Rozdział 8
Perspektywa: Evan
Chodziłem cały w nerwach po swoim gabinecie od ściany do ściany. Od tamtego razu moje myśli ciągle zaprząta ta mała omega. Allan został zabrany do Szkoły Manier, gdzie nie powinna mu się dziać żadna krzywda, a mimo to czuję, że dzieje się coś niedobrego...
Oprócz zamartwiania się o tego szczeniaka mam jeszcze na głowie ten cały bal zaręczynowy, a raczej przyjazd mojej przyszłej małżonki, niejakiej Lady Rosaline. Osobiście nie mam zamiaru się z nią żenić, ale rodzice uparli się, żeby w ten sposób przypieczętować pokój z wrogim rodem, który od niepamiętnych czasów toczy wojnę z moim o wpływy, tereny i co tylko się da. Finalnie królestwo zyskałoby nie tylko silnego sojusznika, lecz również sprawny handel międzykrajowy i dostęp do szlaków granicznych.
Także moja matka uważa, że jako władca i jej syn nie mogę podejmować decyzji pod wpływem impulsu, więc przydałaby mi się do tego kobieca głowa, która będzie działała ostrożnie i z rozwagą. No błagam, czy ja kiedykolwiek zrobiłem coś pod wpływem impulsu czy emocji?
Poza tym takie małżeństwo z przymusu posiada pierdyliard wad. Drażni mnie sama myśl, że kolejna kobieta będzie kontrolować moje życie. Najpierw matka, a teraz ONA.
Podszedłem do okna szybkim krokiem i wpatrując się w odległe góry przypomniałem sobie ostatni raz, kiedy widziałem Allana. Jego delikatne ciało idealnie reagowało na każdy, nawet najlżejszy dotyk, a wrażliwa szyja sama prosiła się o pocałunki. Od tego czasu minęło kilka dni, a pamiętam jakby to było zaledwie kilka godzin temu.
Zaraz po wyjściu z jego komnaty udałem się do sali balowej. Standardowo, przed każdym balem musiało wyniknąć tysiąc komplikacji, które jak zwykle musiałem rozwiązywać ja. Gdy dotarłem na miejsce podeszła do mnie grupka służek, by zakomunikować brak kwiatów i tkanin do ozdobienia sali, a także kluczowych składników potrzebnych do przygotowania wymyślnych potraw. Nie ma szans, że kucharze zdążą w tym tempie.
Dlaczego to zawsze ja mam zajmować się tak upierdliwymi rzeczami, a nie Hans? Jestem stworzony do wydawania rozkazów, a nie wykonywania poleceń jak jakiś podrzędny sługus! Gdzie on się podziewa? Zawsze znika akurat wtedy, kiedy jest najbardziej potrzebny!
Westchnąłem głęboko i poleciłem wysłać kilku gońców do miasta po najlepsze produkty na królewski bal, a sprawę brakujących kwiatów zleciłem nadwornym ogrodnikom. Gdy wszystko zostało wyjaśnione udałem się do gabinetu, aby skończyć z formalnościami, wypełnić pozostałe kosztorysy i odczytać listy potwierdzające przybycie szlachciców na mój zaręczynowy wieczór z Rossie. Cholernie nudne zajęcie. Kto w ogóle wymyślił tak rozbudowane dokumenty i czemu to znowu ja mam przeglądać te listy?! Czy Hans nie może po prostu sporządzić mi listę gości, którzy potwierdzili przybycie?
Podczas narzekania na swoją pracę znów obudził się we mnie wilk i zaczął wyrywać prosto do omegi. Ciągle towarzyszyło mi przeczucie, że coś złego dzieje się z Allanem, a ja nie umiałem tego powstrzymać.
Wątpię czy ktoś na tym dworze byłby na tyle nierozsądny, aby sprzeciwić się moim rozkazom i w jakiś sposób skrzywdzić młodego nałożnika. To by musiała być osoba na tyle szalona i pewna siebie, że po złamaniu rozkazu nie spotkałyby ją żadne konsekwencje. Odetchnąłem głęboko, by się uspokoić i zignorowałem w dalszym ciągu szamotającego się we mnie alfę.
Minęło kilka godzin, a słońce już dawno zaszło za horyzont. Przetarłem oczy i zorientowałem się, że musiałem przysnąć na stercie papierów. Zaraz usłyszałem pukanie do drzwi, bez zastanowienia rzuciłem szybkie "wejść" i ujrzałem stojącego w progu Hansa.
- Mogłeś mi się dzisiaj już w ogóle nie pokazywać na oczy! Kiedy cię potrzebowałem jak zwykle ciebie nie było! Liczę, że masz naprawdę niezłe usprawiedliwienie, prawda?
- Wybacz panie, odbywałem dzisiaj ważne konwersacje z naszym medykiem....
- Daruj sobie! Ostatnim razem jak wspominałeś o "ważnych konwersacjach" było zupełnie inaczej. Jedna ze służek doniosła mi, że zamiast wykonywać powierzone ci obowiązki zabawiałeś się w swojej komnacie z nałożnikami! A teraz wyjdź, nie mam ochoty dzisiaj cię już oglądać.
- Wybacz mi panie. W takim razie rozkażę, aby przygotowano świeżą herbatę sprowadzoną wczoraj z prowincji. Mam nadzieję, że gorący napój ukoi nerwy Waszej Wysokości. Strażnicy dopilnują, by nikt Wam nie przeszkadzał.
Pokazałem gestem dłoni, aby wyszedł. Hans ukłonił się elegancko i znów zostałem sam w komnacie. Zrezygnowany ponownie położyłem się na biurku starając się odpędzić natarczywe myśli dotyczące pewnego białego wilka.
***
Po niedługim czasie znów usłyszałem pukanie do drzwi. Jak przypuszczałem był to lokaj, który przyniósł mi obiecany napitek. Rozkoszując się aromatem i smakiem napoju nawet nie zauważyłem kiedy tamten wyszedł. Upiłem pierwszy łyk i westchnąłem z przyjemności. Nic tak nie uspokaja zszarganych nerwów jak filiżanka najlepszej herbaty w kraju. Niestety nie było mi dane zbyt długo cieszyć się tym stanem błogości, gdyż pod moim gabinetem ktoś głośno wykłócał się ze strażą. Cała irytacja natychmiast powróciła do mnie ze zdwojoną siłą. Gdy otworzyłem drzwi, chcąc srogo opieprzyć tego kto rujnuje mój spokój, ujrzałem za nimi nadwornego doktorka.
- Cóż się takiego stało doktorku, że postanowiłeś nawiedzić mnie o tak późnej godzinie? - Steve to jedyna osoba na zamku, która mnie tak piekielnie wkurwia, ale z którą mogę normalnie porozmawiać.
- To...to bardzo delikatna sprawa, książę. Jeśli mógłbyś mnie wysłuchać na osobności byłbym bardzo wdzięczny. - na początku się zawahał i nie wiedział czy mówić dalej, ale skoro to zrobił to musiało być coś na rzeczy.
- Chodźmy do gabinetu. - skoro to takie ważne to wolałem mieć pewność, że nikt nas nie podsłucha.
- No więc słucham. Co to za delikatna sprawa?
- Chodzi o omegę! - otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia i usiadłem wygodnie w fotelu, ze skupieniem słuchając tego, co ma do powiedzenia medyk. - Ale najpierw bardzo proszę o strażników, którzy będą towarzyszyć Jacobowi na każdym kroku, aby nie stała mu się żadna krzywda! - po tych słowach uniosłem pytająco brew.
- Jeżeli informacja będzie na tyle cenna, dam ci dwóch strażników na wyłączność, którzy będą strzegli twojego partnera. Będziesz mógł wydać rozkazy jakie tylko chcesz i będą słuchać tylko ciebie.
-Dziękuję. A...a więc Omega jest już na wyczerpaniu. Jeżeli będzie tak jak teraz może mu się stać jeszcze większa krzywda i ...
- Czekaj, powoli. Jaka krzywda? O czym ty znowu gadasz, przecież Allan jest tera... - zacząłem niezadowolonym tonem, odbierając to jako głupi żart, kiedy mi przerwał.
- Proszę mi wybaczyć, ale on znajduje się teraz w komnacie umieszczonej w podziemiach zamku, jest teraz na łasce Hansa... - Steve mówił, podczas gdy jego ręce trzęsły się ze strachu.
Opowiedział mi o wszystkim od momentu, kiedy Hans przyszedł do niego, by zajął się Allanem przez szantaż skrzywdzenia jego bety, aż do chwili, kiedy przyszedł mi o tym powiedzieć. Nie wiedziałem jak mam to skomentować. Hans robił już wiele dziwnych rzeczy, na które wcześniej przymykałem oko, ale jeszcze nigdy nie dopuścił się czegoś tak okrutnego. Przez cały ten czas sądziłem, że powodem wyrywającego się wilka były naturalne odruchy łowieckie, które uparcie ignorowałem, kiedy ten mały, bezbronny wilczek cierpiał z winy tego rudzielca.
Momentalnie zawrzał we mnie gniew. Moje tęczówki przybrały wściekle czerwony kolor, a paznokcie zaczęły przekształcać się w pazury. Starałem się nad tym panować, ale myślałem jedynie o tym, żeby Hans zapłacił za wszystkie krzywdy jakich dopuścił się na tak kruchej istocie.
- Steve, zwołaj do mnie moją przyboczną straż. Dwóch, tak jak obiecałem będzie na twoje zawołanie, reszta pójdzie ze mną. Złożymy niezapowiedzianą wizytę pewnemu niekompetentnemu nauczycielowi. - powiedziałem to tak opanowanym głosem, że doktor wybiegł z mojej komnaty z przerażeniem na twarzy, prawdopodobnie bojąc się co zamierzam zrobić.
Już po chwili maszerowałem z obstawą co najmniej trzynastu rosłych gwardzistów w kierunku lochów. Przemierzałem piwnice szybkim krokiem w poszukiwaniu odpowiedniej komnaty. Odczuwałem jakąś niewyjaśnioną wewnętrzną potrzebę chronienia tej małej omegi. Kiedy zobaczyłem lekko uchylone żelazne drzwi, wiedziałem już gdzie się udać. Jednym silnym szarpnięciem otworzyłem wrota na oścież i ujrzałem jak ta ruda wiewióra pochyla się nad wystraszonym wilczkiem ze swoim cygańskim uśmiechem!
- Czyli rozumiem, że zabawiasz się sam. Tak beze mnie? - obydwoje spojrzeli w moją stronę, mój wilczek z zapłakaną twarzą, a Hans blady jak dupa ze strachu.
- Wasza wysokość?! C-co ty tu robisz?! - co chwilę zerkał to na mnie, to na żołnierzy za moimi plecami.
- Oh, błagam cię, nawet się nie odzywaj, bo nic ci to nie da. Mówiłem ci już dzisiaj, że nie chcę widzieć twojej mordy. Straż, zabierzcie go i zamknijcie w lochach! Rozprawię z nim później!
Widząc, jak moi chłopcy wywlekają to ścierwo, podszedłem wolnym krokiem do Allana. Dzieciak widocznie się bał. Kulił się pod ścianą i desperacko próbował uciec niczym zwierzę złapane w pułapkę. Stanąłem przed nim i wyciągnąłem do niego rękę.
- Spokojnie, wszystko już jest dobrze. Zostaniesz umyty i ubrany w czyste rzeczy. Nikt cię już nie skrzywdzi. - próbowałem mówić tak łagodnie jak tylko umiałem.
Chciałem, by podał mi rękę, ale skutek był całkowicie odwrotny. Chłopiec nie dość, że próbował się jeszcze bardziej odsunąć, chodź niewiele mu to dało, to jeszcze bardziej unikał mojego wzroku. Kiedy zastanawiałem się, co robię nie tak ktoś położył mi rękę na ramieniu, mówiąc głosem tak cichym, że prawie szeptał.
- Mości Książę, tak się nie podchodzi do przestraszonej i zdezorientowanej osoby. Trzeba uklęknąć i mówić cicho i spokojnie. Pozwól, że ja spróbuję. - zrobił dokładnie tak jak powiedział z tą różnicą, że ledwo przyklęknął, a omega zaraz się w niego wtulił.
Że co? Dlaczego on się do niego przytula, a nie do mnie? Przecież to ja go uratowałem! Przecież to ja w tym momencie zakończyłem jego cierpienia! Dlaczego on mi nie dziękuje?!
- Steve, rozkazuję ci w tym momencie puścić moją omegę! I odsuń się od niego na 10 stóp! Straż, poślijcie po służbę, niech zaopiekują się Allanem! - pominę fakt, że Allan nie chciał odkleić się od lekarza, a kiedy to zrobił, wyglądał tak żałośnie jakby został siłą odebrany rodzicom, a Steve spojrzał na mnie jakbym właśnie zabił mu syna. No co? Nie pozwolę, żeby dotykał go ktokolwiek inny oprócz mnie!
***
Siedziałem w swojej komnacie i siorbałem powoli grzane wino, gdy do środka jak burza wpadł nagle doktorek. Nie zawracał sobie głowy pukaniem tylko od razu zaczął się na mnie wydzierać.
- Czy książę już do reszty oszalał?! Mówiłem, że z nim należy się obchodzić delikatnie. Dużo ostatnio przeszedł i jest przerażony. Potrzebna mu cisza i spokój, a nie wydzieranie się na wszystkich dookoła od śmiejącego się jak czarny diabeł Hansa, którego słychać na pół kilometra przez to pieprzone echo...
- Hmm, trzeba załatwić mu jakąś wyciszoną izolatkę.
- ... przez zbyt głośno stąpających strażników...
- Ale oni naprawdę hałasują jak podkute konie na dziedzińcu!
- ... do służących, którzy przyszli zabrać Allana.
- Oj tam, czepiasz się szczegółów. Po prostu rozładowałem całą złość, która nazbierała się przez ten tydzień. I jest to wina tego śmiejącego się wariata!
- Ale to nie powód, żeby pogarszać sprawę z Allanem. Przecież chłopak przy kąpieli i ubieraniu nie pozwalał się nikomu dotknąć. Pięć osób było potrzebnych, żeby założyć mu koszulę nocną.
- I bardzo dobrze! Tylko ja mogę go dotykać.
- Panie, bardzo cię prosz...
- Powieszę go.
- Co?
- Czy może lepiej go ściąć?
- Ale o co chodzi?
- O Hansa. Nie wybaczę mu tego. Nie dość, że igrał na boku z moimi niewolnikami, złamał zakaz o nietykalności mojej omegi to jeszcze nie wypełniał swoich obowiązków jak należy. Dla takich to tylko śmierć.
- Może książę to jeszcze przemyśli? Jeśli mogę doradzić, możemy wygnać go z królestwa i odebrać cały jego dobytek.
- Odebrać cały jego dobytek... Świetna myśl! Wymordujemy całą jego rodzinę, a jego samego powiesimy na głównym placu! Niech ludzie patrzą co spotyka tych, którzy łamią moje rozkazy.
- NIE ! PANIE! Oszalałeś!? Tak nie można! Jego rodzina nie zrobiła nic złego!
- Jego rodzina go urodziła i wychowała. To wystarczy.
- Nie! Nie zgadzam się!
- Nie masz nic do gadania doktorku!
- A właśnie, że mam ! Pamiętasz tą strzałę z polowania, książę? Tak, dokładnie tą samą, którą miała trafić w królika, a trafiła prosto w twój tyłek! Nie byłoby zbyt miło, gdyby ktoś przez przypadek się o tym dowiedział...
- Dobrze, rozumiem! Zostawiam rodzinę w spokoju, ale Hans zawiśnie. Jutro o zachodzie słońca. - po tych słowach zostawiłem Steve'a w komnacie nie chcąc już nic od niego słyszeć i przekazałem szczegółowe rozkazy straży związane z egzekucją rudej małpy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
INFO>
Witam wszystkich, tutaj edytor tego dzieła @WyznawcaAnanasa! Tym razem wyjątkowo ja oddaje wam kolejny, świeżutko poprawiony rozdział, gdyż autorka chwilowo niedomaga, a ktoś musi się tym zająć XD. Wiem, że niektóre osóbki niecierpliwie czekają na zasłużoną karę dla naszego czarnego charakteru. Miała być w tym rozdziale, ale coś nie pykło, więc będzie w następnym (o ile autorka znajdzie motywację życiową i spisze się jak należy). Także cierpliwości i do nexta wilczki ❤️🐺
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro