampek do wina było o wiele szybsze. Kiedy napój był już gotowy, usiadł przy kuchennym blacie, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt na ścianie mieszkania.
Mieli dzisiaj do załatwienia ostatnią rzecz, ale nie musieli się śpieszyć, w związku z czym Yoongi mógł wreszcie sobie odpocząć. Zanim czarnowłosy postanowił opuścić swoją sypialnię, ten zdążył nawet pójść do sklepu po świeże bułki oraz trochę wędliny, żeby zrobić starszemu śniadanie. Jasne, nie musiał tego robić i nie było tego nigdzie w podpisce o opiece nad nim, ale zwyczajnie chciał to zrobić. Gdy trochę jeszcze zaspany Min wyszedł na zewnątrz i po odwiedzeniu łazienki skierował się do kuchni, na blacie czekały już na niego przygotowane kanapki, wraz z sokiem pomarańczowym. Sama kuchnia jednak była kompletnie pusta, ponieważ Taehyung zdążył się już przenieść do salonu i włączyć jakiś pierwszy, lepszy program, którego i tak nie oglądał.
Zanim Yoongi ruszył śniadanie, postanowił znaleźć Kima i właśnie dlatego ustał w wejściu do odpowiedniego salonu, starając się opuścić swoją koszulkę jak najniżej, mimo iż wcale nie tak dawno Kim widział go w samych bokserkach. Wtedy była to inna sytuacja i on sam nie miał pojęcia o jego obecności w swoim mieszkaniu. Teraz był całkowicie świadomy jego obecności.
— Czy ty mi zrobiłeś śniadanie? — zapytał, zwracając na siebie uwagę wyraźnie znudzonego Taehyunga, który uśmiechnął się delikatnie na jego widok i wstał z kanapy.
— Nudziło mi się, a nie chciałem cię budzić, żebyś się wyspał — powiedział, wzruszając ramionami, po chwili składając dłonie do kieszeni spodni. — Poszedłem do sklepu i kupiłem coś, bo lodówkę masz raczej pustą.
Czarnowłosy naprawdę nie wiedział, co powinien w tamtym momencie powiedzieć, ani jak zareagować poprawnie. Taehyung okazał się być dla niego ogromną zagadką, której nie potrafił rozgryźć, to było dla niego zdecydowanie zbyt trudne. Raz miał przed sobą wybuchową maszynę do strzelania i zabijania innych ludzi, a innym razem widział w nim delikatnego chłopaka, który nie dostaje miłości, jakiej potrzebuje. Zmieniał swoje maski tak szybko, że Yoongi nie był w stanie za nim nadążyć i w związku z tym nie miał również pojęcia, jaka jest bardziej prawdziwa.
— W takim razie dziękuję — powiedział trochę ciszej, drapiąc się nerwowo po własnym karku. — Zjem jak się trochę ubiorę.
Nie dał już szansy młodszemu na powiedzenie czegokolwiek, ponieważ najszybciej jak potrafił zniknął ponownie w swojej sypialni, opierając się o drzwi z nierównym oddechem. Zacisnął mocno palce na materiale swojej koszulki, starając się chociaż trochę zrozumieć, co się właściwie z nim dzieje w obecnej chwili. Po krótkim momencie zmienił ubrania na zwykłe dresy, wziął głęboki oddech i wrócił do kuchni, siadając przy blacie, na którym czekało na niego jedzenie.
Na całe szczęście Taehyung wciąż znajdował się w salonie, dzięki czemu mógł bez problemu zjeść to, co młodszy dla niego przygotował. Pamiętał doskonale to, co wczoraj usłyszał z ust Kima, mimo iż to wszystko wydawało się być dla niego scenariuszem głupiego filmu, a nie jego własnym życiem. W głowie ciągle miał wiele pytań, ale na nie zarówno on jak i czerwonowłosy nie znał odpowiedzi.
Jakim cudem nie zauważył tego, kim naprawdę jest jego własny brat? Czemu nie miał pojęcia, co dzieje się za jego plecami, chociaż był pewien, że jest z Jaebumem strasznie blisko? Najwidoczniej wszystko, co do tej pory go spotkało było zwykłym kłamstwem.
Akurat kiedy skończył śniadanie, w pomieszczeniu pojawił się Taehyung, opierając się ramieniem o jedną ze ścian. Między nimi natychmiast nawiązał się kontakt wzrokowy, przez co Yoongi miał zdecydowane problemy z przełknięciem ostatniego kęsa kanapki. Nic już z tego wszystkiego nie rozumiał i szczerze nie wiedział, czy chce to rozumieć.
— Słuchaj, dzisiaj mam dla ciebie już ostatnie zadanie — powiedział, sprawiając tym samym, że starszy wybudził się z pewnego rodzaju transu. — Chodzi o odebranie pieniędzy od pewnego faceta, ale niestety ja nie mogę być wtedy przy tobie. Oczywiście będę znajdował się w pobliżu, ale nie będziesz mnie widział, więc musisz się nauczyć strzelać z broni.
Czarnowłosy otworzył szeroko oczy, nie do końca rozumiejąc, co młodszy do niego mówi. Zanim zadał jakiekolwiek pytanie, Taehyung podszedł do niego, wyjmując zza paska spodni broń i kładąc ją na blacie, wraz z paroma nabojami i tłumikiem. Min nie potrafił kontrolować tego, że zamiast na pistolet spojrzał na wytatuowaną rękę mężczyzny, który obecnie znajdował się w czarnej koszulce z krótkim rękawem. Jego wzrok po prostu utkwił w czarno-białych różach, skrywających w swoim krzaku głowę pięknego tygrysa. Potem mimowolnie przeniósł spojrzenie na drugą rękę, tym razem przyglądając się obrazie drzew z wilkiem, chowającym się niestety za materiałem koszulki. Dopiero kiedy Kim pstryknął palcami przed jego nosem, on spojrzał na jego twarz, czując jak momentalnie policzki robią się zbyt gorące.
— Nie mam broni na rękach, ale fajnie, że zwróciłeś uwagę na coś, co nie jest pistoletem w mojej dłoni — zaśmiał się, uciekając wzrokiem na naboje, aby po chwili zacząć jeden z nich przekładać pomiędzy swoimi palcami.
— Już wcześniej zwróciłem na nie uwagę, ale nie miałem okazji się przypatrzeć. No wiesz, jak do tej pory obstawiałem raczej taktykę obawiania się o życie w twoim towarzystwie. Bałem się na ciebie gapić — wytłumaczył, mając ochotę schować swoją twarz za dłońmi, nie pokazując drugiemu swojego zawtydzenia.
Niestety na nieszczęście Mina, czerwonowłosy postanowił podnieść na niego swoje spojrzenie, wręcz od razu zauważając niespodziewany róż na policzkach mężczyzny. Wtedy starszy po prostu nie mógł się powstrzymać przed ułożeniem dłoni na nich, aby zasłonić to, przez co Taehyung uśmiechał się tak strasznie szeroko.
— Miałeś ochotę się na mnie gapić? Bardzo ciekawe — rzucił, ruszając pojedynczo brwiami.
Yoongi dosłownie miał wrażenie, że zaraz spali się żywcem przed osobą, której jeszcze parę dni temu bał się na śmierć. Teraz widział w Kimie kogoś zupełnie innego, chociaż nie potrafił tego wytłumaczyć, ani tym bardziej zrozumieć. Przecież młodszy nagle nie zmienił swojego zawodu, a on mimo to zaczął do niego odczuwać pewnego rodzaju sympatię. Nie wiedział, o co w tym chodzi i nie chciał tego drążyć.
— To nie tak. Kiedy zobaczyłem cię w kawiarni najpierw pomyślałem, że jesteś w chuj przystojny, a potem prawie załatwiłeś mi zawał — wydusił z siebie ściszonym głosem.
— A co myślisz teraz? — zapytał szeptem, przez co po ciele Mina przeszły przyjemne dreszcze.
Czerwonowłosy wiedział, że zdecydowanie nie powinien pytać o takie rzeczy, ani nawet doprowadzać do tego, aby Yoongi był w stanie go polubić. W końcu już niedługo zniknie z jego życia, zostawiając po sobie jedynie wspomnienia, o jakich ten nie będzie miał prawa mówić, zachowując je jedynie dla siebie. Mimo to coś było silniejsze od niego i zwyczajnie chciał się dowiedzieć, co w tej chwili myśli o nim czarnowłosy, nawet jeżeli potem miałby tego żałować. Ku jego zaskoczeniu starszy podniósł na niego swój wzrok, widocznie badając jego twarz, aby na koniec spojrzeć mu prosto w oczy. Parę dni temu kiedy nawiązywali kontakt wzrokowy, Taehyung widział w oczach mężczyzny strach i niepewność, a sam specjalnie wprawiał go w niepokój.
Jednak tym razem charakter spotkania ich ciemnych tęczówek był zdecydowanie inny, niż wszystkie poprzednie. W tamtej chwili pomiędzy nimi było coś, czego żaden z nich się nie spodziewał i czego nigdy nie powinno być.
— Wciąż jesteś w chuj przystojny, ale już przynajmniej nie przyprawiasz mnie o zawał. Znaczy, zdarza ci się, ale muszę przyznać, że boję się o wiele mniej. Tylko proszę, nie strzelaj już nigdy do mojego mleka, bo wtedy myślałem, że zejdę z tego świata. W sumie to ciekawe jakim cudem jednego dnia jesteś przerażający, a drugiego mam ochotę cię — przerwał, zdając sobie sprawę, że zdecydowanie był gotowy powiedzieć coś, czego nigdy nie powinien mówić. — Przepraszam, mówię zbyt dużo.
— Moim zdaniem ty jesteś słodki. Czasami porywczy i potrafisz być odważny, ale pozostajesz przy tym nienaturalnie uroczy — wyznał, sprawiając, że Yoongi tym razem podniósł koszulkę, aby zakryć swoją czerwoną twarz. — Widzisz? Właśnie o tym mówię! — rzucił, uśmiechając się szeroko. — Dobra, teraz pora na to, żebyś dowiedział jak się to obsługuje.
Min prychnął pod nosem, ostatecznie rezygnując z zasłonienia swojej twarzy, aby skupić się na broni i założyć ręce na piersi. Jego zdaniem nie musiał się niczego uczyć, bo przecież strzelanie z takiego pistoletu nie mogło być nie wiadomo jakie trudne. Nie zamierzał jednak pyskować i grzecznie obserwował jak Taehyung z gracją wkłada naboje do magazynku, następnie przykręcając tłumik do lufy. Zabezpieczył broń i położył gotową przed starszym.
— To nie może być trudne — rzucił, łapiąc metal w swoją dłoń. — Przecież wystarczy tylko nacisnąć, prawda?
Czerwonowłosy zaśmiał się cicho.
— Między innymi. Zanim strzelisz musisz jeszcze odblokować broń oraz wymierzyć odpowiednio, nim oddasz strzał — wytłumaczył, podnosząc się na nogi i podchodząc do szafek. — Wstawaj.
Starszy wykonał jego polecenie, chwilę później odchodząc od blatu, na którym po chwili ustawionych zostało kilka szklanek, do jakich najwidoczniej miał strzelać Min. Kiedy Taehyung ustawił ich równo pięć, podszedł wreszcie do Yoongiego, stając naprzeciwko niego i łapiąc go za nadgarstek, aby ten podniósł swoją rękę, co ten oczywiście zrobił. Młodszy odpowiednio ustawił dłoń czarnowłosego na broni, następnie stając zaraz za nim.
— Mam strzelać tam? — zapytał, unosząc jedną brew do góry.
— Nie mam czasu, żeby zabierać cię na profesjonalną strzelnicę, a nie masz nic lepszego, więc tak — odpowiedział, wzruszając ramionami. — Odblokuj broń, wymierz i strzelaj.
Yoongi machnął głową na znak, że rozumie, po czym spuścił swój wzrok na pistolet z myślą, że pewnie bez problemu odnajdzie miejsce, gdzie się odblokowywuje broń. Niestety nigdy wcześniej nie miał czegoś takiego w dłoni, w związku z czym nie miał pojęcia, gdzie powinien tego szukać. Ostatecznie postanowił się poddać i opuścił dłonie, odwracając się do uśmiechniętego Kima.
— Wygrałeś, nie wiem, jak to zrobić — wyznał.
Taehyung nie odpowiedział ani jednym słowem, zamiast tego podchodząc do niego znacznie bliżej i ponownie odkręcając jego ciało przodem do celu. Niespodziewanie Yoongi poczuł jak jego plecy przylegają do klatki piersiowej wyższego chłopaka, podczas gdy młodszy chwycił obie dłonie niższego w te swoje, ustawiając je na broni. Starszy dokładnie obserwował jak czerwonowłosy powoli odblokowywuje broń oraz pozwala Yoongiemu odpowiednio wycelować, wciąż trzymając jego dłonie w tych swoich.
Czarnowłosy miał wrażenie, że w porównaniu do spokojnie unoszącej się klatki piersiowej Kima, ta jego dosłownie szaleje przez niespodziewaną bliskość mężczyzny. Kiedy miał już wystrzelić, specjalnie zrobił krok do tyłu, co wywołało u wyższego cichy śmiech i wreszcie strzelił, roztrzaskując jedną z wystawionych szklanek. Jednak nawet wtedy, gdy Min pociągnął za spust, ich ciała ani trochę nie odsunęły się od siebie, pozostając wciąż w takiej samej pozycji. Ciemnowłosy pozwolił sobie nawet zamknąć oczy i całkowicie bezwarunkowo położyć swoją głowę na ramieniu Taehyunga, odchylając się tym samym do tyłu.
W tamtej chwili zdecydowanie powinni się od siebie oddalić, zatrzymać dystans, ale coś ich do siebie przyciągało. To wszystko sprawiało, że Kim coraz bardziej nie chciał go zostawić, a jedynie zostać przy nim i chronić tak długo, jak tylko będzie w stanie.
•••
Zdecydowanie Kim należał do osób, które znają wszystkie opuszczone budynki i najwidoczniej dosyć często w nich bywają, ponieważ czerwonowłosy sprawiał wrażenie, jakby był w stanie jechać tam nawet z zamkniętymi oczami. Nie zastanawiał się nawet przez chwilę, gdzie skręcić, a robił to tak szybko, że Yoongi nie był w stanie zarejestrować tego, gdzie jest.
Podczas gdy on zgubił się w tych wszystkich zakrętach, Kim wydawał się być wręcz w domu. Po parudziesięciu minutach jazdy samochód wreszcie zatrzymał się przed opuszczonym magazynem, który wyglądał mimo wszystko o wiele lepiej od budynków, jakie ostatnio widział Min. Oprócz ścian z graffiti nie było tam tak naprawdę nic, co mogło przerażać, nie licząc ciemnego wnętrza.
Taehyung odpiął swoje pasy i odwrócił się w stronę starszego, który obecnie wpatrywał się uważnie w ciemność, panującą w magazynie, do jakiego musiał przecież wejść. Dopiero po jakimś czasie odwrócił się w stronę młodszego, czekając na jakikolwiek znak, słowo, czy cokolwiek. Czerwonowłosy wyciągnął do niego rękę z bronią, na jaką założony był już tłumik, bo chociaż w pobliżu nie było żywej duszy, nikt nie chciał niepotrzebnego piszczenia w uszach. Min powoli chwycił za broń, specjalnie trącając jednym ze swoich palców dłoń wyższego mężczyzny, następnie chowając pistolet za pasek swoich spodni.
— Wchodzisz do środka i czekasz na faceta, którego rozpoznasz bez najmniejszego problemu. Będę w pobliżu, nie musisz się niczego bać, bo w razie czego cię obronię. Bieżesz aktówkę i odchodzisz, jasne? — wyjaśnił.
— Tak, wszystko rozumiem — odparł, kiwając pojedynczo głową.
— Ruszaj, ja wyjdę jakiś czas po tobie.
Yoongi tylko kolejny raz ruszył głową, po czym odpiął swoje własne pasy i otworzył drzwi, wychodząc z samochodu. Ustał na trochę krzywym chodniku, poprawiając swoje ubrania tak, aby na pewno nikt nie zauważył broni, jaką ukrywał pod paskiem swoich spodni. Wziął głęboki oddech i w końcu ruszył do przodu, kierując się wprost do wnętrza magazynu. Stawiał kroki ostrożnie, rozglądając się na wszystkie możliwe strony, bo chociaż był pewien, że Kim go obroni, chciał wiedzieć, z jakiej strony przyjdzie wcześniej wspomniany mężczyzna.
Kiedy tylko znalazł się już w środku, uderzenia jego butów o podłogę zaczęły rozprzestrzeniać wokół echo, a on sam miał wrażenie, że za chwilę serce podskoczy mu do gardła. Światło wciąż było zgaszone, a on wreszcie zatrzymał się w jednym miejscu, postanawiając po prostu czekać. Już po krótkiej chwili usłyszał ten sam dźwięk wykonywanych kroków, jaki on wcześniej wydawał. Czuł, że mężczyzna zbliża się od jego tyłu, ale nie miał odwagi tak po prostu się odwrócić, aby zobaczyć, kim jest tajemniczy mężczyzna.
W pewnym momencie jednak dźwięk wreszcie ustał, zatrzymując się bardzo blisko jego osoby, co przyprawiło Mina o gęsią skórkę. Zacisnął mocno dłonie w pięści, mając nadzieję, że Taehyung znalazł już odpowiednie dla siebie miejsce i w razie czego jest gotowy strzelić do tego drugiego faceta. Wziął głęboki oddech i już był gotowy powoli się odwrócić, kiedy do jego uszu dotarł głos, przez który po prostu zamarł, mając wrażenie, że znajduje się w jakimś głupim śnie.
— Tęskniłem — powiedział, zaczynając wykonywać kolejne ruchy.
Czarnowłosy doskonale znał ten głos i zdecydowanie rozpoznałby go wszędzie, w każdych okolicznościach. Teraz również, mimo iż nie chciał w to wierzyć, doskonale wiedział, kto mówi do niego, chociaż tego nie rozumiał. Już po chwili przed nim pojawiła się postać, oświetlona przez światło, wpadające przez wejście do magazynu. Mężczyzna nie mógł uwierzyć własnym oczom. Oniemiały Yoongi patrzył się prosto na wysokiego chłopaka, stojącego dosłownie naprzeciwko.
Trochę przydługie włosy opadały z jednej strony na czoło ciemnowłosego, z drugiej jednak zarzucone za ucho mężczyzny. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech, który przez wiele lat Min oglądał dzień w dzień, spotykając się z nim. Z jednej strony nie wierzył w rzeczy paranormalne, ale w tej chwili naprawdę nie wiedział, jak to wytłumaczyć. Parę kroków dalej stał cały i zdrowy, a przede wszystkim żywy Jaebum.
Jego własny brat, którego wcale nie tak dawno pochował trzy metry pod ziemią ma cmentarzu, żegnając się z nim raz na zawsze, teraz wcale nie wyglądał na martwego. W jego głowie pojawiło się wiele pytań, na jakie szukanie odpowiedzi zajęłoby pewnie wieczność. Przede wszystkim chciał jednak wiedzieć, dlaczego nagle jego młodszy brat stoi przed nim całkowicie żywy.
— Ty żyjesz? Jakim cudem? — zapytał, mimowolnie bojąc się zrobić chociażby jeden krok do przodu.
Jeszcze tego samego dnia, parę minut wcześniej był całkowicie pewien, że już nigdy więcej nie zobaczy swojego brata, ani nawet nie znajdzie jego mordercy. Tymczasem przed sobą widział go prawdziwego, bo zdecydowanie nie było to coś, co sobie wymyślił. Jedyne, co potrafił zrobić w tej sytuacji to zadać jedno, głupie pytanie, na które Jaebum od razu posłał w odpowiedzi szeroki uśmiech.
— Yoongi, nigdy nie byłem martwy. Jestem pewien, że Taehyung już ci wszystko opowiedział, co do tego, czym się zajmuję. Musiałem upozorować swoją śmierć i zniknąć dla was, żebyście przeze mnie nie mieli kłopotów. Wybacz za te głupie zadania, ale musiałem mieć pewność, czy sobie poradzisz w razie zagrożenia. Pochowaliście kogoś zupełnie innego, a mi nic nie jest — wyjaśnił, układając aktówkę na ziemi, aby rozłożyć swoje ręce. — No chodź tutaj.
W tamtym momencie wszystkie hamulce Yoongiego po prostu puściły, a on najszybciej jak tylko potrafił zbliżył się do młodszego, aby chwilę później wręcz utonąć w jego ramionach. Mimo iż Jaebum był od niego młodszy o rok, zdecydowanie przewyższał go swoim wzrostem, dzięki czemu starszy bez problemu mógł się ukryć, podczas przytulania się z bratem. Kiedy tylko ręce ciemnowłosego objęły go, zamykając w szczelnym uścisku, po jego policzkach natychmiast zaczęły spływać łzy. Zwyczajnie nie potrafił się przed tym powstrzymać i zresztą nie zamierzał tego robić, bo dopóki Jaebum był obok, czuł, że może to robić.
— Dlaczego? Myślałem, że nie żyjesz, ktoś cię zabił i już nigdy więcej cię nie zobaczę — wypłakał, zaciskając w pięściach materiał bluzy swojego brata.
— To jest strasznie skomplikowane, ale nie mogłem zrobić inaczej, uwierz mi. Rzeczy, którymi teraz się zajmuję są zbyt niebezpieczne, więc zwyczajnie muszę zrobić to, co Taehyung i umrzeć dla rodziny. Przepraszam, Yoongi, naprawdę przepraszam — powiedział, głaszcząc delikatnie plecy starszego mężczyzny. — Wiesz, że nie możesz nikomu powiedzieć o tym, że żyję, prawda?
— Niestety — szepnął, zmuszając się, aby odsunąć swoje ciało na niewielką odległość od ciała młodszego brata. — Czy to jest nasze ostatnie spotkanie?
Jaebum pokręcił twierdząco głową, uśmiechając się smutno. Tym razem czarnowłosy postanowił powstrzymać łzy, wciąż jednak nie odsuwając się bardziej od ciała chłopaka.
— Po co było to wszystko? — zapytał, chcąc poznać odpowiedź chociaż na to jedno, ostatnie pytanie, zanim znowu będzie musiał wrócić do myśli o śmierci swojego brata. — Czemu?
— Żebyś w razie zagrożenia wiedział, jak się zachować. Taehyung pewnie będzie musiał cię w końcu zostawić, bo ma pracę, ale mam nadzieję, że nauczył cię wszystkiego — powiedział, niechętnie odsuwając się wreszcie od starszego brata o biorąc w dłoń swoją aktówkę. — Musisz uciec z kraju, bo o ile Yoonji nic nie grozi, ciebie mogą znaleźć. Weź to, Kim zawiezie cię na lotnisko i tam się z nim pożegnasz.
— Czyli on nie zostanie ze mną? — spytał, zagryzając dolną wargę. — Jego też nigdy nie zobaczę, prawda?
Jaebum uśmiechnął się delikatnie, nie chcąc odpowiadać Yoongiemu na to pytanie. Na całe szczęście właśnie w tym momencie usłyszeli dźwięk kolejnych kroków, które jednak nie trwały zbyt długo, ponieważ przerwał je dosyć głośny strzał, skierowany wprost w głowę nieznajomego mężczyzny. Czarnowłosy wręcz natychmiast odwrócił się w tamtą stronę, ale jedyne, co zobaczył to opadające na ziemię ciało nieznajomego. W tej samej sekundzie, młodszy szybkim ruchem wręczył starszemu neseser, w jakim znajdowały się najprawdopodobniej pieniądze.
— Niestety muszę już iść, mój czas dla ciebie się skończył. Przepraszam, bracie — powiedział, zwracając na siebie jego uwagę. — Pamiętaj, że jeżeli dasz Taehyungowi dobry powód, zostanie z tobą. Ten dzieciak zasługuje na rodzinę, której tak naprawdę nigdy nie miał. Żegnaj, hyung.
— Czekaj, ale to już? Tylko tyle? Parę minut i się żegnasz? Serio? — odparł, mając ochotę głośno prychnąć, chociaż jego serce właśnie pękało.
— Przepraszam, Yoongi, naprawdę — rzucił, odsuwając się jeszcze bardziej od swojego brata, robiąc kolejne kroki do tyłu. — Wybacz mi. Kocham cię, braciszku. Zawsze będę, nie ważne, gdzie jestem.
Chciał zrobić krok w jego stronę, podbiec, zatrzymać go, ale w tym samym momencie poczuł uścisk na swoim nadgarstku, powstrzymujący go przed tym. Odwrócił się dosłownie na chwilę i wcale nie zdziwiony zauważył Kima, trzymającego jego rękę. Jednak starał się wyrwać, patrząc na oddalającego się już tyłem brata, czego najwidoczniej nie mógł zrobić.
— Nie zostawiaj mnie! — krzyknął, kiedy mężczyzna zniknął za drugim wyjściem z magazynu. — Chodź tutaj i powiedz, że wracasz ze mną do domu, błagam! Jaebum, słyszysz mnie?!
— On już nie wróci z tobą do domu, Yoongi, a my musimy już iść, to nie jest dobry pomysł zostawać tutaj na dłużej, uwierz mi — rzucił czerwonowłosy, idąc wraz ze starszym w stronę samochodu, stojącego przed budowlą.
Oczywiście Yoongi znacznie się opierał, ciągnąc za sobą aktówkę, będącą tak naprawdę ostatnią pamiątką po własnym bracie. Dopiero co go odzyskał, a już musiał się na nowo z nim pożegnać. Najchętniej wyrwałby się Taehyungowi i pobiegł w stronę Jaebuma, ale ten zdecydowanie trzymał go zbyt mocno, dając mu do zrozumienia, że nie może już nic zrobić. Ostatecznie wszedł do samochodu, czekając aż Kim schowa broń do bagażnika, odzywając się dopiero wtedy, gdy młodszy równiez znalazł się w aucie.
— Wiedziałeś, że żyje i nic mi nie powiedziałeś — rzucił w momencie, w którym czerwonowłosy odpalał silnik. — Ty też mnie zostawisz, prawda? Odejdziesz tak jak on, a ja nikomu nie będę mógł powiedzieć o twoim istnieniu, mam rację?
— Jaebum rozkazał mi, żebym nic ci nie mówił, co do jego fałszywej śmierci — odpowiedział, po czym ruszył z miejsca, całkowicie omijając drugą część pytania Yoongiego, który odpuścił.
Wiedział już, że Taehyung ma zawieść go na lotnisko, ale wiedział również o tym, że jeżeli da mu odpowiedni powód, zostanie z nim. Nie chciał zostać całkowicie sam w zupełnie obcym kraju ze świadomością, że nikt nie może wiedzieć o wielu rzeczach z jego życia, nawet własna siostra. Postanowił milczeć do końca drogi, aby poruszyć ten temat jeszcze raz w mieszkaniu, kiedy będą z Kimem sam na sam. W jego głowie rodził się już dokładny plan, którym zamierzał zatrzymać przy sobie czerwonowłosego.
•••
Kiedy tylko samochód zatrzymał się przed odpowiednim budynkiem, Yoongi doskonale rozumiał, że wchodzi do swojego mieszkania po raz ostatni. W końcu Jaebum jasno powiedział, że musi zniknąć, a samolot wcale nie oznaczał przeprowadzenia się do innej dzielnicy, tylko gdzieś, gdzie nikt z Korei go nie znajdzie. Bał się tego, głównie ze względu na to, że jedynym językiem, w jakim potrafił się dogadać był właśnie koreański. Nie miał jednak wyboru.
Wyszli z auta w kompletnej ciszy, nie zamieniając ze sobą ani jednego słowa, od razu kierując się w odpowiednią stronę. Czarnowłosy rozumiał, czym zajmuje się Kim, w końcu sam mu o tym powiedział, ale skoro i tak o tym wiedział, dlaczego nie mógł z nim zostać? Min umiał dotrzymać tajemnicy, a musiał przyznać, że przez te parę dni, podczas których na zmianę bał się młodszego i uśmiechał dzięki niemu, naprawdę zdążył go polubić.
Szybko połączył fakty, dochodząc do wniosku, że Taehyung umarł dla swojej rodziny wiele lat temu dokładnie tak, jak teraz zrobił to jego brat. Upozorował swoją śmierć, aby móc się zajmować tym, w czym obecnie siedział, zapominając o rodzinie. Czerwonowłosy na pierwszy rzut oka mógł być twardy, agresywny i niebiezpieczny, ale w tych szczenięcych oczach Yoongi zobaczył coś zupełnie innego. W tych ciemnych tęczówkach ukrywał się młody chłopak, potrzebujący miłości, którą sam sobie odebrał.
Gdy przytulał się do jego ciała, miał wrażenie, że każda część Kima wręcz krzyczy w jego stronę, aby się nie odsuwać, chociaż on sam nie wie, co powinien dokładnie zrobić. Był zagubiony w rzeczach i zachowaniach całkowicie normalnych dla innych ludzi. Zamknął się w innym świecie, zapominając o tym, co innych trzyma przy życiu, a dla niego przestało się liczyć. W rzeczywistości jedynie udawał, że wcale nie potrzebuje bliskości drugiego człowieka i oboje bracia doskonale o tym wiedzieli.
W końcu przekroczyli próg mieszkania, a Taehyung od razu ruszył dosyć szybkim krokiem do sypialni starszego, aby już teraz zacząć pakować jego ubrania. Znał plan od dłuższego czasu, więc wiedział, że teraz będzie musiał się pożegnać z Yoongim, którego pewnie już nigdy więcej nie zobaczy. Już w samochodzie uznał, że lepiej dla nich obu będzie, jeżeli wszystko stanie się szybko, a w ich sercach nie zrodzi się zbyt wiele miejsca na tęsknotę. Po raz pierwszy w całym swoim życiu tak po prostu nie chciał zostawiać za sobą przeszłości, a zamiast tego zabrać ją ze sobą w przyszłość.
Ciągle powtarzał sobie, że nikt nie chciałby żyć z człowiekiem takim jak on, mającym krew na rękach, był mordercą. Jednak momentami miał wrażenie, że brat jego własnego przyjaciela byłby w stanie go przy sobie zatrzymać na tak długo, jak tylko by sobie zażyczył. Czerwonowłosy wkroczył pewnie do sypialni starszego, od razu otwierając wszystkie możliwe szafy w poszukiwaniu jakiejkolwiek torby podróżnej, ostatecznie jednak znajdując dużą walizkę, schowaną pod łóżkiem. W chwili, w której rzucił ją na łóżku, w drzwiach pomieszczenia ustał Min, przyglądając się uważnie jego niepewnym ruchom oraz trochę trzęsącym się dłoniom. Oboje nie chcieli żegnać się już teraz.
— Mógłbym zapytać co robisz, ale wydaje mi się, że doskonale znam odpowiedź — powiedział cicho Yoongi, patrząc jak młodszy podchodzi do jego szafy. — Nie dasz rady wpakować tam wszystkiego.
Taehyung ustał na chwilę, opierając swoją głowę o mebel i zamykając swoje oczy. Przecież to wszystko miało być takie proste, więc dlaczego czuł, że teraz to zadanie jest o wiele trudniejsze, niż tylko w teorii? Miał przecież tylko najpierw nastraszyć brata Jaebuma, potem nauczyć czego trzeba, obronić w międzyczasie i odstawić bezpiecznie na lotnisko. Czemu teraz nagle widział w tym problem?
Chyba nie było w tym nic dziwnego, że po prostu polubił Yoongiego i pierwszy raz w życiu miał wrażenie, że ktoś o nim nie zapomni tak łatwo. Nie chciał pakować jego walizki, nie chciał patrzeć jak odparuje samolotem do zupełnie innego kraju, gdzie dzielić ich będą tysiące kilometrów. Coś zwyczajnie kazało mu tego nie robić, a on miał ochotę po raz pierwszy w życiu posłuchać tego, co mówi serce, a nie rozum.
— Nie rób tego cięższym, niż jest — szepnął, zaciskając palce na drzwiach od szafy i zamykając jeszcze mocniej własne powieki. — Błagam, Yoongi.
Ale co miał odpowiedzieć Min, skoro on chciał zrobić wszystko, aby jego prywatny ochroniarz został z nim na o wiele dłużej? Nie mógł tak po prostu pozwolić mu odejść i wymazać jego obraz z pamięci, bo byłoby to zdecydowanie zbyt trudne. Dlatego zamiast użycia słów, odbił się od swojego dotychczasowego oparcia i najciszej jak tylko potrafił podszedł do wyższego, przez dłuższą chwilę jedynie wpatrując się w jego umięśnione plecy, ukryte pod czarnym podkoszulkiem.
Wreszcie wziął głęboki oddech i objął go od tyłu, zupełnie tak samo jak zrobił to dzień wcześniej, kładąc swój policzek na jego łopatce. Taehyung również zrobił identyczny ruch, kładąc jedną ze swoich dużych dłoni na tych trochę mniejszych i splecionych, należących do Yoongiego. W tamtej chwili wszystko stało się dla niego jeszcze dziesięć razy bardziej trudniejsze, niż wcześniej.
— Wiem, że to zabrzmi cholernie głupio, ale nie chcę się już z tobą żegnać. Lubię cię, Taehyung i to tak naprawdę — szepnął, również zamykając swoje powieki najmocniej, jak tylko było to możliwe. — Wiem, że mogę cię przy sobie zatrzymać, ale ty też musisz tego chcieć.
To była dosłownie sekunda, w której Kim odważył się i jednym, szybkim ruchem odwrócił przodem w stronę starszego mężczyzny, powoli otwierając swoje oczy. Przez ten ruch Yoongi zdecydował się zmienić ułożenie swoich rąk, które finalnie wylądowały na bokach szyi wyższego, a same jego ciało zrobiło krok do przodu. Jego oczy również się otworzyły, natychmiast napotykając na swojej drodze hipnotyzujące tęczówki młodszego. W ich głowach szalały wykluczające się przeciwieństwa różnych decyzji, wszystkie za i przeciw. Oboje wiedzieli, że Taehyung powinien zostać, a Yoongi zapomnieć, ale żaden z nich nie potrafił tego zrobić. To zdecydowanie było głupie, a oni najwidoczniej zamierzali zostać największymi głupkami.
— Nawet ty nie możesz tutaj zostać — powiedział wreszcie Kim, chowając swoje dłonie w kieszeni spodni, bojąc się, że zaraz zrobi coś, czego będzie żałować. — Mam tutaj niedokończone sprawy, a ty nie jesteś bezpieczny w Seulu.
— Powiedz mi, że tego chcesz, a zrobię tak, jak trzeba — rzucił, doskonale wiedząc, że młodszy tego nie zrobi.
Nie potrzebował słów, aby wiedzieć, co skrywają oczy Taehyunga, to właśnie w nich znalazł odpowiedź na to zdanie. Czerwonowłosy nie był w stanie powiedzieć czegoś takiego, bo zwyczajnie nie chciał się żegnać z Yoongim, nie ważne jak bezmyślne było to milczenie. On chciał czegoś zupełnie innego, ale nie mógł tego dostać i oboje o tym wiedzieli.
— To jest głupie, Yoongi. Nie chcę tego, ale tak będzie lepiej. Odejdź, zanim oboje zrobimy coś jeszcze bardziej głupiego, niż polubienie siebie nawzajem — szepnął, spuszczając swój wzrok. — Proszę, przestań utrudniać.
Jednak Min nie zamierzał tak po prostu odpuścić i pozwolić sobie już nigdy więcej nie zobaczyć w swoim życiu Taehyunga, nie mógł do tego dopuścić. Dlatego zaryzykował i przeniósł dłonie na tył głowy Kima, przyciągając go bliżej siebie i ostatecznie łącząc ich czoła razem. Wyższy wręcz natychmiast zamknął swoje powieki, czując jak jego oddech oraz bicie serca przyśpieszają do niesamowitego tempa. Po raz pierwszy odkąd pamiętał czuł na swojej twarzy oddech drugiej osoby, wiedział, że ktoś jest blisko niego i nie chce dać mu tak po prostu odejść. To uczucie było strasznie dziwne, ale również niesamowicie mu się podobało.
Czarnowłosy trochę trzęsącymi się dłońmi zjechał w dół po klatce piersiowej mężczyzny, ostatecznie łapiąc go za nadgarstki, aby uwolnić jego ręce od kieszeni spodni. Ułożył je delikatnie na swoich biodrach, obserwując jak powieki Kima zaciskają się jeszcze bardziej, podczas gdy palce boją się dotknąć skóry starszego chociaż troszkę mocniej. Chwila, w jakiej obecnie się znajdowali nigdy nie powinna mieć miejsca i według założenia Jaebuma, nie było jej.
Yoongi nigdy nie miał polubić Taehyunga, który nigdy nie miał mieć ochoty zostać z nim na dłużej. Pomiędzy nimi nie miało być żadnej sympatii i jeszcze parę dni temu Kim był pewien, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Niestety zarówno on, jak i młodszy Min się pomylili, a on w tym momencie chciał zostać jak nigdy wcześniej.
Yoongi chciał coś powiedzieć, ale wystarczyła sekunda, aby zrezygnował z tego, a to wszystko przez palce ręce wyższego, przyciągające go bliżej siebie. Zamiast niepotrzebnych słów, on również zamknął swoje powieki, pozwalając się prowadzić zakazanemu owocowi, jakim okazał się być właśnie przyjaciel jego brata. Wołał uchylić delikatnie wargi i ułożyć ręce na policzkach młodszego, zapominając o tym, jak powinno się mówić.
Przyciągnął twarz Kima jeszcze bliżej swojej, sprawiając, że ich nosy się ze sobą stykały, a oddechy mieszały ze sobą. Czerwonowłosy też pozwolił sobie nieco rozchylić swoje usta, nie mając pojęcia, że wcześniej niższy zrobił dokładnie to samo. Nie wiedział, jak powinien się zachować, co teraz zrobić, a wszystko przez to, że naprawdę nigdy nie znajdował się w takiej sytuacji. Nikt nigdy nie był tak blisko niego, a jego serce do tej pory nie grało takich szybkich melodii.
— Powstrzymaj mnie — szepnął Yoongi, kiedy oboje mogli już wręcz poczuć swoje usta, stykające się ze sobą. — Powiedz stop, a ja się odsunę.
— Nie — zaprzeczył wręcz od razu. — Nie puszczę cię.
Tyle naprawdę wystarczyło Minowi, aby już się nie hamować i przyciągnąć głowę Taehyunga jeszcze bliżej, pozwalając im wargom połączyć się w jedność. Wyższy zamarł na chwilę, kompletnie nie wiedząc, co powinien teraz zrobić, ale kiedy to Yoongi jako pierwszy poruszył swoimi wargami, on postanowił zrobić to samo, tylko, że jego ruch był strasznie nieśmiały, co wywołało uśmiech u Mina, jaki jednak nie rozłączył ich ust. Starszy zaczął powoli bawić się włosami Kima, starając się w jakikolwiek sposób dodać mu chociaż trochę pewności siebie. Wargi czerwonowłosego ruszały się bardzo powoli, czasami nawet zatrzymując w połowie ruchu, jakby ten bał się, że zaraz zrobi coś nie tak. Z kolei jego dłonie coraz pewniej błądziły wolno ścieżkami na plecach Mina, wciąż będąc nieco zagubionymi. Kiedy obojgu zabrakło już powietrza, Yoongi odsunął się od wyższego na parę milimetrów, aby złapać oddech, obserwując jak Taehyung zagryza dolną wargę, oddychając ciężko.
— Nie musisz się bać — zaśmiał się starszy, przejeżdżając powoli swoim kciukiem po mokrych wargach mężczyzny. — Chociaż muszę przyznać, że to słodkie.
— Hyung, ja nigdy...
— Wiem o tym — przerwał mu, badając wzrokiem całą jego twarz, na końcu ponownie skupiając się na wargach. — To widać, ale obiecuję, że nie zrobisz nic źle.
Tyle wystarczyło, aby tym razem to Taehyung postanowił połączyć ich usta, ruszając wargami coraz pewniej i przestając się powoli zastanawiać nad swoimi ruchami. Trochę czasu minęło, zanim przestał się kompletnie bać tego, że zrobi coś źle i odstraszy od siebie Yoongiego, pozwalając stracić panowanie nad tym, co robi. Kiedy tylko przestał trzymać niepotrzebne hamulce, jego język wręcz natychmiast postanowił przejechać po dolnej poduszce Mina, prosząc o dalszy dostęp, jaki oczywiście dostał bez problemu, wraz z cichym pomrukiem starszego. To była dla niego całkowita nowość, którą pokochał wręcz od razu, mimo iż nie wiedział, czy taka przyjemność jest spowodowana osobą Yoongiego, czy może całą czynnością. Nie zastanawiał się nad tym, zatracając się w pocałunku, jaki nigdy nie powinien mieć miejsca, pozwalając chwili trwać.
Dał się nawet pociągnąć niższemu w nieznanym mu kierunku, dopiero po chwili lądując na miękkim łóżku, zaraz obok walizki z czarnowłosym na swoich kolanach. Dopiero wtedy Kim postanowił otworzyć swoje oczy, zagryzając delikatnie dolną wargę starszego i cofając chwilowo od niego swoją twarz. Nie miał nic do powiedzenia, kiedy Yoongi patrząc mu prosto w oczy, tak zwyczajnie znowu chwycił go za nadgarstki, tym razem kierując jego dłonie na swoje własne pośladki. Młodszy chciał z początku zabrać ręce, w czym oczywiście ciemnowłosy mu przeszkodził, ponownie układając je w miejscu, do jakiego nigdy nie powinny dotrzeć. Sam z kolei umiejscowił swoje palce na klatce piersiowej czerwonowłosego, najpierw przejeżdżając po wierzchu koszulki, aby potem szybkim ruchem wkraść się pod nią, wywołując tym cichy jęk, który uciekł z ust Kima. Pozwolił sobie powoli przesuwać palce po wyrzeźbionym brzuchu chłopaka, patrząc mu przy tym prosto w oczy, jednocześnie raz za razem oblizując usta. Nic dziwnego, że przez to Taehyung zamknął swoje powieki i zacisnął dłonie na pośladkach mężczyzny, przyciągając go bliżej siebie oraz wywołując również u niego trochę głośniejszy jęk.
— Ile mamy czasu? — zapytał czarnowłosy, czując oddech młodszego na swojej szyi. — Chciałbym jeszcze zrobić coś, przez co zatęsknisz szybciej, niż myślisz.
— Nie masz żadnych biletów, ani wyznaczonego lotu, ważne, żebyś wyleciał dzisiaj — odpowiedział, pozwalając sobie przejechać językiem po gorącej skórze starszego mężczyzny. — Zdążysz?
— Zależy, czy szybko dojdziesz i czy będziesz chciał drugą rundę — szepnął mu wprost do ucha, przez co z ust Taehyunga wydobyło się ciche westchnięcie. — Pozwól, że zabiorę cię na samo dno piekła, abyś potem mógł odlecieć aż do nieba.
•••
Droga na lotnisko zdecydowanie nie należała do przyjemnych, zwłaszcza przez to, że żaden z nich nie chciał takiego zakończenia, ale nikt nie mógł nic zrobić. Yoongi miał nadzieję, że zatrzyma Taehyunga przy sobie, lecz przez jego milczenie nie był już niczego pewien. Bez przerwy patrzył się na młodszego, szukając na jego twarzy jakichkolwiek wskazówek, albo czegoś w tym stylu. Nie mógł nic zobaczyć, oprócz rozczochranych włosów mężczyzny i nerwowo zagryzanej wargi. Wreszcie samochód zatrzymał się na parkingu, a Kim wyszedł z niego najszybciej jak tylko potrafił, od razu kierując się w stronę bagażnika.
Zanim Min opuścił wnętrz pojazdu, młodszy zdążył już wyciągnąć walizkę w jakiej znajdowały się ubrania oraz neseser od jego brata i zarzucić na siebie dodatkową torbę podróżną. Czerwonowłosy posłał mu tylko krótkie, przepraszające spojrzenie, po czym zaczął iść w stronę wielkiego budynku, w którym miał się rozstać z Yoongim. Milczeli podczas jazdy ruchomymi schodami na odpowiednie piętro. Żaden z nich nie odzywał się, kiedy stali w dosyć długiej kolejce po bilety.
Młodszy przemówił dopiero wtedy, gdy dostali się już do kasy i mogli kupić miejsce na odpowiedni lot. Wtedy Min usłyszał, że wylatuje do Stanów Zjednoczonych, nie potrafiąc powiedzieć tak naprawdę nic po angielsku. Jednak jeszcze wtedy nic nie mówił. Dopiero wtedy, gdy usiedli w poczekalni, czekając na odprawę odpowiedniego samolotu, starszy z nich postanowił się odważyć otworzyć usta, aby wreszcie usłyszeć całą prawdę, jakiej tak bardzo się bał.
Jasne, mógł żyć w niewiedzy aż do momentu, w którym będzie wchodził na pokład, chociaż już teraz mógł się wielu rzeczy domyślać. Młodszy mężczyzna kupił jedynie jeden bilet na lot, co oznaczało, że tylko Yoongi zniknie z Korei, a on tutaj zostanie. Lecz nie było chyba nic dziwnego w tym, że chciał to usłyszeć od niego na własne uszy, prawda?
— Nie zostaniesz ze mną, mam rację? — zapytał cicho, odwracając głowę od Kima.
Przez głos starszego, Taehyung został jakby wyrwany z transu i wręcz natychmiast przeniósł swój wzrok na zamyślonego oraz widocznie zrezygnowanego Mina. Nie wiedział, jaką decyzję powinien teraz podjąć, aby już nigdy jej nie żałować, wcześniej nie był w takiej sytuacji. Był rozdarty, a w jego sercu toczyła się prawdziwa wojna, ale nawet on nie wiedział, co było w niej zwycięstwem. Był na to zbyt ogłupiały.
— To skomplikowane, a dzięki tobie mam jeszcze większy mętlik w głowie — zaśmiał się, sprawiając tym, że starszy również odwrócił się w jego stronę. — Doskonale wiesz, czym się zajmuję. Nie istnieję dla świata, dla ciebie też nie powinienem.
Ciemnowłosy pokręcił twierdząco głową, odwracając swoje ciało w stronę zgarbionego Taehyunga, opierającego swoje łokcie na kolanach. Parę dni temu Yoongi naprawdę by się cieszył, gdyby dowiedział się, że Kim zniknie z jego życia tak szybko, jak się pojawił, pozostawiając po sobie jedynie ciche wspomnienia. Teraz jednak wszystko było zupełnie inaczej, a on nie wiedział, w którym momencie jego zdanie całkowicie się zmieniło, ani w jaki sposób. Cóż, najwidoczniej był masochistą.
— Gdybyś tylko chciał, mógłbyś odzyskać normalne życie. Wiem, że nie możesz wrócić do rodziny, ale nikt ci nie zabroni zacząć czegoś nowego, od zera — powiedział.
Czerwonowłosy uśmiechnął się delikatnie, kierując swój wzrok na własne buty. Miał rację, ale kim byłby Taehyung wtedy, gdyby postanowił zrezygnować z dotychczasowego życia? Kimś, kto nie ma przeszłości, a walczy o jakąkolwiek przyszłość, jakiej nawet nie jest godzien. Nie wiedział, czy jest gotowy ma pościg za czymś, co nie ma prawda istnieć.
— Dlaczego nie możesz po prostu o mnie zapomnieć? Czemu przyciągasz mnie do siebie, zamiast zwyczajnie odpuścić? Nie żyję w twoim świecie, ty nie żyjesz w moim — szepnął, zaciskając wargi w wąską kreskę.
W innej rzeczywistości nie zastanawiałby się nawet przez chwilę, od razu kupując bilety dla dwóch osób i uciekając wraz z Minem. Obecnie to było dla niego zbyt skomplikowane, zwłaszcza, że naprawdę stojąc przy kasie był gotowy poprosić o podwójny lot. Chciał zrozumieć, dlaczego ciemnowłosy chciał zatrzymać przy sobie kogoś takiego, jak on, ale nie potrafił. Uznał, że tak będzie lepiej, nie ważne jak bardzo chciał znowu poczuć usta swojego hyunga na tych swoich i zapomnieć o tym, że jest martwy dla świata.
— Sam nie wiem — rzucił, uśmiechając się delikatnie. — Może jestem po prostu głupi, może mam w tym swój powód. Zbyt trudno mi to teraz stwierdzić. Nie wiem, co się działo w ostatnim czasie, ale dziwnie spodobało mi się twoje towarzystwo, mimo iż częściej powodowałeś u mnie stany lękowe, niż jakiekolwiek przyjemne emocje. Teraz wiem, że tylko grałeś, żebym przypadkiem nie obdarzył cię przypadkową sympatią, ale te nieliczne chwile, w których byłeś sobą wystarczyły, abym tęsknił.
— Popełniłem błąd — rzucił, patrząc w stronę lekko uśmiechniętego Mina. — Ogromny błąd. Wiele ogromnych błędów, a wszystkie dotyczą ciebie, Yoongi. Wiesz co jest najgorsze? Cholernie podobają mi się te błędy.
Czarnowłosy uśmiechnął się jeszcze szerzej, przysuwając swoje ciało bliżej mężczyzny i kładąc jedną ze swoich dłoni ma jego plecach.
— Naprawianie błędów nie jest już takie fajne jak ich popełnianie — szepnął, kładąc swoją głowę na ramieniu młodszego. — Nie wiem jak ty, ale ja wolę iść do piekła i żyć jak chcę, niż siedzieć w niebie i żałować tego, czego nie zrobiłem.
— Ja i tak trafię do piekła — zaśmiał się, prostując się na krześle i pozwalając Minowi przerzucić jedną rękę przez jego brzuch, przytulając się w ten sposób do niego.
— Więc czemu jeszcze się hamujesz? Nie masz nic do stracenia, Taehyung.
— Nic, oprócz ciebie — powiedział tak cicho, że sam ledwo słyszał swoje słowa, docierające do własnych uszu.
Po tym między nimi nastała nieprzerywana cisza, której najwidocznie żaden z nich nie chciał się pozbyć. Zwyczajnie siedzieli obok siebie, Yoongi z głową na ramieniu Kima, a młodszy z jego dłonią schowanej w tej swojej, wpatrując się w przestrzeń. Tylko on jedyny wiedział o oceanie za i przeciw, wpływającym teraz do jego głowy. Niestety nic nie mogło trwać wiecznie i odprawa lotu również wreszcie musiała się rozpocząć, mimo iż żaden z nich nie był na nią gotowy.
Oboje musieli wreszcie wstać z miejsca, ale nie zamierzali puścić swoich dłoni, stojąc tak nawet w kolejce, nie zwracając uwagi na ludzi, patrzących krzywo w ich strony. Ludzie przed nimi powoli znikali, a oni byli coraz bliżej oficjalnego pożegnania, kiedy nagle Taehyung po prostu szarpnął za rękę starszego, odchodząc z nim na bok, wiedząc, że przecież i tak Yoongi zdąży wejść do samolotu. Potrzebował tylko kilku minut.
— Znajdę cię, obiecuję — rzucił, patrząc czarnowłosemu prosto w oczy. — Mam tutaj jeszcze trochę spraw do dokończenia, dlatego nie mogę lecieć teraz, przepraszam. Nie zostawię cię, obiecuję. Nie ważne, gdzie będziesz, odnajdę cię, Yoongi.
Przez chwilę Min stał po prostu w osłupieniu, zupełnie jakby Taehyung mówił do niego w innym języku, jednak kiedy dotarły do niego jego słowa, uśmiechnął się najszerzej jak potrawił, rzucając się czerwonowłosemu na szyję. Kim objął trochę niepewnie jego ciało, również unosząc swoje kąciki ust do góry, nie żałując swojej może trochę zbyt pochopnej decyzji. Jedno było pewne — on zawsze dotrzymywał składanych obietnic.
— W takim razie będę na ciebie czekał — szepnął, powoli się od siebie odsuwając i łącząc ich czoła razem. — Mam nadzieję, że nie za długo.
Taehyung nie odpowiedział, zamiast tego delikatnie muskając jego wargi, zapewniając tym samym mężczyznę, że postara się to zrobić jak najszybciej. Potem wszystko działo się w spokojnej ciszy — stanie w kolejce, wpuszczenie na pokład, rozłączenie ich dłoni oraz wpatrywanie się Kima w odlatujący samolot.
— Musimy się brać do roboty, skoro zamierzasz go znaleźć jak najszybciej — usłyszał znajomy głos za sobą, już po chwili czując również delikatny dotyk na własnym ramieniu.
Taehyung uśmiechnął się, odwracając w stronę również uśmiechniętego Jaebuma.
— Wiedziałeś, że to się tak skończy, prawda? — zapytał, patrząc przyjacielowi prosto w oczy. — Wiedziałeś, że on nie będzie chciał mnie puścić?
— Wiedziałem, że pokażesz mu swoją prawdziwą naturę, a wtedy nie będzie chciał cię puścić — sprostował, wywołując tym pojedynczy śmiech u młodszego. — Powinniśmy już iść.
— Tak, powinniśmy — potwierdził, zaczynając wraz z Jaebumem iść w stronę wyjścia z lotniska, świadomy tego, że za parę dni wróci tutaj, aby lecieć do jedynego człowieka, dla którego istnieje.
koniec.
***
[ 10522 słowa ]
Jak możecie zauważyć — zakończenie jest raczej otwarte i w sumie momentami zastanawiam się nad jakimś dodatkiem, ale nic nie jest pewne.
Jeżeli macie jakieś pytania, co do historii, niewyjaśnionych wątków, lub coś jest trochę mało zrozumiałe — zapytajcie się, a ja postaram się Wam odpowiedzieć najlepiej jak umiem.
Do zobaczenia <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro