Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9


PERSPEKTYWA EVAN

Po wyjściu ze swojej komnaty zostawiłem w niej zdezorientowanego Steve'a postanawiając się przejść i przemyśleć na spokojnie wszystkie rzeczy, które ostatnio wydarzyły się na zamku. Dużo łatwiej analizuję dręczące mnie sprawy, kiedy mogę się przejść. Z racji późnej pory większość służby poszła już na spoczynek i wszędzie panowała głucha cisza. Podczas intensywnych rozważań pod tytułem "jak uniknąć jutrzejszej papierkowej roboty", moje nogi bezmyślnie powędrowały do niewolniczego skrzydła. Cóż, daleko do niego nie miałem, ale skoro już tam zawędrowałem, pomyślałem, że sprawdzę jak się miewa mój zniewolony szczeniak.

Stanąłem u progu drzwi do jego komnaty i lekko je uchyliłem. Kiedy nie usłyszałem żadnych sprzeciwów ani wrzasków, postanowiłem wejść. Blask księżyca wpadał przez niezasłonięte okna, oświetlając jasno cały pokój. Nie był on wcale taki duży. Raczej przeciętnej wielkości, a poza dodatkowymi poduszkami, przyniesionymi najprawdopodobniej z rozkazu doktorka, wyglądał dokładnie tak samo jak go zapamiętałem ostatnim razem. Bardzo zaskoczyło mnie to jak bardzo ten koleś przejął się stanem małej omegi. Rozejrzawszy się stwierdziłem, że to wnętrze już zawsze będzie przypominać mi o naszym pierwszym bliższym spotkaniu, kiedy to mogłem poczuć pod palcami miękką skórę Allana oraz usłyszeć cichy jęk zadowolenia z jego ust w odpowiedzi na moje pieszczoty.

Po tej krótkiej retrospekcji podszedłem do łóżka, aby przyjrzeć się białowłosemu. Srebrne promienie padały idealnie na jego sylwetkę, dzięki czemu mogłem dokładnie go obejrzeć ze wszystkimi szczegółami. Gdy spał, miałem ochotę zabrać go i zamknąć w klatce, tak żeby nikt inny nie mógł go już tknąć. Nie mogłem zrozumieć jak ten rudy lis mógł tak okropnie skrzywdzić tą małą bezbronną istotkę. W czasie snu skulił się w taki sposób, że wyglądał jak mała kupka uroku i słodyczy. Nogi podciągnął aż do klatki piersiowej i otulił się tak szczelnie, że spod pierzyny widać było tylko jego głowę, na której tworzył się artystyczny nieład.Kiedy zobaczyłem kosmyk włosów zwisający z jego twarzy, odruchowo sięgnąłem ręką i spróbowałem delikatnie go poprawić, aby go nie obudzić i bardziej odsłonić jego twarz.

Przez te kilka minut zdążyłem już znaleźć sobie bardzo wygodną pufę, z której miałem idealny widok na Harvey'a. Po krótkim czasie zauważyłem jego lekko rozchylone usta, które byłyby aż nazbyt kuszące, gdyby nie strużka śliny spływająca po twarzy i poduszcze.

No błagam, jak można doprowadzić się do takiego stanu tylko śpiąc!? Powinien bardziej panować nad swoimi odruchami. Z irytacją wyciągnąłem z kieszeni swoją jedwabną chusteczkę z wyhaftowanym herbem naszego królestwa i dokładnie wyczyściłem ustną wydzielinę, a kiedy chowałem ją z powrotem coś we mnie drgnęło.

Od kiedy, do jasnej cholery, jestem taki czuły?! Czyżby ta głupia beta Steve dosypała mi jakiś prochów do wina?! Jeśli tak to teraz przegiął! Szybkim ruchem wstałem i skierowałem się w stronę drzwi, raz jeszcze tylko oglądając się przez ramię czy aby na pewno mój wilczek czasem nie wyparował.

Przyspieszyłem kroku, nie wahając się ani przez chwilę, bo dobrze znałem drogę do celu, który obrałem. Doskonale wiedziałem, że gdzie znajdę doktorka. Kiedy po paru minutach wreszcie dotarłem do tego cholernego skrzydła medycznego byłem zziajany i coraz bardziej wkurzony. Kto w ogóle projektował ten zamek? I dlaczego skrzydło królewskie jest tak daleko od medycznego, skrzydło niewolnicze jest praktycznie pod ręką? Czy potrzeba by zamoczyć jest ważniejsza niż zdrowie władcy?

Cóż, w moim przypadku bywały takie momenty, kiedy nałożników musiałem mieć na każde skinienie palcem, ale to nie zmienia faktu dlaczego ten głupi medyk, który mnie naćpał, ma pokój na samym końcu zamku. Przez niego zaczęło zbierać mi się na czułości do tej omegi.

Chcę żeby to cofnął! Już zniżyłem się do tego poziomu, żeby wycierać ludzką, bezbarwną wydzielinę niedawno poznanemu wieśniakowi, który nie wiadomo gdzie się szlajał zanim tu trafił! Tak nie może być. Jeszcze chwila i zwariuję!

Jeszcze na dobitkę wilk wewnątrz mnie wariuje kiedy jestem zbyt blisko chłopca i wyje z rozpaczy i obawy jak się oddalam. Od kiedy ja czuję coś takiego?

Spokojnie Evan, jest super. Już jesteś pod drzwiami tej bety, wystarczy, że grzecznie wejdziesz i z cierpliwością wysłuchasz co szalony naukowiec ma ci do powiedzenia.

Przez chwilę zastanawiałem się jak powinienem rozpocząć rozmowę, ale stwierdziłem, że pójdę na żywioł i z impetem wbiłem do pokoju nie racząc nawet zapukać.

- Steve, musimy pogaaa.... - kiedy wszedłem do pokoju pierwszy raz od wielu lat zaniemówiłem, zastając jakże ciekawą lekcję biologii na żywo.

Doktorek leżał na swoim wybranku serca intensywnie go obmacując i może coś jeszcze, ale wolałbym o tym nie wspominać, jednocześnie wymazując to z pamięci!

- Hej doktorku, pamiętasz jak pół roku temu dałeś się namówić na strzelanie z łuku? Cela to ty nie miałeś, ale widzę, że praktykujesz, czyżbyś wreszcie trafił w środek? - zapytałem drwiąco na co odpowiedział mi wkurzony, a zarazem zirytowany wzrok Steve'a.

Na twarzy jego bety pojawił się soczysty rumieniec, który chłopak próbował zakryć ręką. I to się nazywa przypadkowa zemsta za ziele zmiany osobowości!

- Czy w czymś mogę pomóc Mości Książę? Mam nadzieje, że ta sprawa jest wagi życia lub śmierci, bo jak widzisz aktualnie jestem trochę niedostępny. - widać było jak próbował ukryć złość pod postacią dobrych manier i delikatnego tonu głosu, choć słabo mu to wychodziło.

- Nie wiem kiedy ani gdzie mi dosypałeś tych ziółek osobówek, lecz wiedz, że nie jestem specjalnie szczęśliwy i myśleć przez nie normalnie nie mogę! Radzę ci, abyś to szybko wyleczył!

- Że jakich ziółek? - dobry z niego aktor przyznaję, minę miał jakby nie wiedział o co chodzi!

- Czy Wasza Wysokość może udać się z powrotem do swojej komnaty, a ja niedługo pojawię się i rozwieję wszelkie wątpliwości? - na jego propozycję skinąłem tylko głową i wyszedłem.

Mogłem rzucić jakimś jeszcze tekstem do Jacoba na pożegnanie, ale jeszczę lubię swoje życie i nie zamierzam uciekać przez kolejny tydzień przed tym sadystycznym lekarzem.

Obaj jesteśmy w podobnym wieku i wcześniej to jego ojciec był królewskim medykiem, który swoją drogą nie okazywał żadnej litości, kiedy chorowałem. Zdarzało się to niezwykle rzadko, ale jeśli już to zawsze kazał mi wypijać jakieś obrzydliwe substancje, których smak czuję do teraz. Niestety ze względu na dawne konflikty między królestwami stary medyk musiał opuścić bezpieczny zamek i udać się na front. Był w tamtych czasach bardziej potrzebny tam niż na zamku i z przykrością muszę powiedzieć, że od czasu wyjazdu nikt go już nie widział.

Kilka lat później kiedy zostało ogłoszone zawieszenie broni jego syn oficjalnie przejął rolę nadwornego medyka, był bardzo mądry i potrafił prawie wszystko to co jego ojciec. Byliśmy wtedy nierozłącznymi przyjaciółmi do czasu, aż postanowił wyjechać na dwa lata, by studiować medycynę. Kiedy wrócił był nie tylko mądrzejszy i nabrał trochę mięśni, ale sprawił wszystkim ciekawą niespodziankę przedstawiając przeznaczonego sobie partnera, jego wielką miłość - Jacoba. Ciężko mi było się do niego przyzwyczaić. Cały czas nie wiem co Steve w nim widział. Ani to mądre, ani to silne, tylko małe i rozgadane. Na mój gust raczej przeciętny, śniada cera, brązowe krótkie włosy.

Jednak jak tak teraz pomyślę to faktycznie do siebie pasują. Pracują razem jako lekarze i bardzo dobrze się ze sobą dogadują, jeszcze nie słyszałem żeby choć raz się pokłócili, a próbowałem prowokować ich wiele razy! Myślę, że doktorek odziedziczył również sadyzm po swoim ojcu. Raz zadrapałem się na przedramieniu kiedy to niechybnie jakiś debil strzelił mnie strzałą w... i spadłem wtedy z konia, a ten chodził za mną tak długo, aż nie wmówił mi, że trzeba amputować całą rękę, bo zapewne wdało się zakażenie!

Nigdy mu tego nie zapomnę jak całą noc żegnałem się z ręką, w której palce były całkiem sprawne i doskonale wypełniały swoją robotę przy licznych nocnych igraszkach, by nazajutrz dowiedzieć się od Jacoba, że to zwykłe niegroźne zadrapanie! Odegrałem się wtedy na nim z nawiązką.

Podczas przywoływania tych dawnych wspomnień zdążyłem dojść wolnym krokiem do mojego apartamentu. Wszedłem, wziąłem pierwszą lepszą książkę jaka wpadła mi w rękę i usiadłem na moim ulubionym fotelu przy oknie, z którego widać lasy, a w oddali okoliczną wiochę i przy blasku świec pogrążyłem się w lekturce do czasu przybycia doktora-dilera. Kiedy minęło około pół godziny po komnacie rozniósł się odgłos pukania.

- Szybko poszło, myślałem że dłużej wytrzymasz. - odezwałem się donośnym głosem wiedząc kto stoi za drzwiami.

Po chwili wszedł nie kto inny jak mój przyjaciel, teraz już ubrany w luźną nocną koszulę i z wilczym wzrokiem, którego najprawdopodobniej używał, by lepiej widzieć drogę kiedy szedł przez ciemne korytarze.

- Gdyby jakiś alfa nie wszedł bez pukania do mojej prywatnej komnaty w trakcie moich prywatnych spraw żądając wyjaśnień w sprawie, która najprawdopodobniej nie ma ze mną nic wspólnego to może pociągnąłbym dłużej, Mości Książę. A więc przybyłem cię wysłuchać, o co chodzi?

- Dosypałeś mi czegoś, co zmieniło moją osobowość!

- Wybacz książę, ale nie widzę u ciebie żadnych niepokojących zmian. Może to późna godzina daje ci się we znaki? Spałeś w ogóle zeszłej nocy? - ignorując ostatnie pytania ciągnąłem dalej.

- A może to te leki uspokajające, które mi wcześniej dałeś po aresztowaniu Hansa! To w nich coś było, prawda?

- Panie, czy mógłbyś mi powiedzieć co się konkretnie dzieje, bo niezbyt rozumiem? - po tym pytaniu rozkręciłem się i zacząłem opowiadać wszystko, od pierwszego spotkania omegi w lesie.

Przez wiercącego się w środku mnie wilka podczas nieobecności Allana, aż po tą zjebaną akcję, kiedy udałem się do sypialni chłopca, by sobie popatrzeć jak śpi. Podczas mojej opowieści Steve usiadł sobie na jednym z foteli. Obserwował mnie uważnie jak się wyżalam i macham rękami na wszystkie strony i, ku mojemu rosnącemu przerażeniu, coraz bardziej się uśmiechał, a momentami wręcz szczerzył sam do siebie.

- Mój książę, muszę przyznać, że wpakowałeś się w niezłe bagno. I to jeszcze z omegą! - zaśmiał się krótko, wzruszając ramionami. - Podejrzewałem to już na początku, kiedy przyprowadziłeś chłopaka na zamek. Fakt, że kazałeś się nim dobrze zaopiekować i to w czasie rui, wskazywał na jakąś zmianę; a potem jeszcze ten osąd, w którym go "ułaskawiłeś". To już wtedy było do ciebie niepodobne...

- Ale co mi do cholery jest?! Wylecz to !

- Evan, muszę już wracać. Powiem ci tylko, że trafiłeś na swojego przeznaczonego tak jak ja lata temu na Jacoba. Czułem dokładnie to samo, kiedy nie było go przy mnie, gdy mu coś groziło. Nasz wilczy instynkt nigdy się nie myli i tego nie da się wyleczyć. - mówił to z melodią w głosie i uśmiechem od ucha do ucha.

- O czym ty mówisz? Mój przeznaczony? Ha, dobry żart, a teraz na poważnie, czego mi dosypałeś?

- Dobranoc książę. Kto by pomyślał, że ktoś taki jak ty zakocha się w niewinnej omedze. To wielkie szczęście odnaleźć swojego partnera więzi. - doktor odwrócił się i wyszedł, nie reagując na moje pytania.

- Steve, nie skończyliśmy! Wracaj tutaj dupku i odkręć to...- zacząłem wrzeszczeć, ale on albo tego nie słyszał, albo mnie ignorował.

Nagle poczułem, jak miękną mi nogi. Zakochałem się w omedze? To nie możliwe. Mam narzeczoną, poślubienie jej i zawarcie sojuszu jest dla mnie teraz najważniejsze.

To był naprawdę trudny dzień, powinienem pójść spać. Może faktycznie mi odbija ze zmęczenia.

~*~

- Paniczu Evan, proszę Waszą Książęcość o wstanie z łóżka, gdyż.. - półprzytomny usłyszałem głos jednego z moich lokai, próbujący mnie obudzić.

Ogólnie śpię bardzo mało, więc kiedy już to zrobię to bardzo ciężko jest mnie dobudzić.

- Wypierdalaj stąd! Nie widzisz, że śpię?! - warknąłem na niego, lekko uchylając oczy, by zobaczyć jak zrobił kilka kroków wstecz. - Która godzina?

- Bardzo przepraszam za zakłócanie Waszego spoczynku, lecz za dwa dni przyjeżdża przyszła małżonka księcia. Już dzisiaj oczekujemy przyjazdu kilku ważnych gości na bal zaręczynowy, więc musi książę nadzorować przygotowania. Wasza matka rychło co wstała, a już wszystkich pogania i strofuje.

- Nie umiecie przygotować kilku komnat dla nocujących? Czy nie wiecie jak wygląda czysty pokój? A może to ja mam posprzątać za was? - byłem w złym humorze, ale podniosłem się do siadu, starając się wybudzić. - Wezwij służki, żeby przyniosły mi ubranie. - wydając polecenie ziewnąłem i udałem się w stronę toalety, znikając z pola widzenia lokaja.

Po dłuższej chwili byłem czyściutki i pachnący, prawie gotowy na nowy dzień, a służące kończyły mnie już ubierać. Choć zmęczenie cały czas mi doskwierało, wiedziałem, że będzie mnie czekać dużo nerwów z powodu tych głupich pokojówek i reszty zamkowej służby.

Z tego co pamiętam, na noc zostaje niewiele gości. Raptem pięćdziesiąt dwie osoby z trzystu zaproszonych, w tym Lady Rosaline, czyli mam cały dzień stracony na patrzeniu jak służba próbują migać się od roboty.

Po wyjściu z komnaty, udałem się na niższe piętro, by zobaczyć jak prezentują się pierwsze przygotowane sypialnie. Tak jak sądziłem: syf, kiła i mogiła. Wszędzie leżał kurz i cuchnęło jakby coś tam zdechło. Nie powiem, idealny pokój dla księżniczki.

Spędzałem w każdym pokoju średnio pół godziny, mówiąc tym cepom co i jak mają robić, bo sami nie daliby z tym rady. A to dopiero początek. Westchnąłem i ruszyłem do kolejnej komnaty. Było tam trochę lepiej i zobaczyłem cień nadziei, że wyrobię się ze wszystkim do obiadu. Jednak jak to mówią, nadzieja matką głupich. Odwiedzając kolejną sypialnię, załamałem się. Było jeszcze gorzej i zacząłem się zastanawiać, gdzie do cholery podziała się służba.

Natychmiast rozkazałem zebrać wszystkich w holu i zwrzeszczałem ich, dając upust moim nerwom. Gdy skończyłem byli bladzi jak kreda i wszyscy, bez wyjątku, migiem pognali do swoich obowiązków.

Następne na liście, którą dostałem od lokaja, były dwa pokoje skrzydle królewskim, które powinny być już przygotowane, gdyż jeden z nich miał należeć do księżniczki Rosaline, a drugi do towarzyszącej jej matki. Zatrzymałem się przed wejściem do pomieszczenia, modląc się, żebym nie zszedł na zawał.

Oczami wyobraźni już widziałem następne dni po przybyciu mojej wybranki. Będę musiał udawać dobrego i kochającego narzeczonego i dowiedzieć się o niej jak najwięcej, inaczej matka urwie mi łeb.

Ja nawet nie znam tej dziewuchy, a matki już się zmówiły i chciały ją wpierdolić do mojej komnaty, oazy spokoju, gdzie choć na chwilę mogę się zrelaksować. Dobrze, że udało mi się wywalczyć dla niej osobny pokój, bo nie ręczę za siebie, jak zacznie wściubiać nos w nie swoje sprawy. Choć może nie będzie taka zła, nie wiadomo.

Po przekroczeniu progu, spotkała mnie całkiem miła niespodzianka. Wszystko było wyczyszczone na błysk, a kafelki wręcz lśniły. Westchnąłem zadowolony, że wrzaski moje i mojej matki na służbę wreszcie się opłaciły.

Spojrzałem na listę. Następne pokoje były w prawym skrzydle, więc postanowiłem udać się tam skrótem, dzięki czemu mogłem oszczędzić trochę czasu. Zapomniałem jednak, że skrót wiedzie przez niewolnicze skrzydło.

Było już trochę po jedenastej, więc przejście przez korytarz w spokoju nie miało prawa bytu. Po drodzę spodkałem kilku nałożników, którzy oddawali pokłon w typowy dla siebie sposób, kucając, kładąc ręce na ziemi i dotykając ich czołem. Tym sposobem pokazując skruchę i uległość. Natomiast pokojówki, lokaje i inni ograniczali się tylko do niskich ukłonów.

Kiedy przemierzałem korytarz, zobaczyłem dobrze znane mi drzwi. No błagam, czy to ma być jakiś żart? Nie idę tam! Po co mam się z NIM widzieć?! Nie chcąc widzieć mojego "niby przeznaczonego", przyspieszyłem kroku, by przypadkiem nie wejść do jego komnaty.

Planowałem postąpić dojrzale i logicznie. Ominąć drzwi, iść dalej, nie zatrzymywać się i zakończyć jak najszybciej tą upierdliwą inspekcję.

Kto mi wyjaśni, dlaczego ten jebany alfa w moim ciele stanął pod jego drzwiami i za cholerę nie chciał się stamtąd ruszyć?! Cóż, liczą się dobre chęci.


**************************************************

Cześć Miśki wróciłam ze świata umarłych B) było ciężko się  stamtąd wydostać, ale udało się i na początku 2020 roku postanowiłam... DOCIĄGNĘ TĘ OPOWIADANIE DO KOŃCA <3 także jak w ciągu tyg nie pojawi się nowy rozdział, wyzywajcie mnie ile wlezie B) do następnego papatki ;)

PS. na dobry powrót 2500 słów :>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro