Rozdział 6
Byłem nieco zdezorientowany. Co tu się właściwie wydarzyło? W jednej chwili siedziałem przed wielkim lustrem, a w następnej byłem obmacywany przez samego księcia. Chociaż broniłem się jak mogłem, pod wpływem jego dotyku rozpadałem się na maleńkie kawałeczki. Czy chciałbym, aby to powtórzył? Sam nie wiem.
Wywołało to we mnie wiele sprzecznych uczuć. Pragnąłem znów poczuć ciepło jego ciała, ale intuicja podpowiadała mi, że mam się trzymać od księcia z daleka. Byłem zaskoczony tym, jak reagowałem na jego działania. To co wyprawiał ze mną jeszcze chwilę temu było tak niesamowite i w pewnym sensie dla mnie nowe.
Na samo wspomnienie przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Chcąc uporządkować bałagan w głowie, postanowiłem przejść się po zamku. Wolałbym spacerować po ogrodach, ale nie byłem pewien czy w ogóle mi wolno. Nie za bardzo ogarniam tutejsze zasady, a wolałem nie narażać się bardziej, niż to konieczne. Ryzykowałem już samym wyjściem z komnaty.
Korytarz, który właśnie przemierzałem, wyglądał niemal identycznie jak wszystkie do tej pory przeze mnie poznane. Teraz przynajmniej nie byłem skuty i wleczony przez strażników jak zwykłe zwierzę i mogłem spokojnie przyjrzeć się wszelkim szczegółom. Jednak najbardziej moją uwagę przykuł widok za oknami. Był nieziemski. Nigdy nie widziałem świata z takiej perspektywy.
Podszedłem bliżej i wychyliłem się lekko za okno. Przed moimi oczami rozciągały się niezliczone hektary królewskich lasów, za nimi w oddali majaczyły rozmazane kształty gór z ośnieżonymi wierzchołkami, a nawet dostrzegłem jezioro, które znajdowało się na zachód od zamku, ukryte wśród gąszczu roślinności. Niedaleko pałacu, tuż za dziedzińcem znajdowała się drewniana altana, po której pięły się pędy czerwonych róż. Była otoczona rozmaitymi drzewami i klombami kwiatów, a cały teren porastała starannie wypielęgnowana i doskonale zielona trawa. Domyśliłem się, że to muszą być te sławne, zamkowe ogrody, gdyż zajmowały ogromną przestrzeń. Jednocześnie zastanawiało mnie ilu ogrodników potrzebnych jest, żeby utrzymać to wszystko w tak nienagannym stanie.
Wpatrując się w krajobraz, rozmyślałem o mojej rodzinie, jeśli mogę ich tak nazwać. Ciekawiło mnie, czy chociaż raz o mnie pomyśleli, czy zostawili na pastwę losu. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos prawej ręki samego króla.
- Co robisz tutaj sam? Czy dziwka księcia nie powinna zajmować się jego potrzebami? A może już się tobą znudził? - usłyszałem drwiący głos Hansa tuż za plecami.
Spojrzałem na mężczyznę z obrzydzeniem. Nie mogłem wyobrazić sobie siebie w jakiejkolwiek perwersyjnej fantazji księcia.
- Ch-chciałem się przejść i…pozwiedzać. - odpowiedziałem szybko, częściowo zgodnie z prawdą.
Nie chciałem siedzieć już dłużej w tej małej, szarej komnacie. Wprawdzie nie powinienem narzekać z uwagi na fakt, iż moja poprzednia miejscówka na strychu nie miała nawet łóżka tylko jakiś stary materac. Westchnąłem, przypominając sobie te nie tak dawne czasy i jeszcze raz spojrzałem na Hansa.
- Heh, rozumiem. Chodź za mną, oprowdzę cię i pogadamy chwilę. - mężczyzna trochę mnie przerażał, ale stwierdziłem, że nie mam nic do stracenia, bo w końcu nawet moja duma poszła się jebać, kiedy uciekłem jak tchórz z rodzinnego domu zamiast się postawić rodzicom.
Szedłem szerokim holem za rudobrodym, aż znalazłem się przed głównym wyjściem z zamku. Na przeciwko nich dostrzegłem szerokie, rozwidlające się schody, a pomiędzy nimi wielkie, żelazne drzwi.
- To tam się udamy. - powiedział z poważną miną i wskazał ruchem głowy właśnie na zakratowane wrota, a ja zaczynałem mieć złe przeczucia.
Gdy przeszliśmy przez próg, zatrzymałem się i spojrzałem na kolejne stopnie prowadzące w dół. Zawahałem się.
- Spokojnie Allanie, jestem nauczycielem i profesjonalistą. Dostałem rozkazy od księcia Evana, abym cię odpowiednio… przygotował do pełnienia swojej nowej roli na dworze oraz nauczył pożądanych zachowań i odruchów. Nie chcemy przecież przynieść wstydu Panu, kiedy to odwiedzi nas jego ukochana narzeczona. Mamy mało czasu, więc bierzmy się do roboty. - poczułem mrowienie na karku, ale posłusznie podążyłem za moim przewodnikiem.
Kiedy dotarłem na sam dół, byłem w stanie zobaczyć tylko rysy twarzy strażnika oświetlanej pochodnią. Było tu ciemno i strasznie zimno, a wszechobecna wilgoć sprawiała mi drobne trudności z oddychaniem. W ciszy maszerowaliśmy labiryntem korytarzy. Niektóre były zupełnie puste, a w innych znajdowały się rzędy cel odgrodzonych od siebie metalowymi kratami. Byłem tym nieco zaniepokojony, ale chwilę później minęliśmy sektor więzienny i mój strach nieco zelżał.
Gdy w końcu się zatrzymaliśmy, mężczyzna wyjął pęk kluczy i zaczął dopasowywać je do starych, lekko nadgniłych drzwi przed nami. Po chwili usłyszałem dźwięk otwieranego zamka. Rudobrody otworzył skrzypiące drzwi i lekko wepchnął mnie do środka.
Kiedy wiedziony ciekawością coraz bardziej zagłębiałem się w ciemny pokój, Hans w tym samym czasie zamykał szczelnie drzwi, tym samym odcinając mi jedyną drogę ewentualnej ucieczki. Z racji tego, że ta “piwnica” znajdowała się głęboko pod ziemią, nie było tu ani jednego okna, którym w ostateczności również mógłbym nawiać.
Facet już wcześniej wydawał mi się nieco podejrzany, ale teraz nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Uważnie przyglądałem się jak zapalał kolejne pochodnie, aby oświetlić całe pomieszczenie.
To, co zobaczyłem sekundę później zwaliło mnie z nóg. Momentalnie serce podeszło mi do gardła, a ciałem zawładnął paraliż. Czułem zbliżający się wielkimi krokami atak paniki.
- C-co t-to jest? - wyjąkałem przerażony, patrząc na wielki stół pośrodku oraz przeróżne narzędzia tortur niczym te z książek, które czytałem.
Co więcej na gołych, murowanych ścianach wisiały przeróżne bicze, baty i kajdany oraz najróżniejszej grubości sznury. Nawet sufit nie został pominięty, gdyż i zniego zwisały smętnie różne liny i łańcuchy.
- Jak to co to jest? - powtórzył moje pytanie z szaleństwem w oczach. - Czy nie wspominałem ci już, że jestem nauczycielem? Trzeba cię jakoś wytresować przed księciem Evanem, jednak myślę, że nasz młody Pan nie będzie miał nic przeciwko jeśli sobie trochę poużywam. W końcu jesteś omegą, a omegi są stworzone tylko po to, by zaspokajać pragnienia innych. Potem nadają się już tylko na śmieci. - mówiąc to śmiał mi się szyderczo prosto w twarz.
W moich oczach zabłyszczały łzy. Podbiegłem szybko do drzwi, naiwnie wierząc, że uda mi się je otworzyć. Ani drgnęły. Zacząłem w nie walić z nadzieją, że może ktoś usłyszy i mi pomoże, ale mężczyzna złapał mnie za ramię i gwałtownie przyciągnął do siebie, brutalnie wdzierając się językiem do mojej jamy ustnej. Nie pozostałem mu dłużny i w momencie, kiedy dotykał mojego podniebienia, ugryzłem go jak najmocniej, aż poczułem metaliczny smak krwi.
Po chwili do mnie dotarło, że nie był to najlepszy pomysł, bo mężczyzna z całej siły zamachnął się i uderzył mnie prosto w twarz. Bolało. Upadłem na ziemię i pozwoliłem łzom swobodnie płynąć.
- Znaj swoje miejsce kundlu! - krzyknął i złapał mnie za jedwabną tunikę, rzucając bez trudu na stół niczym zabawkę. - Już ja cię nauczę szacunku! Powtórzę to ostatni raz: znaj swoje miejsce omego!
Po tych słowach chwycił mnie jedną ręką za nadgarstki, tym samym przyciskając mnie bardziej do stołu. Ustał dokładnie między moimi nogami i przez ułamek sekundy trwaliśmy tak w bezruchu. Ja z paniką w załzawionych oczach szukałem choć cienia litości w jego twarzy, lecz jego wzrok wyrażał czyste pożądanie. Zauważyłem także błyskające od czasu do czasu czerwone iskierki w jego oczach.
Zaczął powoli ocierać się o mnie swoim wzwodem, a mną wstrząsnęło obrzydzenie. Do niego. Do siebie. I do całego tego miejsca. Zacząłem żałować ucieczki z domu. Gdyby mnie sprzedali, może trafiłbym na kogoś lepszego.
Do rzeczywistości przywrócił mnie dopiero szczęk metalu i dłonie Hansa. Pewnie chciał mieć pewność, że mu nie ucieknę, więc przyczepił do obręczy na moich rękach złote łańcuchy, które zwisały po bokach stołu. Jego zimne ręce niebezpiecznie błądziły pod materiałem, by zatrzymać się ostatecznie na moich biodrach. Nagle jednym, mocnym szarpnięciem zerwał ze mnie tunikę, a jego wygłodniały wzrok spoczął na moim nagim ciele.
- P-przestań! Wypuść mnie! Ni-nie chcę! - panicznie próbowałem się wyszarpnąć, ale łańcuchy trzymały mocno.
Kiedy dostrzegł lekkie zaczerwienienia na mojej szyi, uśmiechnął się.
- Widzę, że książę mnie wyprzedził. Powinieneś czuć się zaszczycony tym, że Evan poświęcił ci jakąkolwiek uwagę. - po tych słowach zdjął spodnie, by następnie siłą rozłożyć mi nogi, wchodząc w mnie jednym szybkim ruchem.
Moje oczy zalał dosłownie wodospad łez, a komnatę przeszył krzyk bólu. Czułem jego męskość głęboko w sobie, jak mnie rozrywała od środka.
- Proszę przestań, przestań! Ja już nie chcę! - błagałem, ale ten się nie przejmował i tylko przyśpieszał swoje ruchy.
Były mocne i zdecydowane. Przy każdym pchnięciu stół lekko się chwiał, a ja miałem coraz mniej siły, by z nim walczyć. Po kilku długich minutach zakończyły się moje cierpienia. Doszedł we mnie, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Spokojnie, to był twój pierwszy raz, więc łaskawie pozwolę ci chwilę odpocząć, ale za niedługo wrócę. - usłyszałem głos mężczyzny i zamykające się za nim drzwi.
To był dobry moment na ucieczkę. Hans nie trudził się zakluczaniem wrót. Starałem się ponownie wyswobodzić z więzów, lecz moje ciało było tak obolałe i osłabione, że zrezygnowałem. Zamknąłem oczy i mogłem tylko leżeć na tym zimnym, blaszanym stole czekając na dalszą część tortur.
Nie wiedziałem ile dokładnie czasu minęło odkąd zostałem sam, ale teraz słyszałem kroki dochodzące z zewnątrz. Domyślałem się, że nadchodzi mój oprawca. Zapewne nie poszedł po jakieś ubranie dla mnie, no bo po co? Jestem tylko omegą i mogę paradować z gołą dupą (dop.edyt. Jak Evan w rozdziale chyba drugim XD).
Usłyszałem skrzypnięcie drzwi i jego głos. Mówił coś do mnie, ale nie słuchałem. Byłem zbyt wyczerpany, żeby ogarniać cokolwiek. Podejrzewałem, że była to kolejna obraźliwa uwaga wycelowana we mnie. Zapewne znowu chciał mi zrobić te okropne rzeczy, o których nie śniło mi się nawet w najgorszych koszmarach.
Nie rozumiem reakcji mojego ciała. Kiedy książę je dotykał sprawiało mi to swego rodzaju przyjemność. Chociaż trudno mi się do tego przyznać, jego dotyk sprawiał, że roztapiałem się pod nim i czułem przyjemne łaskotanie w brzuchu. Te wszystkie delikatne, acz stanowcze ruchy sprawiały, że pragnąłem więcej. Ale czy to możliwe, że ten łagodny swego czasu książę mógł wydać dla mnie tak potworny rozkaz? Jeszcze niedawno wydawał się taki dobry, widać dobrze ukrywa swoją drugą twarz.
Zwróciłem głowę na Hansa, który właśnie zapinał kieszeń swoich spodni, najprawdopodobniej schował w niej klucze otwierające moją drogę do wolności. Teraz zamiast białej, jedwabnej szaty miał na sobie czarny, skórzany kombinezon z wieloma przegródkami na nogawkach i rękawach. Włosy były spięte w małego koka idealnie komponującego się z rudą brodą i jadowitym wyrazem twarzy. Teraz już wiadomo skąd powiedzenie “Rude to złe i fałszywe”.
Kiedy mój wzrok napotkał dzikie oczy prześladowcy zrobiło mi się słabo. Byłem głodny, spragniony i wyczerpany, a ten przeklęty facet trzymał w dłoni długi, metalowy przedmiot. Nie miałem pojęcia po co mu to, ale na samym jego końcu widniał królewski herb. Podążałem za nim wzrokiem, kiedy kręcił się po całej sali w milczeniu. Po chwili w małym piecu przy ścianie buchnął ogień. Nawet go wcześniej nie zauważyłem. Następnie włożył przyniesioną rzecz w płomienie, a kiedy rozgrzała się do czerwoności, odwrócił się ponownie w moją stronę.
- Pora oznaczyć cię do kogo należysz. - czerwień błysnęła i natychmiast zrozumiałem co się święci.
Znowu zacząłem się szarpać, ale na próżno. Nie dość, że bolały mnie dolne partie ciała, to jeszcze Hans okazał się szybszy niż myślałem. Płynnym ruchem przeturlał mnie na brzuch, by następnie przyłożyć parzący obiekt do mojej lewej łopatki. Takiego bólu jeszcze nigdy nie czułem. Krzyk rozrywał mi gardło, jednocześnie paląc resztę ciała. Wkrótce doszedł mnie swąd przypalonej skóry, rana okropnie piekła, a twarz po raz kolejny zalała się łzami.
Błagałem tylko o to, by ten koszmar się skończył, ale facet nie odpuszczał. Kolejne godziny przynosiły coraz to rozmaitsze męczarnie oraz kolejne fale bólu i upokorzenia. Nie tylko tego fizycznego, ale również psychicznego. Hans testował na mnie chyba wszystkie swoje zabawki we wszystkich możliwych pozycjach, świetnie się przy tym bawiąc. Kiedy ja co chwilę mdlałem z wyczerpania, on dusił się ze śmiechu. Jednak głód i pragnienie dawało o sobie coraz większe znaki, więc kiedy skórzany bicz po raz kolejny uderzył w moje plecy, zostawiając na nich czerwone pręgi, po prostu straciłem przytomność.
***
ZAJĄC WIELKANOCNY PRZYBYŁ NA WATTPAD
i
Najwspanialsze życzenia świąteczne jak i miłego czytania życzę ja i moja edytorka WyznawcaAnanasa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro