Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Leżałem plackiem pod jedną ze ścian komnaty. Czując na karku mroźne powietrze przedostające się przez szczeliny, z ogromnym wysiłkiem otworzyłem oczy. Próbowałem wykonać jakikolwiek ruch, ale moje obolałe ciało odmówiło współpracy. Głód zaczynał mi coraz bardziej doskwierać i pomyślałem sobie, że jeszcze chwila, a żołądek zacznie trawić sam siebie. W gardle miałem istną pustynię.

Zastanawiałem się jak długo muszę już tu przebywać. Straciłem poczucie czasu, a na dodatek każda chwila spędzona z Hansem była wiecznością. Czułem jak cała głowa pulsuje mi od bólu, nie wspominając o reszcie ciała. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i z ulgą stwierdziłem, że byłem sam. Zaskoczył mnie jednak fakt, iż nie leżałem na zimnym kamieniu, lecz na brudnym kocu. Oczywiście nadal bez ubrań.

Z niemałym trudem przetoczyłem się na plecy i natychmiast krzyknąłem. Powodem niespodziewanego bólu był znak wypalony na mojej lewej łopatce. Rana nadal piekła, ale starałem się nie zwracać na to uwagi. 

Wolałbym już umrzeć niż spędzić kolejne godziny sam na sam z tym potworem. 

Moje włosy kleiły się od potu, tak samo jak całe ciało, na którym dodatkowo miałem pozostałości białej substancji po humorzastych dniach tego zwyrodnialca. Starałem się uspokoić oraz skorzystać z chwili, kiedy nikogo nie było w pokoju i odetchnąć. Przymknąłem na chwile oczy, przygotowując się psychicznie na kolejne chore gierki.

Nagle do moich uszu doszedł odgłos ciężkich kroków, a następnie szuranie przy dziurce od klucza. Drzwi trzasnęły i stanął w nich nie kto inny jak ten rudy demon. Nie miałem siły, by chociaż dźwignąć się na kolana i pełznąć do wyjścia, podczas kiedy on pewnym krokiem zbliżał się do mnie. Chwycił za moje platynowe włosy i jednym ruchem pociągnął do góry, stawiając mnie tym samym do jako takiego pionu. Mimo słabości fizycznej, buntowniczo spojrzałem mu prosto w oczy. Bez zbędnym słów od razu wymierzył mi policzek.

- Tyle tu siedzisz i jeszcze się nie nauczyłeś, kundlu? Nie masz prawa patrzeć w oczy alfom. Nie masz żadnych praw!  - po tych słowach wzmocnił swój uścisk na moich włosach.

Widziałem jak dokładnie mi się przyglądał przez chwilę, po czym po prostu mnie puścił, a ja bezwładnie osunąłem się na ziemię. Rudzielec podszedł do jednej z wielu skrzyń i grzebał w niej przez chwilę. Słyszałem jego pomruki złości i bałem się coraz bardziej. W końcu znalazł to, czego szukał i z powrotem podszedł do mnie.

- Dzisiaj zrobimy sobie mały test. Jeżeli będziesz grzeczny i wykażesz się posłuszeństwem, będzie nagroda. A jeśli dalej będziesz uparty, spotka cię kara. - Hans uśmiechnął się sztucznie.

Zobaczyłem w jego prawej ręce dobrze mi już znany bat, ale nie wiedziałem co trzyma w drugiej. Po chwili wszystko stało się jasne. Schylił się i zacisnął mi na szyi czarną, skórzaną obrożę, do której przypiął srebrny łańcuch. Już chciałem wstać, ale facet widząc to, jednym szarpnięciem sprowadził mnie ponownie do parteru.

- I już zarobiłeś pierwszą karę. Piesek musi się słuchać swojego pana.

Zanim zdążyłem zastanowić się nad jego słowami, poczułem bolesne spotkanie bata ze skórą na moim tyłku. Krzyknąłem rozdzierająco i za to dostałem jeszcze raz, tyle że po plecach.

- Dobrze, to teraz zmień formę na wilczą. - rozkazał Hans.

Spojrzałem na niego jak na debila.

 Po chuj mam się teraz zmieniać w wilka? 

Z tym facetem naprawdę jest coś nie tak. Nie miałem siły, aby normalnie wstać, a co dopiero miałbym spróbować się przemienić. Kątem oka spojrzałem na niego, lecz moje wahanie chyba mu się nie spodobało, bo kolejny raz smagnął mnie batem.

Zebrałem w sobie wszelkie rezerwy sił i ze zrezygnowaniem zacząłem się zmieniać w wilka, a wszelkie rany oraz siniaki na moim ciele tylko potęgowały ból. Zapiszczałem żałośnie i opadłem na posadzkę. Moja godność właśnie poszła się jebać razem z resztkami nadziei.

Oprawca tylko spojrzał mnie mnie kpiąco i pociągnął za łańcuch, zmuszając do pójścia za nim. Dużego wyboru nie miałam, więc poczłapałem ze spuszczonym łbem. Odczuwałem dokładnie to samo, kiedy po raz pierwszy byłem przez niego poniżany. W końcu z zamyśleń wyrwało mnie mocne szturchnięcie w tył.

- Teraz popatrz na siebie i zobacz jak powinna prezentować się omega i z czym powinna się kojarzyć. - podniosłem głowę i zobaczyłem lustro.

Lustro w którym odbijała się postać Hansa. Na twarzy miał wymalowaną dumę i podły uśmiech. Gdy tylko spojrzałem na siebie zachciało mi się płakać. Czułem zażenowanie samym sobą. Moja niegdyś biała i gęsta sierść była teraz brudna i skołtuniona. Także z powodu licznych tortur przerzedziła się, ukazując gdzieniegdzie małe łyse placki pokryte siniakami. Pozostała część mojego ciała była jedną wielką raną. Najbardziej jednak bolał widok herbu wypalonego na lewej łopatce. Dobrze wiedziałem, że już się go nie pozbędę i nowa sierść nie wyrośnie w tamtym miejscu. W skrócie wyglądałem jak siedem nieszczęść.

Chwile później poczułem kolejne szarpnięcie, ale na tyle mocne, że uderzyłem o podłogę kawałek dalej od znajdującego się naprzeciwko mnie zwierciadła. Zobaczyłem jak Hans przywiązuje drugi koniec smyczy do żelaznego kółka w ścianie.

- Posiedzisz tu sobie przez chwilę, a ja w tym czasie pójdę po coś, co nie pozwoli ci tak szybko zdechnąć. - głos kata aż ociekał jadem.

Nie patrzyłem na niego, lecz wiedziałem, że znów uśmiecha się w ten przerażający sposób. Skuliłem się i przytuliłem bardziej do ściany, widząc tylko jego cień wychodzący z komnaty. Poczułem natychmiastową ulgę. Zamknąłem ponownie oczy i, nawet nie wiem kiedy, zasnąłem.

***

Ze snu wyrwały mnie czyjeś krzyki na zewnątrz, które były coraz głośniejsze. Bez trudu wychwyciłem głos mojego dręczyciela. Drugi był bardzo znajomy, chodź przez senne otępienie nie mogłem rozpoznać do kogo należał, więc nasłuchiwałem, nadal mając zamknięte oczy.

- ...anie, z całym szacunkiem, ale to jest chore! Nie masz prawa!

- Bzdura! Evan nie pierwszy raz bierze do siebie takie zabaweczki, dobrze to wiesz! A tym razem to jest omega, czyli kolejny zwierzaczek do zabawy ze mną!

Nagle obie postacie wpadły z impetem do pomieszczenia. Uchyliłem lekko powieki, by zorientować się w sytuacji i mnie zamurowało. Tą drugą osobą był Steve. Nie mogłem uwierzyć, że doskonale widział co tu się dzieje, a i tak nic z tym nie zrobił.

- Panie, proszę wysłuchaj mnie jeszcze raz. Książę wpadnie w szał kiedy się dowie, że katujesz jego nałożnika, pozwól mi... - głośne warknięcie należące do rudobrodego przerwało wypowiedź medyka.

Jak zwykle liczyło się tylko jego zdanie.

- Napój go, nakarm, sprawdź czy nie ma wścieklizny i umyj. Nie będę pieprzyć takiego chodzącego syfu! Masz pół godziny, jak wrócę ma być gotowy.

- Nalegam, oddaj go w moje ręce Panie, a sprawię, że książę nawet się nie dowie, że ten młody wilk tu przeby...

-Skończ już łaskawie to pierdolenie! Jeśli Evan dowie się czegokolwiek zapewniam cię, że to będzie koniec twój i twojej bety. A możesz być pewien, że zacznę od niego! Mam nadzieję, że się rozumiemy.

- T-tak jest. - po tych słowach usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi, a następnie oddalających się kroków.

Nie minęła chwila, a poczułem dotyk na karku. Ostrożnie i delikatnie gładził mnie, jakby bał się, że zrobi mi w ten sposób krzywdę.

- Allanie, czy to ty? - chyba pierwszy raz od dawna usłyszałem moje prawdziwe imię.

To była miła odmiana usłyszeć coś innego niż "dziwka", "omega" i "kundel". Otworzyłem oczy i spojrzałem smutno na lekarza. Byłem mu wdzięczny, że choć w małym stopniu wstawił się za mną przed Hansen. Uśmiechnąłem się w duchu, czując jego roztrzęsione ręce na moich barkach. Wiedziałem, że nie chciał zrobić mi nic złego.

- Jasna cholera, książę Evan wykastruje całe królestwo jak się dowie! Co ja mam z tym zrobić? - osłabiony podniosłem głowę, nadal na niego patrząc.

- Ah, racja. Allanie, czy dasz radę wrócić do ludzkiej formy? Jeśli nie, wystarczy, że pokiwasz głową przecząco, a ja już będę wiedział co robić.

Nie odpowiedziałem mu i zamiast tego przemieniłem się, przy okazji ciężko dysząc. Mężczyzna w międzyczasie wyjął ze swojej torby niewielki kocyk, miskę i pojemnik z wodą. Okrył mnie delikatnie materiałem, nalał wodę do miski i podał mi. Chwyciłem ją drżącymi rękami i łapczywie wychyliłem całą zawartość na raz.

- D-dlaczego tak bardzo boisz się reakcji k-księ-księcia... - nie mogłem wytrzymać i musiałem go zapytać..

Obawy Steve'a wydawały mi się bezsensowne skoro sam książę kazał mnie tu posłać, ale nie zdążyłem dokończyć, gdyż opiekun mi przerwał.

- Ciii... Proszę, oszczędzaj jak najwięcej sił i wytrzymaj jeszcze kilka godzin. Postaram się, by twój koszmar jak najszybciej się skończył. W takim wypadku muszę niezwłocznie powiadomić księcia o zaistniałej sytuacji, bo Hans wyraźnie przegiął. Ale będzie to stanowiło pewien problem... - tłumaczył, przygotowując w tym samym czasie jakąś papkę z roślin, dolewając co jakiś czas jakiś ziołowych substancji.

- J-jaki...? - wtrąciłem się w zdanie.

- Czy ja nie wyraziłem się jasno? Powiedziałem, że wszystko wyjaśnię, a ty masz oszczędzać siły. W pierwszej kolejności będę musiał zapewnić bezpieczeństwo Jacobowi. Jest moim partnerem więzi, a z tego co usłyszałem, Hans jest zdolny mu coś zrobić. Boję się o niego. Drugą przeszkodą będzie dotarcie do księcia. Mogłeś usłyszeć lub nie, lecz niebawem na królewskim dworze ma się zjawić jego przyszła małżonka. Z tego powodu nie tylko jest zapracowany, ale coraz częściej chodzi wkurzony i wydziera się na wszystkich o byle gówno. Wszystko zaczęło się w dniu, w którym zostałeś tutaj zabrany. Książę Evan po wyjściu z twojej kwatery wyglądał na naprawdę ożywionego i zadowolonego, co nie zdarza się zbyt często, a właściwie wcale. Przyznam ci się, że po raz pierwszy widziałem uśmiech na jego twarzy. Kiedy wieczorem Hans oświadczył mu, że zostałeś zabrany do niejakiej szkoły Dreams, gdzie nowi uczą się manier i są przygotowywani do służby, książę oszalał. Dość mocno się wkurzył, a jego złości doświadczył każdy, kto akurat był pod ręką. Dlatego ciężko mi przewidzieć jak zareaguje tym razem. A teraz zjedz to i opatrzę ci rany. - po skończonym monologu wcisnął mi do ręki tą dziwną papkę.

Smakowała jak szpinak, brokuły i inne obrzydliwe warzywa połączone w jedno za pomocą kilku różnych ziołowych olejów. Mimo, iż mój brzuch domagał się pożywienia, to zdołałem zjeść tylko kilka łyżeczek, w między czasie słuchając uwag od Steve'a, że powinienem zjeść wszystko. Gadał coś o witaminach i innych medycznych pierdołach, ale już go nie słuchałem.

Co jakiś czas syczałem z bólu, kiedy lekarz dezynfekował rany. Smarował je jakąś dziwnie pachnącą maścią i zawijał w bandaże. Kiedy skończył wyglądałem prawie jak mumia. Cieszyłem się na myśl, że ten koszmar mógł się wkrótce zakończyć, lecz jednocześnie obawiałem co może nastąpić jak rudzielec dowie się o naszej konspiracji.

Moje rozważania przerwał głośny huk. To Hans kopniakiem otworzył drzwi od razu powiadamiając, że czas się skończył. Wtedy to Steve znów zaczął przemawiać mu do rozsądku, by dał mi spokój. Tamten z kolei stwierdził, że żaden sługus nie będzie mu rozkazywać.

- Zostaw go samego chociaż do wieczora. Jeśli nie odpocznie to jego organizm długo nie wytrzyma. - argumentowała dalej beta.

Alfa spojrzał na mnie i zaczął gładzić swoją brodę. Widać było, że intensywnie nad czymś myślał.

- Niech będzie. - rzucił krótko i bez zbędnych słów wyszedł.

Steve skłonił się i pokazał mi tylko kciuk w górę, aby dodać mi otuchy, po czym również ruszył do wyjścia. Kiedy przestałem czuć ich zapachy, wiedziałem, że opuścili lochy i jestem bezpieczny. Przynajmniej na te kilka godzin do wieczora. 

~☆~☆~☆~☆~☆~☆~☆~☆~☆~☆~☆~
1800 słów B)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro