Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

P.O.V. Evan

Stałem pod drzwiami i nie wiedząc co ze sobą zrobić zacząłem wymyślać najróżniejsze powody dla których miałbym tam wejść. Ciągle czułem na plecach palący wzrok ciekawskich służących, który powoli stawał się nie do zniesienia. Po dłuższej chwili nawet nie próbowali się z tym kryć, a ich szepty stawały się coraz głośniejsze. Zaczęło mnie to poważnie irytować, ale postanowiłem sobie, że tym razem nie wybuchnę. W końcu udało mi się ogarnąć i kulturalnie zapukałem jak na władcę przystało. Nadal nie widziałem do końca po co tu przyszedłem, ale zawsze mogę improwizować.  

Niecierpliwie czekałem na jakąkolwiek odpowiedź, lecz kiedy ta nie nadeszła zapukałem ponownie i cichutko uchyliłem drzwi zaglądając do środka. W komnacie panowała niczym niezmącona cisza. Dokładnie przeczesałem wszystkie zakamarki, lecz nikogo nie znalazłem.

Po cholerę mój wilk mnie tu ciągnął?! Żeby popatrzeć sobie na puste łóżko, na którym nie było nawet kołdry? 

Sfrustrowany podszedłem szybkim krokiem do okien, mając nadzieję na ujrzenie czegoś interesującego, co odciągnie moje myśli od małej omegi.  

Wiedziałem, że ta gadka o “przeznaczonym” to był kolejny głupi żart doktorka. Zapewne chciał się odegrać za tamto przerwanie mu tej jakże romantycznej sceny w komnacie. Straciłem tu tylko czas...

Oderwałem wzrok od panoramy za oknem i miałam zamiar już wychodzić. Odwróciłem się i stanąłem sparaliżowany, nie mogąc się ruszyć. Pierwszy raz od nie pamiętam już jak dawna nie mogłem znaleźć właściwych słów przyglądając się obrazkowi przede mną. A konkretnie ten mały, irytujący dzieciak spał sobie spokojnie zwinięty w uroczy kłębek wśród niedbale rozrzuconej pościeli, całkowicie ignorując fakt, że leży na podłodze! 

Podejrzewałem, że sturlał się z łóżka w trakcie snu, ale nie miałem pojęcia jakim cudem, skoro dostał na własność tak szerokie posłanie. Przez chwile jeszcze przyglądałem mu się z lekkim rozbawieniem, ale w końcu postanowiłem się zlitować i przenieść go z powrotem na łóżko.

Podniosłem go z taką łatwością jakby nic nie ważył, a kiedy już miałem go położyć, otworzył te swoje hipnotyzujące, błękitne oczka. Jakim cudem można mieć tak twardy sen, żeby nie zareagować na upadek na twardą podłogę, a od razu poczuć dotyk innej osoby?

- Witam, wygodnie się spało? - to było najgłupsze pytanie jakie udało mi się z siebie ostatnio wykrzesać. Nie odpowiedział mi i w sumie nie dziwie się po tym co ostatnio przeszedł, jednak poczułem jak jego serce zaczyna przyspieszać.

- Spokojnie, nic ci nie zrobię. Na razie. Spałeś na podłodze, więc chciałem cię przenieść z powrotem na łóżko. A tak swoją drogą jak się czujesz? - patrzyłem na niego z wyczekiwaniem, ale nadal milczał wpatrując się we mnie z przerażeniem.

Po chwili rozległo się pukanie do drzwi i równocześnie spojrzeliśmy w ich kierunku. Wiedziałem, że Allan nic nie powie w mojej obecności, więc go wyręczyłem.

- Kto tam?
 
- Szczur z rynsztoku - usłyszałem ten znany, nieśmieszny żart zza drzwi i już wiedziałem kogo się spodziewać. - Witaj książę, nie spodziewałem się Waszej Wysokości w tej  konkretnej komnacie o tej porze. Chciałbyś się czegoś dowiedzieć od pańskiej omegi czy przyszedłeś tylko skontrolować stan waszego wilczka? - Bardzo mi się nie spodobał jego ton i to jak naciskał na niektóre słowa. Spojrzałem na niego spode łba, na co w odpowiedzi uśmiechnął się niewinnie.

Przysięgam, że kiedyś nie wytrzymam i go zabije. Ale nie pozwolę mu tak szybko umrzeć, nie, nie. Najpierw obedre go ze skóry żywcem, potem każe całego obsypać solą, a następnie wrzucić do beczki z kiszonymi ogórkami. Potem go rozczłonkuje i pozszywam, żeby znowu go rozczłonkować. Ostatnimi czasy doktorek zaczął sobie pozwalać na zbyt wiele.

- Widzę, że masz dzisiaj wyjątkowo dobry humor, Steve. Co ty tutaj w ogóle robisz? Czyżbyś znowu migał się od roboty?

- Ależ skądże, wykonuje tylko wasze rozkazy! Przyniosłem specjalne maści dla Harvey’ego, a dzisiejszą porcję leków dostanie dopiero po obiedzie. A właśnie, jak się dzisiaj czujesz nasz mały kolego? 

- L-lepiej, dziękuję. - TO coś powiedziało! TO gada! 

- Hej ty, niemowo, jakim cudem teraz gadasz!? Jak ci zadałem pytanie tylko się na mnie gapiłeś, a temu zbokowi odpowiadasz od razu?! - W tym momencie zastanawiałem się gdzie należny mi szacunek? Dlaczego Steve’owi tak szybko zaufał? - Nadal czekam na odpowiedź. Wiem, że możesz mówić, przed chwilą sły…

- Czy książę nie ma czasem jakiś ważnych, książęcych spraw do załatwienia? Jeśli mogę coś zasugerować to proponuje, aby wasza książęca mość zajął się zamkiem. Jeśli jednak wolisz zostać przy swojej omedze to proszę pozwolić mi pracować bez stresowania i straszenia mojego pacjenta. - Zabiję. Ale trzeba mu przyznać, że potrafi mnie podejść. Szybko zdążyłem się zorientować, że po prostu stara się wyrzucić mnie z pokoju. 

- Dobra, pójdę. Ale wiedz, że jeszcze wrócę do tej rozmowy! - po tych słowach, już nawet się nie odwracając, wyszedłem z komnaty i udałem się na obchód kolejnych usianych brudem komnat, które powinny być już dawno wysprzątane na błysk. 

****

Siedząc w jadalni i oczekując, aż kelnerzy przyniosą mi przystawki, zacząłem zastanawiać się co jest gorsze: praca przy biurku czy użeranie się z tępymi ludźmi podczas nadzorowania przygotowań do balu. Prócz tego ten rudzielec w lochach ma mieć dzisiaj egzekucję, o czym prawie zapomniałem. Na głównym dziedzińcu jest już rozkładana gilotyna, a chciałbym jeszcze zamienić z nim parę słów. Zejdą się pewnie wszyscy okoliczni wieśniacy, by sobie popatrzeć kogo tym razem ścinają. Ehh… jak czasem łatwo zadowolić ten motłoch.

- Evanie! Czy to prawda, że ścinasz dzisiaj swojego zaufanego doradcę? - usłyszałem w przejściu głos mojej rodzicielki.

- Skądże! Ja tylko pozbywam się śmieci! - uśmiechnąłem się słodko.

- Wiesz, że nie o to mi chodziło! Zachowujesz się jak rozwydrzony dzieciak, który ścina ludzi z powodu swoich humorków… - Oho, zaczynają się matczyne wykłady na temat jak książe powinien się zachowywać.

-  Ale to nie są moje humory, matko, tylko postępowanie ze zdrajcami. - zacząłem robić teatralne miny i przewracać oczami, co jeszcze bardziej rozgniewało królową. Już startowała z rozpoczęciem długiego wykładu, lecz szybko jej przerwałem.

- Hans na to zasłużył! Od dawna zabierał moje zabawki i je psuł, migał się od obowiązków, a całą jego robotę musiałem wykonywać ja. W czym widzisz problem? - chciałem szybko zakończyć już tę rozmowę, gdyż na horyzoncie pojawił się służący z moim obiadem.

- Przypominam, że za kilka dni przyjeżdża Księżniczka, a ty masz dawać dobry przykład poddanym. A poza tym kim jest ta omega mieszkająca w naszym zamku? - po ostatnim pytaniu zakrztusiłem się. Zapomniałem, że moja rodzina jest bardzo przewrażliwiona na punkcie dobrego wizerunku, a ta jedna omega mogłaby tenże idealny wizerunek zniszczyć.

- Jaka omega?

-Nie zgrywaj się! Ta, która przybyła na zamek jakiś czas temu z twojego polecenia! Dotąd  kazałeś ścinać silne bety, które idealnie nadawałyby się do naszego wojska, a t... 

- Aaaaa... ta omega! Cóż, jeszcze takiego kogoś nie miałam w swoich szeregach. Powiedzmy, że to zwykła ciekawość. Doskonale wiesz matko, że omegi są uznawane za świetne dziwki. Nie martw się, zadbam o to, by nie zepsuła wizerunku naszego królestwa. - uśmiechnąłem się z sarkazmem do czarnowłosej kobiety stojącej przede mną.

- Sypiaj z kim tylko zechcesz i pamiętaj, że dostaniesz ode mnie wszystko czego tylko zapragniesz synku, ale jeśli omega sprawi zbyt duże kłopoty twoim obowiązkiem będzie się jej pozbyć. Wiesz, że nie lubię problemów.
- Oczywiście, matko. Niedługo przyślę do ciebie kogoś z listą komnat gotowych na przybycie gości. A po posiłku zejdę jeszcze do Hansa zamienić z nim ostatnie słówko.

- Rób co chcesz, byle wszystko było gotowe na przybycie gości. - rzuciła mi ostatnie ostrzegawcze spojrzenie i odeszła, majestatycznie kołysząc biodrami.

****

Wielkimi krokami zbliżał się wieczór i idące za nim przedstawienie z Hansem w roli głównej. Zmierzałem właśnie do celi, w której go zamknięto. Zapach moczu, kału i innych wydzielin rozprzestrzeniał się po całych lochach, a na samym końcu mojej podróży czekała mnie jakże cudowna rozmowa. Po dotarciu do celu rozkazałem wartownikom, by otworzyli dla mnie cele w której siedzi to rude coś.

- Witaj Hans, jak tam życie?

- Bardzo zabawne książe. Przyszedłeś zapytać jak mi się pieprzyło twoją dziwkę? - to jego pierwsze zdanie, które ze mną zamienił, a już mnie wkurza. Spokojnie Evan, oddychaj.

- Dobry humor się ciebie trzyma, to bardzo dobrze. Głodny? Masz, przyniosłem ci kiełbaskę. - mówiąc to pokazałem co mam w dłoni i rzuciłem mu ją prosto w jakąś niezidentyfikowaną kałużę.

- I właśnie zmarnowałeś dobry kawałek mięsa.

- Jak ją zjesz to się nie zmarnuje. - wyszczerzyłem się w szyderczym uśmieszku.

- Jak się książę czuje z tym, że wysłał na śmierć już tyle ludzi? - tu mnie trochę zaskoczył z tym pytaniem, ale nie dałem się tak łatwo.

- Bardzo dobrze, wręcz świetnie! Egzekucje relaksują. A jak ty się czujesz z wiedzą, że niedługo do nich dołączysz?

- Czuję się wyśmienicie. Szczególnie kiedy w pamięci mam te wszystkie widoki jak Allan płacze i błaga, abym przestał mu robić te wszystkie cudowne dla mnie rzeczy. Zostaną w mojej głowie już na zawsze! - roześmiał się szaleńczo. - A jaką miał minę kiedy mu powiedziałem, że na to wszystko pozwoliłeś mi TY! I że to właśnie TY wydałeś mi rozkaz o przeszkolenie go w… - nie zdążył skończyć, bo moja cierpliwość w tym momencie się skończyła i dostał kopniaka prosto między oczy.

- Będę z satysfakcją patrzył jak odcinają ci głowę. - to były moje ostatnie słowa. Potem już go nawet nie słuchałem, kazałem zamknąć cele i odszedłem w stronę mojej komnaty.

****

Chodziłem w kółko po swojej komnacie skrajnie zirytowany po wizycie w lochach. Może to dlatego moja przybłęda się do mnie nie odzywała, bo myślał, że to ja rozkazałem go tak potraktować i dlatego bardziej ufa Steve’owi. Co prawda miał w tym swój udział, bo to on się o wszystkim dowiedział i mi to przekazał, ale to nie zmienia faktu, że krótkie “dziękuję” z ust Allana by wystarczyło. Jak na złość odezwał się we mnie mój wilk i chcąc czy nie, ruszyłem w dobrze mi znanym kierunku, korytarzy przeznaczonych dla nałożników. 

Tym razem wiedziałem, że i tak nie odpowie, więc zapukałem dwa razy i wszedłem. Zobaczyłem jak nasz lekarz próbuje wcisnąć omedze do ust jakąś papkę, a ta się zapiera i za wszelką cenę nie chce otworzyć paszczy. 

- O, Steve! Wciąż tu jesteś? 

- Przyszedłem zobaczyć jak został zjedzony obiad, ale najwyraźniej ten tu nie chce nic jeść! - wskazał łyżeczką na ofochanego chłopaka. - Mówiłem ci, że twoje rany będą się goić dłużej jak nie będziesz przyjmował leków, a ja nie mogę dać ci leków jeśli niczego wcześniej nie zjesz! 

- Obiad? Masz na myśli tę papkę dla królika? - odpowiedziałem kpiąco widząc co próbuje wcisnąć Allanowi.

- R-raczej rzygi kota - to było dla mnie kolejne zaskoczenie tego dnia; ten mały wilk powiedział tak śmiałe słowa w porównaniu z dzisiejszym przed południem, kiedy to nie chciał do mnie powiedzieć nawet jednego słówka, a teraz korzystając z tej krótkiej nieuwagi doktora zasłonił całą głowę pierzyną w formie protestu przed zjedzeniem papki.

- Obaj macie jakieś urojenia! To bardzo pożywny krem z warzyw i ziół, który dajemy wszystkim pacjentom, by szybciej odzyskali siły i stanęli na nogi. - doktorek próbował mówić spokojnym i opanowanym tonem jak na profesjonalistę przystało, jednak ja widziałem, że już mu pęka żyłka na czole.
 
- A teraz, Allanie, z łaski swojej zjedz to szybko to dam ci spokój. - w czasie kiedy lekarz próbował przekonać młodego do jedzenia, ja zbliżyłem się do nich, by przyjrzeć się tej podejrzanej substancji. 

- Hej, Harvey na pewno nie spróbujesz? Może okazać się smaczne, aczkolwiek z mojego punktu widzenia wygląda to w dalszym ciągu obrzydliwie, takie wydzieliny królika, wiesz.

- Wasza wysokość nie pomaga. - burknął niezadowolony, a jak nie mając zamiaru mu już odpowiadać, zawołałem służbę. Nie musiałem długo czekać, by zaraz usłyszeć pukanie do drzwi.

- Mości książe wzywał? - w drzwiach pojawiła się młoda pokojówka i skłoniwszy się, czekała na moje rozkazy.

- Przekaż w kuchni, by przygotowali jakiś ciepły bulion, a później mały deserek i przynieśli go do tej komnaty. - rozkazałem, a służąca jednym skinieniem głowy zakomunikowała, iż zrozumiała rozkaz.

- Wasza wysokość raczy mi wyjaśnić co to wszystko miało znaczyć? - zapytał zdezorientowany Steve, kiedy dziewczyna zniknęła z pola widzenia.

- No przecież nie pozwolę, żeby mój nałożnik jadł takie gówno! Jaki byłby ze mnie władca, gdybym zmuszał go do takiego okrucieństwa!? - przyjąłem teatralną pozę i w między czasie puściłem oczko do zdziwionego chłopaka. Lekko się uśmiechnął i uroczo zarumienił, co uznałem za dobry znak.

- Powtarza się książę! Przecież mówiłem, że to bardzo zdrowe i pożywne. On musi to zjeść, jeśli chce szybko wstać na nogi. - oczywiście nasz lekarz jak zawsze ma swoje racje, tyle że tym razem zaczął zachowywać się jak upierdliwa matka, która twierdzi, że jej dziecko powinno jeść tylko to co ona przygotuje.

- Allanie, czy chcesz zjeść tę kupę w misce? - stwierdziłem, że najlepszym pomysłem będzie zapytanie go o zdanie. 

- Nie chcę tego jeść! - w chwili kiedy odpowiedział rozległo się pukanie do drzwi. W progu pokoju pojawił się lokaj z małym wózkiem, na którym leżało moje zamówienie. Odprawiłem go po chwili i wziąłem miskę zupy, kładąc ją omedze na kolana.

- Masz to zjeść. Powinno być lepsze niż danie Steve’a. - chłopak spoglądał na zmianę to na mnie, na Steve’a, który siedział załamany i na jedzenie, jakby nie wierzył własnym oczom.

W końcu jednak się otrząsnął i zaczął powoli jeść. W ciągu kilku minut opróżnił całą miseczkę, a lekarz zaczął podawać mu leki, przy których już tak nie protestował. Kiedy skończył swoją robotę po prostu skłonił się i wyszedł bez słowa. Zostaliśmy sami, atmosfera zrobiła się dość niezręczna, a ja musiałem w końcu wyjaśnić to nieporozumienie związane z wydarzeniami ostatnich dni. Usiadłem na wygodnej pufie obok łóżka i zacząłem powoli mówić.

- Allanie, posłuchaj. Ostatnie dni nie były dla ciebie za łatwe ani przyjemne i nie wiem co ci ta ruda małpa nagadała, ale powinieneś o tym zapomnieć. Nie miałem pojęcia, co się z tobą działo, powiedziano mi, że wysłali cię do naprawdę dobrej i prestiżowej szkoły. Nie musisz się teraz obawiać, że takie coś się kiedyś powtórzy. Osobiście dopilnuje, aby już nikt nie zrobił ci krzywdy. - starałem się mówić wolno i wyraźnie, aby go nie przestraszyć, jednak Harvey patrzył na mnie z ciekawością w oczach. 
Kiedy skończyłem mówić zapadła cisza, a ja czekałem na jakąś reakcję z jego strony.

- Dobrze. - po kilku minutach usłyszałem ciche słowo wydobywające się z ust Allana, a zaraz po tym następne pukanie do drzwi. 
Lokaj przyniósł dużą czekoladową muffinkę, którą przejąłem i podałem białowłosemu. Patrzył na tę babeczkę jakby się zastanawiał czy na pewno może ją zjeść, a kiedy uświadomiłem go jeszcze raz, że to dla niego, wreszcie usłyszałem to upragnione “dziękuję”. Wyglądał przeuroczo, kiedy z błyskiem w oku zajadał się czekoladą. Sam nie wiem ile czasu  wpatrywałem się w tego wilczka jak w obrazek, ale w końcu do moich uszu dotarły dźwięki dzwonów, a to znaczy, że pora zaczynać egzekucję.

- Muszę już iść, ale jeśli będziesz chciał to jutro znowu do ciebie przyjdę. - błękitnooki pokiwał tylko głową w odpowiedzi, a ja spojrzałem na niego ostatni raz i wyszedłem z komnaty. Moim celem były teraz wielki taras nad dziedzińcem, na których są wygłaszane mowy i jest idealnym miejscem na podziwianie egzekucji.

****

Wszystko było już prawie gotowe. Na największym wewnętrznym dziedzińcu ustawiono ogromną gilotynę na podwyższeniu, wokół którego zebrał się już pokaźny tłum gapiów, który szeptał między sobą w wyraźnym podnieceniu. Przez otwarte wrota nadal napływali tłumnie kolejni wieśniacy spragnieni brutalnych wrażeń. 

- Obywatele! - przemówiłem uroczyście z balkonu zwracając na siebie wszelką uwagę i wszystkie szepty natychmiast ucichły. - Za chwilę odbędzie się egzekucja jednego z moich byłych doradców, który w sposób niegodny i haniebny zdradził koronę królewską, tym samym rujnując swoją reputację oraz zaufanie rodziny królewskiej! Straż, wprowadzić więźnia!

W tym właśnie momencie na dziedzińcu ponownie wybuchł gwar, jeszcze głośniejszy i bardziej chaotyczny. Zarówno szlachta, jak i wieśniacy krzyczeli i rzucali obelgami w stronę Hansa, który naprawdę wyglądał nędznie, a jego stanu nie poprawiały resztki i spleśniałe odpadki ciskane przez najbliżej stojącą hołotę, która miała z tego niezły ubaw. Gdy w końcu strażnicy doprowadzili więźnia na podwyższenie, herold ponownie uciszył niecierpliwą gawiedź i głośno zaczął odczytywać wyrok. Ja natomiast wygodnie rozsiadłem się na tronie i przyglądałem się temu zdrajcy z ciekawością i jednoczesną nienawiścią. 

- Były doradco królewski, Hansie! Zostałeś oskarżony o zdradę króla i skrajne nieposłuszeństwo wobec jego rozkazów! Decyzją Jego Wysokości zostajesz skazany na śmierć poprzez ścięcie! Czy masz jakieś ostatnie życzenie?

- Uuu, mam ostatnie życzenie! Super! W takim razie, jeśli JAŚNIE PAN dał mi wolny wybór… - w tym momencie spojrzał prosto na mnie z szyderstwem w oczach i uśmiechnął się w ten swój ohydny sposób. - ...to chciałbym się ostatni raz przespać z… - Hans zaczął mówić wolno, udając, że intensywnie się namyśla, jednak mój wilk już zaczął się gotować z wściekłości. Zerwałem się gwałtownie z miejsca, nie pozwalając mu dokończyć.

- Milcz kanalio! Ściąć go natychmiast! - krzyknąłem, ledwo panując nad szamotającym się alfą. 

Wrzaski tłumu osiągnęły swoje maximum, na nowo rozbrzmiewając gwizdami i przeklinaniem więźnia. Kat jednym, brutalnym kopnięciem zmusił rudego, by przyklęknął. Starannie umieścił jego głowę w zagłębieniu do tego przeznaczonym i unieruchomił ją górną klapą. Spojrzał na mnie wyczekująco w całkowitej gotowości, a kiedy tylko dałem znak, pociągnął za dźwignię i srebrne ostrze spadło w dół, gładko wchodząc w ciało więźnia. Spoglądałem w zamyśleniu to na martwe ciało Hansa, to na jego turlającą się główkę, przed którą rozstępował się tłum. Raz po raz jeszcze spotykałem martwy wzrok Hansa, jakimś cudem nadal wpatrzony we mnie. Przeniosłem spojrzenie na krew sączącą się z ostrza i poczułem czyjąś rękę delikatnie ściskającą moje ramię. Odwróciłem się i zobaczyłem moją matkę spoglądającą na mnie karcącym, ale jednocześnie smutnym spojrzeniem.

- To jest właśnie jeden z powodów, dla których potrzebna jest ci kobieta. Jesteś zbyt lekkomyślny! Takie pokazówki jak przed chwilą to nie twój pierwszy raz. Mam nadzieje, że będziesz się godnie zachowywać przy księżniczce. 

- A czy kiedykolwiek nie umiałem się zachować przy innych władcach? Będzie impreza jak każda inna, nie musisz się tym aż tak przejmować. - wywracając oczami wstałem i zadowolony z osiągniętych efektów, udałem się do mojej komnaty.

----------------------------------------------------------
MÓJ ZIOM OD BŁĘDÓW ORTOGRAFICZNYCH WyznawcaAnanasa

Hehe mówiłam w poprzednim rozdziale, abyście mnie gonili do pisania!

Mamy w tym rozdziale 2888 słów <3

Miłej nocy bądź miłego dnia :>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro