2. Pokonaj wszystkie moje lęki
Wraz z przekroczeniem progu własnej sypialni, Yoongi usiadł na swoim łóżku, czując jak strasznie jego ciało się trzęsie. Był przerażony tym, co przed chwilą się stało i nie wiedział, co powinien teraz myśleć. Kula prawdziwego pistoletu wylądowała w kartonie mleka, parę centymetrów od jego dłoni, od niego samego. Przecież wystarczyłoby, żeby wykonał jeden, gwałtowny ruch i byłoby po nim.
Dopiero po chwili był w stanie podnieść się z pozycji siedzącej i podejść do szafy, aby założyć na siebie odpowiednie ubrania. Miał wrażenie, że widzi wszystko przez dziwną mgłę i nie był w stanie się przez nią przebić. To wydawało mu się być zbyt nierealne, aby mogło stać się prawdziwe, a jednak takie było. Wreszcie założył na siebie poszarpane jeansy oraz białą koszulkę, na którą zarzucił ciemną, rozpinaną bluzę.
Był już gotowy do wyjścia z pomieszczenia, ale wtedy jego wzrok skierował się na swoją własną szafkę nocną, na jakiej znajdował się wcześniej podarowany mu pistolet. W jego głowie nagle pojawiły się słowa, jakie wypowiedział do niego Taehyung poprzedniego dnia — środku miały się znajdować naboje oraz nieznany mu adres. Przełknął głośno ślinę i zrobił niepewny krok w tą stronę, mając zdecydowanie złe przeczucia co do tego.
Najpierw chwycił w swoją dłoń zimny metal, przez co przeszły przez niego dreszcze. Stał tak przez chwilę, wpatrując się we wcześniej pochwyconą broń z lekkim strachem. W końcu miał w dłoni narzędzie zbrodni, które mogło odebrać życie nie jednemu człowiekowi. Wreszcie schował jednak pistolet za pasek własnych spodni, biorąc głęboki oddech, patrząc nerwowo na szafkę nocną. Zamknął ostatecznie oczy i chwycił za uchwyt w celu otworzenia jej i przekonania się, co rzeczywiście jest w środku.
Jego serce biło jak oszalałe, a on sam miał wrażenie, że zaraz wyjdzie z własnego ciała i stanie zaraz obok. Wziął głęboki oddech i otworzył w końcu szuflafę, otwierając swoje oczy, aby zobaczyć, co tam jest. Dłoń czarnowłosego natychmiast wylądowała w ciemnych kosmykach, kiedy zaraz przy różnych lekach znajdowały się rzeczywiście naboje oraz karteczka z nieznanym mu adresem.
Oznaczało to jedynie tyle, że Kim po prostu musiał być w jego mieszkaniu jeszcze zanim on dowiedział się o jego istnieniu. Może przyszedł tutaj, gdy Yoongi płakał nad grobem własnego brata, a może wtedy gdy spał. Miał już cokolwiek zrobić, kiedy nagle drzwi do sypialni otworzyły się z hukiem, a on natychmiast odwrócił głowę w tamtą stronę.
Teoretycznie nie powinien się zdziwić tym, co zobaczył, a jednak odruchowo zrobił krok do tyłu na widok czarnowłosego, opierającego się o jedną ze ścian. W jednej z jego dłoni wciąż znajdował się pistolet, jednak już teraz bez tłumika, co całkiem teoretycznie mogło oznaczać, że nie zamierza go zabijać. Przecież na pewno nie chciałby, żeby ktokolwiek go usłyszał, prawda?
— Ile można się ubierać? Trzymasz ciuchy w specjalnym sejfie, czy musiałeś po nie iść na drugi koniec miasta? — zapytał, ale Min miał dziwne przeczucie, że tym razem w jego głosie nie ma żadnej wrogości.
Po chwili wzrok czerwonowłosego przeniósł się na jego szafkę nocną, a na twarzy mężczyzny pojawił się delikatny uśmiech. Yoongi był kompletnie zamrożony i nie potrafił nic powiedzieć przez to, że ciągle pozostawał w szoku. Może w innych okolicznościach naprawdę uznałby, że Taehyung jest bardzo przystojny, ale obecnie potrafił się skupić tylko na wypełniającym go strachu.
— Nie uwierzyłeś mi, prawda? Myślałeś, że chce cię tylko nastraszyć i tak naprawdę nic tam nie znajdziesz. Bałeś się cokolwiek sprawdzić, żeby nie zobaczyć w środku tego, czego tak bardzo nie chcesz widzieć. Teraz z kolei boisz się, bo wszystko, o czym mówiłem magicznie się tam znalazło. Widzę ten strach w twoich oczach, Yoongi — powiedział, nawiązując z niższym kontakt wzrokowy.
Patrząc w te ciemne tęczówki powinien się jeszcze bardziej bać, ale nic takiego nie miało miejsca. Było wręcz przeciwnie — zobaczył w nim coś, co po prostu go uspokoiło, ale nie potrafił tego wytłumaczyć. Zupełnie jakby Kim w ten sposób przekazał mu, że wcale nie musi się cofać, ani obawiać o swoje własne życie, bo będzie dobrze. Oczywiście tylko wtedy, kiedy będzie mówił wszystko, co Taehyung powie.
Czerwonowłosy schował wreszcie pistolet z tyłu swoich spodni, robiąc niespodziewanie krok do przodu. Tym razem Min się nie cofnął, jedynie obserwując pewne ruchy wyższego mężczyzny, który ustał obok niego, wyciągając rękę w stronę szafki. Najpierw złapał za kartkę, aby schować ją do kieszeni swoich spodni, następnie ponownie wyciągając dłoń, zabierając ze środka wszystkie pozostawione naboje.
Spojrzał na czarnowłosego, po czym wyrzucił rękę w jego stronę, wzrokiem schodząc na broń, jaką Min wciąż trzymał w swoich palcach. Oddał mu ją grzecznie, nie mając zamiaru wykonywać żadnych ruchów, które mogłyby zaszkodzić jego bezpieczeństwu. Taehyung nie zabrał mu pistoletu, jedynie wyjmując z niego magazynek, aby włożyć wszystkie możliwe naboje na swoje miejsce, zabezpieczyć broń i oddać mu ją. Niższy spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem, gdyż był pewien, że mężczyzna zabierze mu tak niebezpieczną rzecz.
Kim najwidoczniej zrozumiał zdziwienie Yoongiego, kiedy tylko ten uniósł swoje brwi do góry i postanowił mu dać chociaż delikatne wyjaśnienia.
— Nie zamierzam ci go zabierać, bo przecież obiecałeś nie robić głupot, prawda? — wyjaśnił i tym razem on uniósł jedną brew do góry.
— Jeżeli wtedy będę żyć — odparł, na co Taehyung uśmiechnął się delikatnie.
— Chodź, pora jechać, bo się spóźnimy — powiedział, machając głową w stronę wyjścia.
Yoongi nie odpowiedział tym razem, po prostu kierując się za wyższym mężczyzną. Czuł się dziwnie prowadzony przez obcego faceta po swoim własnym mieszkaniu. Wreszcie wyszli z mieszkania Mina i dopiero wtedy Kim obejrzał się, czy ten aby na pewno za nim idzie. Oczom niższego ukazał się wreszcie czarny samochód Taehyunga, do którego najwidoczniej obecnie się kierowali.
Gdy byli już blisko, czerwonowłosy wyjął kluczyki z kieszeni swojej skórzanej kurtki i otworzył auto. Jednak zanim wszedł do środka, doprowadził dokładnie wzrokiem Yoongiego, planując aby tamten jako pierwszy znalazł się w pojeździe. Kiedy drzwi za czarnowłosym się zamknęły, Taehyung również otworzył drzwi ze strony kierowcy i usiadł na swoim miejscu, wkładając już po chwili kluczyk do stacyjki.
Zanim Min zdążył cokolwiek powiedzieć, samochód ruszył z miejsca, zostawiając miejsce jego zamieszkania daleko za nimi. Nie miał bladego pojęcia, dokąd jechał i czy w ogóle rzeczywiście wróci z tej nagłej wyprawy w nieznane. Przecież nie znał ani trochę mężczyzny, jaki znajdował się za kierownicą auta i równie dobrze mógłby walnąć go jakimś przedmiotem, spakować do bagażnika i wywieść nie wiadomo gdzie.
Jego wzrok mimowolnie odszedł w stronę Taehyunga, badając jego ciało wzrokiem. Był spokojny, skupiony na drodze i zdawał się wcale nie przejmować obecnością czarnowłosego. Jego dłonie były swobodnie ułożone na kierownicy oraz na skrzyni biegów, a chwycenie za broń zajęłoby mu pewnie kupę czasu. Jednak mimo wszystko Yoongi był pewien, że mężczyzna byłby o wiele szybszy od niego i nawet gdyby chciał spróbować zrobić cokolwiek, zakończyłoby się to klęską i być może odebraniem życia. Dlatego ostatecznie jedynie wypuścił powietrze z płuc i odwrócił swoją głowę w stronę okna, starając się nie myśleć o niczym, co wcale nie było łatwe, bo w końcu miał w głowie tyle pytań, na jakie nie było odpowiedzi.
•••
Yoongi nie miał pojęcia, jak długo tak naprawdę trwała podróż do nieznanemu mu miejsca. Mimo iż w rzeczywistości mieszkał w Seulu już ładnych parę lat, nigdy w życiu nie widział na oczy dróg, jakimi jechał tamtego dnia Taehyung i czuł się przez ten fakt strasznie niepewnie. W końcu nie miał żadnego zapewnienia, że czerwonowłosy nagle się nie rozmyśli i nie postanowi zabić go gdzieś w środku lasu. Automatycznie raz na jakiś czas spoglądał niby niezauważalnie na mężczyznę, starając się wychwycić cokolwiek z jego zachowania.
Niestety jednak nie zdradzał on po sobie kompletnie nic, będąc oazą spokoju, co przecież powinno raczej uspokajać niższego, ale z niewiadomych przyczyn tego nie robiło. Zwyczajnie wiele razy czytał o tym, że seryjni mordercy zazwyczaj są bardzo stabilnymi osobami i przez to jego serce biło szybciej za każdym razem, kiedy patrzył na Kima.
Wreszcie po dosyć długiej jeździe podejrzanymi ścieżkami, samochód zatrzymał się w dosyć podejrzanym miejscu, w którym czarnowłosy zdecydowanie nie chciał wysiadać. Już po krótkim spojrzeniu wiedział, że zdecydowanie nie przyszli tutaj podziwiać ładnych widoków. Znajdowali się przed trzema, starymi budynkami położonymi zaraz obok siebie, tworzącymi tym samym pewnego rodzaju plac. Każdy z nich miał zniszczone, czasami podpalane mury, wybite okna oraz wyważone drzwi.
Nie ważne, co Taehyung zamierzał mu powiedzieć, Yoongi wiedział, że nic dobrego nie może się wydarzyć na takim terenie. W pewnej chwili zamierzał nawet zaprotestować, powiedzieć jasno, że on się nigdzie nie wybiera i nikt nie może go do tego zmusić. Był gotowy zaryzykować nawet utratą przytomności, jeżeli to mogłoby się równać ze zniknięciem z tego miejsca.
Jednak zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, czerwonowłosy założył na siebie swoje okulary przeciwsłoneczne i wyszedł z samochodu, zostawiając w nim wciąż zszokowanego Mina. Kiedy ten zorientował się, że został już sam w aucie, natychmiast otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz, rozglądając się na wszystkie strony. Na szczęście tajemniczy mężczyzna nie odszedł zbyt daleko, idąc jedynie w stronę bagażnika, więc czarnowłosy odetchnął trochę z ulgą.
Mimo iż nie był pewien, czy powinien mu ufac co do czegokolwiek, jednak był tam jedyną osobą, która wiedziała, gdzie oni do cholery są, a Yoongi zamierzał jeszcze wrócić do domu. Oczywiście, jeżeli dziś nie skończy swojego żywota. Nie powiedział nic, stając po prostu za Kimem i obserwując jak ten wyjmuje dosyć dużą torbę, następnie zarzucając ją sobie na ramię.
Gdy tylko usłyszał ten znajomy, metalowy brzdęk, przełknął z trudem ślinę, chowając dłonie do kieszeni swoich spodni, aby ten przypadkiem nie zobaczyć ich trzęsienia się. Czerwonowłosy odwrócił się w jego stronę i zamknął bagażnik, następnie zaczynając iść w stronę niższego chłopaka.
— Idź za mną, hyung — powiedział, następnie wymijając czarnowłosego.
Yoongi przez chwilę stał trochę zszokowany, analizując wypowiedź chłopaka, która wyraźnie sugerowała, że jest on od niego młodszy. Nie wiedział, co powinien o tym myśleć, bo w końcu nigdy w życiu nie pomyślałby, że jest od niego starszy. Jasne, Kim wyglądał na młodego, ale sądząc po doświadczeniu, nie spodziewał się czegoś takiego. Dopiero po chwili się otrząsnął i ruszył biegiem za Taehyungiem, wreszcie go doganiając, aby potem dotrzymywać mu już kroku.
Im bliżej budynków byli, tym bardziej mężczyzna miał ochotę zawrócić i uciec w las, gdzie pewnie nikt by go nawet nie szukał. Do jego nozdży zaczął docierać dosyć nieprzyjemny i drażniący zapach, którego nie potrafił zidentyfikować. Zresztą, w tamtym momencie nie chciał wiedzieć, skąd on pochodzi, bo zwyczajnie wcale nie miał co do tego dobrego przeczucia. O wiele bardziej ciekawsze wydawało się podążanie w ciszy za czerwonowłosym, którego torba wydawała charakterystyczne dźwięki przy każdym kroku. Wreszcie jednak niespodziewanie Taehyung skręcił do wejścia jednego z trzech budynków, a wtedy po prostu musiał się na chwilę zatrzymać.
Oblizał nerwowo wargi na widok wyważonych drzwi, rozbitych ścian oraz ciemności, jaka panowała wewnątrz. Nie wiedział, czy strach było odpowiednim słowem, aby opisać to, co czuł w tamtym momencie, ale nie potrafił znaleźć innego, aby móc wyrazić swoje uczucia.
— Mam tam wejść razem z tobą? — zapytał, przez co czerwonowłosy zatrzymał się w połowie kroku, odwracając w jego stronę. — Wolałbym zginąć w lepszym miejscu.
Na te słowa Taehyung zaśmiał się cicho, robiąc parę pojedynczych kroków w stronę niższego. Mimo iż Yoongi nie wiedział jego oczu, ponieważ zostały zakryte ciemnymi szkiełkami, był całkowicie pewien, że mężczyzna patrzy mu się prosto w oczy. Nie musiał widzieć jego tęczówek, aby czuć jak wielką dziurę w nim wywierca.
— Spokojnie kochanie, to nie ty tutaj dziś zginiesz. Chodź już, bo nie zamierzam cię wnosić na samą górę — powiedział, na koniec posyłając mu delikatny uśmiech i zaczynając ponownie iść do środka.
Min wypuścił jedynie powietrze z płuc, robiąc wreszcie krok do przodu i pozwalając młodszemu wprowadzić siebie w ten straszny budynek. Szedł strasznie powoli, bojąc się tak naprawdę wszystkiego, co tylko mógłby zrobić. Jednak był w miarę spokojny do momentu, w którym Taehyung zaczął wchodzić po schodach, które wyglądały, jakby zaraz miałyby się załamać pod ich ciężarem. Zawahał się przez chwilę, nie będąc do końca pewnym tego, czy chce na nich stawać w tym samym momencie co czerwonowłosy, ostatecznie stawiając stopę na pierwszym stopiu.
Szedł powoli, uważając, czy anu na pewno w połowie dozwolone schody nie postanowią zakończyć jego życia poprzez spadnięcie z nich. Na szczęście udało mu się dojść w całości na sam strych budynku, gdzie to mógł w końcu odetchnąć z ulgą. Pozwolił sobie nawet usiąść na jednym z pustaków, jakie się tam znajdowały, nie przejmując się faktem, że pewnie będzie miał brudny tyłek. Taehyung w tym czasie położył torbę na podłodze, zdejmując ze swojego nosa okulary, zawieszając je na kołnierzu swojej białej koszulki. Następnie ściągnął z siebie również skórzaną kurtkę, zarzucając ją na jeden z niedokończonych filarów, ukazując tym samym starszemu swoje wytatuowane ręce oraz uświadamiając go w tym, że cały czas miał na sobie koszulkę bez rękawów.
W związku z tym, Min bez problemu mógł obserwować jak jego mięśnie napinają się, kiedy ten schylił się i przez chwilę siłował z zamkiem od torby. Przez tą krótką chwilę Yoongiemu zrobiło się nawet gorąco na widok wytatuowanych rękawów chłopaka, do tego przyozdobionych kuszącymi bicepsami. Obudził się dopiero wtedy, gdy Kim wyciągnął z niej pokaźną snajperkę, przez co źrenice Mina natychmiast się bardziej rozszerzyły. Przyglądał się z lekkim strachem jak czerwonowłosy ustawia sprzęt przy jednym z okien, najwidoczniej kierując celownik na plac przed budynkami.
Nie przeszkadzał mu, siedząc cicho, aż do momentu, w którym Taehyung wstał na równe nogi, strzepując z siebie kurz, jakiego w budynku nie brakowało. Wtedy Yoongi postanowił zaryzykować i zapytać.
— Po co ustawiasz tam broń? — spytał, patrząc prosto na mężczyznę, który uśmiechnął się delikatnie w jego stronę.
Oczywiście nie otrzymał od razu swojej upragnionej odpowiedzi, musząc na nią chwilę poczekać. Zamiast tego czerwonowłosy przeczesał ręką swoje włosy i poprawił pistolet, schowany z tyłu za paskiem spodni, idąc powoli w stronę starszego. Tym razem nie zareagował, tylko obserwując jak Kim klęka przed nim, opierając łokcie na swoich własnych kolanach. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale nagle zrobiło mu się zdecydowanie za gorąco w bluzie i miał ochotę rzucić ją przez jedno z okien.
— Wiesz, Jaebum miał się dzisiaj spotkać tutaj z takim jednym gościem. Facet jest dilerem, ale spokojnie, twój braciszek nie ćpał. Miał go po prostu zajebać zaraz po tym, jak ten wyjdzie z samochodu, ale niestety nie widzę go tutaj, więc ty musisz to zrobić — odparł spokojnym głosem, patrząc Minowi prosto w oczy.
Yoongi myślał, że chyba się właśnie przesłyszał, w rzeczywistości mając na to jedynie nadzieję. Widział w tęczówkach mężczyzny całą powagę tego zdania i to chyba przerażało go najbardziej. Przecież nigdy nikogo nie skrzywdził, nie licząc jakiś niewinnych bójek w szkole, a teraz miał pociągnąć za spust? Nie potrafił sobie tego nawet wyobrazić.
— Zabić człowieka? — dopytał, na co Taehyung przytaknął delikatnie głową.
— Dokładnie. Uwierz mi, wbrew pozorom to wcale nie jest takie trudne jak się wydaje, serio. Najgorszy jest pierwszy raz, ale potem idzie już łatwiej. Nie masz wyboru, słodziutki. Albo on, albo ty.
— Nie mogę tego zrobić, nie dam rady — rzucił, machając głową na obie strony, jakby starał się coś z niej wyrzucić.
Wtedy Kim nagle wstał na równe nogi, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Yoongi podniósł swoją głowę do góry, patrząc na czerwonowłosego z dołu, obserwując jego znaczną wyższość nad nim. Przez ciało Mina przeszło dziwne uczucie, a jego oddech znacznie przyśpieszył, jednak ku własnemu zaskoczeniu, wcale się go nie bał. To było coś zupełnie innego, czego nie potrafił opisać w żaden sposób.
— Chyba nie chcesz zawieść całej rodziny, mam rację? Twoja siostra z całą pewnością na ciebie liczy, nawet jeżeli nie wie, w co wplątał cię twój ukochany braciszek — powiedział, następnie się odwracając i podchodząc do wcześniej ustawionej snajperki. — Chodź tutaj.
Min posłusznie wstał ze swojego nietypowego siedzenia i powolnym krokiem ruszył w stronę czerwonowłosego mężczyzny. Zatrzymał się tuż przed bronią, patrząc na nią z wyraźnym strachem w oczach. Taki fakt zdecydowanie nie podobał się Kimowi, ale jedyne co zrobił to założenie rąk na własnej piersi. Z jednej strony rozumiał, że Yoongi nigdy wcześniej pewnie nawet nie widział czegoś takiego na oczy, a już na pewno nie musiał z tego strzelać.
— Ale ja nie umiem się tym posługiwać — rzucił, patrząc na masywną broń.
Zawsze należał do tych osób, które nigdy w życiu nie chwyciłyby za zwykły pistolet, a co dopiero takie wielkie bydle. Już sama wielkość snajperki zwyczajnie go przerażała, a dodatkowy fakt, że ma nią zabić człowieka, którego pierwszy raz będzie widział na oczy, jedynie ten strach potęgował. Nie miał pojęcia, w co tak naprawdę wpakował się Jaebum, ale miał ochotę wskrzesić go, nakrzyczeć prosto w twarz i znowu kazać mu wrócić do grobu. Miał już dość tego koszmaru, a wciąż nie potrafił zobaczyć jego końca.
— Twoje wymówki są bez sensu, Yoongi. Kładziesz się, wymierzasz celownikiem prosto w głowę faceta i pociągasz za spust. W tym naprawdę nie ma nic skomplikowanego — wytłumaczył, po raz kolejny patrząc na niego z góry. — Radziłbym ci spróbować, zanim facet serio się pojawi, bo masz tylko jedną szansę.
Przełknął głośno ślinę, patrząc uważnie na spokojną twarz Kima, aby zrozumieć w mgnieniu oka, że ten wcale nie żartuje, a jedynie mówi mu całą prawdę. Wziął głęboki oddech i ułożył się na ziemi, opierając się jednym łokciem o podłogę. Oko nakierował na celownik, a z kolei palec wskazujący na spust, za który już niedługo miał pociągnąć. Niby nie było w tym nic trudnego, ale on się po prostu bał tego, co będzie musiał wykonać właśnie tą snajperką. Mimo iż bardzo nie chciał tego robić, nie miał wyjścia.
— Nigdy nikogo nie zabiłem i nie chciałem tego robić — powiedział cicho, zagryzając mocno swoją dolną wargę.
Taehyung klęknął obok niego, wpatrując się w plac za oknem, który obecnie pozostawał jeszcze kompletnie pusty. On jednak wiedział, że już niedługo zajedzie tam srebrny samochód, a z niego wysiądzie mężczyzna, który dziś musi stracić swoje życie z rąk Mina. Nie ważne którego, liczyło się tylko nazwisko.
— Czasami życie stawia nas przed wyborami, których nigdy nie chcieliśmy dokonywać. Nie mamy na to wpływu i chodźbyśmy nie wiem jak starali się uciec, to do nas wróci — szepnął, tym razem kierując swoje spojrzenie na Yoongiego.
— Jesteś bardzo mądry jak na mordercę — rzucił, na co drugi odpowiedział śmiechem.
— Nie jestem mordercą. Jasne, pozbawiłem paru ludzi życia, ale musisz wiedzieć, że żaden z nich nie był dobrym człowiekiem. Mieli swoje za uszami i prędzej, czy później zgineliby z czyiś rąk. To zaszczyt, że akurat ja pociągnąłem za spust. Zresztą, chyba twój brat nie chciałby, żebyś nazywał go mordercą, prawda?
Yoongi zamarł, kompletnie nie wiedząc, co powinien powiedzieć w tym momencie, ani jak się zachować. Czyżby jego brat naprawdę był taki sam jak Taehyung i za jego plecami zajmował się czymś takim? Co się stało z jego kochanym braciszkiem, który brzydził się jakąkolwiek zbrodnią? Jakim cudem oni cały czas mówili o Jae?
— On nie był taki — rzucił po chwili, zaciskając dłonie w pięści.
— Prawda jest taka, że nie wiesz zupełnie nic o swoim bracie, hyung. Nie znasz go, a jedynie rolę, jaką przed tobą odgrywał. To było zwykłe przedstawienie, w które za bardzo uwierzyłeś — wyszeptał, patrząc mężczyźnie prosto w oczy.
Czarnowłosy chciał już coś powiedzieć, zaprzeczyć w jakikolwiek sposób. Ten obraz własnego brata zdecydowanie mu się nie podobał i nawet, gdyby zobaczył w jego dłoni broń, nie byłby w stanie w to wszystko uwierzyć. Jaebum był dobrym człowiekiem i nigdy nie wymierzyłby do kogokolwiek z pięści, a co dopiero z pistoletu. Z drugiej strony, Kim nie pojawił się w jego życiu bez powodu i gdzieś w środku, Min wiedział, że ten mówi prawdę. To nie była jego wina, że zwyczajnie zbyt trudno było mu w to wszystko uwierzyć.
Kiedy już otworzył usta, Taehyung nagle szybko skierował twarz w stronę okna, pokazując mu, aby był cicho. Oczywiście starszy wykonał polecenie, również wpatrując się w okno. Do jego uszu dobiegł dźwięk nadjeżdżającego samochodu, a serce zaczęło bić w strasznie szybkim tempie. Nie był gotowy, nie tak szybko. Już po chwili na plac wjechał srebrny samochód, zatrzymując się na samym środku i gasząc silnik.
Kim jedynie odwrócił się w stronę Yoongiego i kiwnął głową, więc czarnowłosy przyjął odpowiednią pozycję. Spojrzał przez celownik, czekając aż nieznajomy wyjdzie z pojazdu, co stało się już po chwili. Wreszcie drzwi się otworzyły, a na zewnątrz wyszedł mężczyzna w średnim wieku, ubrany w czarny garnitur. Był kompletnie sam, niczego nie świadomy. Min wypuścił głośno powietrze, czując na sobie przeszywający wzrok Taehyunga, oraz zdając sobie sprawę jak bardzo zaczyna się pocić. Oblizał nerwowo wargi i wymierzył celownikiem prosto w głowę rozglądającego się mężczyzny. Po chwili jego palec również wylądował na spuście, a serce wręcz chciało wylecieć z piersi.
Już miał go nacisnąc, kiedy zwyczajnie odsunął się od broni, siadając spanikowany na podłodze, nie potrafiąc złapać oddechu.
— Nie mogę, nie zrobię tego, nie zabiję go, nie ma mowy — powiedział na jednym wdechu.
Kiedy podniósł wzrok na czerwonowłosego, zobaczył w jego oczach jedynie złość, której natychmiast się przestraszył. Mężczyzna nie podniósł się, jednak szybkim ruchem wyjął pistolet zza paska swoich spodni, od razu mierząc nim w Yoongiego. Teraz Min miał ochotę dosłownie wyskoczyć przez jedno z tych okien.
— Natychmiast tutaj wracaj, albo ty zginiesz razem z nim — wysyczał, kładąc już jeden z palców na spuście.
— Nie chcę, nie dam rady — rzucił, czując jak przez zbyt szybki oddech zaczyna mu się kręcić w głowie.
Taehyung jeszcze przez chwilę mierzył lufą prosto w pierś starszego, ostatecznie jednak chowając pistolet na swoje miejsce i samemu czołgając się na miejsce snajpera. Jemu zajęło to dosłownie chwilę. Kiedy tylko znalazł się przy broni, potrzebował kilku sekund, aby wymierzyć, a następnie strzelić. Do uszu Yoongiego doszedł głuchy dźwięk strzału, prawdopodobnie ściszony specjalnym tłumikiem, a on odruchowo rzucił się na ziemię, zakrywając swoje uszy.
Nie zorientował się nawet, kiedy Taehyung wstał z ziemi, zaczynając zbierać broń ponownie do torby, z jakiej wcześniej musiał ją wyjąć. Otworzył oczy dopiero wtedy, kiedy Kim niezbyt mocno kopnął go w kostkę i zaczął schodzić po schodach, nie czekając na niego. Yoongi podniósł się z podłogi najszybciej jak tylko potrafił w obecnym stanie, również szybko schodząc również po schodach.
Kiedy byli już na zewnątrz, nie potrafił się nie zatrzymać w miejscu, w którym widać było srebrny samochód. Zbliżył się trochę bardziej, czego już po chwili pożałował. Szary samochód teraz był ubródzony krwią mężczyzny, którego ciało leżało martwe przy jednym z przednich kół. Mógł doskonale zobaczyć kałużę, jaka tworzyła się wokół jego ciała. Przed chwilą widział go żywego, stojącego obok auta, a teraz jego krew brudziła opony.
Był przerażony, bo morderca tego faceta znajdował się parę metrów dalej, a w innym przypadku on sam mógł być jego zabójcą. Słyszał gdzieś z tyłu krzyk czerwonowłosego, ale nie potrafił rozpoznać słów, ani tym bardziej się ruszyć. W jednej chwili zrobiło mu się ciemno przed oczami, a on wylądował na twardej ziemi, czując niezbyt mocny ból w okolicach nadgarstka.
•••
Obudził się już w jadącym samochodzie, który oczywiście prowadził Taehyung. Czuł się strasznie słabo, a jego nadgarstek bolał go z nieznanych mu przyczyn. Kiedy postanowił z trudem podnieść na niego wzrok, okazało się, że ten został zabandażowany, ale Min bez problemu mógł zobaczyć czerwień, widoczną na bieli. Odwrócił swoją głowę w stronę mężczyzny, chcąc zapytać o cokolwiek, ale gdy tylko go zobaczył, natychmiast zrezygnował.
Jego dłonie były mocno zaciśnięte na kierownicy, a usta zamieniły się w jedną kreskę. Nie widział w całości jego oczu, ale czuł, że gdyby tylko mężczyzna spojrzałby w jego stronę, zabiłby go wzrokiem. Nagle samochód zatrzymał się na środku jakiejś leśnej drogi, a Taehyung jednym ruchem zablokował wszystkie drzwi w samochodzie, sprawiając, że bicie serca Mina znacznie przyśpieszyło.
Czerwonowłosy przez chwilę nic nie mówił, wpatrując się w pustkę przed nimi, ale tyle wystarczyło, aby Yoongi bał się o swoje życie. Wreszcie Kim odwrócił się w jego stronę, a on przytulił się do drzwi samochodu.
— Co to miało być? — zapytał ostrym tonem, patrząc mu prosto w oczy. — Miałeś kurwa proste zadanie! Musiałeś tylko strzelić i tyle, byłoby po sprawie! Jesteś pierdolonym tchórzem, a ja nie będę wykonywać za ciebie twojej roboty, rozumiesz?! Następnym razem poradzisz sobie sam, albo nie licz na ratunek.
— Następnym razem? — spytał.
Kim przez chwilę milczał, wpatrując się jedynie w jego postać i jakby starając się uspokoić. On jako jedyny wiedział, że gdyby tamten facet nie zginął, całą rodzina Yoongiego byłaby w niebezpieczeństwie, a on tego nie chciał. Może i wydawał się być gangsterem bez uczuć, ale obiecał, że ani jednemu z Minów nie spadnie ani jeden włosek z głowy i zamierzał dotrzymać obietnicy. Nie ważne, co mówił starszemu, nie byłby w stanie go skrzywdzić, a już na pewnie nie tknąłby jego siostry. Był tutaj, aby ich w pewien sposób chronić, ale jeszcze nikt o tym nie wiedział.
— Jest tego więcej, Yoongi, a ty nie możesz tchórzyć, rozumiesz? Teraz ja ci pomogę, ale w końcu zostaniesz sam i będziesz musiał się obronić — powiedział, znacznie spokojniejszym głosem. — Słuchaj, masz pełne prawo mnie nie lubić, bo mówię ci rzeczy, których nie chciałeś słyszeć oraz widziałeś jak zabijam człowieka, ale rób, co ci mówię. Nie będę przy tobie wieczność i nie jestem w stanie zapewnić ci bezpieczeństwa bez przerwy, dlatego naucz się sam to robić.
Czarnowłosego po prostu zatkało, kompletnie nie wiedział, co powinien powiedzieć i czy w ogóle mówić cokolwiek. W jednej chwili cała złość uleciała z mężczyzny, a w jego oczach pojawiło się coś zupełnie innego, co przypominało mu troskę. Nic z tego nie rozumiał i czuł się, jakby mówił do niego w zupełnie innym języku, jakiego nie znał. Wszystko było dla niego zbyt skomplikowane.
— Kim ty jesteś? — zapytał, zbierając się na chwilę odwagi.
Taehyung nie odpowiedział od razu, kierując na moment swój wzrok na kierownicę. Nie wiedział, co mógł mu powiedzieć, a co powinien zachować dla siebie. Teoretycznie o wiele lepiej byłoby, gdyby Min dalej się go bał, niż zaczął darzyć jakąkolwiek sympatią. Dlatego ostatecznie postanowił powiedzieć coś, co tak naprawdę nie wyjaśni mu nic.
— Kimś, kogo i tak znienawidzisz — odpowiedział, posyłając mu delikatny uśmiech.
Tym razem między nimi zapadła kompletna cisza, a Taehyung ponownie odpalił samochód, ruszając w dalszą drogę. Yoongi na chwilę obecną zrozumiał, że młodszy nie zamierza mu powiedzieć o sobie nic szeczółowego i postanowił zwyczajnie odpuścić ten temat. Jednak była jeszcze jedna kwestia, która strasznie go zastanawiała, a mianowicie — skąd na jego nadgarstku znalazła się tajemnicza rana?
— Taehyung, mam jeszcze jedno pytanie — zaczął, podnosząc powoli swoją rękę do góry, czując jak ból zaczyna promieniować coraz mocniej. — Co mi się stało?
Czerwonowłosy jedynie rzucił szybko okiem na to, co starszy mu pokazuje, potem wracając spojrzeniem na leśną drogę. Pokiwał twierdząco głową i na to pytanie postanowił mu odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
— Kiedy zemdlałeś, upadłeś na szkło, które postanowiło ci skaleczyć nadgarstek. Nie chciałem, żebyś mi się tutaj wykrwawił, więc założyłem ci bandaż — powiedział bez emocji.
— Dziękuję — odparł Min, uśmiechając się delikatnie.
Może jednak Taehyung nie był takim złym mordercą, za jakiego do tej pory go uważał? Przecież nie pomógłby mu, nie musiał tego robić, a jednak tak się stało. Być może miał w tym jakiś interes, ale mimo wszystko był mu wdzięczny, że kiedy zemdlał, nie zostawił go tam na pastwę losu, prawdopodobnie musząc zanieść jego wiotkie ciało do samochodu. Reszta trasy minęła im w kompletnej ciszy, którą przerywała jedynie muzyka, lecąca z radia, na jaką i tak nikt nie zwracał swojej uwagi.
Po długiej jeździe, samochód zatrzymał się przed mieszkaniem Mina. Wtedy czarnowłosy spojrzał w stronę Taehyunga, chcąc się pożegnać, albo chociaż powiedzieć cokolwiek, ale ku jego zaskoczeniu, ten odpinał już swoje pasy i wychodził z pojazdu. Zanim zdążył powiedzieć cokolwiek, ten znajdował się już na zewnątrz, poprawiając swoją skórzaną kurtkę. W końcu on również wysiadł z auta, jakie zaraz po zamknięciu przez niego drzwi zostało zablokowane.
Kim ruszył przodem, zupełnie jakby musiał pokazywać mu drogę do własnego miejsca zamieszkania. Ku jego zaskoczeniu, nawet klucze znajdowały się w kieszeni młodszego, mimo iż Yoongi był pewien, że ma je w swoich spodniach. Najwidoczniej był w błędzie i Taehyung musiał je zabrać, gdy on stracił przytomność. W ciszy weszli do mieszkania Mina i ten dopiero wtedy postanowił cokolwiek powiedzieć, gdyż Kim wcale nie wyglądał, jakby miał go zostawić samego. Wręcz przeciwnie, już po przekroczeniu progu, czerwonowłosy ściągnął z siebie swoją kurtkę i zarzucił ją na kanapę w salonie starszego, najwidoczniej naprawdę planując zostać tutaj na dłużej.
Yoongi powoli do niego podszedł, wkładając ręce do kieszeni własnych spodni, sycząc cicho przez ból w nadgarstku. Tyle wystarczyło, aby mężczyzna odwrócił się w jego stronę, natychmiastowo zwracając na niego swoją uwagę.
— Nie żebym miał coś przeciwko, ale zamierzasz tutaj zostać? — zapytał, starając się uważać na swoje kolejne słowa.
— Rozumiem, że może ci się to nie podobać, ale nie mam innego wyjścia. Spokojnie, nie zbliżę się do twojej sypialni nawet na krok, jeżeli tego sobie życzysz — odpowiedział.
Czarnowłosy nie rozumiał, co miał oznaczać brak innego wyjścia, ale ostatecznie się poddał. W tamtej chwili jedynie Taehyung był świadomy tego, że będąc tak blisko Yoongiego, o wiele łatwiej będzie mu go chronić przed niebezpieczeństwem, o jakim ten nie miał jeszcze bladego pojęcia. Teoretycznie wszystko było dopiero przed nim, ale wtedy był niedoedukowany na ten temat.
Mężczyzna ostatecznie ominął wyższego, kierując się do łazienki, gdzie zamknął za sobą drzwi, siadając na sedesie. Przeczesał swoje włosy ręką, kompletnie nie mając pojęcia, co właściwie powinien myśleć o tej sytuacji. Był pod jednym dachem z facetem, który chyba znał drugą stronę jego ukochanego, młodszego braciszka i jednocześnie jakiś czas temu pozbawił kogoś życia. Nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że Jaebum mógłby być taki sam jak Taehyung, żyć w taki sposób za jego plecami. Przecież spotykał się z nim regularnie i nic nie zauważył.
Czyżby naprawdę był aż tak bardzo ślepy, że nie potrafił zobaczyć, w jakie wielkie bagno wszedł młodszy chłopak? Może za bardzo skupiał się na sobie.
Kiedy wstał z miejsca siedzącego, ustał naprzeciwko lustra, patrząc sobie prosto w oczy. Kim miał rację, Yoongi był tchórzem, który bał się nawet zrozumieć coś, co teraz było już przecież oczywiste. Jego brat nie był niewinnym dzieciakiem, za jakiego cały czas go uważał. Nie był w stanie stawić czoła prawdzie, przed jaką przecież nie mógł uciekać wiecznie. Patrząc na swoje odbicie, właśnie to chciał powiedzieć prosto we własną twarz — wyznać, jak wielkim jest tchórzem, podczas gdy inni wokół potrafią być chociaż przez chwilę odważni.
Już miał otworzyć usta, kiedy do drzwi łazienki ktoś zaczął się dobijać i Yoongi bez problemu wiedział, kto to taki. Bez słowa otworzył drzwi, pozwalając Kimowi wejść do środka. Ku jego zaskoczeniu ten nie powiedział nic, podchodząc po prostu do jednej z szafek, zaczynając czegoś w niej szukać. Przyglądał mu się z uwagą, wreszcie rozumiejąc, że ten chciał znaleźć jedynie wodę utlenioną oraz jakieś bandaże, oraz plastry.
Przez pierwszą chwilę nie rozumiał, po co mu to wszystko, ale kiedy ten bez słowa złapał go za nietknięty nadgarstek i zaczął prowadzić do salonu, wszystko zrozumiał. Taehyung posadził go na kanapie, samemu klękając przed nim, wciąż nie przerywając ciszy, jaka trwała między nimi. Trochę niepewnie złapał za drugą rękę Mina, kładąc ją na swojej dużej dłoni, zaczynając powoli i ostrożnie odwijać bandaż. W tym momencie Yoongi był już strasznie zagubiony w tym, co działo się tego dnia.
— Dlaczego to robisz? — zapytał, jednak czerwonowłosy nawet na niego spojrzał.
Zamiast odpowiedzi, czerwonowłosy do końca ściągnął trochę zakrwawiony bandaż z nadgarstka Mina, ukazując im obu obraz dosyć mocno rozciętej skóry, przez co sam Yoongi natychmiast odwrócił swój wzrok. Zaczął się patrzeć prosto w skupioną twarz Taehyunga, obecnie chwytającego za butelkę utlenionej wody. Z ust czarnowłosego wydało się dosyć głośne syknięcie, kiedy ten tylko polał otwartą ranę. Słysząc ten dźwięk, Kim wręcz natychmiast uniósł głowę, niespodziewanie nawiązując kontakt wzrokowy z mężczyzną.
— Mocno boli? — zapytał niskim głosem, który teraz wydawał się mieć zupełnie inne brzmienie.
— Trochę — rzucił, nie mogąc oderwać wzroku od ciemnych tęczówek tajemniczego mężczyzny.
Zarówno w tej konwersacji jak i również spojrzeniu było coś, czego Yoongi do tej pory nie potrafił dostrzec, a może raczej coś, co Kim zwyczajnie ukrywał. Oczy czerwonowłosego były po prostu hipnotyzujące i nawet on nie potrafił nie im oprzeć. Przez chwilę patrzyli się na siebie w kompletnej ciszy, po czym Taehyung wrócił do swojego poprzedniego zajęcia, zakładając najpierw plaster na ranę Mina, a następnie zaczynając owijać czystym bandażem jego nadgarstek, aby go usztywnić. Kiedy już miał wstać na równe nogi, Yoongi zatrzymał go, łapiąc jego dłoń dosyć pewnym ruchem, przez co ten natychmiast zwrócił na niego swoje spojrzenie, wciąż nie mówiąc ani słowa.
— Nic nie rozumiem. Najpierw włamujesz mi się do mieszkania, zostawiasz jakąś karteczkę, potem grozisz w kawiarni, rozkazujesz zabić człowieka, a teraz opatrujesz mi ranę. Dlaczego to wszystko robisz, o co tutaj właściwie chodzi, bo ja już nic nie wiem — powiedział, patrząc Kimowi prosto w oczy.
— Jest już późno, powinieneś się położyć, bo o drugiej w nocy cię budzę — odparł, podnosząc się powoli, co zrobił również Yoongi, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy.
— Powiedz mi cokolwiek, mam prawo wiedzieć — rzucił.
Czerwonowłosy oblizał powoli swoje wargi, na chwilę uciekając wzrokiem na bliżej nieokreślony punkt, którego Min nie potrafił zidentyfikować. Po dłuższej chwili wrócił jednak spojrzeniem do jego oczu, patrząc na nie z pewnego rodzaju smutkiem, który starszy widział zdecydowanie pierwszy raz. Ostatecznie Kim postanowił się w końcu odezwać.
— Wkrótce wszystkiego się dowiesz, obiecuję, ale dzisiaj idź już spać, Yoongi — wyszeptał, ale dla niższego to było zbyt mało.
— Nawet nie wiem, kim ty do cholery jesteś. Strzelałeś rano w mój karton mleka, który równie dobrze mógł się okazać moją głową. Czego ty chcesz?
W tym momencie Taehyung wyraźnie z jakiegoś powodu nie wytrzymał, przysuwając Mina zdecydowanie zbyt blisko siebie. Czarnowłosy zetknął się z klatką piersiową Kima, czując jak jego puls natychmiastowo przyśpiesza. Nie mógł uciec, ponieważ jego ręka wciąż była trzymana przez wyższego mężczyznę. Był na przegranej pozycji, ale wtedy usłyszał coś, czego się nie spodziewał.
— Cokolwiek mówiłem i powiem, nigdy cię nie skrzywdzę, Yoongi. Możesz być tego pewien, a teraz błagam, idź spać — wyszeptał, puszczając jego rękę.
Starszy stał tak jeszcze przez krótką chwilę, przyglądając się opuszczonej głowie czerwonowłosego, ale ostatecznie grzecznie poszedł do własnej sypialni. Usiadł na krańcu łóżka, wpatrując się tępo we własne drzwi, mając w głowie jeszcze większy mętlik, niż poprzednio. Skoro Taehyung nigdy nie miał zamiaru go skrzywdzić, o co tutaj w ogóle chodziło?
•••
Yoongi dopiero przy zdejmowaniu ubrań zdał sobie sprawę z tego, że nie ma już przy sobie broni, jaką wcześniej podarował mu Kim, jednak nie zamierzał teraz zawracać sobie tym głowy. Zamiast tego rozebrał się i położył na łóżku, okrywając swoje półnagie ciało pościelą, wtulając głowę w poduszkę i starając się zasnąć. Niestety o ile sen zazwyczaj przychodził mu z łatwością, teraz miał z tym straszny problem przez widok zamordowanego mężczyzny, jaki non stop ukazywał mu się przed oczami.
Kiedy tylko ponownie widział tą przerażającą ilość krwi, natychmiast otwierał powieki, czasami nawet siadając na materacu i wpatrując się w ciemność. Już po trzydziestu minutach wiedział, że ta noc wcale nie będzie należała do łatwych.
Taehyung, który postanowił się położyć na kanapie, nie spał w ogóle, nawet nie próbując zasnąć. Zamiast tego wpatrywał się w sufit, błądząc palcami we własnych włosach i układając sobie to wszystko w głowie. Był zagubiony, dokładnie tak jak Yoongi, ale zwyczajnie nie pokazywał tego po sobie, sprawiając wrażenie, że jest pewien każdego swojego ruchu.
W rzeczywistości jednak już jakiś czas temu przestał rozumieć, jaki ma być cel tego działania i dlaczego osoba, która kazała mu to robić po prostu nie wyjdzie z cienia. Oczywiście, że znał jej tożsamość, ale nie mógł jej zdradzić nikomu, taka była w końcu umowa. Kiedy się na to zgadzał, był pewien, że będzie to strasznie proste, ale tak wcale nie było. Z każdą kolejną minutą ciężar, jaki za sobą nosił stawał się coraz cięższy.
Znał Jaebuma osobiście, ale w pewien sposób przy nim była to trochę inna osoba, niż przy Yoongim. Taehyung nigdy w życiu nie mógłby nazwać go ukochanym braciszkiem, znając jego drugą stronę. On jako jedyny był na tyle odważny, aby stawiać czoła gangsterom, przed którymi inni jedynie usuwali się z drogi. Kim sam do końca nie wiedział, jak powinno się ich nazywać, ale jednego był pewien — w tej branży tylko Jae mógł nazywać swoim prawdziwym przyjacielem. Doskonale wiedział o tym, że chłopak prowadził podwójne życie, zamiast uciec od rodziny, tak jak on to zrobił.
Najwidoczniej ukrywał się tak dobrze, że nikt nie domyślił się o jego prawdziwym zajęciu. Przecież widział tą pewność w oczach Yoongiego, kiedy ten mówił o niewinności swojego brata, jaka niestety była kłamstwem. Jaebum wcale nie należał do aniołków, ale nie zamierzał mówić Minowi jeszcze całej prawdy, bo według niego było za wcześnie.
Kiedy wreszcie w jego telefonie zadzwonił budzik, zaprzestał jakichkolwiek przemyśleń, wyłączając alarm i wstając z kanapy. Ruszył powolnym krokiem do sypialni Yoongiego, najpierw grzecznie pukając do jego drzwi, lecz gdy nie usłyszał odzewu, otworzył je powoli. Zaraz po przekroczeniu progu zobaczył skulonego hyunga, przytulającego się do pościeli. Podszedł do niego, stawiając ciche kroki, ostatecznie kucając przy jego łóżku i odgarniając palcem włosy z jego czoła.
Naprawdę nie rozumiał, dlaczego ktokolwiek chciał, aby Yoongi szedł w ślady swojego młodszego brata, ale rozumiał też, że teraz bezpieczeństwo jego rodziny zależało od niego. Ułożył swoją dłoń na nagim ramieniu Mina, zaczynając je delikatnie gładzić, jednocześnie zastanawiając się, w jaki sposób powinien to obudzić. Najpierw szturchnął go niezbyt mocno, ale ten mruknął tylko coś pod nosem, najwidoczniej będąc w najlepszej fazie snu.
Wtedy Taehyung przejechał po jego miękkim i aksamitnym policzki, zagryzając niezbyt mocno swoją dolną wargę, aby potem zabrać od niego rękę i ustać przy nim. Przecież nie powinien w taki sposób go budzić, zdecydowanie nie tak powinno się to robić.
— Yoongi, wstawaj — powiedział dosyć głośno, mając nadzieję, że nie będzie musiał się powtarzać.
Na całe szczęście ten jeden raz wystarczył, aby wciąż zmęczony Yoongi otworzył swoje oczy i spojrzał trochę niepewnie na stojącego przed nim Kima.
— Co się dzieje? — zapytał, rozglądając się po ciemnym pokoju.
— Już czas, ubieraj się i jedziemy — odparł, kierując się do wyjścia. — Za pięć minut widzimy się przy wyjściu.
— Gdzie jedziemy?
Tym razem Taehyung nic nie odpowiedział, wychodząc z pokoju i opierając się o zamknięte już drzwi. Naprawdę nie rozumiał jak ktoś mógł chcieć zmienić kogoś takiego uroczego w swojej naturze i trochę strachliwego w prawdziwą maszynę do zabijania. To się po prostu wydawało być niemożliwe, a jednak było prawdą. Zupełnie jak wiele innych rzeczy, dziejących się w ciągu ostatnich dni.
Yoongi zaraz po jego wyjściu z pomieszczenia rzeczywiście wstał i założył na siebie jedynie te same spodnie, zmieniając tylko górę na bluzę przez głowę z kapturem w kolorze czarnym. Przetarł twarz własnymi rękoma, następnie kierując się do wyjścia z pomieszczenia, nie do końca jeszcze kontaktując. Wyszedł z sypialni, przecierając piąstkami swoje oczy, co wywołało delikatny uśmiech na twarzy Kima, stojącego przy drzwiach wyjściowych.
Obserwował z uniesionymi kącikami warg jak zaspany Min zakłada z trudem swoje buty na nogi, czasami wyglądając, jakby miał zaraz stracić równowagę, albo zasnąć na stojąco. Kiedy ten zatoczył się trochę na ścianę, Taehyung kompletnie nie myśląc, złapał go za rękę, samemu zamykając mieszkanie i postanawiając w taki sposób zaprowadzić go aż do samochodu. Otworzył mu drzwi, pomagając odpowiednio usiąść na miejscu pasażera, a następnie samemu zajmując miejsce za kierownicą.
— Hyung, musisz być przytomny — powiedział, klepiąc go delikatnie po policzku. — Nie śpij już.
Włożył wreszcie kluczyk do stacyjki, ruszając powoli z miejsca i otwierając nieznacznie okno od strony Yoongiego, aby rozbudzić go. Min wręcz podskoczył, kiedy poczuł nieprzyjemny wiatr, wiejący mu prosto do ucha i spojrzał wkurzony na uśmiechniętego Taehyunga. W tamtej chwili Kim już wiedział, że zdecydowanie udało mu się powrócić czarnowłosego do żywych.
— Śmieszy cię to, że przez ciebie przewieje mi kark? — powiedział, zakładając kaptur na głowę. — Miałeś mnie kurwa nie krzywdzić.
Czerwonowłosy zaśmiał się melodyjne i natychmiastowo zasunął okno, patrząc krótko w stronę mężczyzny. Yoongi sam nie wiedział dlaczego, ale po prostu nie potrafił się również nie uśmiechnąć na widok zadowolonego Kima. W jakiś tajemniczy sposób jego szczęście zwyczajnie mu się udzieliło i nie zamierzał powstrzymywać siebie przed pokazaniem światu swoich dziąseł. Niestety pech chciał, że akurat wtedy Taehyung postanowił spojrzeć w jego stronę, uśmiechając się jeszcze szerzej, niż do tej pory.
— Masz bardzo ładny uśmiech, hyung — wyznał, całkowicie zaskakując tym Yoongiego, przez co ten zakrył usta własną dłonią. — Nie zakrywaj. Rzadko ktokolwiek się przy mnie uśmiecha.
To zdanie sprawiło, że Min natychmiastowo zdjąć rękę z ust, chociaż uśmiech nie tkwił już na twarzy żadnego z nich. Coś w tej wypowiedzi było przepełnione bólem do tego stopnia, że nawet Yoongi poczuł go aż zbyt wyraźnie, czując jak kuje go w serce. Sposób, w jaki Taehyung to powiedział może i wcale nie był smutny, ale samo wyrażenie sprawiło, że czarnowłosy miał ochotę natychmiast go do siebie przytulać, nie patrząc na nic. W tamtej chwili zapomniał o tym, kim tak naprawdę może być Kim. Wreszcie zatrzymali się przed jednym z najdroższych klubów w całym Seulu, co zdecydowanie zdziwiło Yoongiego.
Przez chwilę myślał, że może mężczyzna zastanawia się gdzie jechać dalej, ale kiedy czerwonowłosy opuścił samochód, nie miał wątpliwości. Również wysiadł z auta, kierując się od razu do Taehyunga, który czekał na niego, oparty o maskę pojazdu. W pewnym momencie naprawdę się zawahał, ale ostatecznie zaryzykował i zwyczajnie wtulił się w mężczyznę, starając się nie przejmować szybkim biciem serca.
Taehyung najpierw rozłożył ręce na dwie różne strony, kompletnie nie wiedząc, co się właściwie dzieje, ale ostatecznie strasznie niepewnie ułożył dłonie na plecach niższego, uśmiechając się smutno. Naprawdę nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatnio ktokolwiek postanowił się do niego przytulić i pewnie gdyby delikatnie nie odsunął od siebie Yoongiego, ten ruch wcale nie skończyłby się dobrze.
— To miłe — rzucił, nie wiedząc, co powinien powiedzieć. — Niestety jesteśmy tutaj z innego powodu, Yoongi i wiem, że on wcale ci się nie spodoba.
Czarnowłosy trochę niechętnie odsunął się od ciepłego torsu mężczyzny, chowając dłonie w kieszenie spodni. Kim spojrzał na niego w pewien sposób przepraszającym wzrokiem, również sięgając do swojej kieszeni, tylko tej w skórzanej kurtce. Wyjął z niej coś, co schował we własnej pięści, patrząc ciągle na niego w ten sam sposób.
— Co tam masz? — zapytał.
— Truciznę, którą musisz wlać do drinka jednemu z gangsterów — wytłumaczył na jednym wdechu. — Ja go zagadam, a ty w tym czasie zrobisz, co do ciebie należy. Wyciągnij rękę.
Min przez chwilę miał ochotę się po prostu zaśmiać, mając wrażenie, że to, co mówi młodszy jest zwykłym żartem. Jednak kiedy spojrzał na poważną minę mężczyzny, wiedział już o powadze sytuacji i zwyczajnie zamarł, nie wiedząc, co zrobić. Miał kogoś otruć? Do tego ten nocy, za parę minut, w tym klubie, przed którym się zatrzymali?
Ostatecznie wyciągnął jednak trochę trzęsącą się rękę, pozwalając Taehyungowi położyć małą fiolkę z fioletową cieczą na swojej dłoni. Spojrzał na nią wystraszonym wzrokiem, zagryzając mocno dolną wargę. Dopiero po dłuższym momencie ciszy przeniósł swoje spojrzenie na czerwonowłosego, który wciąż patrzył na niego z wyraźnym współczuciem i pewnego rodzaju smutkiem.
— Nie możesz dotknąć tej szklanki, bo wtedy zostawisz na niej odciski palców. Musisz zabrać ze sobą tą fiolkę, bo inaczej będą mieli dowód z twoimi i moimi odciskami. To nie jest trudne, ale nikt nie może cię zobaczyć, rozumiesz? — powiedział, wkładając dłonie w kieszenie spodni.
— Rozumiem, ale dlaczego? Widziałeś, że nie jestem w stanie zabić człowieka, co jeżeli znowu stchórzę? Dlaczego akurat ja muszę to zrobić?
— Nawet, gdybym chciał, nie potrafię ci tego wytłumaczyć. Przepraszam — rzucił, łapiąc w dłoń nadgarstek Yoongiego i zaczynając powoli iść do przodu. — Pamiętaj, że to nie był mój pomysł.
Czarnowłosy nic nie odpowiedział, zaciskając jedynie mocno fiolkę w dłoni i pozwalając się prowadzić Taehyungowi aż pod same drzwi klubu, gdzie ten go na chwilę puścił. Zostali wpuszczeni do środka bez żadnego problemu, ani przeszukania, co od razu zasugerowało starszemu, że Kim nie jest tutaj pierwszy raz i mężczyzna zdecydowanie musiał go znać.
Kiedy tylko przekroczyli drzwi, do Mina dobiegła głośna, mocna muzyka, dudniąca nieprzyjemnie w jego uszach. Ku zaskoczeniu Yoongiego, wyższy tym razem po prostu chwycił go za rękę, zaczynając prowadzić w stronę baru, gdzie znajdować miał się cel dzisiejszego wieczoru. Sam tego nie rozumiał, ale dziwnie podobał mu się sposób, w jaki duża dłoń Kima ściskała tę jego, władczo ciągnąć do siebie. Zwyczajnie było w tym coś, co mu się podobało. Wreszcie znaleźli się w odpowiednim miejscu, a czerwonowłosy zamówił dwa piwa.
Min rozumiał, że siedzenie bez żadnego alkoholu byłoby podejrzane, ale pamiętał o tym, że Taehyung przecież prowadzi i miał jedynie nadzieję na brak większej ilości zapełnionych szklanek. Pili w kompletnej ciszy, wymieniając po sobie pojedyncze spojrzenia, kiedy Kim wreszcie odleciał wzrokiem w stronę innego mężczyzny.
— To on. Wiesz, co masz teraz robić, hyung. Wierzę, że dasz radę — wyszeptał.
Wstał ze swojego miejsca, klepiąc tylko starszego po ramieniu i mając nadzieję, że ten dokładnie pamięta o tym, co ma zrobić. Yoongi śledził go swoim wzrokiem, zaciskając mocniej pięść na fiolce z trucizną. Czerwonowłosy usiadł obok faceta w średnim wieku, który najwidoczniej nawet ucieszył się na jego widok, w międzyczasie zamawiając dla siebie jednego z droższych drinków. Min spoglądał w jego stronę od czasu do czasu, starając się nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń i podświadomie czekając na jakikolwiek znak.
Zajęło to trochę czasu, zanim nadażyła się odpowiednia chwila, ake Yoongi mimo wszystko grzecznie czekał. Wreszcie Taehyung uśmiechnął się delikatnie, patrząc w jego stronę i Min wiedział, że to musi być ten moment. Szybkim ruchem otworzył fiolkę i wlał wszystko do naczynia, w jakiej znajdował się alkohol nieznanego mężczyzny. Obserwował jak z pozoru ciemna ciecz, wręcz natychmiastowo rozpływa się w drinku, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Kiedy ta część akcji się skończyła, ponownie schował fiolkę w dłoni i zacisnął pięść, biorąc łyk swojego alkoholu i nie odchodząc nawet o krok. Ucieczka na pewno wzbudziłaby podejrzenia, więc został, zupełnie tak samo jak Taehyung ciągle rozmawiał z nieznajomym. Dopóki Yoongi widział go żywego, wszystko było z nim dobrze, jednak kiedyś trucizna musiała zacząć działać, ale Kim nie zamierzał dopuścić do tego, aby czarnowłosy widział na własne oczy jej działanie.
•••
Po odpowiednim i bezpiecznym czasie, zarówno Taehyung jak i Yoongi oddalili się od gangstera, tuż przed momentem, w którym trucizna zaczęła działać. Kim dzięki swoim znajomości i zaufanym ludziom w klubie, zaprowadził ich na dach budynku wraz z kilkoma piwami, które oczywiście przeznaczone były dla czarnowłosego, ponieważ młodszy w końcu prowadził samochód i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Do Mina wszystko zaczęło dochodzić dopiero wtedy, gdy do jego uszu doszedł odgłos jadącej karetki.
W tamtej chwili zaczął zdawać sobie sprawę z tego, jakie konsekwencje mogą mieć jego czyny i strasznie się tego bał. Nie był gotowy zrozumieć, że to właśnie przez niego nie żyje jakiś człowiek, nigdy nie był na to przygotowany, a już na pewno nie zamierzał się z tym pogodzić. Usiadł na brzegu budynku z butelką alkoholu w dłoni, przypatrując się jak odpowiedni pojazd podjeżdża pod klub, a następnie ratownicy wręcz do niego wbiegają. Jednak gdy po jakimś czasie wynosili zakryte ciało na noszach, a dźwięk syreny przestał wyć, Yoongi energicznie wstał, idąc na sam środek budynku, aby ustać w miejscu i zakryć swoje oczy ręką, czując jak zarówno bicie serca jak i jego własny oddech znacznie przyśpieszają.
Czerwonowłosy tylko przyglądał się mu z odpowiedniej odległości, popijając wodę ze swojej butelki, czekając, aż wybuchnie to, na co czekał od jakiegoś czasu. Wreszcie Min położył się na dachu, rzucając pustą już butelką w beton, aby następnie wydobyć z siebie krzyk, jaki zagłuszył własnym łokciem. Wtedy Taehyung podniósł się z siadu do pozycji stojącej, zaczynając powoli podchodzić do mężczyzny, ostatecznie klękając zaraz obok niego.
Położył niepewnie dłoń na jego głowie, odrzucając pojedyncze kosmyki z jego czoła, starając się uspokoić to chociaż trochę zwykłym głaskaniem po włosach.
— Taehyung, czy on nie żyje? — zapytał, odsłaniając ręką twarz, aby spojrzeć załzawionymi oczami prosto w ciemne tęczowki Kima.
Czerwonowłosy wypuścił powietrze z ust, zagryzając nerwowo dolną wargę. Bał się tego, jak Yoongi zareaguje na dosyć oczywistą wiadomość o tym, że przecież takie było zadanie trucizny, jaką podał mężczyźnie, mimo iż tak naprawdę spodziewał się jego reakcji. Nagle miał ochotę uchronić go w jakiś sposób przed tą świadomością, przed grzechem, jakim właśnie został splamiony, ale był jeden problem — nie mógł uciec przed prawdą.
— Tak, jest martwy — odpowiedział cichym głosem.
Nagle niższy zmienił swoją pozycję do siadu, przekręcając głowę całkowicie w stronę Kima, przez co ten zabrał swoją rękę od niego, nie ruszając się jednak ani trochę. W jego oczach widział łzy oraz uczucie, jakiego nie był w stanie opisać zwykłymi słowami. Nie wiedział, do czego w tamtym momencie był zdolny starszy z nich i chwilami był pewien, że nie chce wiedzieć.
— Zabiłem go. Nawet go nie znałem, nie wiem, czy nie ma rodziny. Może w domu czekała na niego żona, albo dzieci. Co ja zrobiłem. Jestem mordercą i zrobiłem to, jakbym wcale nie dolewał mu trucizny, ale jakiś zwykły dodatek. Odebrałem mu życie bez zawahania.
Taehyung mimowolnie się uśmiechnął na wspomnienie momentu, w którym to Jaebum panikował dokładnie w ten sam sposób, kiedy z jego rąk zginął pierwszy człowiek. Co prawda, wtedy wyglądało to trochę inaczej, ponieważ okoliczności również były inne. W przypadku młodszego brata Mina było to pociągnięcie za spust, a nie dodanie komuś czegokolwiek do picia. Jednak Kim doskonale pamiętał następne poczynania Jaebuma, dlatego poprzedniego dnia zabrał Yoongiemu pistolet, aby uniknąć podobnej sytuacji.
— On nie był dobrym człowiekiem i zabił setki niewinnych osób, uwierz mi. Zasługiwał na śmierć sto razy bardziej, niż ci, którym je odebrał — wytłumaczył Taehyung, wstając ponownie na równe nogi i wyciągając rękę w stronę Mina, który postanowił skorzystać z pomocy, stając naprzeciwko niego ze spuszczoną głową.
— Przeze mnie on nie żyje. Nie ważne, jaki był, ja jestem mordercą — szepnął, nagle wtulając się w klatkę piersiową zdezorientowanego Kima. — Teraz stałem się taki jak on, czy to znaczy, że też zasługuję na śmierć?
Yoongi miał pewien plan, opracowany w swojej głowie całkowicie przypadkowo pod wpływem emocji oraz pewnego rodzaju szoku. Pierwszy raz, odkąd poznał czerwonowłosego postanowił po prostu zaryzykować, nie przejmując się możliwymi konsekwencjami swoich własnych czynów. Przytulenie się do Taehyunga było tylko wymówką, chociaż mimo wszystko niezwykle przyjemną.
Zrobił to jednak tylko po to, aby zabłądzić swoimi dłońmi wprost do miejsca, w którym młodszy trzymał swoją broń, czyli za pasek z tyłu jego spodni. Musiał być szybki i pierwszy raz w życiu wierzył, że da radę. Niespodziewanie złapał za pistolet wyższego, odsuwając się najszybciej jak się da od Kima.
Zanim Taehyung zdążył cokolwiek zrobić, Yoongi odsunął się od niego na bezpieczną odległość, przykładając sobie broń do skroni, jednocześnie pozwalając pierwszym łzom spłynąć po policzkach. Czerwonowłosy w ciągu sekundy zdał sobie sprawę, że niższy wyciągnął pistolet zza paska jego spodni, ale zanim zareagował, ten stał już przy krawędzi budynku, mierząc do samego siebie.
— Jestem potworem i zabiłem człowieka, nie myśląc o nikim, tylko o tym, żeby mieć to już za sobą — powiedział, wpatrując się w pustą przestrzeń.
— Yoongi, błagam, odłóż to i nie rób głupstw — powiedział, robiąc powolny krok do przodu. — Słuchaj, ja wiem, że możesz się teraz czuć do niczego, bo odebrałeś komuś życie, ale nie warto. Przepraszam, że musiałeś to zrobić, ale nie rób żadnych głupstw. Ten facet nie zasługuje nawet na to, żeby ktokolwiek po nim płakał, a co dopiero odbierał sobie własne życie z jego powodu. Yoongi, chodź tutaj do mnie, nauczysz się z tym żyć, uwierz mi.
Min nie był w stanie nic powiedzieć, jedynie stojąc tam i patrząc się załzawionym wzrokiem na Taehyunga. Jego dłoń strasznie się trzęsła i Kim wiedział już, że starszy nie jest w stanie strzelić, a powody były oczywiste — nie odblokował broni, w związku z czym nie mógłby się zastrzelić, bo pocisk nie wyleci, a po drugie — sam się tego bał. O wiele bardziej przerażał go fakt, że mężczyzna stoi strasznie zbyt blisko krawędzi budynku, więc przez jeden ruch mógłby spaść w dół, czego zdecydowanie nie byłby w stanie przeżyć. Taehyung obiecał, że nie pozwoli skrzywdzić Yoongiego i zamierzał za wszelką cenę dotrzymać tej obietnicy, utrzymując go przy życiu, nawet gdyby musiał przy tym poświęcić swoje.
— Chodź do mnie, proszę — powiedział spokojnym głosem, zbliżając się coraz bardziej i wyciągając rękę w stronę Yoongiego. — Złap mnie za rękę i obiecuję, że wszystko będzie dobrze. Pojedziemy do domu, prześpisz się trochę i jutro już będzie lepiej.
— Boję się — szepnął, powoli opuszczając swoją rękę w dół, a już po chwili broń po prostu wylądowała na ziemi, uderzając o nią z głuchym hukiem. — Jestem mordercą.
W tym momencie wszystko działo się strasznie szybko. Min nagle stracił czucie w nogach, a Taehyung dosłownie w ostatniej chwili zdążył go złapać, przytulając do siebie i siadając z nim na ziemi, tuż przy krawędzi, z jakiej o mały włos nie zleciał Yoongi. Czarnowłosy wtulił się w niego i zaczął cicho szlochać, zaciskając pięści na koszulce młodszego.
— Pojedziemy teraz do domu, dobrze? Musisz się przespać, a ja ci wtedy postaram się cokolwiek wytłumaczyć, co ty na to? Odpowiem ci na wszystkie pytania, dobrze? — zapytał, na co Yoongi jedynie kiwnął głową.
Czerwonowłosy ponownie schował broń na jej miejsce, biorąc później Mina na ręce i dosłownie zanosząc zszokowanego, ledwo przytomnego chłopaka do samochodu. Kiedy Kim ruszył z miejsca, czarnowłosy już nie płakał, jedynie wpatrując się przed siebie beż żadnego konkretnego celu, co było dosyć przerażające. Zupełnie jakby ktoś nagle pozbawił go duszy.
Podczas całej jazdy wypowiedział tylko jedno zdanie, prosząc Taehyunga, aby ten zajechał po jakikolwiek alkohol i oczywiście ten postanowił spełnić jego jedynie życzenie, mimo iż w głębi serca pragnął już tylko zobaczyć jak Yoongi kładzie się na łóżko i idzie grzecznie spać, bezpieczny i cały.
***
[ 8750 słów ]
Następna część — 10.05.2020
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro