Zaprasza Cię na randkę
Jason Voorhees
Jason chodził nerwowo po całym lesie. W jednej ręce ściskał kwiaty, a w drugiej małą karteczkę. Odkąd pocałował Cię w... W.... Ach! Nawet nie mógł o tym myśleć! Uczucie ekscytacji, niepokoju i niepewności zmieszały się w jedno, tworząc nerwową kulkę, zwaną Jasonem. Cóż za ciekawa sytuacja. Z łatwością nabija na maczetę kogo popadnie, a boi się zaprosić dziewczynę na wspólne wyjście.
W końcu nadeszła godzina prawdy. Nerwowo przestępował z nogi na nogę, wyczekując, aż Twoja sylwetka wyjdzie zza kamieni. Kiedy usłyszał kroki, o mało nie uciekł.
-Hej Jason - powiedziałaś - Co chowasz za plecami?
Voorhees myślał, że zemdleje. Jego ręce trzęsły się bardziej, niż kiedykolwiek. Ostrożnie wyciągnął zza pleców kwiaty i kartkę. Podszedł do Ciebie i podał CI podarunki. Chwyciłaś je ostrożnie i delikatnie się uśmiechnęłaś.
Pójdziesz ze mną na spacer?
Brzmiał napis na kartce.
-Spacer? Czy to oznacza randkę? - spytałaś, przechylając głowę. Mężczyzna odwrócił się, ewidentnie chcąc zbiec z miejsca zdarzenia, ale chwyciłaś go za rękę - Bo jeśli tak, to z wielką chęcią.
Tonowy kamień spadł mu z serca. Usłyszałaś głośne wydychanie powietrza i ledwo powstrzymałaś się od chichotu. Zachowywał się trochę jak mały chłopiec. Mały, uroczy chłopiec, który przez zupełny przypadek wkradł się do Twojego serca, zajmując tam niezwykle ważne miejsce.
-Moglibyśmy spotkać się nieco później? Muszę się przygotować i powiedzieć znajomy, że wychodzę - pokiwał twierdząco głową - To do zobaczenia!
Pokiwałaś mu na odchodne i szybko pobiegłaś do obozu. Mimo, że nie było aż tak tego po Tobie widać, ekscytowałaś się jak mała dziewczynka.
***
Ubrana w swoje najładniejsze, najpraktyczniejsze ubrania, czekałaś na Jasona. Siedziałaś na skale i wpatrywałaś się w jezioro. Słońce mozolnie zmierzało ku zachodowi. Byłaś odprężona jak nigdy, w przeciwieństwie do mężczyzny, który stał za drzewem i od paru minut zbierał się na to, aby wyjść i zabrać Cię w jakieś ładne miejsce.
Przebrał się nawet w najlepszą koszulę, jaką znalazł w namiocie jakiegoś zamordowanego nastolatka. No, już czas.
Odwróciłaś się, słysząc łamane gałęzie. Stanął w miejscu, kiedy zobaczył Cię w tak... Niecodziennych ubraniach. Przełknął ślinę, jeszcze bardziej onieśmielony, ale podszedł do Ciebie i chwycił za rękę.
-Rozumiem, że znasz jakieś ładne miejsce, na naszą randkę? - uśmiechnęłaś się na te słowa. Wasza randka.
Pokiwał twierdząco, dlatego dałaś mu się prowadzić. Szliście spacerem brzegiem jeziora, trzymając się za dłonie. Opowiadałaś mu, co ostatnio działo się w Twoim życiu i czasem zadawałaś pytania, na które odpowiadał ruchami głowy. Przyzwyczaiłaś się już do takiego sposobu komunikacji, więc nie sprawiało Ci to problemu.
Po około piętnastu minutach dotarliście na miejsce, gdzie do jezioro wpływała rzeka. Z racji tego, że musieliście przez nią przejść, Jason chwycił Cię pod udami i łopatkami, po czym przeniósł, niczym prawdziwy dżentelmen.
Wasza podróż skończyła się na polanie. Wyglądało to, jak jakieś dawne obozowisko, gdyż znajdowały się tu ławki, miejsce na ognisko i nawet stara szopa. Usiedliście na dawnej ławce, która... Zarwała się pod Jasonem. Nie powstrzymywałaś już śmiechu. Podałaś mu rękę, którą przyjął i z całej siły, przyciągnęłaś go do siebie. Pomógł Ci w tym, po czym mocno go przytuliłaś.
-Jest tu naprawdę ładnie - powiedziałaś, wtulając się w jego klatkę piersiową. Podniósł Cię ponownie, a Ty objęłaś go za szyję, by mieć pewność, że nie spadniesz.
Jasona ponownie ogarnęło dziwne uczucie. Chciał mieć Cię jeszcze bliżej, co było trudne, bo dzieliło Was tylko jakieś dziesięć centymetrów. Znieruchomiał, kiedy Twoje dłonie dotknęły jego maski.
-Pozwolisz? - spytałaś delikatnie. Niepewnie pokiwał głową. Ostrożnie zdjęłaś ją z jego twarzy. Jego lewe oko było przymrużone, policzki pokryte bliznami, a nos przekrzywiony, jakby wielokrotnie złamany. Niech ludzie mówią sobie co chcą, w tym momencie zaakceptowałaś go ze wszystkimi wadami i zaletami. Patrzył Ci się prosto w oczy, kiedy dotknęłaś jego policzków i pocałowałaś głęboko.Bardzo chciał zrobić to ponowie, a teraz sama przejęłaś inicjatywę.
Mężczyzna instynktownie oddał pocałunek. Na początku był nieco niezdarny, ale po chwili całkowicie się rozluźnił. Kiedy polizał Twoją wargę zdecydowałaś, że wystarczy, jak na pierwszy, prawdziwy raz. Odsunęłaś się kawałek i cmoknęłaś w czoło.
-Tym sposobem otrzymałeś pozwolenie na zabicie jakiejkolwiek dziewczyny, która zbliży się do Ciebie na odległość dwóch metrów. Nie licząc mnie oczywiście - mruknęłaś, mocno go obejmując. Pokiwał twierdząco głową, postawił Cię na ziemi i zsunął maskę.
Tego wieczora spotkaliście sarny, które przyszły napełnić brzuszki świeżą trawką. Zauważyłaś, że Jason bardzo lubi zwierzęta.
Kiedy Cię odprowadzał, pocałowaliście się ostatni raz, ale tym razem on przejął inicjatywę. Do obozu wróciłaś cała w skowronkach, a mężczyzna wrócił do vana, w którym chwilowo pomieszkiwał, położył się na łóżku i odliczał godziny do Waszego ponownego spotkania.
Jason się zakochał i to z wzajemnością.
Freddy Kreuger
Freddy'ego nie widziałaś od paru dni. Od momentu, w którym pocałował Cię przed swoim odejściem, nie odezwał się ani razu. Zaczynałaś się martwić, a w Twojej głowie zaczęły pojawiać się niepokojące myśli, np. ,,Może żałuje i nie chce się ze mną spotykać?"
Krueger miał jednak inne plany. Przygotowywał się na zaproszenie Cię na... Randkę! Jakże by inaczej! Zdecydował, że dobrym miejscem na poderwanie Cię będzie ZOO, ale nie takie wymyślone. Chciał wyjść z Tobą gdzieś, gdzie wszyscy będą widzieć, że jesteś jego. Miał jednak problem ze swoją twarzą. Oczywiście, w śnie mógł dowolnie ją zmieniać, ale na jawie miałby z tym problem. Może stać się wysokim, umięśnionym blondynem? A może powrócić do swojego ciała przed spaleniem? Miał nadzieję, że nie zwracałaś zbytniej uwagi na wygląd, bo zdecydował się na drugą opcję.
Siedziałaś sobie w salonie, kiedy ktoś zasłonił Ci oczy.
-(Im. Przyjaciółki)? - spytałaś. Tylko ona wchodziła Ci do domu bez pukania.
-Lepiej - męski głos zaskoczył Cię pozytywnie. Odwróciłaś się i otworzyłaś usta ze zdziwienia. Twoje policzki zalały się czerwienią, widząc jego... Normalną twarz.
-F-freddy? - mruknęłaś niepewnie.
-We własnej osobie, a teraz zbieraj manatki i wychodzimy. Zabieram cię na randkę - mruknął, poprawiając swój sweter, który, wyjątkowo, nie był poszarpany.
-Tak od razu? I czemu cię nie było?
-Kiedyś się dowiesz, kochanie - chwycił Cię za podbródek i pogłaskał po policzku - A teraz rusz swoje piękne pośladki i idziemy.
Pokręciłaś głową z cichym westchnięciem na jego komentarz, ale ruszyłaś do sypialni się przebrać. Brakowało Ci jego zboczonego humoru.
***
Staliście przed wybiegiem z lamami. Wyciągnęłaś telefon i zaczęłaś robić zdjęcia, a Freddy stał tuż obok i jadł watę cukrową.
-Szkoda, że nie można podejść bliżej - mruknęłaś, marząc by zanurzyć rękę w ich miękkiej wełnie. Freddy słysząc to, podszedł do płotu i zaczął na niego wchodzić - Hej, Freddy! To jest zabronione!
-Szczegóły - powiedział, po czym zakradł się do małej lamy. Dobrze, że właśnie otwierali wybieg z niedźwiedziem i wszyscy skierowali się właśnie tam.
Krueger chwycił lamę i zaczął uciekać przed jej mamą. Zaczęłaś śmiać się z tej absurdalnej sytuacji. Koniec końców mama lama zatrzymała się i uważnie patrzyła, co mężczyzna z nią robi. Przyniósł ją do płotu i pozwolił, byś również podeszła i ją pogłaskała.
-Chyba nie masz ręki do zwierząt - powiedziałaś, głaszcząc ją po mięciutkiej wełnie.
-Ale pogłaskałaś lamę? Pogłaskałaś - uśmiechnął się szeroko i, po chwili, puścił ją. Od razu pobiegła do rodzicielki, a Freddy przeszedł przez płot.
-To gdzie teraz?
-Tygrysy są blisko - objął Cię ramieniem i zaczął prowadzić w stronę zwierząt.
Niedługo później staliście przy szybie, obserwując zwierzęta wylegujące się w słońcu. Porobiłaś parę zdjęć, jednak w pewnym momencie zauważyłaś, że jednego brakuje. Zbliżyłaś się do szyby i w tym dokładnie momencie, jeden z nich wyskoczył z lewej strony, wcześniej ukrywając się za kamieniem. Odskoczyłaś jak oparzona i pisnęłaś. Freddy zaczął śmiać się na całą salę i oparł się rękoma o kolana, nie chcąc się przewrócić.
-B-bardzo śmieszne! - krzyknęłaś, widząc, jak mężczyzna dusi się ze śmiechu.
-Aa... Żebyś... Wiedziała - chichotał.
-Każdy może się przestraszyć - próbowałaś się usprawiedliwić - I bądź ciszej, ludzie się patrzą.
-Ach, zmuś mnie - mruknął, ocierając łzę. Zmarszczyłaś brwi i podeszłaś do niego. Przestał się śmiać w momencie, kiedy chwyciłaś go za sweter i przyciągnęłaś do siebie. Twoje usta mocno przylegały do jego. Freddy szybko jednak się opamiętał. Zamknął oczy i dał się ponieść. To znaczy... Oboje kompletnie odlecieliście. Dopiero teraz naprawdę odczułaś, jak bardzo pragnęłaś jego bliskości. Mężczyzna chwycił Cię za talię i przyciągnął jeszcze bliżej. Nic się nie liczyło...
... Dopóki nie zaczepiła Was starsza pani tłumacząc, że jak chcecie się tak całować, to idźcie w jakieś ustronne miejsce, bo tu są dzieci. Przeprosiłaś potulnie i poczekałaś, aż odejdzie.
-Tego się po tobie nie spodziewałem - wymruczał prosto do Twojego ucha.
-Gdybyś się uciszył, nie byłoby tego - mruknęłaś.
-Dobrze, że się nie posłuchałem - cmoknął Cię w skroń i zaczął iść przed siebie. Podreptałaś za nim, zastanawiając się, czy podobało mu się to tak bardzo, jak Tobie.
Freddy był już myślami w snach, gdzie bezkarnie będzie mógł mieć Cię całą dla siebie.
Michael Myers
Po trzech dniach nadal nie mogłaś przyzwyczaić się do nowego mieszkania. Michael widział to bardzo dobrze. Z resztą, też nie czuł się do końca... Normalnie. Gdyby nie pozasłaniane firankami okna, bylibyście inwigilowani jeszcze bardziej. Chciał zrobić coś, co Wam obojgu pozwoliłoby przyzwyczaić się do nowej sytuacji.
Oglądałaś telewizję, kiedy chłopak podszedł do Ciebie i usiadł obok.
-Co tam, Michael? - spytałaś. Nic nie powiedział. Wpatrywał się tylko, po czym wyciągnął z kieszeni kartkę.
Wieczór filmowy
-Chcesz pooglądać ze mną filmy? - spytałaś, a on potwierdził, kiwając głową w górę i w dół.
-No, dobrze. Nie wiem tylko, czy puszczą nas do wypożyczalni. Sklep jest blisko, więc mogę do niego ewentualnie pójść, ale... - przytknął Ci rękę do ust i spod kanapy wyjął... -Nie wierzę! Kiedy się wymknąłeś?
Cały karton z najróżniejszymi filmami znajdował się schowany pod miejscem, koło którego codziennie przechodziłaś. Słowo daję, ten mężczyzna jest jak duch.
-To pójdę po coś do jedzenia i możemy oglądać - wstałaś, ubrałaś kurtkę i wyszłaś, po drodze sprawdzając gotówkę w portfelu.
***
-Co by tu włączyć...? - pytałaś się sama siebie. Słońce już dawno zniknęło, a na jego miejscu pojawiła się pełnia. Mieliście ponad dwadzieścia trzy opakowania i ciężko było się na coś zdecydować.
-,,Wzgórza mają oczy" - przeczytałaś to, co Michael trzymał w rękach - Brzmi nieźle. Pójdę do kuchni zrobić popcorn, a ty włącz już film.
Po pięciu minutach wróciłaś z pełną miską. Położyłaś ją na stoliku, zajęłaś miejsce obok, a chłopak odpalił film. Film był dostępny w wersji reżyserskiej, przez co niektóre sceny były nieco... Bardziej brutalne. Co tu dużo mówić. Kanibale zgwałcili jedną z kobiet. Był to cios dla Twojej kobiecości. Nie zdziwiło Cię jednak, że Michael patrzył się na to, ani na chwilę nie odwracając głowy. Chwyciłaś go za ramię, kiedy akcja zmierzała do końca. Koniec końców, leżałaś z głową w jego klatce piersiowej, rozkoszując się jego ciepłem.
Film skończył się niedługo później. Chciałaś ponownie zacząć wybierać, ale mężczyzna sam podrzucił Ci film.
-Titanic? Nigdy nie oglądałeś? - pokręcił głową - Niechaj będzie.
Zaczął się normalnie. Ostatni raz widziałaś go parę lat temu, więc czemu by go sobie nie przypomnieć? Zaczęło się normalnie, ale po parudziesięciu minutach doszło do sceny seksu w samochodzie. Kątem oka spojrzałaś na Michaela, ciekawa jego reakcji. Wpatrywał się zafascynowany w ekran. Uśmiechnęłaś się na ten widok i oparłaś o jego ramię. Myślałaś, że nic takiego się nie stanie, ale kiedy odwrócił się w Twoją stronę i zbliżył, zaczerwieniłaś się.
Czyżby udzielił mu się romantyczny nastrój filmu?
Michael chwycił za spód swojej maski. Kiedy nadeszła scena w samochodzie jego myśli odbiegły daleko... Nienawidził, kiedy nastolatki robili takie rzeczy w jego domu, ale teraz na miejscu Jack'a i Rose, wyobraził sobie siebie i Ciebie. Zrobiło mu się gorąco, a dziwne uczucie skumulowało w jednym miejscu.
-Michael? - spytałaś. Jednym płynnym ruchem zdjął z siebie maskę i drapieżnie, wpił w Twoje usta. Nie utrzymałaś się siedząc, więc poleciałaś do tyłu. Ani na chwilę nie przerwał pocałunku, a wręcz przeciwnie. Rękoma odciął Ci jakąkolwiek drogę ucieczki, rozstawiając je po bokach Twojej głowy.
Nieśmiało oddałaś pocałunek. Zamruczał z zadowolenia i pozwolił, byś wplątała dłonie w jego bujne, jasnobrązowe włosy. Rumieniec wkradł się na Twoją twarz, co tylko jeszcze bardziej go sprowokowało. Kiedy tylko uchyliłaś usta, wkradł się do nich językiem.
Było Ci niesamowicie przyjemnie, ale kiedy poczułaś, że jego lewa ręka wkrada się pod Twoją bluzkę, postanowiłaś przerwać, nim doszło do czegoś nieco bardziej intymnego.
Odsunęłaś się i dotknęłaś jego twarzy. Prawa strona była cała poparzona, ale lewa... Bez żadnej skazy.
Wzdrygnął się i zerwał, ponownie chcąc założyć maskę, ale mocno go przytuliłaś.
-Dla mnie jesteś idealny - powiedziałaś, całując jego, pokryty bliznami, policzek.
Michael wiedział już, że trafił idealnie. Mimo to, zdecydował się ponownie zakryć swoją twarz. Nie wiedział, co za impuls kazał mu pozbyć się Twoich ubrań, ale kiedy go powstrzymałaś, uszanował to.
Ponownie oparłaś się o jego ramię i zaczęliście oglądać film.
Tego wieczora Michael pokochał Ciebie i Titanica.
John Kramer
Leżałaś na swojej kanapie, nie mając siły by otworzyć oczy. Kiedy jednak zebrałaś się w sobie i uchyliłaś je, zauważyłaś czyjąś twarz.
-John? - szepnęłaś. W jednym momencie przypomniałaś sobie ostatnią... Sytuację. Od razu podniosłaś się do siadu, ale mężczyzna przytrzymał Cię za ramiona. Twoja głowa boleśnie zapulsowała.
-Nie ruszaj się, możesz być osłabiona.
-Co ty...? Puść mnie - warknęłaś, ignorując ból i siadając. Nadal znajdowaliście się w Twoim domu, a Ty leżałaś na kanapie, okryta kocem.
-Spokojnie (Imię), wysłuchaj mnie - starał się załagodzić sytuację.
-Żebyś znowu naopowiadał mi kłamstw?! - krzyknęłaś nieco za głośno, przez co pociemniało Ci przed oczami. Poleciałaś do przodu, ale John szybko złapał Cię w ramiona. Chciałaś od razu się odsunąć, ale przytrzymał Cię przy sobie. Nie miałaś siły się szarpać.
-Jeśli teraz mnie wysłuchasz obiecuję, że nigdy cię nie okłamię - wyszeptał. Twoje serce po raz kolejny załomotało. Tak bardzo chciałaś go nienawidzić.
-Nie chcę dawać ci kolejnej szansy, ale wiem, że jak tego nie zrobię, to nie wybaczę sobie do końca życia - mruknęłaś. Tonowy kamień z serca Johna spadł. Odetchnął głęboko, po czym pocałował Cię w policzek.
-Znam jedno przyjemne miejsce, porozmawiajmy tam.
***
Siedzieliście w kawiarni, zajmując najbardziej najbardziej odległe miejsca. John zamówił Wam po gorącej czekoladzie. Długa chwila ciszy skończyła się, kiedy otrzymaliście swoje filiżanki, wypełnione płynną rozkoszą.
-Więc... O czym chciałeś porozmawiać? - spytałaś, patrząc się w stół.
-(Imię), jestem chory - powiedział, a Ty podniosłaś wzrok.
-Co?
-Zdiagnozowano u mnie raka mózgu. Nie zostało mi wiele czasu - mówił.
-Ale... Czemu zacząłeś porywać tych wszystkich ludzi? I mnie też? - spytałaś, będąc w totalnym szoku.
-Ludzie nie szanują życia w tych czasach, a daje im szansę na zmianę swoich poglądów. Każda moja ofiara miała coś za uszami - powiedział spokojnie.
-Ale czemu ja?
-Dowiedziałem się, co zrobiłaś dla swojego kuzyna. Nie raz chroniłaś go przed policją, a nawet posunęłaś się do wzięcia winy na siebie. Wiem też, że koniec końców, przedawkował i umarł na szpitalnym stole.
-Ale... To... - Nie byłaś wstanie nic powiedzieć. Teraz wszystko nabrało sensu.
-Nie zostało mi już wiele czasu i zaakceptuje to, jeśli zdecydujesz się zerwać ze mną kontakt. Byłbym jednak szczęśliwy, mając Cię u swojego boku - kiedy to powiedział, położyłaś swoją dłoń na jego.
-Nadal ciężko przyjąć mi to do wiadomości, ale... Postaram się nie zwracać na to uwagi.
-Dziękuję - utrzymaliście przez chwilę kontakt wzrokowy, a John, bardzo powoli, nachylił się nad stolikiem i przyłożył swoje usta do Twoich. Twoje policzki zrobiły się czerwone, ale zamknęłaś oczy i oddałaś pocałunek. Był bardzo delikatny i powolny, dając Wam czas na nacieszenie się sobą.
Smakowałaś czekoladą. Mężczyzna nie mógł wyobrazić sobie lepszej reakcji z Twojej strony. Kiedy usłyszał te niezwykłe słowa z Twoich ust, nie mógł się powstrzymać, by nie okazać Ci, jak bardzo jest Ci wdzięczny.
Odsunął się powoli i włożył kosmyk Twoich włosów za ucho. Miałaś taką delikatną skórę.
Mimo, że nie podobało Ci się, czym zajmował się John w wolnych chwilach, to nie mogłaś dłużej dusić w sobie uczucia, które kiełkowało w Tobie od dłuższego czasu.
Zakochałaś się.
Z wzajemnością.
Hannibal Lecter
Przez ostatnie dni skupiałaś się na pracy. Twój kontakt z Hannibalem był znikomy. Dzwonił co drugi dzień i pytał się o Twoje samopoczucie. Wasza rozmowa nie trwała dłużej niż dziesięć minut. Byłaś trochę zła... Niedługo miał zamiar wyjechać i Wasz kontakt mógł urwać się na zawsze, a ten nie raczył spędzić z Tobą ani jednego dnia. A co, jeśli nie byłaś dla niego tak ważna, jak on dla Ciebie? Może cały czas chciał Cię tylko wykorzystać, a potem zostawić?
Twoje negatywne myśli przerwał telefon. Byłaś już po pracy, a planowałaś położyć się i nie wstawać przez resztę dnia, więc była to miła odmiana.
-Halo? - Spytałaś, po podniesieniu słuchawki.
-Witaj, (Imię) - znajomy, przyjemny głos odgonił od Ciebie całe znudzenie.
-Hannibal - wyszeptałaś.
-Tak, chciałem zapytać, czy masz może dziś czas na małe spotkanie?
-Tak, jasne. Powiedz tylko, gdzie?
-Już tłumaczę...
Hannibal opowiedział Ci, jak dojechać do miejsca, gdzie aktualnie na Ciebie czekał. Nigdy jeszcze tamtędy nie jechałaś, więc zdecydowałaś przebrać się szybko i od razu wyjechać. Byłaś ciekawa, co dla Ciebie przygotował.
***
Stałaś przed małą leśniczówką, położoną w środku lasu. Podał Ci dokładne dane, jak dojechać do miejsca, gdzie aktualnie przebywał, ale i tak zastanawiałaś się, czy dobrze trafiłaś.
Podeszłaś do drzwi i, nim zdążyłaś zapukać, drzwi same się otwarły. Hannibal, na Twój widok, szeroko się uśmiechnął i pocałował w wierzch dłoni, na przywitanie. Weszłaś do środka i zdjęłaś buty.
-Ładnie - stwierdziłaś, oglądać wnętrze.
-Chodźmy do salonu.
Przeszliście przez krótki korytarz, a następnie, przez drewniane drzwi. Usiadłaś na kanapie, a mężczyzna tuż obok. Nastała dłuższa chwila ciszy, którą postanowiłaś przerwać.
-To... Dlaczego chciałeś, żebym przyjechała? - spytałaś w końcu.
-Mam dla ciebie pewnego rodzaju... Propozycję - zaczął.
-Jakiego rodzaju?
-Wyjazd do pracy do Francji, gdzie zostałabyś moją wspólniczką w prowadzeniu sklepu z kwiatami - zaczął, a Ciebie zmroziło.
-Czy ty chcesz, żebym wyjechała z kraju? - spytałaś wprost. Odpowiedział Ci skinięciem głowy - Ja... Nie mogę podjąć takiej decyzji pochopnie. To jest... A co z tobą? Czy nie szuka cię połowa świata?
-Szuka, ale załatwienie fałszywych dokumentów nie jest dla mnie problemem - odpowiedział spokojnie. Nie wiedziałaś, co na to odpowiedzieć. Wyjazd z kraju był nieco... Przesadzonym pomysłem? Nazwijmy to wprost. Czysta spontaniczność.
-Hannibalu, to jest naprawdę trudna decyzja, ale... - nie dokończyłaś, ponieważ jego wargi napotkały Twoje. Byłaś na tyle zdziwiona, że pocałunek oddałaś dopiero po chwili.
Hannibal nie chciał słyszeć odmowy z Twoich ust. Miał wylot parę dni temu, ale postanowił zostać i zabrać Cię ze sobą. Nigdy nie czuł czegoś tak silnego do drugiej osoby. Czy był zakochany? Na pewno. Czy chciałaś z nim lecieć? Nie wiedział, ale nie zamierzał Cię zostawiać.
Odsunęłaś się nieco. Mimo, że jego usta były tym, czego pragnęłaś od dawna, nie mogłaś stracić nad sobą kontroli. Ten pocałunek porządnie namącił w Twojej głowie. Wpatrywał się w Ciebie, wyczekując odpowiedzi.
-Dasz mi jeszcze trochę czasu? - spytałaś. Pokiwał twierdząco głową i cmoknął Cię w czoło.
-W kuchni mam desery lodowe. Zechciałabyś skosztować?
Resztę dnia i noc, spędziłaś z nim. Nie wiedziałaś nawet, kiedy ten czas minął.
Kiedy siedzieliście razem na ławce, stykając się ramionami, podjęłaś decyzję. Jeśli uczucie, które ogarniało Cię, kiedy byłaś obok niego, miało trwać tylko za granicą, pojedziesz i tam.
Czego nie robi się z miłości?
Pennywise
Klauna nie widziałaś od dwóch dni. Może przestraszył się, że będzie chciał Cię zjeść? Postanowiłaś jednak zająć głowę czymś innym. Było gorąco, a wiatrak nie dawał sobie rady z ochłodzeniem Twojej sypialni. Miałaś zamiar iść pod prysznic, ale ktoś zapukał do Twojego okna. Warto wspomnieć, że mieszkanie położone jest na piętrze.
Okno same się otworzyło, a wszedł przez nie nikt inny, jak Penny.
-Idziemy na plażę - zakomenderował.
-Teraz? -
-Tak, zdobyłem ci nawet strój kąpielowy - powiedział, a zza pleców wyciągnął czerwony...
-Pennywise, skąd to masz?
-Pożyczyłem od kogoś.
-To... To nie jest strój kąpielowy.
-Ale nawet się rozciąga? - chwycił za czerwony, skąpy stanik i lekko go pociągnął. Nie chciałaś dociekać, skąd ma strój do striptizu, ale jednego byłaś pewna.
-Ja tego nie założę, to nie jest strój kąpielowy i lepiej to wyrzuć, albo odłóż na miejsce - odparłaś.
-Ech, niech Ci będzie - mruknął i wyrzucił strój za okno - To jak, idziemy na naszą... Jak oni ją nazywali... O, idziemy na naszą randkę?
-Dobrze, ale daj mi godzinkę - powiedziałaś i wstałaś z łóżka. Klaun uśmiechnął się szeroko i wyszedł za okno.
Jak dobrze, że zdecydowałaś się zabrać ze sobą strój kąpielowy.
***
Stałaś przed, praktycznie, wyludnioną plażą. Tuż obok Ciebie stał Pennywise, w czerwonych kąpielówkach. Zauważyłaś, że wyglądał praktycznie normalnie, nie licząc bladej skóry. Był nawet nieco chudszy, niż przypuszczałaś, ale i tak nie wyglądał źle. Do tego stopnia, że dwie dziewczyny na jego widok zaczęły szeptać i chichotać. Niektórzy lubią... Oryginalnych ludzi.
Poczułaś w swoim serduszku ukłucie zazdrości. Zmarszczyłaś brwi i chwyciłaś go za rękę. Poszliście na drugi koniec plaży i rozłożyliście kocyk. Usiadłaś na nim, rozebrałaś do stroju kąpielowego i zaczęłaś smarować kremem przeciwsłonecznym.
-Po co ci to? - spytał, wskazując na butelkę.
-Żeby się nie poparzyć. Penny, nasmarowałbyś mi plecy?
Pokiwał twierdząco głową. Nałożył sobie trochę płynu i powoli zaczął Cię smarować. Wzdrygnęłaś się.
-To boli? - spytał.
-N-nie, po prostu jest zimne - wyjąkałaś. Była to po części prawda, ale... Miał tak delikatne dłonie, że ciężko było powstrzymać błogie westchnięcie. Jednak nim się obejrzałaś, skończył i usiadł obok Ciebie.
-Idziemy do wody? - uśmiechnął się szeroko. Pokiwałaś twierdząco głową i po chwili znajdowaliście się tuż obok. Ku Twojemu zdziwieniu, wszedł do niej od razu. Sama zanurzyłaś jedną stopę i odskoczyłaś. Nie była najcieplejsza.
-Co jest (Imię)? Boisz się wody? - spytał, samemu będąc już po ramiona.
-Nie, ale jest trochę zima - odkrzyknęłaś. Nie powinnaś była tego mówić. Jego oczy zmieniły kolor na świecącą pomarańcz. Nauczyłaś się już, że działo się to nie tylko wtedy, gdy był głodny, ale też kiedy budził się w nim duch złośliwości.
-(Imię), chodź przytulić Pennywise'a! - zawołał. Zebrałaś się do ucieczki, ale chwycił Cię za ramiona i zbliżył do siebie. Pisnęłaś, kiedy oplótł Cię ramionami. Trzęsłaś się przez chwilę, ale szybko Ci przeszło.
-Nie wybaczę ci tego - mruknęłaś, wtulając twarz w jego klatkę piersiową.
-To jak zwykle. A teraz do wody! - Podniósł Cię, przerzucił sobie na ramię i zaczął wchodzić do wody. Kiedy byliście w niej po pas, w końcu Cię wypuścił, sprawiając, że wylądowałaś twarzą w wodzie. Szybko się wynurzyłaś i od razu zaczęłaś go chlapać. Wesołą zabawę przerwały dwie dziewczyny, które spotkaliście przed wejściem.
-Możemy się przyłączyć? - zapytała wysoka brunetka. Niższa szatynka uśmiechała się tylko promiennie.
-Tak, czemu nie? - odpowiedział Penny, nim zdążyłaś zaprzeczyć. Wpatrywał się w nie jak w obrazek, co jakiś czas oblizując usta.
-Pennywise, nie czas na obiad - szepnęłaś.
-Nikt nie zauważy, że zniknęły - odparł.
Pokręciłaś tylko głową i odbiłaś piłkę, którą szatynka w Ciebie rzuciła. Koniec końców, bawiłaś się całkiem w porządku. Wyższa z dziewczyn była bardzo sympatyczna i miło się z nią rozmawiało.
Dopóki nie ogarnęłaś, że robi to tylko po to, aby niższa mogła na spokojnie podrywać klauna.
Powiedzmy, że zagotowało się w Tobie trochę. Podobał się jej? To nich sobie znajdzie nowego! Ten jest już zajęty!
Poszły do toalety, więc zostaliście znowu sam na sam. Siedziałaś na ręczniku, jedząc paluszki i starając się wykombinować, jak dać im delikatnie do zrozumienia, że on jest Twój.
-(Imię), czemu ucichłaś? - spytał, obejmując Cię ramieniem.
-Właściwie to... - nim jednak zdążyłaś dokończyć, w oddali ponownie pojawiły się dwie dziewczyny. Znając zasadę wspólnego chodzenia do łazienki, spodziewałaś się, że mają już pewnie wymyślony jakiś plan. Nie mogłaś dopuścić, by im się powiódł.
-(Imię)? Jak chcesz, to mogę się ich pozbyć.
-Mam lepszy pomysł - mówiąc to, usiadłaś przed nim i położyłaś rękę na jego policzku. Bez wcześniejszych ostrzeżeń, wpiłaś się w jego czerwone, pełne usta.
Pennywise zamknął oczy. Nie wiedział, czemu to zrobiłaś, ale nie miał nic przeciwko. Położył dłonie na Twojej tali i przyciągnął Cię bliżej, pogłębiając pocałunek. Robił to instynktownie, ale jak dobrze!
Po chwili odsunęłaś się zadowolona.
-Mogłaś powiedzieć, zrobiłbym to wcześniej- odparł, nie odrywając od Ciebie wzroku - I... Po co to?
-Musiałam zaznaczyć moje terytorium - mruknęłaś. Chwycił kosmyk Twoich włosów i wyszczerzył zęby - Hmm?
-Teraz moja kolej - wymruczał, ponownie łącząc Wasze usta w słodkim i, o wiele dłuższym, pocałunku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
[Obrazki są zaczerpnięte z google'a, Pinteresta, Tumblera i DeviantArt'u]
Ta fotka z Jasonem jest tak zajebista, że ustawiłam ją sobie na blokadę w telefonie XD
Btw. Jest już zarodek opowiadania z Pennywise'm, a jutro ponownie idę do szkoły, więc niestety rozdziały mogą pojawiać się rzadziej.
Zwłaszcza że niedługo egzaminy, a ja i przedmioty przyrodnicze leżymy, więc... Tak.
Do zobaczenia!
P. S. Patrzcie co znalazłam na zakazanej stronie internetu:
XDDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro